I odpuść nam nasze...
John Irving jest jednym z autorów, którzy zawsze pojawiają się w moi prywatnym zestawieniu „ulubionych pisarzy wszech czasów”. Ślinię się widząc jego książki w księgarniach, ale staram się aplikować je sobie w sposób rozważny i wykalkulowany – aby starczyły na długo. To zadanie utrudnia mi wydawnictwo Prószyński i S-ka, które wznawia utwory Irvinga w pięknej, minimalistycznej oprawie graficznej. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach Modlitwę za Owena wiedziałam, że nie dam rady powstrzymać się przed kolejnym spotkaniem z amerykańskim pisarzem.
Gravesend w stanie New Hampshire jest
miejscem spokojnym, by nie powiedzieć nijakim, a przez to stworzonym do tego,
by prowadzić w nim niespieszną egzystencję. Takie właśnie życie prowadzi Johnny
Wheelwright, dziecko, któremu w życiu nie brakuje niczego. No, może brakuje mu
ojca. John wychowywany jest przez cudowną matkę i dość kapryśną babkę, żyjąc w
ciągłej niewiedzy dotyczącej swojego pochodzenia. Nie jest to jednak największa
zagadka w jego życiu. Jest nią Owen Meany, najlepszy przyjaciel Johna, chłopiec
zadziwiająco inteligentny, niziutki niczym karzełek, lekki niczym niemowlę. Owen
to wielka tajemnica, zdaje się jednak, że jakaś siła na stałe związała go z
losem rodziny Wheelwrightów. John przekonuje się o tym w bardzo dotkliwy
sposób, podczas pewnego meczu Małej Ligi.
Kiedy skoczyłam Modlitwę za Owena, a w głowie wybrzmiały ostatnie myśli związane z
końcowymi wydarzeniami, do głowy przyszła mi jedna myśl, która najsilniej
opisuje mój stosunek do tej powieści Irvinga. To słowa angielskiego komika,
Eddiego Izzarda, mówiącego o amerykańskim hymnie: The American national anthem I've noticed is a bit hazy in the middle.
Cause you start strong and you finish strong, but the middle bit's a bit. Dokładnie
taka jest Modlitwa za Owena –
wyrazista na początku i na końcu, z dość rozmytym środkiem. Choć powieść
skończyłam dosłownie kilka dni temu, nie byłabym w stanie opowiedzieć o wielu
dziwacznych wydarzeniach mających miejsce w Gravesend. Przeleciały przeze mnie
jak woda, pozostawiając jedynie pewien niedookreślony posmaczek. Z pewnością
nie będzie to najbardziej pamiętna przygoda z prozą Irvinga, choć nie mogę powiedzieć,
by autor mnie zawiódł. Otrzymałam przecież kilka mocnych akcentów a przede
wszystkim dość symboliczną i przy tym kontrowersyjną opowieść o sile wiary.
O ile historię opowiada nam John, z
bezpiecznego miejsca w Kanadzie, w której postanowił się zestarzeć, tak nie
można powiedzieć, by był on głównym bohaterem powieści. Jest nim Owen Meany,
dziecko zbyt charyzmatyczne, by można było się z nim nie liczyć. Z kolejnymi
rozdziałami poznajemy więc życie Owena i Johna, usiane zwykłymi wydarzeniami,
jak jasełka czy przedstawienia teatralne, mecz baseballu i zabawy na strychu,
które mogły w każdej chwili zmienić się w coś, co postawi ich życie do góry
nogami. Tak też dzieje się prawie za każdym razem, choć Owen wydaje się tym
dużo mnie zaskoczony niż jego przyjaciel. Irving doskonale portretuje swojego
bohatera, który przesadny jest dosłownie we wszystkim, prócz wzrostu. Ten
niewielki człowiek o przedziwnym, piskliwym głosie, jest kimś więcej niż tylko
chłopcem, a przynajmniej za kogoś takiego chcą go uważać jego najbliżsi. Czy
Owen jest prorokiem, a może wręcz mesjaszem? Może jest tylko nad wiek
rozwiniętym chłopcem, który dzięki obserwacji i błyskotliwości potrafi zauważać
więcej, niż inni? Choć Irving nie daje jednoznacznej odpowiedzi, zostawia
swojego czytelnika z wieloma myślami dotyczącymi nie tylko samego Owena, ale
także istoty wiary. Religia ma zresztą ogromne znaczenie w Modlitwie za Owena, choć w ogólnym rozrachunku to nie ona liczy się
najbardziej. Liczy się umiejętność uwierzenia w to, czego się nie widziało,
czego się nie zaznało lub chociażby odwaga, by nie zamykać się na prawdziwe
cuda.
Modlitwa
za Owena jest tak naprawdę przedstawieniem jednego aktora,
chociaż Irving w bardzo sprytny sposób zestawia swojego niesamowitego bohatera
z przeciętnym i nudnym wręcz „Józefem”, jak określa się sam John. Historia
opowiedziana z jego perspektywy, przepełniona wspomnieniami ale także wieloma
przebitkami z teraźniejszości mężczyzny mieszkającego w Kanadzie choć opętanego
amerykańską polityką, wskazują na ogromnie ważny problem powieści – nawet zwykły
„Józef” może spotkać w swoim życiu kogoś tak niesamowitego, jak syn boży, który
zmieni cały jego świat. Irving śmiało operuje symboliką religijną, co
niektórych może urazić innych zaś po prostu zaciekawić. Moim zdaniem jest to
sprytny zabieg, który pozwolił na stworzenie pięknej opowieści o życiu pełnym
cudów.
Chociaż Modlitwa za Owena nie była zachwytem, co więcej, nawet mnie nie
wzruszyła a i rozśmieszała dość rzadko, to nie mogę powiedzieć, by to spotkanie
z Irvingiem było nieudane. Z pewnością nie zaliczę jej do prywatnej czołówki,
jednak nie szybko zapomnę o Owenie Meanym i jego niecodziennym spojrzeniu na
świat.
Moja ocena:
Za możliwość spotkania się z mieszkańcami Gravesend dziękuję
Tytuł: Modlitwa za Owena
Data wydania: 24.05.2016 (wznowienie)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 744
Przeczytałam tę książkę wiele (kilkanaście, dwadzieścia ?)lat temu i pamiętam, że zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Była to jedna z pierwszych książek Irvinga, które poznałam. Twoja "czwórka" mnie zastanowiła.. Mój gust literacki jest inny niż dawniej, może zajrzę do niej jeszcze kiedyś. Teraz jest mnóstwo książek z różnymi, dziwnymi wątkami i bohaterami, więc szkoda czasu.. Wtedy Owen zdecydowanie zadziwiał, ale może tylko mnie ? No cóż, istotne jest w którym momencie życia co się czyta ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam właśnie, że o "Modlitwie za Owena" mówiłaś jako o swojej ulubionej powieści Irvinga. Być może gdybym zaczynała od tej powieści ocena byłaby inna, tak samo jak odbiór. Jednak teraz, przy większej znajomości autora, ta powieść nie wydaje mi się aż tak wyjątkowa. Owen z cała pewnością zadziwia, a Irving prowokuje, ale przy "Świecie według Garpa" czy "Regulaminie tłoczni win" ta historia wydaje mi się mniej fascynująca. Jestem ciekawa czy odebrałabyś ją podobnie teraz, po wielu latach czytania :)
Usuń"Regulamin.." bardzo lubię, "Garpa", "Hotel..", "Wdowę.."- też. Nie przypadła mi do gustu "Metoda wodna" i ostatnia "Aleja.." Wyjątkowo lubię "Syna cyrku" i "Ostatnią noc w Twisted River". Nie zmienia to jednak faktu, że cokolwiek ten autor jeszcze napisze - przeczytam na pewno. Mam "Modlitwę.." więc jeżeli będę miała czas ją przejrzeć - napiszę Ci jak ją odnalazłam po latach :)
OdpowiedzUsuńJa również nie jestem fanką "Metody wodnej", choć po zakończeniu lektury było dużo lepiej, niż w połowie. Ta książka jednak miała sens :)No widzisz, w takim razie mamy tak samo, bo ja też biorę Irvinga w ciemno :)
Usuń"Modlitwa..." ma swoje 700 stron, więc trochę czasu byś musiała znaleźć;) Takie ponowne odczytywanie lektury zawsze jest ciekawe. Przynosi wiele nowych myśli lub po prostu uświadamia nam, że ruszyliśmy do przodu.
Wstyd się przyznać, ale książki jeszcze nie przeczytałam, chociaż poluję na nią od jakiegoś czasu. Do tej pory nie czytałam żadnej powieści autora, więc mam nadzieję, że zrobi na mnie nieco większe wrażenie, ale jestem pozytywnie nastawiona ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://myfantasticbooksworld.blogspot.com/
Zawsze powtarzam, że to żaden wstyd, ewentualnie bodziec zmuszający do sięgnięcia po danego autora :) Pozytywne nastawienie i cudowny styl Irvinga dadzą doskonałe efekty, jestem pewna. U mnie zachwytu nie było, ale i tak bawiłam się dobrze, więc jeśli odnajdziesz się w zwariowanym świecie, który tworzy autor, to jesteś w domu ;)
UsuńPozdrowienia!
To pierwsza książka autora, którą czytałam i byłam zachwycona. W takim razie muszę szybko sięgać po kolejne skoro są jeszcze lepsze;) problem w tym, że to również jedną z najdłużej czytanych przeze mnie książek w życiu - zajęła mi kilkanaście godzin. Jeśli inne też mialabym czytać tak długo, będę musiała odłożyć lekturę w czasie.
OdpowiedzUsuńKilkanaście godzin, powiadasz? Dorotka, ja nie wiem, jak szybko Ty czytasz, ale zaczynam wpadać w kompleksy :P Chyba się zapiszę na jakiś kurs czy coś.
UsuńIrving pisze dość obszerne powieści, takie małe kobyłki, ale czyta się je zadziwiająco szybko. Ja "Modlitwę..." również czytałam dość długo, więc może to taki urok książki. "Świat według Garpa" wciągnęłam chyba w dzień lub dwa :)
Z każdą kolejną Twoją recenzją Irvinga mam coraz większą ochotę, żeby tego autora poznać, a mam nieodparte przeczucie, że będzie mi się podobał.
OdpowiedzUsuńNiech ta ochota jeszcze trochę podrośnie, to pierwsze spotkanie będzie tym bardziej udane :) Taką mam przynajmniej nadzieję. "Modlitwa..." może być dobra na pierwszy raz, choć ja zaczynałam od Garpa :)
UsuńTa powieść Irvinga jest w moich planach. Chociaż widzę tu motywy już ,,grane" w innych powieściach tego autora, to i tak zaryzykuję ;)
OdpowiedzUsuńIrving znany jest z tego, że lubi podgryzać własny ogon, ale "Modlitwa.." jest zaskakująco inna. Nie ma niedźwiedzi ani zapaśników, cyrku, gwałtów etc. To z pewnością mniej typowa powieść Irvinga.
UsuńPowinnam chyba zaprzestać blogową wędrówkę, bo co chwilę natrafiam na wybitnych autorów, których twórczości jeszcze nie poznałam, a wszyscy o nich wszystko wiedzą i wstyd rośnie z każdą literką. Muszę umówić się wreszcie na randkę z Irvingiem, nie ma co tego odwlekać, zwłaszcza po Twoim entuzjazmie do twórczości tego autora. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo często wszyscy wszystko wiedzą o popularnym chłamie, więc nie do końca to musi być Twoja strata ;) A wstyd z nieznajomości np. Irvinga można przekuć w.... pójście do biblioteki i wyciągnięcie jego powieści z półki:) Zdaję sobie sprawę z tego, że mój entuzjazm bywa chory, ale Irving to taki autor, w którym można się chyba tylko zakochać. Chociaż ma swoje wzloty i upadki :)
UsuńPozdrawiam Stworku:)
Czytałam ją kilka lat temu, ale wciąż pamiętam tę historię Owena:)
OdpowiedzUsuńO niektórych aspektach tej powieści z pewnością trudno będzie zapomnieć :)
UsuńPiszesz, że nie ma zachwytu, a jednak ocenia niezła. Kilka już Irvingów przeczytałaś i poniżej 4+ nie schodzisz, jak zauważyłem. Jakbyś je uszeregowała od najlepszej do najgorszej? :) Ja prawdę mówiąc myślałem, że jak mi się spodoba Hotel to następnie łyknę właśnie Owena, bo niby jeszcze Aleja jest do recenzji,. ale nie bardzo mnie przekonuje. :)
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz,że ja jestem w trakcie Hotelu, ale podoba mi się na tyle, że przypuszczam iż Irving będzie jednak autorem dla mnie, i podobnie jak Ty będę musiał go sobie systematycznie dawkować. :)
Zachwytów nie było, ale to dobra powieść - dobra z plusem:) Warto ją przeczytać i z pewnością nie żałuję, że się za nią zabrałam, ale to nie było najbardziej udane spotkanie z Irvingiem.
UsuńGdybym miała je uszeregować od najlepszej do najgorszej to lista wyglądałaby tak:
1. "Regulamin tłoczni win"
2. "Świat według Garpa"
3. "Hotel New Hampshire"
4. "W jednej osobie"
5. "Modlitwa za Owena"
6. "Aleja tajemnic" ex aequo z "Metodą wodną"
Nie jest tego dużo, ale już trochę utworów tego pana udało mi się przeczytać i wiem, czego oczekiwać :)
Myślę, że "Aleję tajemnic" powinieneś zostawić sobie na trochę później, bo Irving tam wręcz do znudzenia się cytuje. Powiela schematy, mówi o swoich powieściach, wykorzystuje podobne wątki - na tę książkę trzeba być przygotowanym merytorycznie. "Modlitwa za Owena" będzie dużo lepszym wyborem :)
Irving wydaje bardzo rzadko i trochę się boję, że niedługo nie będę miała czego czytać, jeśli tak po prostu rzucę się na jego stare powieści. Lepiej się z tym nie spieszyć, choć Prós zachęca tymi swoimi wydaniami :) A Ty czytaj ten "Hotel..." i pisz recenzję, bom ciekawa :D
Dziękuję, za zestawienie. Myślałem o tym "Regulaminie", ale postanowiłem, że będę czytał na bieżąco wydawane przez Prószyński, a to sobie zostawię jako wisienkę na jakiś specjalny okres, może na święta czy coś. :)
Usuń"Aleję" zostawię w takim razie na dalszy czas, kiedy już w prozę Irvinga wsiąknę na tyle, że będę się jarał stylem, a nie fabułą. :)
Pisałem w poprzednim poście, że powinienem do końca tygodnia przeczytać. :)
"Regulamin..." czytałam już dwa razy i kocham tę książkę, ale zdaję sobie sprawę z tego, że temat w niej poruszony nie każdemu będzie pasować. Ale ja kocham bohaterów i bardzo odważne podejście do tematu aborcji. No i humor oczywiście :) Oby ta "wisienka" Ci się spodobała :)
UsuńJakbym ciut wcześniej nawiązał współpracę z Prószyńki to pewnie nie "Garpa", a właśnie "Regulamin" czytałbym pierwszy. Ale może i dobrze się stało. BO jak jest szansa, że trafi się książka jeszcze lepsza od tej albo przynajmniej na porównywalnym poziomie, to można ją spokojnie zostawić jako taką właśnie wisienkę. :) Ja sobie w ten sposób zostawiam "NA wschód od Edenu" Steinbecka.
UsuńW takim razie jestem bardzo ciekawa, jak ta "wisienka" Ci podejdzie :) Tylko zbytnio się nie nastawiaj, bo wtedy ciśnienie rośnie, a jak książka nie podoła, to będę miała wyrzuty sumienia ;) Swoją drogą jestem ciekawa, którą z powieści Prós wznowi teraz. Chociaż miałam się ograniczać z Irvingiem, nie ukrywam, że z chęcią znowu zatopiłabym w nim zęby :D
UsuńNo własnie, czasem tak jest, że człowiek za dużo oczekuje i się mija z rzeczywistością. W takim razie nie będę oczekiwał aż tak, a po prostu zostawię sobie na potem. ;)
UsuńA ja Ci mogę to powiedzieć, bo jestem zajebiście obeznany :D Mianowicie: będzie to albo Syn cyrku, albo Wymyślona dziewczyna, ale raczej najpierw Syn. :)
O rzesz Ty zajebiście obeznany człowieku! :P Dużo bardziej wolę teraz przeczytać "Syna cyrku", więc oby on wyszedł najpierw. Nie dość, że objętościowo pięknie to wygląda, to i temat wydaje się na tyle irvingowy, że trudno nie brać tej historii w ciemno :)
UsuńTa "wymarzona" to jest chyba jakaś autobiografia. Syn cyrku widziałem słabiutka ocena na LC. Ale zobaczymy. Może zaczniesz czytasz pierwsza i mnie przekonasz. ;)
Usuń"Syn cyrku" ma ocenę 6,96! To według Ciebie słabiutka ocena? :)
UsuńW takim razie jak tylko wyjdzie to zabieram się za czytanie, żeby Cię zachęcić lub ostrzec przed irvingową wpadką;)
Słabiutka względem pozostałych jego książek. :) Ale wiadomo, wszyscy oceniający poniżej 4+ mogą się nie znać. :D
UsuńJa ogólnie mam tak, że jak mnie jakiś autor zachwyci, to potem wiele daruję i przymykam oko. King też ma przecież słabe książki, i to niektóre tak wielce mnie irytujące. ;)
Nie jest aż tak źle, to przecież średnia uwzględniająca tak dziwne oceny jak 1 gwiazdka! Naprawdę nie wiem, co musiałby zrobić Irving, żebym oceniła go na 1.
UsuńMyślę, że to dość normalne. Choć czasem zdarza się tak, że jeśli już uwielbiasz danego autora, a on popełnia kiepską książkę, to ten zawód uderza w Ciebie silniej, niż gdyby taką powieść napisał ktoś Ci obojętny. Dwie strony medalu :)
Pewnie masz rację, ale ja generalnie bardziej sugeruję sie ocenami na biblionetce, niż na LC. Tam są bardziej rzetelne, moim zdaniem. Aczkolwiek zawsze zaglądam i tu, i tu.
UsuńDokładnie tak. Ale ja i tak sobie postanowiłem, że twórczość Kinga przeczytam dwa razy (nawet te najsłabsze), a nawet i w kilku przypadkach więcej. Po prostu uwielbiam tego gościa. I liczę, że będzie żył jeszcze z 20 lat i dalej pisał. :)
Ja również zwykle sprawdzam w obu miejscach. Ale wydaje mi się, że na Lubimy Czytać jest więcej użytkowników, więc często więcej ocen a przez to średnia wypada bardziej adekwatnie.
UsuńAle z Ciebie zachłanny fan :P Niech facet jeszcze pisze i pisze, też mu tego życzę, chociaż ostatnio nie czytam jego nowych książek, bo po "Panu Mercedesie" stwierdziłam, że King w kryminalnym wydaniu to nie moja bajka. Zupełnie.
Chyba tak. LC jest bardziej komercyjne i nowoczesne. Biblionetka to taki staruszek, który jakieś zmiany wprowadza, ale same takie naprawdę konieczne. Nie jakieś pierdoły. Ale ja korzystam z obu i nie zamierzam przestać z którejkolwiek. Obie stronki się dopełniają. :)
UsuńMyślisz, że tylko ja? Wejdź sobie na forum GothamCafe i kącika SK, to zobaczysz, ile tam psychofanów Kinga jest. :D Nawet mają swoje zjazdy, na których się spotykają i wspólnie bawią z Kingiem w tle. Bardzo fajne to. Sam chciałbym chociaż raz się z nimi wybrać, bo od kilku ładnych lat już gdzieś tam sobie piszemy na forum i znamy nawzajem. :) Tu masz fotorelacje, tak z ciekawości, jakbyś chciała.
http://stephenking.pl/zjazdy/
King nie istnieje w kryminalnym wydaniu tak naprawdę. Jego książki "kryminalne" to tak naprawdę bardziej powieści sensacyjne albo thrillery. Colorado Kid ma najwięcej wspólnego z kryminałem. Ale przeciętniak to taki. :)
Jest, rzeczywiście. Do biblionetki mam spory sentyment. Od tego portalu zaczynałam zapisywanie książek, segregowanie ich i ocenianie. Przez jakiś czas tam nie zaglądałam, ale ostatnio znowu z niej korzystam:)
UsuńKing jest akurat takim pisarzem, który z pewnością może pochwalić się całą masą psychofanów. W sumie to trochę mu współczuję. Budzisz się, a tam za oknem jakiś koleś w przebraniu Pennywise'a, który tylko chciał pokazać Kingowi, jak bardzo go kocha:P A akurat zjazdy i zabawy to świetny pomysł. Nie jeżdżę na tego typu rzeczy, ale chyba nie miałabym nic przeciwko. Nie dość, że poznajesz ludzi, którzy jarają się tym samym, co Ty, to jeszcze dobrze się bawisz:)
Czytałam "Pana Mercedesa" i byłam naprawdę zawiedziona. Miałam nadzieję, że King świetnie poradzi sobie z gatunkiem. Wyszło przewidywalnie i banalnie, a to spory zawód, bo akurat po Kingu spodziewam się wszystkiego, prócz banału. Kolejnych części nie tknęłam.
To masz tam konto? Dajesz login. Nie ważne, że nie zaglądasz za często. :)
UsuńWiesz co, kiedyś chyba coś się zdarzył oz nachodzeniem fanów, ale od pewnego czasu ma taką willę, że tam nikt nie wejdzie. Nigdy nie czytałem, żeby miał taki przypadek z klownem, ale całkiem ciekawy pomysł. :D On niemal w ogóle się nie rusza poza kontynent. W Europie był zaledwie 2 razy. Normalnie to na jakieś tournee się wybierają po Stanach, odwiedzając kilka stanów i podpisując książki. O ile dobrze pamiętam, to King takie wypady robił kilka razy motorem.
"Pan Mercedes" to średniaczek. "Znalezione nie kradzione" lepsze. Zobaczymy co ze zwieńczeniem. Trochę mnie denerwuje, że nie mogę zacząć czytać w dniu premiery, bo cholerny empik ma monopol przez pierwsze dni, i nie ma od razu twardego wydania do kupienia. Jak jest książka z Prósa to niemal zawsze w tym samym dniu czytam. Nigdy nie lubiłem Albatrosa i już chyba nie będę. :/
A bardzo proszę: Olga M. zapraszam :)
UsuńDomyślam się, że teraz nie ma już takich problemów, chociaż na bank ludzie nadal próbują go nachodzić. A jeśli nie to, to przynajmniej nagabywać listownie i mailowo. Ale nie życzę mu, żeby ktoś wpadł na pomysł z clownem, bo to mogłoby być jego ostatnie spotkanie z Pennywise'm :P
Wiesz, jakoś nie chce mi się przekonywać, czy "Znalezione..." jest lepsze. "Pan Mercedes" był marnym kryminałem, za dużo zębów zjadłam na tym gatunku, żeby mnie teraz King bajerował kiepskimi historyjkami. A szkoda, bo ten facet ma fantastyczną wyobraźnię, naprawdę dobry warsztat, a tu babok. Ale przynajmniej ma twarde wydania ten Albatros, na którego tak marudzisz. Musisz po prostu uzbroić się w cierpliwość :)
Ok, zaraz tam wbijam. :)
UsuńPewnie tak. I pewnie większość celebrytów to ma. :)
No widać nie ma na tyle dobrej w przypadku kryminałów. Ale zdarza się. Poezja tez mu nie wychodzi, a czasem się pojawia w jego zbiorach. Jego prawo pisać, co chce. Komuś może się spodoba. :) Tak, zgodzę się, że te wydania twarde są dobre, i ogólnie w ostatnim czasie ładniejsze. Ale i tak mnie denerwują i nie przestaną póki co. Oni poza tym nie za bardzo starają się promować albo umilać takie premiery. A Prós? Prós jak wydaje nową książkę to masz zakładki, energetyki, kalendarze, specjalne zintegrowane wydania, plakaty itp. I całkiem inaczej taka premiera wygląda jak są jakieś atrakcje.
Rzeczywiście, czytałam ten jego wiersz z ostatniego zbioru opowiadań i nie był wysokich lotów. Ale co kto lubi:)
UsuńBo Prós jest świetnym wydawnictwem, ot co. Nie każdy może być taki fajny, trzeba się z tym pogodzić;) Mnie tam Albatros ani ziębi ani grzeje, po prostu są. Mają ładnie wydane książki, ale nie wydają zbyt dużo takich tytułów, które mnie interesują, więc rzadko się z nimi stykam. Poza tym najwidoczniej mają dość tradycyjne podejście do literatury - książka obroni się sama. Prós jest nowoczesny, więc bawi się w promocje.
Problem w tym, że Albatros ma sporo autorów, na których mi zależy i nie ukrywajmy, że jest jednym z najpoważniejszych i najbardziej rozpowszechnionych wydawnictw. Bardzo bogata oferta i dystrybucja.
UsuńPrós też ma kontakt z klientami lepszy. Ale to tam, nie rozciągajmy tego, bo nie ma sensu. Jest jak jest i trzeba się z tym pogodzić. ;)
Zabrzmiało trochę tajemniczo. Przyznaję, że recenzja trochę mnie zaciekawiła jednak to nie jest książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńW takim razie zmuszać nie będę :) Może następnym razem uda mi się Cię zainteresować :)
UsuńPrzyznaję, że Twoja recenzja bardzo mnie zainteresowała i jestem ciekawa, czy również miałabym takie odczucia, co do tej pozycji. Przytoczone słowa Eddiego Izzarda zdają się być trafne. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam dopiero planujesz rozpoczęcie przygody z Irvingiem, więc chyba nie polecam "Modlitwy..." na pierwszy strzał. Może drugi lub trzeci? :)
UsuńPozdrawiam również, Miłko! :)
Irvinga znam, ale "Modlitwa..." wciąż przede mną.
OdpowiedzUsuńWszystko jest do nadrobienia ;) Jestem ciekawa czy jako czytelniczka Irvinga odnajdziesz się w świecie przedstawionym w "Modlitwie...".
UsuńSzczerze mówiąc to jedyna książka Irvinga, którą jak dotąd przeczytałem, ale ja po lekturze byłem bardzo zadowolony :)
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że popełniłam spory błąd nie zaczynając przygody z Irvingiem od "Modlitwy..." :) Zachwytów nie było, ale nie mogę odmówić autorowi umiejętności a historii pewnego uroku. Więc nie marudzę :)
UsuńOstatnio przypomniałam sobie "Świat według Garpa" i tylko utwierdziłam się w mojej ogromnej sympatii do twórczości tego autora. A "Regulamin tłoczni win" wspaniale mi się czytało. :)
OdpowiedzUsuńAch, "Świat według Garpa" jest cudowną lekturą: zwariowaną, zabawną i smutną jednocześnie. Ale to właśnie "Regulamin..." króluje w moim zestawieniu:)
Usuń