Melina i Jim
Czy prawdziwa miłość może połączyć gwiazdę rocka, człowieka sukcesu, który zdaje się mieć dosłownie wszystko i zwykłego fryzjera, prostego i nieposiadającego wielkich pragnień? Wydawałoby się, że jest to historia napisana przez autora harlequinów a nie przez życie. A jednak ten romans przydarzył się naprawdę. I, co ważniejsze, był czymś więcej niż tylko chwilową miłostką.
Freddie Mercury był jednym z
najważniejszych muzyków mojego życia, obdarzonym fantastycznym, mocnym głosem,
tworzącym przejmujące i niezapomniane utwory. Był także prawdziwym
perfekcjonistą (ta cecha łączyła wszystkich członków grupy Queen), opętanym
wizją, którą pragnął spełnić. Ten niesamowicie skromny, zakompleksiony
mężczyzna na scenie zamieniał się w prawdziwą bestię, igrającą z publicznością
i popisującą się wokalnymi umiejętnościami. Jego śmierć była niepowetowaną
stratą, tragedią nie tylko dla rodziny i przyjaciół, ale i dla milionów fanów,
którzy tłumnie przybywali pod posiadłość Freddiego, by złożyć hołd swojemu
idolowi. Jim Hutton, jego przyjaciel i wieloletni partner, opowiada o swoim
życiu z Freddiem, którego nie znaliśmy. O kapryśnym i humorzastym mężczyźnie,
który potrafił gniewać się całymi dniami o bzdury, by później ot tak o
wszystkim zapomnieć. O cudownym, słodkim człowieku, skorym do obdarowywania
ukochanych przyjaciół, nazywanych Rodziną, wszystkim, co najlepsze – biżuterią,
pieniędzmi, perfumami. O imprezowiczu, który u boku swojego mężczyzny
wyciszył się i uspokoił, choć niestety nie na tyle szybko, by uniknąć tragicznego
losu.
Freddie
Mercury i ja to prawdziwa gratka dla wszystkich fanów
artysty, którzy chcieliby choć trochę rozsunąć zasłonę i rozejrzeć się po jego
prywatnym życiu, spojrzeć okiem Jima Huttona na wszystkie imprezy, wyjazdy i
szalone zakupy, których Freddie nigdy sobie nie szczędził. Dla mnie ta podróż
była doznaniem ambiwalentnym. Z jednej strony fantastycznie czytało mi się o
miłości Freddiego do kotów czy pięknych przedmiotów, które kupował wręcz
tonami, nie licząc się z kosztami. O wielkich kłótniach i jeszcze większych
prezentach, kupowanych z myślą o najbliższych. Z drugiej zaś czułam się jak
jeden z natrętnych pismaków, którzy czatowali pod Garden Lodge, czekając na
jakiekolwiek informacje, prawdziwe bądź nie, będące pożywką dla głodnego
sensacji motłochu. Czytając o ostatnich miesiącach życia Freddiego,
wyniszczonego walką z AIDS, byłam bardziej niż przygnębiona, rozmyślając nie
tylko o cierpieniu, którego zaznał, ale także o pięknej muzyce, która nie
zdołała powstać przez jego przedwczesną śmierć. Chociaż było mi głupio, że
przypatruję się najintymniejszym chwilom życia tego niesamowitego człowieka,
patrzyłam dalej, wiedząc jaki będzie finał tej historii. I nie byłam w stanie
powstrzymać łez.
Dlaczego Jim Hutton postanowił spisać
swoje wspomnienia o ukochanym? Dlaczego opowiedział o wspólnych rytuałach,
wyjazdach i cudownych chwilach spędzonych w domowym zaciszu, ale także o
tragicznym, bolesnym końcu tej miłosnej przygody? Hutton wyjaśnia to pod koniec
publikacji, przywołując przy tym żart Johna Deacona – ja tu tylko gram na basie. Sam brany był bowiem jedynie za ogrodnika Freddiego, jego pracownika,
nie zaś kochanka, partnera czy męża, jak niejednokrotnie mówił o nim Freddie.
Książka ta ma być zatem nie tylko opowieścią dotyczącą życia niesamowitego
muzyka, ale także tekstem oddającym sprawiedliwość wielkiemu uczuciu, o którym
mówiono niewiele – Freddie ukrywał Jima przed prasą, a sam Jim, skromny i nie
lubiący robić szumu wokół swoich związków, dobrowolnie chował się w cieniu. Po
śmierci Freddiego zrozumiał, że nie było to najlepszym rozwiązaniem.
Nie oczekujcie jednak literackich
fajerwerków, pięknych, poetyckich zdań czy wciągającej narracji. Jim Hutton był
prostym Irlandczykiem, nie bawiącym się w subtelne metafory. Swoją książkę
napisał prosto acz sugestywnie. Momentami czujemy jednak, jak wkrada się do
niej chaos. Autor bowiem niejednokrotnie przeskakuje z tematu na temat, snując
swobodnie swoją opowieść, której struktura rozpada się raz za razem. Nie
przeszkadzało mi to podczas lektury, choć niekiedy miałam ochotę zabrać się za
tekst i odrobinę go złagodzić, by stał się przyjemniejszy dla oka (za to niedopatrzenie winię jednak na Tima Wapshotta, współautora książki).
Pomimo niewielkich mankamentów książka
Huttona jest pięknym świadectwem miłości i ogromnego oddania, które zdaje się
nie mieć granic. Ukazuje ten rodzaj chwil w życiu człowieka, które przemykają
mu przed oczami w dniu jego śmierci – to kwintesencja największego szczęścia i
czarnej rozpaczy. Przepłakałam nad nią pół nocy i jestem przekonana, że poruszy
także wielu z Was.
Na sam koniec pragnę
zostawić Was z jednym z najpiękniejszych utworów świata, który nadal
wywołuje we mnie żywe emocje, choć znam i słucham go już od lat.
Wszystkiego najlepszego, Freddie!
Moja ocena książki: 6/10
Za spotkanie z Freddiem, jego mężem i kotami dziękuję
Autor: Jim Hutton, Tim Wapshott
Tytuł: Freddie Mercury i ja
Data wydania (wznowienie): 14.09.2016
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 304
Boże !!! Freddy Mercury !!!! Jest najważniejszą miłością moich młodzieńczych lat . Mijają lata, zmieniają się moje upodobania muzyczne,literackie i wszelkie inne.... Ale Freddiego lubię słuchać nadal na cały regulator kiedy jadę sama. Oczywiście śpiewany wspólnie Galileo !!! Mimo niskiej oceny, zerkne na tę książkę przy okazji. Kiedyś zrobiłabym to natychmiast....
OdpowiedzUsuńNo proszę, nie miałam pojęcia, że jesteś z tych, którzy z Freddiem śpiewają Galileo :D Miło jest zauważyć kolejną płaszczyznę porozumienia między nami.
UsuńOcena nie jest tak niska - u mnie 6 to naprawdę nieźle :) Poza tym ta 6 spowodowana jest owym topornym stylem i moim ambiwalentnym podejściem do tematu. Trochę mi było głupio czytać o wielu chwilach z życia Freddiego, które ten chciał zostawić tylko dla siebie i bliskich.
Ano właśnie, kiedyś mogłam przeczytać o wiele więcej niż teraz. Toporność stylu mnie skutecznie odrzuca, a "wywnętrzanie" się, łącznie z obscenicznymi selfie stało się tak wszechobecne, że gładko je omijam i lecę dalej :) Pewnie jeszcze znajdziemy jakieś wspólne miłości nie raz =(^..^)= pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę po tę książkę, bo bardzo cenię sobie Freddy'ego jako artystę, ale niewiele wiem o nim od strony prywatnej. Chętnie dowiem się o nim więcej. Pozdrawiam :-),
OdpowiedzUsuńZaczytana do samego rana
W takim razie polecać nie muszę :) Dobrze, że wydawnictwo postanowiło wznowić książkę, bo była bardzo trudno dostępna. Teraz więcej osób może poznać Freddiego trochę bliżej :)
UsuńMoja mama lubi jego muzykę. Mam kilka takich wspomnień z dzieciństwa, w których przewijają się piosenki Mercury'ego, więc pewien sentyment i ja odczuwam. Nie wiem czy zdecyduję się na lekturę tej publikacji, ale to dobrze, że partner muzyka wyszedł z cienia. Skoro łączyło ich prawdziwe uczucie to pora, żeby świat się o tym dowiedział.
OdpowiedzUsuńW takim razie poleć mamie - może będzie miała ochotę dowiedzieć się trochę więcej o życiu Freddiego ;) Dla mnie Queen to nie tylko muzyka dzieciństwa, to muzyka życia! Chociaż Hutton nie miał wielkiego daru literackiego, zdołał mnie rozśmieszyć i wzruszyć, a to naprawdę dużo.
UsuńDobry pomysł, mama ma w październiku imieniny, więc prezent jak znalazł :)
UsuńNatomiast w kwestii muzyki to muszę przyznać, że bardzo rzadko czegoś słucham i nie mam takich utworów, które są dla mnie szczególnie ważne. Jakoś tak muzyka mi nie towarzyszy.
UsuńPo książkę sięgnę na pewno, bo Freddiego uwielbiam i wielką chęcią sięgnę po książkę o nim.
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że muzyka Queen nadal jest słuchana i uwielbiana. To był cudowny zespół. A Freddie, jako osoba, był naprawdę nietuzinkowy.
UsuńPowiedzieć, że uwielbiam Freddiego, to nic nie powiedzieć. Ale, nie wiem właściwie dlaczego, nigdy nie odczuwałam pokusy, aby uchylać kurtynę i czytać biografie muzyków (chociaż o życiu Freddiego co nieco siłą rzeczy wiem, głównie z gazet i TV). Inaczej sprawa ma się z pisarzami - o tych chciałabym (i lubię) wiedzieć wszystko! ;-) Przynajmniej o ulubionych.
OdpowiedzUsuńFani Freddiego łączcie się! :D Ja też nie jestem wielką fanką biografii muzyków - trudno mi zapamiętać tytuły piosenek, a co dopiero fakty z życia ich twórców. Ale dla niego musiałam zrobić wyjątek. To był po prostu fantastyczny facet, wielki showman i wielki głos. Jednak czasem przytłaczał go ogrom sławy, a dzięki Huttonowi wiem chociażby, że w klubach niejednokrotnie szeptem mówił "siusiu", z autentycznym przerażeniem, że nie uda mu się bez pomocy przyjaciół dojść do toalety bez nagabywania ze strony fanów. Choćby dla takich niewielkich smaczków warto przeczytać tę książkę.
UsuńChyba nie ma dorosłej osoby, która nie znałaby i nie słuchała Freddiego. To legenda, a o legendach czytać trzeba :)
OdpowiedzUsuńPewnie trochę by się znalazło, ale to pewnie jakieś niedobitki ;)
UsuńKsiążkę czytałam jednym tchem.Były momenty wesołe,szokujące i niestety smutne.....Również płakałam..
OdpowiedzUsuń