poniedziałek, 7 września 2015

"Złodziejka" Sarah Waters - recenzja



Nigdy nie ufaj łotrowi


Moje pierwsze spotkanie z prozą Sarah Waters było czymś przedziwnym – do Złodziejki podeszłam bowiem z typową rezerwą, przeznaczoną dla powieści autorów, których nie znam. Myślałam, że jeśli pozostanę chłodna wobec wszystkich pozytywnych opinii na jej temat, może ominie mnie zawód. Jednak tego, co nastąpiło, zupełnie się nie spodziewałam. Złodziejkę spałaszowałam szybko i ze smakiem, jak doskonałe danie, a mój umysł uparcie prosił o dokładkę.




Sue jest szczęściarą – ma kochającą matkę (przybraną), dach nad głową (w domu pasera) i liczne umiejętności pozwalające przeżyć w dziewiętnastowiecznym Londynie (podrabianie kluczy, rozpoznawanie fałszywych monet, zwinne dłonie). Wie jednak, że nie jest stworzona do drobnych kradzieży. Jej matka, prawdziwa matka, była wielką złodziejką, bezduszną i pozbawioną skrupułów, a Sue czuje tę złą krew płynącą w żyłach. Kiedy pewnego mroźnego dnia w drzwiach jej domu pojawia się Dżentelmen – łowca majątków i kobiecych serc – życie dziewczyny zmienia się na zawsze. Zadanie Sue wydaje się bajecznie proste: zdobyć zaufanie bogatej dziedziczki i nakłonić ją do poślubienia Dżentelmena, który pracuje u jej wuja. Jak można jednak przewidzieć, sprawy komplikują się, a Sue przestaje zależeć na obiecanych pieniądzach.



Pomyślałam o krążących w dole złodziejach i ich dzieciach, a potem o zwykłych ludziach zamieszkujących jaśniejsze części Londynu. Pomyślałam o Maud Lilly w jej wielkim domu. Nie znała mojego imienia – podobnie jak ja trzy dni wcześniej nie wiedziałam o jej istnieniu. Nie wiedziała, że planuję jej zgubę, podczas gdy Wątła Warren i John Vroom wywijają w kuchni polkę.



Powieść Waters składa się z trzech części, a zakończenie każdej z nich sprawiło, że musiałam na chwilę przestać czytać, by zająć się zbieraniem szczęki z podłogi. Autorka płynie przez historię Sue, pokazanej nam z jej punktu widzenia, by za chwilę całkowicie zmylić czytelnika, zdezorientować go i pozostawić w całkowitym osłupieniu. Płynnie przechodzi do drugiej narracji, pokazującej poznany wcześniej świat w zupełnie inny sposób. Skrajnie różne środowiska, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego, po jakimś czasie okazują się łudząco podobne. Waters ukazuje nam rzeczywistość zaludnioną złodziejami, oszustami, łajdakami wszelkiej maści, którzy dbają jedynie o własne dobro, mając w głębokim poważaniu drugiego człowieka. Nie ważne czy jest to Lant Street, czy Briar, biedna suterena, czy piękny dom pełen służby – w tym świecie tego typu rozróżnienia przestają być istotne.



Myślałam, że wiem o niej wszystko. Rzecz jasna, nie wiedziałam nic.



Złodziejka nie jest kryminałem, choć określa się ją jako kryminał historyczny. To przede wszystkim powieść obyczajowa, w której istotną rolę odgrywają elementy łotrzykowskie. Nie sama intryga jest tu najważniejsza, a subtelnie nakreślony przez autorkę związek między pokojówką i jej panią, który z czasem ulega przemianie. Waters doskonale oddaje relacje międzyludzkie, budzącą się przyjaźń i miłość, które ubiera w dziewiętnastowieczny kostium. I czyni to po mistrzowsku – jako doktor literatury angielskiej wie, czym powinna charakteryzować się powieść wiktoriańska. Dlatego też autorka zajmuje się prowincjonalną codziennością, cichym życiem bogatej panienki i jej służącej, choć oczywiście robi to w sposób przewrotny. Najlepiej oddają to genialne fragmenty, w których przyglądamy się ćwierkającej parze – Maud i Dżentelmenowi – wiedząc przy tym, że zachowanie to jest farsą, nakierowaną wyłącznie na zysk. Waters w sposób ironiczny rozcina gorsety, koronki i falbanki, ukazując nagie uczucia, kryjące się za górnolotnymi gestami i wyznaniami.



Złodziejka to istny teatr – każdy z bohaterów nosi maskę, pod którą wcale nie musi kryć się prawdziwa twarz. Właściwie nie jestem w stanie znaleźć w tej powieści postaci, która nie byłaby przedstawiona w sposób przekonujący. Oczywiście najwyraźniejszymi punktami tego utworu są Sue i Maud – dwie tak różne, a jednocześnie tak podobne do siebie kobiety, stojące u progu życia, którego w ogóle nie znają. Waters doskonale oddała psychologię obu bohaterek, skupiając się na ich przeszłości a także przeżyciach wewnętrznych. Poprzez ukazanie tych samych sytuacji z punktu widzenia obu bohaterek, jesteśmy w stanie zauważyć przemiany jakie w nich zachodzą, niuanse, które w późniejszym etapie okazują się bardzo istotne. Jednak autorka nie poprzestała tylko na dwóch głównych bohaterkach. W Złodziejce zarówno główny łotr jak i pokojówka ukazani są w sposób równie wiarygodny, a każda, nawet najmniej znacząca postać, ma swoje zadanie na scenie.



Powieść Waters czytałam z zapartym tchem, z coraz szerzej otwartymi oczami, sercem walącym w piersi i wypiekami na twarzy. Momentami czułam się jak panienka, zaznająca grzesznej rozkoszy podczas czytania zabronionej książki, innym razem jak złodziejka knująca nikczemny plan. Czy można nie przeczytać powieści, która wywołuje takie emocje? 


Moja ocena: 8/10
 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
 



Autor: Sarah Waters

Tytuł: Złodziejka

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Liczba stron: 728

Gatunek: literatura współczesna, powieść obyczajowa