Nigdy nie ufaj łotrowi
Moje pierwsze spotkanie z prozą Sarah Waters było czymś przedziwnym – do Złodziejki podeszłam bowiem z typową rezerwą, przeznaczoną dla powieści autorów, których nie znam. Myślałam, że jeśli pozostanę chłodna wobec wszystkich pozytywnych opinii na jej temat, może ominie mnie zawód. Jednak tego, co nastąpiło, zupełnie się nie spodziewałam. Złodziejkę spałaszowałam szybko i ze smakiem, jak doskonałe danie, a mój umysł uparcie prosił o dokładkę.
Sue jest szczęściarą – ma kochającą
matkę (przybraną), dach nad głową (w domu pasera) i liczne umiejętności
pozwalające przeżyć w dziewiętnastowiecznym Londynie (podrabianie kluczy,
rozpoznawanie fałszywych monet, zwinne dłonie). Wie jednak, że nie jest
stworzona do drobnych kradzieży. Jej matka, prawdziwa matka, była wielką złodziejką,
bezduszną i pozbawioną skrupułów, a Sue czuje tę złą krew płynącą w żyłach.
Kiedy pewnego mroźnego dnia w drzwiach jej domu pojawia się Dżentelmen – łowca
majątków i kobiecych serc – życie dziewczyny zmienia się na zawsze. Zadanie Sue
wydaje się bajecznie proste: zdobyć zaufanie bogatej dziedziczki i nakłonić ją
do poślubienia Dżentelmena, który pracuje u jej wuja. Jak można jednak
przewidzieć, sprawy komplikują się, a Sue przestaje zależeć na obiecanych
pieniądzach.
Powieść Waters składa się z trzech
części, a zakończenie każdej z nich sprawiło, że musiałam na chwilę przestać
czytać, by zająć się zbieraniem szczęki z podłogi. Autorka płynie przez
historię Sue, pokazanej nam z jej punktu widzenia, by za chwilę całkowicie
zmylić czytelnika, zdezorientować go i pozostawić w całkowitym osłupieniu.
Płynnie przechodzi do drugiej narracji, pokazującej poznany wcześniej świat w
zupełnie inny sposób. Skrajnie różne środowiska, które na pierwszy rzut oka nie
mają ze sobą nic wspólnego, po jakimś czasie okazują się łudząco podobne.
Waters ukazuje nam rzeczywistość zaludnioną złodziejami, oszustami, łajdakami
wszelkiej maści, którzy dbają jedynie o własne dobro, mając w głębokim
poważaniu drugiego człowieka. Nie ważne czy jest to Lant Street, czy Briar,
biedna suterena, czy piękny dom pełen służby – w tym świecie tego typu
rozróżnienia przestają być istotne.
Złodziejka nie
jest kryminałem, choć określa się ją jako kryminał historyczny. To przede
wszystkim powieść obyczajowa, w której istotną rolę odgrywają elementy
łotrzykowskie. Nie sama intryga jest tu najważniejsza, a subtelnie nakreślony
przez autorkę związek między pokojówką i jej panią, który z czasem ulega
przemianie. Waters doskonale oddaje relacje międzyludzkie, budzącą się przyjaźń
i miłość, które ubiera w dziewiętnastowieczny kostium. I czyni to po
mistrzowsku – jako doktor literatury angielskiej wie, czym powinna
charakteryzować się powieść wiktoriańska. Dlatego też autorka zajmuje się
prowincjonalną codziennością, cichym życiem bogatej panienki i jej służącej,
choć oczywiście robi to w sposób przewrotny. Najlepiej oddają to genialne
fragmenty, w których przyglądamy się ćwierkającej parze – Maud i Dżentelmenowi –
wiedząc przy tym, że zachowanie to jest farsą, nakierowaną wyłącznie na zysk.
Waters w sposób ironiczny rozcina gorsety, koronki i falbanki, ukazując nagie
uczucia, kryjące się za górnolotnymi gestami i wyznaniami.
Złodziejka to
istny teatr – każdy z bohaterów nosi maskę, pod którą wcale nie musi kryć się prawdziwa
twarz. Właściwie nie jestem w stanie znaleźć w tej powieści postaci, która nie
byłaby przedstawiona w sposób przekonujący. Oczywiście najwyraźniejszymi
punktami tego utworu są Sue i Maud – dwie tak różne, a jednocześnie tak podobne
do siebie kobiety, stojące u progu życia, którego w ogóle nie znają. Waters
doskonale oddała psychologię obu bohaterek, skupiając się na ich przeszłości a
także przeżyciach wewnętrznych. Poprzez ukazanie tych samych sytuacji z punktu
widzenia obu bohaterek, jesteśmy w stanie zauważyć przemiany jakie w nich
zachodzą, niuanse, które w późniejszym etapie okazują się bardzo istotne.
Jednak autorka nie poprzestała tylko na dwóch głównych bohaterkach. W Złodziejce
zarówno główny łotr jak i pokojówka ukazani są w sposób równie wiarygodny,
a każda, nawet najmniej znacząca postać, ma swoje zadanie na scenie.
Powieść Waters czytałam z zapartym
tchem, z coraz szerzej otwartymi oczami, sercem walącym w piersi i wypiekami na
twarzy. Momentami czułam się jak panienka, zaznająca grzesznej rozkoszy podczas
czytania zabronionej książki, innym razem jak złodziejka knująca nikczemny plan.
Czy można nie przeczytać powieści, która wywołuje takie emocje?
Moja ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
Autor: Sarah Waters
Tytuł: Złodziejka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 728
Gatunek: literatura współczesna, powieść
obyczajowa