niedziela, 30 października 2016

"Dziennik z podróży do Rosji" John Steinbeck (ze zdjęciami Roberta Capy) - recenzja



 Rosja w obiektywie

Gdy dwóch charakternych i zdolnych artystów postanawia ze sobą współpracować, końcowym efektem może być zarówno doskonale wykonany projekt, jak i festiwal nienawiści, który główne założenie spycha na daleki plan. Całe szczęście, w przypadku współpracy Johna Steinbecka i Roberta Capy, mamy do czynienia z tą pierwszą ewentualnością. Panowie, pomimo presji miejsca, czasu i własnych humorków, stworzyli właśnie to, co zaplanowali – Dziennik z podróży do Rosji.




A było to tak… Podczas wspólnego drinkowania, dwaj panowie, John Steinbeck – znany i utytułowany pisarz oraz Robert Capa – popularny fotograf, który zasłynął zdjęciami wojennymi, postanowili wybrać się do Rosji, by dowiedzieć się tego, o czym w gazetach nie informowano: Jak ubierają się Rosjanie? Co jadają na kolację? Czy urządzają przyjęcia? Jaka jest tamtejsza kuchnia? Jak uprawiają seks i jak umierają mieszkańcy Rosji?. Pomysł wielu znajomym artystów wydał się zgoła szalony, gdyż Rosjanie, jak wieść niosła, to naród wyjątkowo niebezpieczny. Mężczyźni przekonali się, że rzeczywiście grozi im tam straszna śmierć – z przejedzenia i przepicia.



Zamiarem Steinbecka było ukazanie Rosji i jej mieszkańców bez uprzedzeń, pewnego subiektywnego nalotu, którego, jak wiemy, nie da się pozbyć. Rzeczywistość postrzegamy przez pryzmat własnych doświadczeń i trudno jest je wyłączyć lub zmienić. Jednak autorowi Myszy i ludzi udało się ukazać Rosję niegroźną ( a tego najbardziej bano się po tej publikacji) i przede wszystkim ludzką. Bo przecież Rosjanie to tacy sami ludzie jak Amerykanie, choć, co oczywiste, pewnych spraw zrozumieć nie potrafią. Za przykład niech posłuży władza, bo to właśnie na ten temat najczęściej musieli wypowiadać się Steinbeck i Capa. Rosja jest krajem rządzonym przez jednego człowieka, Ameryka zaś na każdym kroku poddaje w wątpliwość słuszność władzy. Czy ludzie, którzy z miłością i pokorą spoglądają na portrety Stalina (które są dosłownie wszędzie), mogą dogadać się z krytycznymi i nieufnymi Amerykanami? Wychodzi na to, że tak, choć nie zrozumieją się w ogóle w kwestiach politycznych. Ale przecież nie samą polityką żyje człowiek.



Dziennik z podróży do Rosji to przede wszystkim wielka feta – zarówno dla czytelnika, który z przyjemnością smakuje niewyszukanych, choć jakże sycących akapitów wysmażonych przez Steinbecka, jak i dla samych podróżników. Capa i Steinbeck jedzą właściwie przez cały czas. Smakują dań Rosyjskich, Ukraińskich i Gruzińskich. Nie są to jednak degustacje, o nie, panowie napychają się, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Mężczyźni, futrowani przez gospodynie i gospodarzy, wręcz pękają w szwach i jedzą dalej, czując spoczywający na ich barkach obowiązek pokazania Rosjanom, że Amerykanie potrafią jeść. I oczywiście pić. Wódka towarzyszy im przy każdym posiłku, aż do czasu, gdy Steinbeck (zdając sobie sprawę z tego, że miejscowi biorą go za mięczaka) przerzucił się na wyborne gruzińskie wino.



Jednak Dziennik z podróży do Rosji to nie tylko jedzenie, picie i poznawanie zwyczajów Rosjan. To pewnego rodzaju fasada, a może po prostu sposób na to, by przeżyć powojenną traumę, ciągłą pracę przy odbudowie domów, ulic, miejsc pracy. Mieszkańcy, pomimo nienajlepszych warunków życia i utraty najbliższych, zachowują uśmiech na ustach i wiarę w lepsze jutro. Dużo w tej książce tańców i zabawy, choć Steinbeck nie zapomina napisać również o chwilach smutnych, przytłaczających.



Mówiąc o tej publikacji nie można pominąć zdjęć Roberta Capy, które doskonale współgrają z treścią. Niektóre przypominają pamiątki z rodzinnego albumu, jak chociażby to, które ukazuje Gruzińską ucztę. Inne zaś są prawdziwymi dziełami sztuki – kijowskie ruiny czy zdjęcie małego Griszy. Pozostaje tylko żałować, że nie zostały zrobione w kolorze.



Choć nie mogę powiedzieć, by Dziennik z podróży do Rosji mnie zachwycił, czytałam go z prawdziwą przyjemnością. Nie tylko dlatego, że udało mi się poznać trochę inne oblicze Steinbecka, ale także przez wzgląd na całą masę ironii, docinków i żarcików, które dodały tej publikacji pikanterii. Steinbeck i Capa byli niesamowitymi ludźmi i to właśnie ta niesamowitość wyziera z Dziennika z podróży do Rosji

Moja ocena: 7-/10

Za podróż do Rosji w towarzystwie dwóch uroczych panów, dziękuję
  
Autor: John Steinbeck
Tytuł: Dziennik z podróży do Rosji
Data wydania: 20.09.2016
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 248

środa, 26 października 2016

"Dziki łabędź i inne baśnie" Michael Cunningham - recenzja

 

Oczarowanie



Być może to niewielki format książki, a może moje uwielbienie dla baśni sprawiło, że najnowszą książkę Cunninghama wciągnęłam w niecałe dwie godziny. Faktem jest jednak, że Dzikiego łabędzia i inne baśnie czytałam z niesłabnącym zachwytem, ale także niemożliwym do zagłuszenia niepokojem. Happy end jest w życiu produktem deficytowym, a tekstom Amerykanina, choć zaludnionym chłopcami-łabędziami, księżniczkami i czarownicami, bliżej jest jednak do naszej smutnej rzeczywistości, niż baśniowego i żyli długo i szczęśliwie.




Znane i kochane utwory, takie jak Dzikie łabędzie, Piękna i bestia czy Dzielny ołowiany żołnierzyk, pod troskliwym okiem Cunninghama zaczynają rosnąć niczym magiczna fasola, pozwalając nam po raz kolejny spotkać się z bohaterami, którzy niejednokrotnie gościli w naszych domach podczas rytualnego czytania bajek na dobranoc. Jednak te historie, choć osnute wokół fabuł starych jak świat, przeznaczone są dla czytelnika, który wyrósł już z opowieści o księżniczkach czekających na ratunek lub dzieciak uciekających przerażającej Babie Jadze. Ten czytelnik przeszedł już swoje – zna się na ludziach, bo na niejednym się sparzył, wie że można kochać, być kochanym, albo nie mieć nic i też żyć z dnia na dzień, z okruchem lodu gdzieś w piersi. Bohaterowie tych baśni są do niego podobni, choć niektórzy z nich mieszkają za górami, za lasami



W opowiadaniach Cunninghama to, co baśniowe, magiczne, jest nierzadko przyczynkiem do prawdziwej tragedii, a z całą pewnością do poczucia osamotnienia bądź też rozczarowania życiem. I tak też książę o jednym łabędzim skrzydle boryka się ze swoją innością, wyszydzany przez pozostałych, normalnych braci. Wieczorami przesiaduje w barze z innymi porażkami baśniowej magii: żabim królem czy staruszką, która nieprecyzyjnie sformułowała swoje jedyne życzenie. Niełatwo mają też kobiety, uratowane księżniczki borykające się ze swoim piętnem jak chociażby Królewna Śnieżka, która próbuje pogodzić się z dziwnym fetyszem ukochanego, który uwielbia oglądać ją śpiącą i zamkniętą w szklanej trumnie. Sporo w tych baśniach makabrycznego piękna, wyzierającego z historii pełnych smutku, niepokoju i szyderstwa losu. Niewątpliwie dzieje się to za sprawą umiejętności pisarskich autora, który prostymi acz sugestywnymi zdaniami buduje swoje narracje i, co najważniejsze, pogłębione psychologicznie postaci. Dzięki temu teksty Cunninghama stają się czymś więcej, niż tylko wariacjami na temat znanych baśni – są opowieściami o człowieczeństwie, samotności, okrucieństwie i głupocie.



Autor z niesamowitą dbałością o szczegóły bawi się postaciami, które postrzegaliśmy jednowymiarowo. W baśniach, na pierwszy rzut oka, wszystko wydaje się czarno-białe. Wiedźmy są złe, a nie tylko zmęczone życiem i brakiem miłości, macochy skazują na niedolę przybrane dzieci z zazdrości, a nie dlatego, że dbanie o rozbrykane książątka i księżniczki jest po prostu ponad ich siły, królowie są zawsze mądrzy i sprawiedliwi – nikt nie zauważa ich niepokojącego pociągu do przemocy. Cunningham wnika w umysły smutnych, pokrzywdzonych potworów i głupich, pięknych a zarazem okrutnych bohaterów, a robi to z wyczuciem i znawstwem godnym bystrego obserwatora.



Aż chciałoby się zdradzić puenty utworów Amerykanina, porównywać je z oryginałami, analizować zachowanie bohaterów. Baśnie z Dzikiego łabędzia, pomimo że wnikliwe i niejednokrotnie uwspółcześnione, pozostawiają sporo miejsca na interpretację – zupełnie jak ich pierwowzory, można obdzierać je z kolejnych warstw, dochodząc do przytłaczającego i niepokojącego serca utworu. Cunningham rozkłada jednak akcenty w zupełnie innych miejscach, interesuje się bardziej ludzką niegodziwością, prawami, jakimi rządzi się przeznaczenie czy samymi mechanizmami powstawania opowieści. Dzięki temu te krótkie, niepozorne historie nabierają uniwersalnego wymiaru, będąc jednocześnie małymi dziełami sztuki.

Moja ocena: 8/10

Za powrót do krainy za siedmioma górami dziękuję
 
Autor: Michael Cunningham
Tytuł: Dziki łabędź i inne baśnie
Data wydania: 25.10.2016 
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 160