poniedziałek, 23 maja 2016

"Historie o zwykłym szaleństwie" Charles Bukowski - recenzja



Normalność to śmiertelna choroba




Zbiór opowiadań Charlesa Bukowskiego znany pod jakże znaczącym tytułem Erections, Ejaculations, Exhibitions and General Tales of Ordinary Madness [Erekcje, ejakulacje, ekspozycje i rozmaite opowieści o zwyczajnym szaleństwie], został podzielony na dwa tomy: Najpiękniejsza dziewczyna w mieście i Historie o zwykłym szaleństwie. Pierwszy z nich Oficyna Literacka Noir sur Blanc przedstawiła polskim czytelnikom już w 2002 roku. Na Historie o zwykłym szaleństwie przyszedł czas niedawno, bo w październiku zeszłego roku. Czy warto było czekać?




Najpiękniejsza dziewczyna w mieście zrobiła na mnie spore wrażenie, choć nie jestem wielką fanką opowiadań, a zbiory Bukowskiego są bardzo nierówne. Autor doskonałe teksty potrafi przeplatać zwykłą paplaniną o wyścigach, które nie każdego są w stanie zainteresować tak, jak jego. Były tam jednak prawdziwe perełki, do których ma się ochotę wracać raz po raz. Tego najbardziej zabrakło mi w Historiach o zwykłym szaleństwie – utworów wyróżniających się na tle innych, opowiadań kopiących prosto w krocze jak Odmóżdżarka czy Antychryst, które do tej pory zalegają w mojej pamięci i nie chcą się rozłożyć.



Jednak Historie o zwykłym szaleństwie mają coś, czego poprzedni tomik nie miał i, co więcej, wcale nie potrzebował. Był tak doskonały, jak jego składowe. Tym razem otrzymujemy coś ponad oddzielne opowieści o piciu, seksie i wyścigach, o byciu pisarzem i pracy, w której wszyscy chcą nas wydymać. Otrzymujemy całościowy obraz świata – świata, który oszalał.



istnieją pewne konkretne powody, żeby zakazać lsd, dmt, stp – ponieważ można od nich dostać permanentnego zajoba – ale można go też przecież dostać od kopania buraków czy dokręcania śrubek w fabryce GM, czy robienia na zmywaku, czy nauczania Literatury Angielskiej na jednym z lokalnych uniwersytetów.



Czy możliwym jest, by Charles Bukowski aka Henry Chinaski, był jedyną normalną osobą na świecie, otoczoną bandą wariatów, którzy każdego dnia pozwalają wykorzystywać się pracodawcom, kobietom, artystom udającym, że wiedzą o życiu więcej, niż w rzeczywistości? Nie, z pewnością nie. Przecież cały zbiór kończy się wyraźnym przyznaniem do winy: Z całą pewnością byłem szalony. Jednak w świecie Bukowskiego to człowiek prosty, człowiek pracujący, wmawiający sobie każdego dnia, że jest szczęśliwy w swojej smutnej pracy za najniższą krajową, jest większym szaleńcem od mężczyzny biegającego po słonecznych ulicach LA i próbującego zgwałcić przeciętne kobiety o pięknych nogach. Przyznanie się do szaleństwa nie świadczy o zdrowiu psychicznym, jest jednak krokiem do samoświadomości, której brak owcom ślepo podążającym do nieistniejącej krainy wiecznej szczęśliwości.



- jestem największym poetą na świecie – wyznałem.
- żyjącym czy nieżyjący?
- nieżyjącym. – złapałem ją za pierś. – Vera, chciałbym wsadzić ci do dupy żywego dorsza!
- dlaczego?
- a cholera wie.



Bohaterowie opowiadań Bukowskiego zachowują się jak wariaci, ludzie nieprzystosowani do życia w społeczeństwie, outsiderzy, przestępcy, artyści a nawet miłośnicy groźnych zwierząt. Wszyscy próbują uciec od tego, co przyjęte zostało za normę, choć nie każdemu z nich się to udaje. Czasem wystarczyłby po prostu spokój – zamknięcie się we własnym mieszkaniu i bębnienie w klawisze maszyny, nie zważając przy tym na dzwoniący telefon. Czy człowiek lubiący przebywać głównie we własnym towarzystwie jest nienormalny? Bukowski po raz kolejny wyznacza granice normalności, a może raczej odwraca je, przewrotnie pokazując, że normalny nie znaczy zdrowy, lecz nie odbiegający od ogólnie przyjętych zasad. A ogół bardzo często się myli.



Historie o zwykłym szaleństwie mogą nieźle zaleźć za skórę, mogą zniesmaczyć i zasmucić, rozśmieszyć (to na pewno), a czasem nawet odrobinę znużyć, bo przecież czytelnik różnie będzie sobie radził z trzystoma stronami ekstremy. Jedno wiem z pewnością – szaleństwo nie jest tak straszne, jak mogłoby się wydawać. Norma przeraża dużo bardziej.

Za poznanie opowieści wariata o nie mniej szalonym świecie dziękuję


Moja ocena:


Autor: Charles Bukowski
Tytuł: Historie o zwykłym szaleństwie
Data wydania: 22.10.2016
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 300

37 komentarzy:

  1. Nie wiedziałam, że zbiór był tak podzielony czasowo. Jestem niesamowicie ciekawa nieszablonowości Bukowskiego i wariactwa bohaterów, które wspominasz. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bukowski to autor, którego można szczerze nienawidzić, brzydzić się nim i mieć go głębokiej pogardzie, bo dla wielu to literatura niska. Ja uwielbiam jego twórczość, choć nie polecam jej każdemu. Na pewno nie są to utwory dla tak zwanych wrażliwych osób.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
    2. To jestem ciekawa, jak się w tej literaturze odnajdę. Raczej bywam wrażliwa :)

      Usuń
  2. Szaleństwo i norma - ciekawy temat. Co prawda żywy dorsz w hmmm dupie to dziwny cytat, ale skoro dalas 4+, to mogłabym spróbować zmierzyć się z tą książką:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bukowski potrafi świetnie operować tymi pojęciami i za każdym razem zadziwia. Oj, jeśli cytat z dorszem był dla Ciebie dziwny, to ja bym się bała Buko na Twoim miejscu ;) Ten facet to ekstrema, nie każdemu odpowiada. Jeśli miałabyś zaczynać przygodę z autorem, to polecam "Z szynką raz!" o dość chorym dzieciństwie, dysfunkcyjnym ojcu i pierwszych bijatykach. To chyba jego najlepsza powieść.

      Usuń
    2. W takim razie zacznę od tej którą polecasz:)

      Usuń
  3. Opowiadania nie dla mnie. Najpierw poznam Bukowskiego poprzez powieść, jak się spodoba to będzie można sprawdzić opowiadania. Nawet ocena 6/6 by mnie nie skusiła. Ale recenzja dobra jak zwykle. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) A do krótkich form nie zachęcam, zgadzam się, że lepiej zacząć od powieści. Poza tym Bukowski miał już lepsze zbiory opowiadań :)

      Usuń
    2. Ciężko mi się zmobilizować do sięgnięcia po opowiadania, jeśli nie znam autora. Do tej pory tylko klasykę grozy zaczynałem od takich form (Poe, Lovecraft, Blackwood). Wyjątek stanowi jeszcze "Wiedźmin", który się zaczyna od zbiorów opowiadań, dlatego mi się z nim nie spieszyło do tej pory. :) Bardzo, bardzo rzadko napotykam autorów, którzy piszą w równym stopniu opowiadania i powieści. Dick i Bradbury to dwa ewenementy, kiedy nie wiem, co lepiej im wychodzi. Od Kinga też lubię opowiadania, mimo iż przy powieściach wypadają słabiej. Generalnie hołduję zasadzie: ostrożnie z krótkimi formami. Antologii na przykład w ogóle się nie tykam. :)

      Usuń
    3. Opowiadania potrafią być zdradliwe - niby dobrze się czyta, a tu nagle bach! straszny gniot, po którym nie masz ochoty dalej czytać. Zbiory zbyt często są po prostu nierówne, mają jedną lub dwie perełki, po których następuje miałki wypełniacz. Jak na razie nie zawiodłam się na Grabińskim, wspomnianym Blackwoodzie i Poe, ale to klasyka, więc patrzę na nią inaczej. Ze współczesnych zachwycił mnie Twardoch, którego poznałam dzięki zbiorowi "Tak jest dobrze" i Orbitowski, który też objawił mi się w opowiadaniach. Jednak jeśli mam do wyboru powieść albo krótkie formy, to decyzja jest oczywista. A antologii też już nie czytuję:) Moim ostatnim spotkaniem z tego typu literaturą było "13 ran" - tragedia.

      Usuń
    4. Dokładnie. Zapowiada się rewelacja tu nagle ucięcie i dno. Poza tym ja mam też problem z wczuciem się w opowiadania, które są naprawde krótkie, takie poniżej 20-30 stron to tylko Bradbury i Dick. Kingowi to bardzo dobrze wychodzi pisanie, bo on to jest gawędziarz i te opowiadania są dłuższe, co mi pasuje, bo nawet jak są nie w moim guście, to nie mogę powiedzieć, że dno. Po prostu ta historia mi nie leży i tyle. A w przypadku wielu innych autorów czuję niedopracowanie lub nie wykorzystanie w pełni potencjału danego tematu. Mam tak na przykład z Gaimanem, którego powieści są niesamowite i je polecam bardzo. Ale opowiadania co najwyżej dobre. Rzadko bardzo, żeby robiły na mnie wrażenie. No ale tak bywa. :)
      Nie wiedziałem, że też czytasz klasykę. Podoba mi się to. :) O Grabińskim nie wspominałem, bo ogólnie jest mniej znany, ale bez wątpienia wart poznania. Polski Poe. :) Znasz serię Biblioteka Grozy? Tam jest pełno świetnych klasyków, wiele z tych książek wprowadzałem sam na lubimyczytać.pl albo biblionetkę. :)

      Usuń
    5. Rzeczywiście, trudno jest się wkręcić w historię, która ma 15-20 stron. Ale czasem się to udaje i to świadczy o wielkości autora. King pisze opowiadania, które niektórzy opublikowaliby jako mini powieści ;) Zwykle lubię jego teksty, choć pewnie zdarzyły się i takie, które niezbyt mi podpasowały - nie mogę jednak powiedzieć, żeby to było coś strasznego, bo ich nie pamiętam :) O, to teraz mnie zdziwiłeś. Nie czytałam opowiadań Gaimana, ale znam "Amerykańskich bogów" i "Chłopaków Anansiego" - obie powieści były świetne i po opowiadania autora w końcu też bym sięgnęła. Teraz mocniej się nad tym zastanowię.
      Nadal za mało, ale od klasyki grozy zaczynałam przygodę z gatunkiem :) Grabiński jest niesamowitym autorem, strasznie się cieszę, że trochę go teraz więcej. Zasłużył sobie na to, żeby go docenić. Bibliotekę Grozy wydawnictwa C&T? Panie, ja jestem z Torunia, więc byłby straszny wstyd, gdybym nie znała ;) Dzięki nim poznałam Blackwooda :) Kiedyś w toruńskich Tanich Książkach można było upolować dużo tekstów z tego wydawnictwa, ostatnio nie są już tak często spotykane. Ale na pewno będę się za nimi rozglądać :)

      Usuń
    6. Jasne, czasem. I w takim wypadku z mojej strony mowa właśnie o Dicku I Bradburym. :) Czasem Gaiman. No albo klasyka. Ja powieści Gaimana uwielbiam, ale opowiadania dobre i tylko tyle. Mimo wszystko nie przestanę ich czytać, bo to może też kwstia wyrobienia sobie gustu albo jakiejś wrażliwości na odbiór takich krótkich form.
      No proszę, bardzo mnie to cieszy. Ja mocno zaniedbałem BG i tych najnowszych ksiażek z ostatnich 2-3 lat w ogóle nie czytałem. ALe przyjdzie czas, że kupię hurtem z 5-7 pozycji i zacznę czytać. Osobiście najbardziej podobał mi się nie Lovecraft, a Blackwood właśnie. Jego "Wierzby" i "Wendigo" to mistrzostwo! ALe James I Lovecraft też bardzo dobrzy. Machena jedynie nie potrafiłem "poczuć".
      PS: Zaczynam odkrywać coraz bardziej Twój gust, i coraz więcej widzę w nim punktów wspólnych. :)

      Usuń
    7. Bradbury to dla mnie tylko "451 stopni Fahrenheita" a Dicka jak wiesz jeszcze nie znam, więc na temat tych autorów się nie wypowiadam. A "tylko dobre" opowiadania Gaimana bardzo mnie dziwią, bo ten facet wydaje się być krynicą świetnych pomysłów. Poza tym jest naprawdę dobrym pisarzem, ale widocznie niektórych opowiadania są w stanie pokonać.
      Blackwood to dla mnie czołówka, przed Lovecraftem i przed Poe, chociaż ten ostatni to ciutkę inna groza. Najbardziej jestem ciekawa "Niesamowitych historii" Gaskell i "Opowieści starego antykwariusza" Jamesa z tej serii - będę musiała się za nimi rozejrzeć :)
      PS: Tak, Lubimy Czytać również pokazuje punkty wspólne ;)

      Usuń
    8. No proszę, ale jednak znasz, a to bardzo dobra książka była Raya. :) Niesamowicie kwiecistego słownictwa używa w swoich książkach, pełno metafor i tak ogólnie poetycko nieco. Ale zrozumiale w pełni. Uwielbiam człowieka. On jedyny potrafił do tej pory 2-3-stronicowym opowiadaniem wzbudzić we mnie emocje. :) I powiem Ci, że w Bibliotece Grozy też był jego horrorki - "Październikową krainę" kojarzysz? :)
      To prawda, ma głowę pełną pomysłów, ale nie ma własnie zawsze tego wykończenia, o czym pisaliśmy. Jest: Fajnie. Fajnie. Fajnie. I nagle: Jeb...Zakończenie bez poruszenia.
      Tylko trochę mało tego Blackwooda nad czym ubolewam. Kupiłem "Nie czytać przed zmierzchem", gdzie jest jedno opowiadanko, i czaopismo "Coś". Są jeszcze bodaj tylko 2 jego teksty u nas. Jakby się pojawił u nas jakikolwiek jeszcze jego zbiór to kupuję w dniu premiery i rzucam sie jak Reksio na szynkę. :P
      W ogóle nie czytałaś Jamesa czy tylko "Opowieści starego antykwariusza"? On ma ogólnie idealne pozycje do czytania na głos przy ognisku ze znajomymi, albo czytania samemu po ciemku, gdzie pali się tylko w kominku albo jakaś lampa. Klimat niesamowity. :)
      PS: Tak, ale ja z tego nie korzystam za bardzo. Wolę patrzeć na bieżąco, co kto czyta i tym się sugerować. :)

      Usuń
    9. Tak, jestem wielką fanką takich antyutopijnych klimatów, więc nie mogłam sobie pozwolić na nieznajomość tej powieści. To przecież klasyka! Byłam pod wielkim wrażeniem samej historii jak i stylu Bradbury'ego, więc na pewno z chęcią sięgnę po inne jego teksty. Tak, widziałam go w BG, ale w żadnej księgarni stacjonarnej go nie zauważyłam, więc ewentualnie będę musiała na to zapolować :)
      O to, to! Po przeczytaniu tego tomiku Blackwooda zaczęłam przetrząsać Internet w poszukiwaniu czegoś więcej, a tu nic z tego. Nikt go nie tłumaczy, więc trzeba się będzie zabrać za czytanie oryginału albo czekać z wywieszonym jęzorem na coś u nas :)
      Nie, w ogóle nie znam Jamesa. Jedynie widziałam jego zbiór właśnie w BG i zwróciłam na niego uwagę. A teraz jeszcze Ty zachęcasz... eh, co ja mam biedna z tymi wszystkimi polecankami zrobić? :D

      Usuń
    10. Dokładnie, klasyka. Ale ciężko się czytało o płonących książkach, nie? :)
      A czytasz po angielsku jakieś książki autorów?
      Systematycznie, lecz latami, będziesz przyswajała. :P James nie jest na szczycie klasyków, ale na pewno wart poznania. Tak jak pisałem, jego zbiory są idealne do umiejscowienia się w fotelu, w ciemnym pomieszczeniu przy niewielkim oświetleniu i czytania. Klimat świetny. :)

      Usuń
    11. To antyutopia, więc autor musiał przedstawić zatrważającą wizję świata - padło na okropne palenie książek. Ale zakończenie tchnęło nadzieją na przyszłość:)
      Rzadko, niestety. Ostatnio miałam przyjemność czytać "Niebieski zamek" Lucy Maud Montgomery w oryginale i postanowiłam sobie, że będę to robić częściej. Czyta się wolniej, ale satysfakcja jest większa. A poza tym nie ma żadnego pośrednika między autorem i czytelnikiem.
      Klimat to dla mnie jedna z ważniejszych rzeczy, jeśli chodzi o grozę. Wiem, że nie będę się bała. Książki tego gatunku nie wywołują we mnie takich odczuć, nawet na filmach bardzo, bardzo rzadko się boję, więc pozostaje właśnie nastrój. Za to uwielbiam "Wierzby" Blackwooda - dla mnie to mistrzostwo świata :)

      Usuń
    12. Już nie pamiętam zakończenia, bo czytałem to z 7 lat temu. Ale polowałęm jednego czasu na takie wydanie, które jest bardzo fajnie wydane, kartki ma graficznie zrobione tak, że wydają się jakby płonęły. :)
      Dokładnie. Ja w tym roku zamierzałem coś skubnąć, ale coś drobnego, jakieś opowiadanko KInga czy coś, co łatwo mi pójdzie, bo na powieść to raczej od razu się nie rzucę.
      Dokładnie. Klimat musi być. W horrorach przede wszystkim. A "Wierzby" i "Wendigo" mają kapitalny klimacik. To niesamowite jak człowiek potrafił stworzyć niepokojącą atmosferę, za sprawą drzew. :)

      Usuń
    13. To w takim razie nic nie mówię - może kiedyś do niej wrócisz, to będziesz miał niespodziankę ;) Chyba nie chciałabym takiego wydania - wystarczającym stresem jest czytanie o palonych książkach, mój egzemplarz nie musi płonąć! Ale inicjatywa świetna :)
      Opowiadania zdarza mi się czytać częściej. Czasem znajduję coś dobrego w Internecie i nie mogę się powstrzymać przed przeczytaniem. Tak trafiłam na Joyce Carol Oates (która, jeśli już mowa o Kingu, w ostatniej powieści mocno do niego nawiązuje). Jeśli nie czytałeś to polecam, bardzo symboliczny i niepokojący tekst - https://www.d.umn.edu/~csigler/PDF%20files/oates_going.pdf
      Tym właśnie Blackwood wygrywa z Lovecraftem, przynajmniej moim zdaniem. Chociaż lubię jednego i drugiego, to Blackwood lepiej buduje klimat. Choć "Sny w domu wiedźmy" Lovecrafta ścigają "Wierzby" :)

      Usuń
    14. Hehehe, ładne było, naprawdę. Ale jak masz mieć jakieś obawy przez nią, to może faktycznie lepiej nie bierz jej do ręki kiedyś tam. :P
      Słyszałem, że Oates jest poczytna w Stanach, ale nie wiem, czy to moja bajka. King chwalił. Ja niekoniecznie muszę. :)
      Dokładnie. A to niestety HPLa jest więcej. Ale za niego też chciałbym się zabrać, bo czytałem tylko zbiór "Zew Cthulhu". A niedawno Vesper wydał dwa piękne wydania z wykonaniem Macieja Płazy. I są to podobno bardzo dobre jakościowo wydania (wygląd, tłumaczenie i dodatki). :)

      Usuń
    15. Jest bardzo, ja znam tylko jedną powieść właściwie. A z Kingiem wyraźnie trzymają komitywę. We wspomnianej książce najczęściej powtarzanym nazwiskiem, zaraz po nazwisku bohatera, było King, w odwołaniu do mistrza oczywiście :)
      Jest go dużo, są jego biografie i właściwie trudno znaleźć księgarnie, w której by go nie było. A to dziwne, bo wzorował się na Blackwoodzie, więc i o nim można byłoby pamiętać. A, mówisz o "Zgrozie w Dunwich..." - czaję się na to wydanie, bo nie dość, że obszerne, to jeszcze jakie śliczne!

      Usuń
    16. A o Oates ze strony Kinga niewiele wspomnień. Chyba, że nie utkwiło mi w głowie, bo jednak są książki, które czytałem 7-8 lat temu. :)
      Tylko pewnie te twarde, co? BO miękkie już takiego wrażenia nie robi. Ja tego nie mam, ale na pewno kupię jak mnie natchnie na HPLa. A w ostatnich dniach pojawiła się druga część. Znaczy się, nie "Zgroza II", ale kolejny zbiór w opracowaniu tych samych osób, na tych samych zasadach. Tylko nie pamiętam tytułu.

      Usuń
    17. Twarde, twarde - tego typu zbiory powinny być w twardej oprawie i prezentować się pięknie na półce. Drugiego, o którym wspominasz jeszcze nie widziałam - tamten jest w księgarniach już od końca 2013 roku. Swoją drogą to naprawdę ciekawe, dlaczego tak wiele osób jara się akurat Lovecraftem, a wydawnictwa ciągle go wydają i ciągle na tym zarabiają. Myślę, że spore zasługi ma tutaj mitologia Cthulhu, ale osobiście wolę Poego z jego niesamowitymi opowieściami, a on - pomimo że klasyk - nie jest wznawiany aż tak często.

      Usuń
    18. Głupoty piszę. Wczoraj czytałem na fejsie, że Vesper tego Lovecrafta, czyli "Przyszła na Sarnath zagłada", ma wydać dopiero za miesiąc. Nie wiem, czemu sobie ubzdurałem, że to już jest. Wybacz za zamęt. :)

      Usuń
    19. Wiedziałam, że coś mi się tu nie zgadza. I przyjdzie taki Ciastek i robi zamieszanie :P Ale wybaczam :) A tak w temacie nowego zbioru - okładka jest niesamowicie dziwna. Właściwie nie wiem, co mam o niej myśleć prócz tego, że mnie niepokoi.

      Usuń
    20. Hehehe, a nie wiem, czemu sobie tak ubzdurałem. I dalej byłbym żył w takim przekonaniu, gdybym nie zauważył informacji o nowej stronie vespera i szumnej zapowiedzi tego właśnie tomu. :)

      Usuń
  4. A ja jeszcze nie przeczytałam ani jednej książki Bukowskiego. Hańba mi i wstyd. Obiecuję poprawę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden wstyd - raczej powód do sięgnięcia po jego twórczość ;) Bardzo polecam, ale tak jak wspomniałam Dorocie, lepiej zacząć od powieści, np. "Z szynką raz!" :)

      Usuń
  5. Widzę, że lubisz się czytelniczo rozpieszczać - to już druga książka ukochanego Bukowskiego pod rząd! :-) Muszę kiedyś wrócić do czytania jego powieści (i opowiadań), a kiedy to się stanie, pewnie też zafunduję sobie podobny maraton. Chociaż był taki czas (dawno temu), gdy bardziej przemawiały do mnie skandalizujące powieści Henry'ego Millera, niż proza Bukowskiego. To się zmieniło, gdy przeczytałam "Z szynką raz!", ale potem apetyt na literackich skandalistów jakoś przygasł, choć sama nie wiem, dlaczego :-) Znasz książki Millera?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, lubię bardzo. I powiem Ci, że rozpieszczania ciąg dalszy, bo właśnie zmierza do mnie "Na południe od nigdzie" :D Już nie mogę się doczekać, choć jest duże prawdopodobieństwo, że nie dam rady przeżyć takiej dawki Bukowskiego.
      O, nie, niestety nie znam Millera, chociaż nie ukrywam, że trochę się na niego czaiłam. Takie małe podchody, które jednak nie wyszły. Ale "Zwrotnik raka" kusi mnie przeogromnie. Z chęcią porównam twórczość tych dwóch panów.
      W sumie to na babranie się w literackich skandalistach trzeba mieć nie tylko czas i ochotę, ale także dużo, dużo samozaparcia. Bo to trochę jak brodzenie w.. no, wiesz w czym;) Przynajmniej tak odbieram prozę Bukowskiego - muszę się w tym wytaplać, pocierpieć trochę podczas czytania, żeby wyciągnąć z lektury to "coś". A "coś" zwykle okazuje się wielkie i całkiem przerażające. Nie zawsze ma się na to ochotę.

      Usuń
    2. "Zwrotnik raka", "Zwrotnik koziorożca" - zaczytywałam się! Zarywane noce dla książki? Ostatni raz zdarzyło mi się to chyba właśnie dla Henry'ego Millera :-)
      A wiesz, ja do tego podchodzę trochę inaczej, możliwe, że dlatego, że mój pogląd na ten "najlepszy ze światów" jest dość krytyczny, więc w prozie Bukowskiego i Millera znajduję paradoksalne pocieszenie: ot jest ktoś, kto widzi wszystko podobnie jak ja, a co więcej, nie boi się tego nazywać po imieniu w dosadnych słowach (inaczej się zresztą nie da). Poza tym, jak się dobrze wgryźć, to pod tą całą krytyką współczesności znajdziemy mnóstwo ironii i poczucia humoru. Warto dotrwać do tego momentu, jest niesłychanie ożywczy i wyzwalający.

      Usuń
    3. Po takiej rekomendacji chyba nie dam rady przejść obojętnie obok tych książek ;)
      To naprawdę ciekawy punkt widzenia - trochę tłumaczy, dlaczego tak bardzo lubisz prozę Houellebecqa:) (Swoją drogą: ostatnio widziałam "Porwanie Michela Houellebecqa" i naprawdę się uśmiałam :D).
      Rzeczywiście, znalezienie "bratniej duszy", która myśli podobnie do nas i nie próbuje tuszować swoich krytycznych myśli pod warstwami lukru, jest przeżyciem niesamowicie pozytywnym. I oczywiście przyznaję rację co do ironii - tej nie może zabraknąć w utworach, które mówią wprost o wadach naszego świata. Nie zmienia to jednak mojego podejścia do tego typu książek: świat to paskudne miejsce, a pisanie o nim bez owijania w bawełnę nie może nie boleć. Ale to jednak dość miłe, że autorzy przemierzają go ramię w ramię z czytelnikiem;)

      Usuń
    4. Tak, właśnie za to lubię Houellebecq'a - i literaturę! Owszem, ciekawe historie, rozrywka, możliwość poszerzenia wiedzy, to wszystko jest fajne, ale najfajniejsza jest wspólnota doświadczeń i przeżyć autora i czytelnika, to uczucie, jakie ogarnia Cię podczas czytania: "o, jakie to MOJE!". To lepsze nawet od "comfort food", od czekoladowego ciasta z bitą śmietaną ;-)
      Na "Porwanie Michela Houellebecq'a" natknęłam się już parę razy, przerzucając kanały TV - chyba leci na alekino+, prawda? - ale zawsze trafiałam albo na początek, albo na koniec ;-) Muszę zaplanować seans bardziej świadomie, skoro to dobra rzecz i dobra zabawa.
      Pięknie napisałaś: "to dość miłe, że autorzy przemierzają go ramię w ramię z czytelnikiem". Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby książek nie było ;-)

      Usuń
    5. Oj, myślę, że wiele osób zakochanych w czekoladzie mogłoby się na Ciebie krzywo spojrzeć. Ale zgadzam się z Tobą - literatura jest lepsza, niż jedzenie. Oczywiście ta dobra, prowokująca, inteligentna. Chyba znowu posłużę się moim ukochanym cytatem: "Potrzebujemy książek, które wpływają na nas jak katastrofa, które głęboko nas zasmucają, jak śmierć kogoś, kogo kochaliśmy bardziej niż siebie samych, jak wygnanie go do lasu z dala od kogokolwiek, jak samobójstwo. Książka musi być siekierą dla zamarzniętego morza wewnątrz nas." "50 twarzy Graya" spokojnie bym oddała za dobre ciasto czekoladowe, Kafki już nie ;)
      Tak, ostatnio leciało na Alekino. Nawet zastanawiałam się czy oglądać, ale w końcu z M. wsiąknęliśmy na dobre. Strasznie groteskowy film. I widać, że Houellebecq dobrze bawił się podczas kręcenia. Dużo wina i papierosów ;)
      O takiej opcji, rodem z "Fahrenheita 451" nawet nie wspominaj! Bez czekolady bym przeżyła, ale bez książek?! Nigdy :)

      Usuń
  6. Bukowskiego znam tylko ze "Szmiry", która dawno temu zrobiła na mnie duże wrażenie. Lubię czasem sięgnąć po książkę, która "zajdzie mi za skórę"- opowiadania Bukowskiego to może być to ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Szmira" była fantastyczna, ale trochę inna niż reszta dzieł Bukowskiego - to w końcu jego ostatnia książka, w której to śmierć jest najważniejsza. Ale jeśli chcesz, żeby coś zaszło Ci za skórę, to Bukowski się sprawdzi: obojętnie czy opowiadania, czy powieści ;)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)