niedziela, 29 maja 2016

"Modlitwa za Owena" John Irving - recenzja




I odpuść nam nasze...


John Irving jest jednym z autorów, którzy zawsze pojawiają się w moi prywatnym zestawieniu „ulubionych pisarzy wszech czasów”. Ślinię się widząc jego książki w księgarniach, ale staram się aplikować je sobie w sposób rozważny i wykalkulowany – aby starczyły na długo. To zadanie utrudnia mi wydawnictwo Prószyński i S-ka, które wznawia utwory Irvinga w pięknej, minimalistycznej oprawie graficznej. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach Modlitwę za Owena wiedziałam, że nie dam rady powstrzymać się przed kolejnym spotkaniem z amerykańskim pisarzem.




Gravesend w stanie New Hampshire jest miejscem spokojnym, by nie powiedzieć nijakim, a przez to stworzonym do tego, by prowadzić w nim niespieszną egzystencję. Takie właśnie życie prowadzi Johnny Wheelwright, dziecko, któremu w życiu nie brakuje niczego. No, może brakuje mu ojca. John wychowywany jest przez cudowną matkę i dość kapryśną babkę, żyjąc w ciągłej niewiedzy dotyczącej swojego pochodzenia. Nie jest to jednak największa zagadka w jego życiu. Jest nią Owen Meany, najlepszy przyjaciel Johna, chłopiec zadziwiająco inteligentny, niziutki niczym karzełek, lekki niczym niemowlę. Owen to wielka tajemnica, zdaje się jednak, że jakaś siła na stałe związała go z losem rodziny Wheelwrightów. John przekonuje się o tym w bardzo dotkliwy sposób, podczas pewnego meczu Małej Ligi.



Kiedy skoczyłam Modlitwę za Owena, a w głowie wybrzmiały ostatnie myśli związane z końcowymi wydarzeniami, do głowy przyszła mi jedna myśl, która najsilniej opisuje mój stosunek do tej powieści Irvinga. To słowa angielskiego komika, Eddiego Izzarda, mówiącego o amerykańskim hymnie: The American national anthem I've noticed is a bit hazy in the middle. Cause you start strong and you finish strong, but the middle bit's a bit. Dokładnie taka jest Modlitwa za Owena – wyrazista na początku i na końcu, z dość rozmytym środkiem. Choć powieść skończyłam dosłownie kilka dni temu, nie byłabym w stanie opowiedzieć o wielu dziwacznych wydarzeniach mających miejsce w Gravesend. Przeleciały przeze mnie jak woda, pozostawiając jedynie pewien niedookreślony posmaczek. Z pewnością nie będzie to najbardziej pamiętna przygoda z prozą Irvinga, choć nie mogę powiedzieć, by autor mnie zawiódł. Otrzymałam przecież kilka mocnych akcentów a przede wszystkim dość symboliczną i przy tym kontrowersyjną opowieść o sile wiary.



O ile historię opowiada nam John, z bezpiecznego miejsca w Kanadzie, w której postanowił się zestarzeć, tak nie można powiedzieć, by był on głównym bohaterem powieści. Jest nim Owen Meany, dziecko zbyt charyzmatyczne, by można było się z nim nie liczyć. Z kolejnymi rozdziałami poznajemy więc życie Owena i Johna, usiane zwykłymi wydarzeniami, jak jasełka czy przedstawienia teatralne, mecz baseballu i zabawy na strychu, które mogły w każdej chwili zmienić się w coś, co postawi ich życie do góry nogami. Tak też dzieje się prawie za każdym razem, choć Owen wydaje się tym dużo mnie zaskoczony niż jego przyjaciel. Irving doskonale portretuje swojego bohatera, który przesadny jest dosłownie we wszystkim, prócz wzrostu. Ten niewielki człowiek o przedziwnym, piskliwym głosie, jest kimś więcej niż tylko chłopcem, a przynajmniej za kogoś takiego chcą go uważać jego najbliżsi. Czy Owen jest prorokiem, a może wręcz mesjaszem? Może jest tylko nad wiek rozwiniętym chłopcem, który dzięki obserwacji i błyskotliwości potrafi zauważać więcej, niż inni? Choć Irving nie daje jednoznacznej odpowiedzi, zostawia swojego czytelnika z wieloma myślami dotyczącymi nie tylko samego Owena, ale także istoty wiary. Religia ma zresztą ogromne znaczenie w Modlitwie za Owena, choć w ogólnym rozrachunku to nie ona liczy się najbardziej. Liczy się umiejętność uwierzenia w to, czego się nie widziało, czego się nie zaznało lub chociażby odwaga, by nie zamykać się na prawdziwe cuda.



Modlitwa za Owena jest tak naprawdę przedstawieniem jednego aktora, chociaż Irving w bardzo sprytny sposób zestawia swojego niesamowitego bohatera z przeciętnym i nudnym wręcz „Józefem”, jak określa się sam John. Historia opowiedziana z jego perspektywy, przepełniona wspomnieniami ale także wieloma przebitkami z teraźniejszości mężczyzny mieszkającego w Kanadzie choć opętanego amerykańską polityką, wskazują na ogromnie ważny problem powieści – nawet zwykły „Józef” może spotkać w swoim życiu kogoś tak niesamowitego, jak syn boży, który zmieni cały jego świat. Irving śmiało operuje symboliką religijną, co niektórych może urazić innych zaś po prostu zaciekawić. Moim zdaniem jest to sprytny zabieg, który pozwolił na stworzenie pięknej opowieści o życiu pełnym cudów.



Chociaż Modlitwa za Owena nie była zachwytem, co więcej, nawet mnie nie wzruszyła a i rozśmieszała dość rzadko, to nie mogę powiedzieć, by to spotkanie z Irvingiem było nieudane. Z pewnością nie zaliczę jej do prywatnej czołówki, jednak nie szybko zapomnę o Owenie Meanym i jego niecodziennym spojrzeniu na świat.

Moja ocena:
 

Za możliwość spotkania się z mieszkańcami Gravesend dziękuję


Autor: John Irving
Tytuł: Modlitwa za Owena
Data wydania: 24.05.2016 (wznowienie) 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 744

piątek, 27 maja 2016

"Rybacy" Chigozie Obioma - recenzja przedpremierowa



Zbrodnia i kara


Literatura jest jak rzeka – przejrzysta, klarowna i zachęcająca do kąpieli, innym razem zaś pełna odpadów lub prawie całkowicie wyschnięta, pokazująca płyciznę. Czasem ciągnie się kilometrami, prosta jak strzała, czasem zaś meandruje i prowadzi na manowce. W książkach, tak samo jak w rzekach, można także utonąć: niespodziewanie, albo w pełni świadomie, z kamieniami w kieszeniach. Właśnie tak jest w przypadku Rybaków Chigozie Obiomy. Z łatwością dajemy się jej porwać i zagłębiamy się w niej, niczym w rwącej rzece, z której możemy się już nie wyłonić.


Czterej bracia, zżyci ze sobą do granic możliwości, tworzący niemal jeden organizm, w pewnym momencie zaczynają się od siebie oddalać. Ikenna, Boja, Obembe i Benjamin, po wyjeździe ojca do pracy w innym mieście, znajdują doskonałe, choć całkowicie zabronione przez dorosłych zajęcie – łowienie ryb nad okrytą złą sławą rzeką Omi-Alą. Wszystko zmienia się w momencie, w którym chłopcy spotykają miejscowego szaleńca, uważanego przez wielu za wieszcza. Od tamtej pory najstarszy z rodzeństwa zaczyna unikać swoich braci i powoli wycofuje się z życia rodzinnego.



Rybacy to powieść, która wciąga już od pierwszych zdań, historia wobec której nie da się przejść obojętnie, choć na pierwszy rzut oka nie wydaje się zbyt oryginalna. Nic bardziej mylnego. Obioma wykorzystuje znany motyw zbrodni, by ukazać wieloetapowy rozpad rodziny. Sięga także po zagadnienia związane z wolną wolą oraz wiarą w przesądy, podlewając to wszystko problematyką społeczno-religijną i nie zapominając o kwestiach politycznych. Robi to jednak z wyczuciem godnym mistrza, nie zakłócając głównego nurtu opowieści, skupiając się przede wszystkim na psychice bohaterów i powolnemu wyniszczeniu, jakiemu ulega najstarszy z braci. Jego działania i wiara w magiczne słowa wypowiedziane przez Abulu, mają ogromny wpływ nie tylko na jego los, ale także na przyszłość całej rodziny. Obioma ukazuje tę grupę społeczną jako naczynia połączone, których żadną siłą nie da się odseparować.



Historia opowiedziana została z punktu widzenia najmłodszego z czwórki braci (rodzeństwo ma jeszcze młodszą siostrę Nkem i brata Davida, którzy są jednak zbyt mali, by uczestniczyć w łowieniu ryb nad rzeką). Ben, zafascynowany światem zwierząt, zauważa, że życie ich rodziny na stałe powiązane jest właśnie z tą zwierzęcą częścią ich charakterów. Wyłuskuje z nich cechy, które świadczą o ich prawdziwej istocie. Dlatego w swoim ojcu widzi orła, króla pilnującego tronu, a w Ikennie pytona, którym stał się po przemianie. Ben snuje swoją historię niespiesznie, pozwalając nam nacieszyć się doskonałymi portretami członków rodziny, ale także codziennego życia chłopców, coraz częściej opuszczających szkołę, czy matki, która stara się utrzymać dom w ładzie podczas nieobecności męża. Jednak opowieść Bena to także przeszłość, piękne i budujące wspomnienia ukazujące wielką miłość braci, a przez to tak silnie podkreślające tragiczną przemianę, która zaszła w rodzinie.



Za fasadą doskonałej opowieści o zbrodni i karze, kryję się jednak druga, a także trzecia warstwa Rybaków. Obioma stworzył bowiem utwór ukazujący nie tylko przemiany jednostek, ale także całego kraju. Autor jest doskonałym obserwatorem, który w sposób nienachalny acz wyraźny wskazuje niekonsekwencje w przekonaniach Nigeryjczyków – ich świat staje się składową dawnych i nowych, przybyłych z zachodu wierzeń. Zauważamy, że mieszkańcy Akure wierzą w moc wariata Abulu. Modlą się więc w kościele katolickim o uwolnienie chłopców spod czaru rzuconego przez chorego, zaniedbanego mężczyznę, któremu przypisuje się wielką moc spowodowaną opętaniem przez demona. Również rzeka, nad którą bracia chodzą łowić ryby stanowi swojego rodzaju łącznik między światem przeszłości a teraźniejszości. Omi-Ala, niegdyś czysta i traktowana niemal jak bóg, została przeklęta przez chrześcijańskich kolonizatorów, którzy nie życzyli sobie innego boga poza ich bogiem. Od tamtej pory rzeka postrzegana była jako źródło zła. Nagromadzenie tych symboli, ukazanie świata pełnego niebezpieczeństw związanych z siłami niezależnymi od człowieka, prowadzi do kolejnego, niesamowicie istotnego punktu powieści – wiary w przeznaczenie. To na nim zasadza się główny wątek Rybaków. Czy człowiek ma wpływ na własny los, czy też jest zabawką w rękach kapryśnego bóstwa? Obioma rozwija tę myśl, przeplata ją z tragicznymi wydarzeniami w życiu bohaterów i pozostawia nas z wyraźnym przesłaniem. Wiara jest w stanie odmienić człowieka. Może być jednak zarówno czynnikiem budującym, jak i destrukcyjnym.



Rybacy Chigozie Obiomy to wstrząsająca a zarazem piękna powieść o sile braterskiej miłości, rodzinnych więziach i tragedii, która potrafi zakraść się do nas niepostrzeżenie niczym skorpion.

Moja ocena:
 

Za możliwość poznania samospełniającej się przepowiedni dziękuję
 

Autor: Chigozie Obioma
Tytuł: Rybacy
Data wydania: 2.06.2016
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 360