sobota, 31 października 2015
piątek, 30 października 2015
Paczka pełna skarbów
Na początku tygodnia otrzymałam taką oto paczkę pełną skarbów. Zawartość jest nagrodą za zajęcie drugiego miejsca w konkursie na recenzję zorganizowanym przez księgarnię Matras. Tekst, dzięki któremu udało mi się wygrać, znajdziecie => TUTAJ
Z racji, że był to konkurs zatytułowany Back to school, nagrody są typowo edukacyjne. Chociaż nauki nigdy za wiele, te książki nie trafiają raczej w moją grupę wiekową. Całe szczęście mam dużą rodzinkę ;)
Książki już znalazły nowych właścicieli, na plecak i quiz również przyjdzie czas. A mnie pozostaje satysfakcja z wygranej :)
Jednak to nie koniec wydarzeń tego tygodnia. Wczoraj do naszego mieszkania zawitał nowy domownik.

No dobrze, dosyć o mnie. Następny post już jutro - obiecuję, że będzie pełen strachów ;)
środa, 28 października 2015
#1 Horror w krótkim metrażu
Proxy: A Slender Man Story
Halloween zbliża się do nas wielkimi krokami. Dlatego chciałam przedstawić Wam cykl, który zjeży Wam włos na głowie, przyprawi o nocne koszmary a może nawet wywoła halucynacje... pokrótce - nieźle Was przestraszy.
Niemałą bolączką dla fanów horrorów jest
fakt, że obecnie jedynymi filmami tego gatunku są bezmózgie produkcje z całą
masą rozchlapanych po ekranie flaków, mało ambitne historie o demonach bądź
remaki. Nie wiem, która z tych kategorii jest gorsza, wiem jednak, że wszystkie
one pokazują nam, jak bardzo źle jest z dzisiejszym horrorem. Łapiąc się za
głowę po którymś z horrorowych seansów i złorzecząc na nieoryginalnych twórców,
postanowiłam pogrzebać trochę w skarbnicy wiedzy filmowej, czyli Filmwebie.
Skupiłam się jednak na tych produkcjach, które są zbyt mało doceniane, uważane
za niepełne. Mowa oczywiście o filmach krótkometrażowych.
O dziwo te krótkie historie wywarły na
mnie tak wielkie wrażenie, jak niewiele pełnometrażówek. Postanowiłam więc podzielić
się z Wami moim „odkryciem” – niechcianymi, odpychanymi, a tak genialnymi
kawałkami sztuki filmowej w tym ceniącym inwencję i umiejętności gatunku, jakim
jest horror.
Serię recenzji (trochę tych filmów
znalazłam) rozpocznę od dzieła Michaela Dahlquista Proxy: A Slender Man story. Na samym początku warto jednak
przybliżyć samą miejską legendę, która jest genialnym materiałem na horror.
Slender Man (szczupły mężczyzna) to nienaturalnie wysoki, chudy mężczyzna o
bladej twarzy, ubrany w czarny garnitur i białą koszulę. Przyjmuje się, że
prześladuje i porywa ludzi, najczęściej dzieci. Może też powodować u swoich
ofiar zaniki pamięci, paranoję i bezsenność. Postać ta ma swój początek w
konkursie ogłoszonym na stronie Something Awful. Użytkownik o nazwie Victor
Surge opublikował dwa zdjęcia, które ukazują grupę dzieci i dziwnego, chudego
mężczyznę. Od tamtej pory Slender Man zaczął żyć własnym życiem.
Film Dahlquista jest jedną z
interpretacji mitu o Slender Manie. Głównego bohatera, Vince’a Wilsona, prześladują
mroczne sny, w których odnajduje zmasakrowaną ofiarę z organami powkładanymi do
plastikowych torebek. Przeglądając dawne zdjęcia, zauważa na nich dziwnego,
szczupłego mężczyznę.
Proxy:
A Slender Man story to produkcja dopracowana w każdym calu,
dopieszczona i zapięta na ostatni guzik. O czymś takim mogą tylko marzyć
współcześni twórcy horrorów. Film trwa dziewięć minut, z których reżyser
wycisnął najwięcej, jak się dało. Dzieki sprawnemu montażowi otrzymujemy spójną
opowieść o mężczyźnie męczonym przez conocne koszmary, który próbuje rozwikłać
wiążącą się z nimi tajemnicę. Jednak to nie historia jest tu najciekawsza.
Wystarczy bowiem zagłębić się odrobinę w mit o Slender Manie, by od początku
wiedzieć jak potoczą się losy Vince’a. Dahlquist pokazał przede wszystkim, że
jest w stanie przekazać widzom przerażającą opowieść w genialnej formie. Proxy... to przede wszystkim wspaniałe
zdjęcia. Niewiele mamy tutaj ujęć w środku dnia, co oczywiście potęguje nastrój
grozy. Jednak wielu twórców nie radzi sobie z tego typu zdjęciami, pokazując za
mało lub za dużo, zmuszając widza do mrużenia oczu i wyszukiwania ukrytych w
cieniu przedmiotów. Tutaj wszystko jest widoczne, a do tego niesamowicie
estetyczne i profesjonalne. To nie żadna amatorszczyzna lecz film na bardzo
wysokim poziomie.
Poziom ten trzymają również aktorzy.
Jest ich tylko dwoje: Matthew Mercer i Marisha Ray. Każde z nich spisuje się
świetnie, przekonująco w swoim lęku czy paranoi. Zwłaszcza rola Mercera warta
jest pochwały, gdyż aktor nie miał łatwego zadania. Musiał poradzić sobie z
wczuciem się w rolę zmęczonego i zastraszonego mężczyzny, który czuje, że jego
życie coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Nie spodziewałam się tak
wysokiego poziomu aktorskiego, dlatego było dla mnie ogromnym zdziwieniem, gdy
zobaczyłam dwójkę aktorów, którzy swobodnie poradziliby sobie w filmie
pełnometrażowym.
Wisienką na torcie jest muzyka, a
właściwie całe udźwiękowienie filmu. Już w pierwszych sekundach otrzymujemy
dziwne, mechaniczne dźwięki, które kojarzą się z rozregulowanym radiem. A z
czasem będzie tylko lepiej. Coraz głośniejsze szumy w chwilach przerażenia i
cicha, acz cały czas wyraźna muzyka w momentach, w których zdawać by się mogło,
że bohaterowie prowadzą normalne życie. Gdzieś w tle czai się bowiem to
niesamowite przerażenie, które ożywa nocą. Gra dźwiękiem jest jednym z
największych plusów tej produkcji.
Proxy:
A Slender Man story to jedna z najlepszych krótkometrażówek
jakie widziałam w życiu. Dopracowana w każdym calu historia i cudowne wykonanie
sprawią, że pożałujecie, iż jest to tylko dziewięciominutowy film. Jestem
przekonana, że po obejrzeniu tej produkcji – parafrazując słowa Piotra
Bałtroczyka – dogłębnie poznacie znaczenie słowa biegunka.
Zobaczcie i przekonajcie się sami - najlepiej przy zgaszonym świetle ;)
A następny odcinek cyklu już w Halloween!
Tytuł:
Proxy: A Slender Man story
Reżyser:
Michael Dahlquist
Scenariusz:
Sax Carr, Adam Hann-Byrd, Sam Weller,
Premiera światowa: 30.10.2012
Kraj produkcji: USA
wtorek, 27 października 2015
"Matki" Pavol Rankov - recenzja
Krew i łzy
Choć minęło już dużo ponad pół wieku, Wielka
Historia nadal ciąży nam jak kamień w żołądku – Matki Pavola Rankova są
tego najlepszym przykładem.
Zuzana, młoda Słowaczka, lokuje swoje
uczucia w nieodpowiednim mężczyźnie – radzieckim partyzancie. Gdy po upojnej
nocy Aleksiej zostaje zastrzelony przez Niemców, kobieta nie ma pojęcia, że jej
koszmar dopiero się zaczął. Niedługo po tym wydarzeniu Czechosłowacja zostaje
wyzwolona przez Armię Czerwoną, a Zuzana wie już, że spodziewa się dziecka. Nie
zdąży jednak powiedzieć o tym swojej starej matce, zostaje bowiem oskarżona o
zdradę kochanka i zesłana do obozu. Tam zmierzy się nie tylko z ciężką
pracą, nieludzkim traktowaniem i codziennym strachem o życie, ale także z
byciem matką w tych ekstremalnych warunkach.
Sześćdziesiąt lat później studentka (co
nie bez znaczenia, ciężarna studentka) pisze pracę dyplomową o tytule Formy
i specyfika realizacji macierzyństwa w sytuacji granicznej. Jej źródłem
staje się właśnie opowieść Zuzany.
Autor wrzuca swoją bohaterkę w
przestrzeń nie tylko nieprzyjazną, ale przede wszystkim wyniszczającą. O tym
mówić nie trzeba, znamy przecież literaturę powojenną – Gustaw Herling-Grudziński,
Szałamow, nazwiska można wymieniać, koszmar pozostaje ten sam. Dlatego Rankov
skupia się nie tyle na przedstawieniu nam obozowej rzeczywistości (choć uciec
od tego nie może) co raczej psychiki matki, realizującej się w świecie
odwróconego dekalogu. Zuzana, młoda i naiwna dziewczyna, która siłą zostaje
pozbawiona swojego dziecinnego podejścia do życia, mierzy się więc nie tylko z
głodem, chłodem i ciężką pracą, ale także własnym ciałem, które niejako się jej
sprzeciwia. Coraz większy brzuch ciąży przy pracy, mdłości, naturalny odruch
kobiety w odmiennym stanie, muszą być powstrzymywane, gdyż są one formą
okradania dziecka z posiłku, sam poród zaś może skończyć się śmiercią nie tylko
dziecka, ale także matki. Zuzana odczuwa ciągły głód i zmęczenie, jednak to nie
one są najgorsze – strach przed utratą dziecka zdaje się być największym, bo
niekończącym się koszmarem.
Powieść Rankova jest dziełem dotyczącym
przede wszystkim kwestii macierzyństwa i poświecenia – dwóch nierozerwalnych
pojęć, które w gułagu nabierają nowego znaczenia. Mimo że Zuzana oddaje swoje
ciało dziecku, nie ona jedyna jedna spełnia się w roli matki, choć jako jedyna
poświęca dla syna dosłownie wszystko. Zmuszona do tego, by zrzec się praw nad
dzieckiem, aby – paradoksalnie – nie stracić go po trzech miesiącach (kiedy to
urodzone w obozie niemowlę trafia do domu dziecka), kobieta kładzie na ołtarzu
swoją miłość do syna wiedząc, że być może nigdy nie będzie mogła być dla niego
matką. Kobietą, która adoptuje Aleksieja jest bowiem Irina, bezwzględna
strażniczka, zazdrosna i łaknąc miłości chłopca. Zuzana zmienia się zatem z
matki w opiekunkę a następnie w ciocię, co niejednokrotnie łamie jej serce. I
chociaż dobrowolnie oddaje dziecko, nie przestaje być matką, zdając sobie
jednocześnie sprawę z tego, że nie jest jedyną kobietą roszczącą sobie prawo do
tego tytułu. Kwestia macierzyństwa zostaje także przeniesiona do czasów
współczesnych. Choć Lucia nie znajduje się w tak skrajnych warunkach jak
Zuzana, musi zmierzyć się z sytuacją graniczną swoich czasów – niechęcią
własnej rodzicielki oraz ewentualną aborcją. Co zadziwiające, autor w tej
kwestii wprowadza nawet niewielki humorystyczny akcent (choć jest to humor silnie nacechowany
ironią). Promotor Lucii, zapatrzony w siebie inteligent, radzi jej
bowiem by przerwała ciążę, albo studia. Jego skrajnie egocentryczne wypowiedzi,
całkowicie oderwane od rzeczywistości, nadają temu męskiemu punktowi widzenia
wyraźnie ironicznego zabarwienia. W ten sposób Rankov zdejmuje z czytelnika
ciężar opowieści Zuzany, choć na chwilę pozwala mu odetchnąć i znaleźć się w
bardziej przyjaznej lub choć trochę znanej przestrzeni.
Drugą kwestią o której wspomniałam jest
poświęcenie. Jednak nie w formie cielesnej a duchowej. Zuzana, traktowana jak ciocia przez
swojego syna, poświęca nie tylko własne macierzyńskie odczucia czy spokój
ducha, ale przede wszystkim idee i przekonania. Jako głęboko wierząca kobieta
boryka się z odmiennym poglądem na życie drugiej matki Aleksieja, komunistki
pragnącej zaszczepić w chłopcu ducha rewolucji. Choć Zuzana zbiera się na
odwagę, by opowiedzieć synowi o bogu, decyduje się na to zbyt późno. Musi
pogodzić się nie tylko z faktem, iż przegrała duszę dziecka ale także swoją.
Matki to mocna,
wymagająca proza mówiąca o zniewoleniu – nie tylko cielesnym ale także
umysłowym. Zuzana okazuje się bowiem więźniarką własnego lęku o dziecko. To
także opowieść o przemianach, Wielkiej Historii, która pozostawia szarego
człowieka nagiego i płaczącego. Jednak przede wszystkim jest to powieść o
macierzyństwie, nierozerwalnej sile łączącej matkę z dzieckiem, która
doprowadzić może nie tylko do miłości, ale także szczerej nienawiści i rozlewu
krwi.
Moja ocena: 7/10
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
Autor: Pavol Rankov
Tytuł: Matki
Liczba stron: 427
Tłumaczenie: Tomasz Grabiński
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Subskrybuj:
Posty (Atom)