O naiwności i innych grzechach
A człowiek rzeczywisty to taki, którego boli – czytamy na wstępie Opowieści o rzeczywistym człowieku Pavela Vilikovskiego. Cytat ten jest jednak przewrotny, tak samo jak jego autor. Czy bohater powieści jest tytułowym człowiekiem rzeczywistym?
Wszystko zaczyna się od dziennika,
urodzinowego prezentu od syna. Pierwsze wpisy świadczą nie tylko o braku wprawy
w tworzeniu tego typu zapisków, ale także wiary w sensowność całego
przedsięwzięcia. Z czasem nastawienie naszego bohatera zmienia się. Choć wie,
że nie jest żadnym de Gaullem ani Churchillem, którzy pisali i wydawali swoje
wspominki, postanawia prowadzić dziennik z myślą o synu. W ten sposób pragnie
przekazać mu wartości, którymi powinien kierować się w życiu. Opisuje więc
swoją pracę (w której akurat otrzymuje awans), życie domowe – smutne i nudne, a
także zaskakujący i niespodziewany romans z najpiękniejszą kobietą w zakładzie.
W natłoku wydarzeń ten nieszczęsny głupiec nie zauważa, że każdy kolejny dzień
zbliża go do klęski.
Nazwanie bohatera nieszczęśnikiem jest
określeniem raczej na wyrost. Chociaż niewątpliwie wpada on w pułapkę systemu
oraz kobiecych wdzięków, robi to z głupoty a także, co jest chyba jeszcze
gorsze, przekonania o swojej ważności. Jego naiwność połączona z rozbuchanym
ego stanowi mieszankę wybuchową, która początkowo może czytelnikowi wydać się
zabawna, szybko jednak przerodzi się w szczerą i niekontrolowaną niechęć w
stosunku do bohatera. I o to właśnie chodzi. Nie współczujemy, nie ostrzegamy
go po cichu, by nie robił kolejnego durnego błędu – przyglądamy się, próbujemy
zrozumieć mechanizm. To odseparowanie czytelnika od głównego bohatera,
wykreowanie go w sposób całkowicie uniemożliwiającym utożsamienie się z nim,
okazuje się niesamowicie pomocne podczas analitycznej lektury.
Dla faceta życie to walka i zgodnie z
tym się zachowuje. Pokazuje, co w nim jest, to znaczy, jeśli rzeczywiście jest
bojownikiem. No i tak już jest, że kobiety lubią bojownika, wyczują go na
kilometr i lecą do niego jak pszczoły do miodu, więc czemu nie miałby sobie
pozwolić na odrobinę radości?
Bohater uważa się za prawdziwego
mężczyznę, bojownika, który nie daje się kobiecie wodzić za nos. Jego
rozważania dotyczące płci przeciwnej, pełne szowinistycznych idei, łączą się
nierozerwalnie z romansem, w który się wdaje. V. – Vikina – femme fatale
wykorzystująca wdzięki, by dostać to, czego pragnie, jest jednym z elementów,
które doprowadzają naszego bohatera do ruiny. Przechodzący przez kryzys wieku
średniego mężczyzna, niezadowolony z pożycia seksualnego z żoną (która jest nie
dość, że głupia, to i gruba – przez dobrobyt, będący oczywiście jego zasługą),
przenosi swoje pragnienia na niedostępną wcześniej koleżankę z pracy, która
uświadamia go o jego wyższości nad resztą pracowników. Niszczącą siłą V.
okazują się przede wszystkim słowa, które wkradają się do umysłu bohatera i
potwierdzają jego i tak już silne przekonanie o swojej niesamowitości,
szlachetności i – co ważne – męskości. Spora część powieści Vilikovskiego kręci
się właśnie wokół tego pojęcia. Bo to idea prawdziwego faceta, dbającego o
pieniądze i rozkochującego w sobie kobiety, nierzadko podsyca głównego
bohatera. Łatwo jednak gubi się on w anachronicznym postrzeganiu ról
społecznych, wyznaczanych wyłącznie na podstawie płci.
Ten bezimienny mężczyzna, pozbawiony
przez autora wszystkiego – nawet nazwiska, cech charakterystycznych – jest
idealnie wręcz odmalowanym przykładem naiwniaka chętnie bratającego się z
komunistami, próbującego dopchać się do koryta jednocześnie sądząc, że zupełnie
nic mu nie grozi. Wierząc, że ustrój nigdy się nie zmieni, a
podjęte przez niego decyzje mogą wpłynąć na życie wyłącznie pozytywnie, coraz
silniej zanurza się w polityce, która nie ma dla niego żadnego znaczenia. Jest
dobra jak każda inna, w której można się ustawić. Czy więc jest on człowiekiem
rzeczywistym, którego boli? Nie. Nasz bohater został odseparowany od
uczuć wyższych, które dopuszczają odczuwanie bólu. Mimo że traci wszystko,
czuje się oszukany i nie odnajduje w tym swojej winy. Przekonany o swojej
nieomylności bohater szybko otrząsa się po stracie nie zauważając przy tym, że
znajduje się w sytuacji bez wyjścia.
Czytając Opowieść o rzeczywistym
człowieku doszłam do wniosku, że gdyby Winston Smith z Roku 1984 Orwella
był oddanym członkiem partii, jego dziennik wyglądałby właśnie tak, jak powieść
Vilikovskiego. Byłby tak samo małostkowy i przekonany o własnej racji jak nasz
bohater, tak samo pozbawiony moralnego kręgosłupa i tak samo głupi. Wiemy
jednak, że Winston to prawdziwy rzeczywisty człowiek, bohater powieści
Vilikovskiego jest zaś jedynie człowiekiem-gliną – gotowym do obróbki.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
Autor: Pavel Vilikovský
Tytuł: Opowieść o rzeczywistym człowieku
Liczba stron: 271
Tłumaczenie: Tomasz Grabiński
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Pierwszy raz widzę tą książkę ;)
OdpowiedzUsuńJa też niezbyt orientuję się w słowackiej literaturze, ale ten tytuł jest na pewno wart uwagi :)
UsuńNigdy nie słyszałam o tej książce, jednak zarówno tytuł jak i Twoja recenzja są bardzo zachęcające ;)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to bardzo :) To jedna z tych książek, które czyta się szybko, ale zostają w głowie na długo :)
UsuńCzytałam już o tej książce i bardzo mnie zainteresowała. Szukam jej już od jakiegoś czasu :)
OdpowiedzUsuńNiestety książki tego wydawnictwa nie są dostępne w każdej księgarni, a i biblioteki raczej nie są w nie zaopatrzone. A szkoda, bo Książkowe Klimaty pokazują raczej nieznane oblicze literatury.
UsuńNie wiem, czy się zdecyduję ją przeczytać... Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć do niej odpowiedni nastrój. Ja w każdym razie polecam :)
UsuńZaintrygowałaś mnie, ciekawa jestem jak jak bym spojrzała na głównego bohatera. A poznać przeciwieństwo Winstona - czemu nie? ;)
OdpowiedzUsuńZ tego co widzę chyba nikomu główny bohater nie przypadł do gustu - to taki doskonale stworzony przeciętniak, który myśli o sobie jak o bogu. Ta powieść jest świetna, przede wszystkim mądra i, co ważne, przerażająco prawdziwa, a to głównie dzięki kreacji bohatera.
UsuńZapewne pozbawienie bohatera jego imienia i "tożsamości" ma ukazać, że powieść ma ukazać słabe strony ludzkiej natury... Tytuł i zdjęcie na tle "Dziennika Gombrowicza" bardzo wymowne...
OdpowiedzUsuńMyślę, że ten zabieg ma kilka zastosowań - tak jak napisałaś, pokazanie ułomności człowieka, ale także wskazanie na cechy charakterystyczne komunistycznego everymana. Dodatkowo, tak jak zaznaczyłam w recenzji, ma to trochę odseparować czytelnika od bohatera, by można było go postrzegać bardziej jako obiekt. Na pewno ma to dużo zalet podczas czytania i analizowania powieści.
UsuńNo cóż, cytat z mistrza Gombrowicza zobowiązuje :)