wtorek, 25 sierpnia 2015

"Dzieci gniewu" Paul Grossman - recenzja



Rzeźnik z Berlina


Ostatnimi czasy mam spory problem z cudownym gatunkiem, jakim jest kryminał – coraz bardziej brakuje mi zaufania do nowych autorów, przez co zupełnie odechciewa mi się szukać ciekawych powieści z dreszczykiem. Każda kolejna książka z tego gatunku jest albo fatalnie napisana, albo fabularnie banalna, albo całkowicie pozbawiona wyrazistych bohaterów. Kiedy Wydawnictwo Sine Qua Non zamieściło w swoich zapowiedziach powieść Paula Grossmana, postanowiłam dać jej szansę – w akcie ostatecznej desperacji.




Willi Kraus, berliński funkcjonariusz Kripo, odnajduje w jednym z miejskich kanałów jutowy worek, w którym ktoś umieścił nienaturalnie czyste kości i Biblię z zakreślonym cytatem. Kości okazują się dziecięce, a dokładniej – chłopięce. Choć Willi nie może przestać myśleć o tej zbrodni, sprawa zostaje mu odebrana na rzecz zdolnego, przystojnego i nie-żydowskiego detektywa. Kraus zaś zostaje oddelegowany do dużo mniej nobilitującego dochodzenia. Musi zająć się zatrutymi kiełbaskami, które wywołują panikę w całym mieście.



Grossman serwuje nam kawał naprawdę dobrego kryminału z międzywojennym Berlinem w tle. Spisuje się jednak dobrze zarówno w kwestii samej intrygi jak i naświetlenia nam sytuacji Niemiec lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. To, czego obawiałam się najbardziej, okazuje się największym plusem Dzieci gniewu. Ale od początku...



Autor powoli wprowadza nas w sprawę, która najbardziej interesuje Williego Krausa, zaczynając od kiełbaskowej zarazy. Oczywiście dość łatwo można domyślić się jaką drogą pójdzie Grossman. Pomimo tej przewidywalności (nie aż tak bolesnej w świetle całej powieści), intryga prezentuje się naprawdę nieźle dzięki swojej wielowątkowości, ale przede wszystkim dzięki rzetelnej pracy głównego bohatera. Już dawno nie spotkałam się z powieścią kryminalną, w której sprawa trwa długie miesiące, a śledczy zamiast przypadkowo trafiać na ślady, godzinami wypatruje podejrzanego, obserwuje i analizuje zachowania jego i otoczenia. Znajdą się tu też szczęśliwe trafy – detektywi zwykle są dziećmi szczęścia – jednak nie są aż tak nagminne i rażące, jak w wielu innych powieściach i, co najważniejsze, nie wnoszą do powieści atmosfery nic nierobienia, wszechobecnego lenistwa, które rozkłada wielu śledczych. Kraus jest aktywnym policjantem, wychodzi z domu rano i wraca późnym wieczorem, ukrywając przed żoną swoje prywatne poszukiwania straszliwego Dzieciożercy.



A poszukiwania są to nie byle jakie, bo wśród brudnych zaułków Berlina, gdzie dzieci handlują swoją niewinnością za marne grosze, a ludzie sprzedają wszystko, co tylko udało im się zdobyć. Jednak Kraus odwiedza nie tylko te nieciekawe uliczki, ale także przybytek rozkoszy i świątynie w jednym, a także, co najważniejsze, rzeźnię, która staje się najważniejszym miejscem całego kryminału. Autor nie szczędzi nam barwnych opisów, zarówno tych związanych z samymi morderstwami, jak i z zarzynaniem zwierząt.
Krowy wchodziły całymi tuzinami, potem je ogłuszano, podwieszano i mogły dołączyć do reszty na taśmociągu. Mężczyźni w wysokich skórzanych butach szybkimi ruchami srebrzystych ostrzy podcinali im gardła. Skąpani w posoce ledwo mieli czas dokończyć jedno cięcie, gdy pojawiało się kolejne zwierzę. 

Dlatego wegetarianie!, odradzam Wam ten kryminał. 




Dzieci gniewu to także świetnie wkomponowane tło historyczne. Autor pozwala nam nie tylko na przespacerowanie się uliczkami międzywojennego Berlina, ale także wejście w sam środek przemian politycznych i kulturowych. Szalejący kryzys, szerząca się beznadzieja i lęk o przyszłość – to wszystko wyziera z powieści Grossmana, choć nie w sposób nachalny. Udaje mu się bardzo naturalnie wpleść problemy polityczne i gospodarcze Niemiec tamtego okresu w dobrą kryminalną intrygę. Dzięki temu nie wydaje nam się, że ktoś próbuje uczyć nas historii, ani że wybrał tamten okres, by było ciekawiej, choć akcja równie dobrze mogłaby rozgrywać się dzisiaj. Wszystkie te elementy świetnie ze sobą współgrają.



Żeby jednak nie było tak słodko, trzeba włożyć łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Ową łyżką jest niestety główny bohater, który, chociaż jest dobrym śledczym, jest też zupełnie nijaki i niewyróżniający się pośród innych detektywów powieści kryminalnych. Willi jest dobrym ojcem, dobrym mężem, podwładnym, który potrafi zagryźć zęby, kiedy ktoś mu dokucza, weteranem wojennym, wspominającym od czasu do czasu wspomnienia z frontu, ale, broń boże!, nie chwalący się nimi. Ot, grzeczny chłopiec, pozbawiony znaków szczególnych bohater, o którym można łatwo zapomnieć.



Pomimo tego niewielkiego mankamentu, Dzieci gniewu czytało mi się nad wyraz dobrze. To niezły kryminał (choć od pewnego momentu dość przewidywalny), który na pewno dostarczy Wam rozrywki na poziomie przez kilka wieczorów.


Moja ocena: 7/10
 
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu:



Autor: Paul Grossman

Tytuł: Dzieci gniewu

Data wydania: 15.07.2015

Liczba stron: 368

Wydawnictwo: SQN

Gatunek: kryminał, retro

6 komentarzy:

  1. O kurczę, tego Grossmana nie znam w ogóle.. /znam Wasilija ../, chyba się skuszę na ten przedwojenny Berlin w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie znam tego Grossmana, o którym Ty piszesz ;) ta wizja Berlina przed II wojną, rosnące niezadowolenie i coraz silniej zaznaczany nacjonalizm są chyba najlepszą stroną książki. Ale intryga też niczego sobie, więc na wolną chwilę akurat ;)

      Usuń
  2. Pomimo niejakiego głównego bohatera, fabuła tej książki mnie zainteresowała. Może się na nią skuszę w wolniejszym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Wiolu, może tylko mnie główny bohater wydał się zbyt grzeczny ;)

      Usuń
  3. Nie wiem, czy ta książka by mi przypadła do gustu, może kiedyś po nią sięgnę, by się o tym przekonać. Najpierw jednak muszę zwalczyć moją (nieuzasadnioną) niechęć do kryminałów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio doświadczam całkiem uzasadnionej niechęci do kryminałów i ta powieść troszkę mnie z niej otrząsnęła, więc może nie będzie to taki zły wybór. Ale znam masę przegenialnych utworów z tego gatunku, które dużo lepiej rozprawiłyby się z Twoją niechęcią ;)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)