A teraz coś z zupełnie innej beczki
A oto... autobiografia człowieka, który jako pierwszy w brytyjskiej telewizji powiedział słowo ‘shit’ oraz pierwszej osoby w historii brytyjskich nabożeństw pogrzebowych, która powiedziała słowo ‘fuck’. Tak moi Państwo, to historia Johna Cleese’a – tyczkowatego jegomościa, który przyczynił się do rozwoju komedii w Wielkiej Brytanii i na całym świecie.
Muszę jednak przestrzec tych, którzy
spodziewają się po Tak czy inaczej... masy niepublikowanego dotąd
materiału związanego z Monty Pythonem, zabawnych historyjek z tego okresu czy
chociażby, cóż, czegokolwiek, co z tą słynną brytyjską grupą ma wspólnego.
Monty Python jest wyłącznie skromnym, maleńkim epizodem opisanym w tej
autobiografii (pod sam jej koniec). Dlatego jeśli oczekujecie książki o Latającym
cyrku, srodze się zawiedziecie. Lepiej zmieńcie swoje oczekiwania, chwyćcie
za Tak czy inaczej... i cieszcie się każdą stroną tej książki.
Uwierzcie, jest czym.
Jak przystało na dobrze wychowanego
młodego Brytyjczyka, Cleese stronił od kłopotów, dobrze się uczył, nie
interesował się dziewczętami ani hulankami. Można by więc spodziewać się, że
opowieść o jego życiu okaże się mdła jak mielonka, mielonka, mielonka jajka i
mielonka (o ile ktoś nie lubi mielonki). Jednak autobiografia tego grzecznego
chłopca poprzetykana jest całą masą zabawnych anegdot, historyjek z czasów
szkolnych czy studenckich, kiedy to życie Cleese’a stało się dużo bardziej
sceniczne i zabawne. Początki jednak również nie są pozbawione uroku. Już na 13
stronie otrzymujemy pierwszą traumę z dzieciństwa związaną z morderczym
królikiem (brzmi jakby znajomo, prawda?), który kryzie małego Johna. Jednak
opis tego, jakby nie patrzeć, zwykłego wydarzenia, daje nam doskonały obraz na
to, jak będzie prezentować się autobiografia Cleese’a: Właściwie mnie
uszczypnął, ale ponieważ byłem taką wątłą, ciotowatą mimozą, zareagowałem,
jakbym stracił kończynę. Najbardziej zdenerwowała mnie krzycząca
niesprawiedliwość ataku. Powiedziałem „Cześć, panie króliczku!” i uśmiechnąłem
się do jego uroczego pyszczka i śmiesznych obwisłych uszu, a chwilę później
skurwiel rzucił się na mnie z zębami.
Powyższy fragment pokazuje nam dwie
charakterystyczne cechy, które przeważają w tekście. Pierwszą jest oczywiście
humor, którego w całej autobiografii jest bez liku. Autor ma doskonały dar do
zabawnego przedstawiania nie tak śmiesznej rzeczywistości – co oczywiście wiemy
dzięki jego poprzednim dokonaniom. Tym, czego możemy nie wiedzieć, jest ogromna
doza autoironii, która aż wylewa się z kart Tak czy inaczej.... Cleese
nie ucieka od swoich problemów (śmiało mówi o kłopotach w kontaktach z płcią
przeciwną) czy braków (fragment o jego nieumiejętności śpiewania rozbawił mnie
do łez), lecz mówi o nich w sposób tak komiczny, a przy tym nie pozbawiony krytycyzmu,
że do dość długiej listy zalet musimy dorzucić także dystans do własnej osoby.
I do tego sprowadza się właściwie cała
ta autobiografia. Cleese pokazuje się swoim wielbicielom (a jest ich niemało) nie
jako aktor, nie jako celebryta, lecz jako pisarz i komik, którego droga do
kariery nie była tak ważna, jak droga do samospełnienia. Być może to właśnie
dlatego Cleese unika mówienia o Monty Pythonie – nie wraca do tego, co było,
nie odcina kuponów, a najzwyczajniej w świecie opowiada o swoim rozwoju jako
osoby i artysty. Dlatego skupia się przede wszystkim na czasach studenckich, w których
zdobył ogromne doświadczenie, a także pierwszych latach po studiach, kiedy
rzucił karierę prawnika na rzecz bycia, cóż, sobą.
Jak już mówiłam w Tak czy inaczej... prawie
brak Pythonów. Gdzieniegdzie pojawia się Terry Gilliam ze swoimi zakręconymi animacjami,
gdzieś mignie Terry Jones czy Michael Palin. Jednak o jednym Pythonie Cleese
mówi bardzo dużo. Ich współpraca rozpoczęła się w czasach studenckich i trwała
przez wiele lat w sposób szalony i natchniony. Mowa oczywiście o Grahamie
Chapmanie, współpracowniku i przyjacielu Cleese’a. Autor wiele opowiada o ich
wspólnych występach, godzinach spędzonych na tworzeniu scenariuszy oraz o głośnym,
żywiołowym śmiechu, który był ważną częścią pracy twórczej. To Gra zajmował
najważniejsze miejsce w życiu Cleese’a-pisarza, choć ich przyjaźń nie należała
do najnormalniejszych relacji.
Tak czy inaczej... to
kawał porządnej literatury, pełnej lekkości i humoru, nie stroniącej od
autoironii czy zabawnej krytyki (głównie krytyki społeczeństwa
brytyjskiego). Przede wszystkim jednak jest to książka o wzrastaniu prawdziwej
komediowej gwiazdy. Warto poznać Johna Cleese’a trochę lepiej – nie jako
jednego z Pythonów, ale jako oryginalnego, inteligentnego i dowcipnego
człowieka, który ma nam naprawdę sporo do powiedzenia.
Moja ocena: 7/10
Autor: John Cleese
Tytuł: Tak czy inaczej...
Data wydania: 18.03.2015
Liczba stron: 448
Wydawnictwo: Albatros
Kategoria: autobiografia
Ciekawy opis na pewno rozważe przeczytanie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam :) Dobra lektura nawet dla tych, którzy niezbyt dobrze znają Pythonów.
Usuńkoniecznie przeczytam! sam cytat, który zamieściłaś sprawił, że zachichotałam przed komputerem. nie mogę się doczekać aż dorwę książkę ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam gdzieś recenzję, w której autor upierał się, że Cleese wcale nie jest śmieszny. Coś widocznie jest nie tak z moim poczuciem humoru, bo ja nie raz śmiałam się jak szalona czytając tę książkę. Czekam w takim razie na Twoją opinie :)
Usuń