12 czerwca 1968 swoją premierę miał słynny film Romana Polańskiego Dziecko Rosemary. Warto więc przypomnieć sobie powieść, na podstawie
której powstało dzieło Polańskiego. Zapraszam do recenzji Dziecka Rosemary Iry Levina :)
Nie tylko horror
O Dziecku Rosemary mówi się przede wszystkim, iż jest to „klasyka gatunku”. Czytając książkę Iry Levina pytamy jednak – jakiego gatunku? Bo choć powieść zbudowana jest niczym rasowy horror, krzywdzącym byłoby stwierdzenie, że autor chce nas tylko przestraszyć.
Nie wydaje mi się, żeby stwierdzenie: „o
Dziecku Rosemary słyszeli wszyscy” było bardzo dalekie od prawdy.
Historia rozpowszechniona dzięki filmowi w reżyserii Romana Polańskiego znana
jest każdemu, kto choć trochę interesuje się szeroko pojętym horrorem.
Satanizm, okultyzm, psychodeliczne wizje i śmierć – brzmi to jak typowa
powieść, która ma wywołać u nas nocne koszmary. A jednak nie do końca...
Młode małżeństwo, Rosemary i Guy
Woodhouse, wprowadzają się do wymarzonego mieszkania w starym, ogromnym
Bramfordzie. Ich życie płynie niespiesznie aż do momentu, w którym poznają
starszą parę mieszkającą tuż obok. Castevetowie są miłym, choć odrobinę
wścibskim małżeństwem, jednak od razu zyskują sympatię Woodhouse’ów. Niebawem
Rosemary osiąga pełnię szczęścia – jest w ciąży.
Powieść Levina ma w sobie coś
pociągającego. Sądzę, iż po części spowodowane jest to stylem autora, który
wprowadza nas w świat Rosemary w sposób prosty, niespieszny i całkowicie
pozbawiony niepotrzebnych ozdobników. Niektórym taki styl pisania może wydać
się zbyt skrótowy, lecz dzięki temu akcja nie ciągnie się w nieskończoność
wyłącznie po to, by autor mógł rozwodzić się nad liśćmi na wietrze. Podczas czytania
odczuć można doskonałe wyczucie słowa – Levin nie daje nam ani za dużo, ani za
mało. Dzięki temu Dziecko Rosemary jest nie tylko dobrą, ale także
przyjemną lekturą, którą prawdopodobnie połkniecie w jeden wieczór.
Kolejnym atutem powieści jest jej klimat
– duszny i niepokojący. Autor w subtelny sposób podsuwa nam pod nos coraz to
nowe smaczki dotyczące starego Bramforda, zwiększając naszą ciekawość a także
podnosząc ciśnienie. Z każdymi kolejnymi wydarzeniami zaczynamy rozumieć, że życie
Rosemary jest jedynie pozornie szczęśliwe i spokojne. Oczywiście dla
współczesnych zjadaczy horrorów może wydać się to nie tylko nieciekawe, ale
także śmieszne. Kogo dziś obchodzi zjadanie dzieci czy satanistyczne kulty? Levin
postarał się jednak, by swojej opowieści nadać drugie dno. Takie, które
pozostanie aktualne nawet wtedy, gdy pierwsza warstwa powieści przestanie
przerażać.
Czytałam Dziecko Rosemary z pełną
wiedzą na temat fabuły tej książki. Film Polańskiego oglądałam wiele lat temu,
dlatego do dzieła Levina nie mogłam podejść z opróżnioną głową. Tak mi się
przynajmniej wydawało. Powieść ta jest niewątpliwie nadal aktualną krytyką
społeczeństwa, które od życia pragnie jedynie samych wygranych na loterii.
Rosemary jest prostą i naiwną dziewczyną marzącą o spełnieniu amerykańskiego
snu – mężu, trójce dzieci i pięknym domku w Los Angeles. Jej największym
grzechem jest jednak bierność, którą obserwujemy przez prawie cały czas.
Prawie, bo bierność kończy się w momencie, w którym zagrożone jest życie jej
dziecka. Guy stanowi zaś idealny portret przeciętnego karierowicza,
egoistycznego i zawistnego, gotowego na wszystko, byle osiągnąć cel. Levin nie
przez przypadek uczynił go aktorem – próżnym, uwielbiającym komplementy kobiet,
nawet tych po sześćdziesiątce. Finalna scena jest zaś wielkim popisem autora,
który ukazuje nam, że człowieka pożądającego nie jest w stanie zatrzymać nawet
rychły koniec świata.
Dziecko Rosemary niewątpliwie
jest klasykiem gatunku – zarówno horroru, jak i powieści psychologicznej. Levin
nie poprzestaje bowiem na strasznej historyjce i serwuje nam coś o wiele
lepszego: obserwacje dotyczące niezmiennej natury człowieka.
Moja ocena: 7/10
Tytuł: Dziecko Rosemary
Autor: Ira Levin
Data wydania: 29 lipca 2014
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 296
Gatunek: horror, thriller psychologiczny
O podobnym tytule film oglądałam, ale książka wydaje się być ciekawa,
OdpowiedzUsuńOczy razi trudno czytać zmień proszę.
http://agnesczytaipisze.blogspot.co.uk/
Już od dawna chcę sięgnąć po tą książkę, ale nie mogę na nią trafić w bibliotece, a do kupienia mam nieco ciekawsze książki niż ta...ale może w końcu ją dorwę!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, u mnie w bibliotece również rzadko można na nią trafić, bo dość często jest w rozjazdach :) Widziałam, że w antykwariacie Tezeusz mają tę pozycję w bardzo dobrej cenie (o ile ktoś lubi przytulić używane książki:)) Może uda Ci się ją dorwać, bo warto!
UsuńOglądałam, pewnie jak większość śmiertelników, tylko film. Muszę przyznać, że miałam na nim gęsią skórkę:) I ta muzyka!:) Zapada w pamięć:)
OdpowiedzUsuńFilm ma w sobie bardzo dużo z książki - Polański nie odbiega od wizji Levina, więc myślę, że powieść może też wywołałaby gęsią skórkę ;) Muzyka rzeczywiście jest cudowna, zwłaszcza kołysanka Rosemary!
UsuńWszystko się zgadza oprócz tej bierności bohaterki. To jednak były inne czasy. Lata 60. Rosemary wychowana w katolickiej rodzinie. Nie wyobrażam sobie, by była jakimś wybitnie agresywnym w stosunku do życia indywiduum. A nawet jeśli taka była jej natura? Cóż, znam takich ludzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Gdyby była "agresywnym w stosunku do życia indywiduum", nie mielibyśmy takiej świetnej książki :) Właśnie w tym tkwi piękno sportretowanego przez Levina społeczeństwa - pokazuje doskonale znane schematy i bezwzględnie je krytykuje. Rosemary to dobrze wychowana panienka, świetna gospodyni i żona, która pragnie przede wszystkim domu w dobrej dzielnicy i ślicznego bobaska. Jest łatwowierna, żyje w świecie marzeń i robi właściwie tylko to, do czego została zaprogramowana. Myślę, że nie bez kozery do zapłodnienia dochodzi właśnie podczas gwałtu.
Usuń