piątek, 19 czerwca 2015

"Szatańskie wersety" Salman Rushdie - recenzja

19 czerwca 1947 roku urodził się Salman Rushdie - brytyjski pisarz i eseista indyjskiego pochodzenia. Zdobywca prestiżowej Nagrody Bookera. Z okazji urodzin zapraszam do przeczytania recenzji jego najsłynniejszej i najbardziej kontrowersyjnej powieści - Szatańskie wersety.





 Z tysiąca i jednej nocy...


Gdyby kazano mi wybrać najbardziej kontrowersyjną książkę wszech czasów, bez zastanowienia wskazałabym Szatańskie wersety Salmana Rushdie. Sam autor został obłożony fatwą, a każda osoba, która w jakikolwiek sposób wpłynęła na wydanie powieści, musiała zacząć martwić się o swoje życie. Wydana w 1988 roku książka zebrała krwawe żniwo już trzy lata później. W lipcu 1991 roku zamordowany został japoński tłumacz Szatańskich wersetów. W budynkach kilku wydawnictw podłożono bomby, a włoski tłumacz został pchnięty nożem. Jednak, wbrew opiniom niektórych recenzentów, ta powieść to nie tylko kontrowersje.




Szatańskie wersety zaczynają się od upadku. I to nie byle jakiego, bo upadku z ośmiu tysięcy ośmiuset czterdziestu metrów. Dżibril Fariśta – popularny indyjski aktor, który specjalizuje się w odgrywaniu ról bogów – oraz Saladyn Ćamća, człowiek o tysiącu i jednym głosie, spotykają się w Bostanie, samolocie lecącym z Bombaju do Londynu, który zostaje porwany przez terrorystów. Są też jedynymi pasażerami, którym udaje się przeżyć wybuch samolotu. Cudowne ocalenie będzie jednak miało swoje konsekwencje.



Lecz to nie opowieść o dwójce aktorów – a przynajmniej nie tylko ona – wywołała burzę wśród wyznawców islamu. Groźbę śmierci zesłała na Rushdiego druga, oniryczna warstwa powieści, w której ukazuje on powstanie islamu i życie Mahometa (Mahunda), a także historię tytułowych szatańskich wersetów – wersetów Koranu objawionych Mahometowi przez szatana, który przybył do niego pod postacią archanioła Gabriela. Fragmenty księgi mówią o wstawiennictwie trzech bogiń – Al-Lat, Al-Uzza i Manat – co zaprzecza wierze w jedynego boga, Allaha.



Buszując po Internecie spotkałam się z wieloma niepochlebnymi opiniami na temat Szatańskich wersetów i nie powiem, by bardzo mnie to dziwiło. Nie jest to bowiem powieść lekka i przyjemna, nie jest też jawnie bluźniercza – autor nie epatuje w niej seksem i obrazoburczymi scenami. Dlatego każdy, kto szuka taniej sensacji na poziomie „Pudelka” czy „Faktu”, powinien odłożyć tę książkę z powrotem na półkę. W Szatańskich wersetach wszystko, co może zszokować, rozgrywa się w sferze podtekstu, między wierszami. Drugim powodem sprawiającym, że dzieło Rushdiego może się nie podobać, jest jego dziwność – Szatańskie wersety są przecież idealnym reprezentantem realizmu magicznego. Uwielbienie szczegółu, dygresyjność i rozbudowane opisy przeplatają się z tym, co niezwykłe, pochodzące nie z tego świata – z nieba i piekła. Nie do każdego trafi historia mężczyzn, którzy spadli z nieba. Mnie osobiście to właśnie owa niesamowitość uwiodła najsilniej, nie pozwoliła się oderwać od lektury. Salman Rushdie to nie byle pisarczyk, który wybiera kontrowersyjny temat by wywołać marketingową burzę. To pisarz dojrzały i świadomy, który sięgnął po swoje korzenie, by ukazać tematy bardzo współczesne. Jakie?



Szatańskie wersety trudno jest ocenić jednoznacznie, nie jest to bowiem powieść poruszająca jeden tylko temat. Przeważają w niej jednak dwa motywy – kultura i religia – a mottem do nich może być zdanie, które w utworze pojawia się nader często: By znów się narodzić, umrzeć najpierw trzeba.



Kultura, a w zasadzie multikulturowość, to topika, która góruje w powieści Rushdiego. Mamy tu bowiem dwóch mężczyzn – obaj wychowywali się w Bombaju, obaj, w jakimś stopniu, starają się wyrwać ze świata, w którym żyją. Jeden z nich ucieka do Londynu, drugi ucieka w bogactwo i kobiety. W kwestii multikulturowości, akceptacji własnego pochodzenia, to opisy Londynu i życia Saladyna Ćamci przynoszą najbogatsze doświadczenia. Rozdarcie pomiędzy prawdziwym ja, a tym wymyślonym na potrzeby zasymilowania się z „nowym, lepszym światem”, to londyńska codzienność, w której uczestniczyć musi nie tylko nasz główny bohater, ale także jego rodacy, zwabieni obietnicami wspaniałego życia. Jest w tym i kpina z współczesnego człowieka, omamionego telewizyjnym szumem i obrazami piękna i dostatku i płacz nad utratą własnego ja na rzecz bezimiennej masy. Na przykładzie Saladyna – mężczyzny potrafiącego przybrać cudzy głos – Rushdie ukazuje codzienność imigrantów (i nie tylko), którzy zatracają siebie, by podążyć za większością.



Równie zajmująca jest w Szatańskich wersetach kwestia religii, tu z kolei na pierwszy plan wysuwa się postać Dżibrila – anioła Gabriela, który we śnie odwiedza proroka. Choć doszukiwałam się bluźnierstwa, nie zauważyłam, by Rushdie naigrywał się z religii, z wiary w boga bądź jakąkolwiek siłę nadprzyrodzoną. Wręcz przeciwnie: to brak wiary zdaje się być największym okrucieństwem, do jakiego człowiek jest w stanie posunąć się względem samego siebie. Historia Dżibrila, opowieść tragiczna i groteskowa, jest w istocie bogatym i wielowarstwowym studium obumierania wiary, tak silnie łączącym się z utratą własnej tożsamości, jakiej doświadczył Saladyn Ćamća.



Choć wiem, że Szatańskie wersety Salmana Rushdie pozostaną dla mnie tajemnicą – nie jestem bowiem religioznawczynią, nie znam historii Indii a także nie jestem w stanie rozszyfrować wszystkich parafraz i kryptocytatów umieszczonych w powieści – mogę z przekonaniem powiedzieć, że jest to jedna z lepszych pozycji jakie czytałam. Właśnie za ową pełnię, za nawarstwienie wątków, które krążą w tym utworze na podobieństwo losów ludzkich, za niesamowitość i bajkowość, która Baśnie z tysiąca i jednej nocy przybliżyła do naszej codzienności. 

Moja ocena: 8/10
 
Autor: Salman Rushdie
Tytuł: Szatańskie wersety
Data wydania: 28. 05. 2013 
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 664

17 komentarzy:

  1. Będę to czytać, choćby dlatego, żeby dowiedzieć się za cóż to skazano biednego autora. BO słyszałam, ze kontrowersji w książce nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim mniemaniu książka nie jest kontrowersyjna, na pewno nie we współcześnie przyjmowanym znaczeniu tego słowa. Jednak kultura islamu odznacza się bardzo małą tolerancją na wszelką krytykę czy kpinę z ich religii. Stąd taka a nie inna reakcja. Jednak książkę Rushdiego warto czytać nie tylko pod kątem kontrowersji, a dla samej przyjemności czytania :)

      Usuń
    2. Dobry wieczór,
      Na początek chciałem rzec, że to wspaniale, że ludzie czytają "Szatańskie Wersety" i uważają je za świetną literaturę. Bo taką są. Że nic nie znajdujecie, za co możnaby skazać człowieka na śmierć, to pięknie. To zasługa Zachodu. Tego zgniłego, liberalnego, zgoła libertyńskiego Zachodu. Albowiem treść bluźniercza tej książki jest prosta: samo przywołanie pamięci o tym, jakoby Muhammad (oryginalne imię Mahometa) miał uznać trzy mekkańskie boginie jako córy Jedynego Boga, jest przyczyną, dla której spora część muzułmanów jest skłonna zabijać. To trochę, jakbyśmy cofnęli się o kilka wieków i przypomnieli sobie za co chciano spalić Galileusza, a za co Giordana Bruno spalono. I - żeby nie było - fatwa ajatollaha Chomeiniego była głośna, ale to muzułmanie żyjący w Wielkiej Brytanii najgłośniej domagali się głowy autora. S. Rushdie popełnił autobiografię z tego czasu, nosi tytuł "Joseph Anton", gdyż pod takim nazwiskiem musiał się ukrywać. Polecam.
      Nie bez znaczenia dla przeciętnego muzułmanina było nazwanie prostytutek imionami żon Proroka - wyobraźcie sobie, że teraz jakiś, dajmy na to Pilch, wprowadza w swojej powieści motyw prostytutki noszącej nazwisko Maria Częstochowska. W Toruniu - pozamiatane. A teraz pomnóżcie to razy mentalność hiszpańskiej inkwizycji...

      Usuń
    3. Cóż, niezmiernie cieszy mnie, że jestem częścią tego zgniłego Zachodu. Jest w tym coś przerażającego - nie tylko w reakcji na "Szatańskie wersety", choć tu skrajność reakcji jest wręcz przytłaczająca - ale w samym pojęciu książki zakazanej. Otóż ktoś jest na tyle pozbawiony wyobraźni, że nie widzi rozróżnienia między literaturą (jako sztuką) a rzeczywistością. Święte oburzenie na coś, co zostało napisane w książce (najlepszym przykładem tej irracjonalności jest złorzeczenie kościoła na Dana Browna) powinno otwierać ludziom oczy.
      Powód na to, że właśnie brytyjscy muzułmanie najbardziej pragnęli krwi autora, również można znaleźć na kartach powieści. Rushdie niezbyt pochlebnie wyraża się o tych, którzy choć trochę powinni uwolnić się od jarzma religii. A autobiografię z chęcią przeczytam, dziękuję za polecenie.
      Co do Pilcha i jego uroczej, teoretycznej prostytutki o pięknym imieniu - jako rodowita Torunianka przyklasnęłabym temu z radością :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam wcześniej o tym dziele, ale bardzo mnie zaintrygowało ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam daaawno temu.... i jakoś nie znalazłam nic w tej książce tak strasznego, żeby skazać kogoś za to na śmierć...Zapewne wynika to z mojego braku wiedzy na temat kultury, tabu i potęgi religii w tamtym rejonie globu.
    Cieszę się jednak niezmiernie, że żyjemy w takim miejscu na świecie, gdzie można swobodnie pisać na każdy temat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sądzę, żeby chodziło o brak wiedzy - raczej o pewną wrażliwość, która nie dopuszcza do siebie możliwości skazania na śmierć człowieka mającego inne poglądy na świat, religię etc. Wszelki radykalizm, nie ważne w której części globu, cechuje się tym samym: brakiem tej wrażliwości, brakiem otwarcia na drugą osobę. Myślę, że w naszym kraju też znaleźlibyśmy tego typu radykałów, tylko bez środków, które posiadają islamiści.

    OdpowiedzUsuń
  5. To powieść, która chodzi za mną od jakiegoś czasu, z pewnością przeczytam. Pytanie brzmi kiedy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też przed długi czas się za nią zabierałam, ale jak do niej usiadłam nie było wybawienia - jest niesamowicie wciągająca. Myślę, że nie pożałujesz jak wreszcie znajdziesz na nią chwilę :)

      Usuń
  6. ,,Szatańskich wersetów'' nie czytałam, pewnie się do nich kiedyś zabiorę. Fanatycy zawsze się dopatrzą czegoś niewłaściwego w książkach. W latach dziewięćdziesiątych w USA w jednym ze stanów usunięto z listy lektur ,,451 stopni Fahrenheita'' R. Bradbury, to dopiero jest dziwne i zatrważające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem. U Rashdiego ma to wydźwięk poważniejszy, bo bezpośrednio zakrawa(ł) na jego życie, jednak sama "książka zakazana" dla mnie jest czymś irracjonalnym. "Zabić drozda", "Rok 1984", "Nowy wspaniały świat" - książki można wymieniać i cały czas zastanawiać się: dlaczego?

      Usuń
    2. Odpowiedź na to pytanie jest prosta, żeby ludzie nie myśleli. Lepiej jak władza myśli za ciebie, dla władzy oczywiście. Słowo i pióro silniejsze są od miecza i nie jednego tyrana obaliły na tym świecie.

      Usuń
    3. "Ignorancja to siła" jak przewrotnie pisał Orwell. Dlatego tym bardziej cieszy mnie, gdy widzę, że ludzie czytają i, co ważniejsze, myślą o tym, co niesie ze sobą literatura.

      Usuń
  7. kupiłem i czytałem,będąc świeżo po maturze i...niewiele wtedy zrozumiałem,ale czas płynie i powròce do tej książki w najbliższym czasie...miłego żeglowania po bezkresnym morzu literatury ròżnorodnej...;)

    OdpowiedzUsuń
  8. kupiłem i czytałem,będąc świeżo po maturze i...niewiele wtedy zrozumiałem,ale czas płynie i powròce do tej książki w najbliższym czasie...miłego żeglowania po bezkresnym morzu literatury ròżnorodnej...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że trzeba wiele przeczytać i wiele wiedzieć (przede wszystkim na temat tej religii i kultury), aby zrozumieć. Ja tylko liznęłam tę powieść, choć spowodowała we mnie niemały zachwyt.
      Dziękuję, właśnie żegluję. Tobie życzę tego samego :)

      Usuń
  9. Pierwszy raz usłyszałam o tej książce na studiach :) i mam na nią ochotę, ale nie wiem, kiedy będę mieć okazję sięgnąć

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)