Memento mori
Nie ma nic bardziej prozaicznego od śmierci starego człowieka, który przecież doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każdy kolejny dzień może być tym ostatni. A jednak Roth postanowił zmierzyć się z prozą życia i, jak można się było spodziewać, wyszło mu to doskonale.
Powieść Rotha otwiera scena pogrzebu,
podczas której możemy przyglądać się nielicznym osobom, jakie zdecydowały się
przyjść, pożegnać zmarłego i powiedzieć kilka słów na temat jego niedoskonałego
życia. Chwilę później wędrujemy zaś do szpitalnej sali, w której nasz bohater,
mężczyzna pozbawiony imienia, czeka na operację i wspomina wszystkie kobiety
swojego życia. To życie poznamy wybiórczo, choć wszechwiedzący Narrator postara
się, by nie przegapić najistotniejszych faktów – trzech rozwodów, wielu dni
spędzonych w szpitalach, poczucia winy, kryzysu wieku średniego, przeprowadzki
na bogate osiedle emerytów i przede wszystkim paraliżującego lęku przed
śmiercią.
Everyman
jest
powieścią chłodną, pozbawioną wszelkich ubarwień, kwiecistych metafor i, co
najważniejsze, filozoficznych rozważań na temat życia i śmierci. Czasem czyta
się ją jak przydługi nekrolog, innym razem zdaje się być podobna do opowieści
sąsiada o bolączkach starości. Trudno uniknąć obojętności na losy zwykłego
człowieka, który kochał, zdradzał, osiągał sukcesy i porażki, przemykał przez
życie lub chwytał je garściami. Jednak Roth skutecznie walczy z czytelnikiem,
pozwala mu odczuwać tylko troszeczkę, by za chwilę sprowokować go do
utożsamienia się z bezimiennym bohaterem. I udaje mu się wygrać, bo w którymś
momencie ten chłód i zwyczajność ludzkiego istnienia zaczynają nas przytłaczać,
uciskać w piersi jak zapowiedź pierwszego zawału.
Teraz jednak widział wyraźnie, że tak jak wszyscy starcy podlega procesowi stopniowego zaniku i przyjdzie mu spędzić w tej marnej postaci resztę bezcelowych dni – dni bezcelowych i nocy niepewnych, wypełnionych żmudnym znoszeniem degradacji fizycznej, śmiertelnego smutku i oczekiwania, oczekiwania na nic. Tak to się kończy – pomyślał. To jest ten sekret, którego dotąd nie mogłeś znać.
Roth nie czaruje, nie sili się na
wymyślność i osiąga sukces. Prostota Everymena
okazuje się jego największą zaletą, gdyż za jej pomocą autor wyłuskuje ze
zwykłej opowieści to, co najistotniejsze – studium strachu przez śmiercią,
starością, samotnością. Utwór Rotha ma tym większe znaczenie w naszych czasach,
pędzących na łeb na szyję, wygłaszających bezrefleksyjnie pochwałę młodości i
zdrowia, które w umysłach wielu przeradzają się w prawdziwe opętanie myślą o
nieśmiertelności. Roth, czyniąc bohaterem swojej powieści starego mężczyznę po
przejściach, zmusza czytelnika do choćby chwili refleksji nad własną
śmiertelnością. Mogłoby się zdawać, że sam zamysł jest wręcz banalny, jednak
pogodzenie go ze stonowanym wykonaniem, które wymaga zręcznego balansowania
między prozą życia i fikcją literacką, czyni z Everymana małe dzieło sztuki.
Everyman
Rotha
nie zawodzi, choć niektórym może wydać się zbyt przyziemny, jak na literaturę.
Oczekujemy od niej przecież rozrywki, zabawy, szalonych przygód, których
prawdopodobnie nigdy nie doświadczymy. Roth nie bawi się w pisarstwo
upiększające życie. Wyciąga z niego to, co najbardziej przygnębiające,
przerażające, a zarazem tak bardzo prawdziwe, że pragniemy od tego uciec. Jednak
ucieczka może dać jedynie chwilę wytchnienia, odroczenie wyroku, który i tak
zapadnie. Prędzej czy później.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość zastanowienia się nad tym, co nieuniknione, dziękuję
Autor: Philip Roth
Tytuł: Everyman
Data wydania: listopad 2016
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 168
Temat z tego co widzę poruszony po mistrzowsku - gdyby autor bawił się w jakieś upiększenia pewnie zabilby swoje przesłanie. Na pewno można się przy tej książce zamyslic. Porównanie do zapowiedzi zawału bardzo Ci wyszło, że tak Ci posłodze po tej poważnej lekturze :p
OdpowiedzUsuńZ pewnością tak by się stało, ale całe szczęście Roth to klasa sama w sobie:) A, dziękuję - porównanie zamierzone, bo bohater miał spore problemy z sercem ;)
UsuńJeszcze nie czytałam książektego autora ;)
OdpowiedzUsuńSpojrzenie EM
W takim razie gorąco polecam :)
UsuńTrudny temat, ale wydaje się warty poruszenia bo wszyscy kiedyś staniemy przed rozliczeniem naszego życia. Jestem zaciekawiona tą pozycją
OdpowiedzUsuńZ pewnością Roth doskonale sobie z nim poradził, choć zadanie było trudne. Pozostaje mi tylko polecić :)
UsuńUwielbiam Rotha! Był do niedawna nieco zapomniany przeze mnie, na szczęście Olgo przypomniałaś o nim :)
OdpowiedzUsuńUff, całe szczęście - Roth nie może być zapomniany! Trzeba go czytać, a i jest co, bo trochę tych książek napisał ;)
UsuńPodoba mi się tak przemyślany zamysł nakłonienia czytelnika do refleksji nad własną śmiertelnością. Myślę, że jest to pozycja naprawdę warta uwagi. Autor jest mi jeszcze nieznany. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńW dzisiejszych czasach tym bardziej cenny :) Zachęcam, zwłaszcza że to niecałe 200 stron, które czyta się w tempie ekspresowym.
UsuńPozdrawiam!
Czytałam tylko słynny Kompleks, który mnie zachwycił, po którym obiecywałam sobie, że po kolejne książki autora sięgnę, niestety się nie udało jak na razie. "Everymana" zapisuję, pewnie już na kolejny rok, i tematyką i stylem ta książka jest dla mnie. Po raz kolejny dziękuję za recenzję.
OdpowiedzUsuńU mnie było bardzo podobnie, bo na długo zatrzymałam się tylko na "Kompleksie Portnoya". Całe szczęście na tym się nie skończyło. Bo chociaż "Kompleks..." bardzo mi się podobał, to dopiero w tych bardziej stonowanych powieściach się odnalazłam.
UsuńMam nadzieję, że uda Ci się poznać to drugie oblicze Rotha i będziesz zachwycona tak samo, jak ja :)
Jestem bardzo ciekawa jak z tak zwykłego, zdawać by się mogło tematu, udało się autorowi wyciągnąć tak wiele :o
OdpowiedzUsuńTematyka dla mnie chyba na daną chwilę zbyt przytłaczająca. Bo sama proza życia jest bardzo wymagająca mam wrażenie :(
Ściskam :*
Na zimową chandrę nie jest to zbyt dobry pomysł. Chyba że, tak jak ja, lubisz się dołować ;) Ale tytuł wart jest zapamiętania.
UsuńOdściskuję :)
Czytałam kiedyś. Ja akurat nie nazwałabym tej książki małym dziełem sztuki, a to dlatego, że nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Za chłodno, za monotonnie, za beznamiętnie. Czegoś mi w niej brakowało. Mnie z książek Rotha najbardziej podobał się "Cień pisarza". :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Twoją recenzję :) Ja nie odczułam tej monotonii, bo od razu przyjęłam, że był to zabieg pisarza. Poza tym w odpowiednich momentach Roth przykręcał śrubę i na chwilę zamierałam, w oczekiwaniu na to, co oczywiste. Udało mu się wciągnąć mnie w ten długi nekrolog. A polecanej przez Ciebie książki jeszcze nie czytałam, więc tytuł zapisuję, dzięki :)
UsuńBrzmi ciekawie, ale na razie raczej odstawiam tego typu książki - mój obecny nastrój niestety nie sprzyja takim tematom. ;/
OdpowiedzUsuńW takim razie może lepiej się nie dołować, bo to może się skończyć źle :) Zalecałabym dobry kryminał, albo coś lekkiego i humorystycznego ;)
UsuńOch, jak trudno pogodzić się z nadciągającym nieuniknionym - śmiercią czy samą starością. A tak na marginesie, choć wciąż w temacie, byłam dzisiaj na przeglądzie artystycznym seniorów. I można mówić wiele, ale na pewno nie to, że to niski wiek czyni nas młodymi. To stan ducha. I Ci ludzie korzystali ze starości w pełni. Pani z jednego z kabaretów zadedykowała występ koleżance z zespołu, którą tego dnia właśnie pożegnali. A mimo na występie iskrzyli humorem. I obyśmy my tak potrafili - pogodzić się z tym, co nieuniknione.
OdpowiedzUsuńMłodość to stan ducha, to prawda. Dlatego tak bardzo podziwiam tych seniorów, którzy są w stanie zapomnieć (albo odłożyć na bok) ograniczenia ciała i po prostu cieszyć się tym, co pozostało. Jednak na stronę przeciwwagi należałoby położyć te sytuacje, w których młodzi rozpaczają nad zbliżającą się starością. W książce jest taka krótka scena na pogrzebie, w której kobieta rozpacza jakby była co najmniej matką zmarłej. Jej mąż stoi obok, zniesmaczony, i odzywa się do naszego bohatera mówiąc,że ona płacze nad sobą, bo nie ma już osiemnastu lat. Mam wrażenie, że to dzisiaj dominująca postawa, więc z całą mocą dołączam do tego, co napisałaś - obyśmy my potrafili pogodzić się z tym, co i tak ma nadejść.
UsuńWidzę, że kolejna dość depresyjna lektura, a przynajmniej dla mnie. Nie rzucę się teraz do księgarni w poszukiwaniu tej powieści, ale jestem ciekawa czy odczułabym jakieś emocje w trakcie lektury. Bo może obawiam się tego "sponiewierania", a okaże się, że Roth mnie nie wzrusza :P
OdpowiedzUsuńDla mnie była depresyjna, nawet bardzo, ale to przez swojego rodzaju wczucie się w bohatera. Masz rację, może dla Ciebie Roth będzie zbyt zimny, nijaki - tak jak dla Koczowniczki. Ale wiesz, to można bardzo łatwo sprawdzić ;)
UsuńMożna i myślę, że jak nadarzy się okazja, nie będę wahała się tak zrobić :)
UsuńCzuję się bardzo zaintrygowana. Książka zmuszająca do refleksji zawsze zasługuje na poświęcony jej czas i uwagę ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację :)Zachęcam w takim razie do spotkania z refleksyjnym Rothem :)
UsuńKolejny Roth <3 Everyman dopiero przede mną, jednak za jakieś dwa tygodnie zamierzam po niego sięgnąć. Z tego, co piszesz, szykuje się wyśmienita powieść, dlatego tym bardziej chcę się za tę książkę jak najszybciej zabrać :)
OdpowiedzUsuńJestem w takim razie bardzo ciekawa Twojej opinii, bo, jak widzisz, książka zbiera mieszane recenzje. Zobaczymy czy Tobie ten chłód i beznamiętny styl będą odpowiadać. Czekam na Twój tekst; nie ociągaj się z czytaniem - to tylko 160 stron! ;)
UsuńKsiążka bardzo wpasowała się w moje ostatnie przemyślenia, właśnie poszukuję takich tematów, które jeśli tylko podane w odpowiedniej literackiej szacie, tak jak tu, wówczas wiążą się z przyjemnym przezywaniem. :) Mnie chłód nie przeszkadzał, wręcz takiego oczekiwałam. Nie tłamsi mrocznym klimatem, w pewien sposób oswaja z tym co nieuniknione.
OdpowiedzUsuńDla mnie również ten chłód był czymś naturalnym. Gdyby autor podał to w innej formie, pewnie też byłoby dobrze, ale jednak nie tak uderzająco. Rotha w takim wydaniu aż chce się czytać - im więcej, tym lepiej :)
Usuń