To brzydkie słowo na 'f''
Przypomnijcie sobie, jak w szkole Wasze zdanie było mniej ważne od opinii chłopców z klasy. Przypomnijcie sobie, jak nazywano Was histeryczkami, zbyt rozemocjonowanymi, by mówić prawdę, by wypowiadać się merytorycznie. Przypomnijcie sobie, jak mówiono „to tylko dla facetów”. A teraz sięgnijcie głębiej – do tych wypartych momentów Waszego życia, o których wolicie zapomnieć, które wzbudzają gniew. Do chwil, gdy na ulicy mijają Was mężczyźni, którzy bez żądnego skrępowania mówią, gdzie i jak braliby Was w obroty. Gdy macają Was, niby przypadkiem, po tyłku czy piersiach. Gdy nazywają Was sukami, kiedy na to macanie nie pozwalacie. Rebecca Solnit mówi właśnie do Was, dla Was – byście wiedziały, że nie jesteście same. Że to nie w Was tkwi problem.
Zwracam się do kobiet, jednak ten zbiór
esejów powinien znaleźć się nie tylko w ich domowych biblioteczkach. To lektura
obowiązkowa dla każdego mężczyzny, który myśli, że kultura gwałtu to brednie. Któremu
wydaje się, że w protekcjonalnym tonie nie ma nic złego, że to tylko próba
wzięcia kobiety w swoje ciepłe, bezpieczne objęcia. Ale także dla każdego, kto
nas wspiera i kto czuje, że stereotypy tłamszą obie płcie. Bo Solnit, pomimo że
mówi wyraźnie o męskiej przemocy, daleka jest od autorytarnego tonu. Nie chce
wytępić wszystkich facetów, nawet nie zachęca do kastracji – a przecież to
zarzuca się wszystkim feministkom. O, przepraszam, feminazistkom.
(…) źródła przemocy tkwią w autorytaryzmie. Przemoc zaczyna się od przyjęcia założenia, które brzmi: mam prawo cię kontrolować.
To właśnie przemoc interesuje autorkę
najbardziej – jej źródła, ale także różne odmiany, które w istocie łączą się w
całościowy obraz próby zapanowania nad drugą osobą. W swoich wywodach Solnit
wyraźnie podkreśla, że nieodłącznym partnerem przemocy jest poczucie władzy,
przekonanie o prymarności potrzeb jednej strony. Widzimy to już w pierwszym
tekście, trochę zabawnym, a trochę strasznym. Badaczka opowiada o spotkaniu z
mężczyzną, który peroruje na temat istotnej książki o Eadweardzie Muybridge’u
autorstwa… Solnit (o czym Pan Bardzo
Ważny oczywiście nie wiedział i czego nie dał sobie powiedzieć). Co ma
wspólnego głupie zachowanie jakiegoś bufona z kwestią przemocy? Bardzo wiele –
autorka, przez wzgląd na swoją płeć, została bowiem postawiona w roli głupszej,
a zatem gorszej od rozmówcy. Zadania zostały z góry przydzielone, a kobieta,
która miała znacznie więcej do powiedzenia na przywołany temat, nie mogła nawet
dojść do słowa. Wiedza to władza, a Solnit doskonale pokazuje, jak zepchnięcie
kobiet do poziomu głupiutkich, emocjonalnie niestabilnych istotek odbiera im
możliwość zabrania głosu w dyskusji.
Mężczyzna działa, kierując się przekonaniem, że nie masz prawa zabierać głosu i że nie zdołasz nazwać tego, co się dzieje. Może to się objawić tak, że po prostu przerwie ci i wejdzie ci w słowo przy obiedzie lub podczas konferencji. Może to jednak także oznaczać, że każde ci się zamknąć, że będzie ci groził, jeśli odważysz się otworzyć usta, pobije cię za próbę zabrania głosu albo zabije, żeby uciszyć cię na wieki.
Od braku głosu niedaleka droga przemocy,
bo przecież dużo łatwiej krzywdzi się tych, którzy nie mogą krzyczeć.
Podobieństwo do kolonializmu jest aż nazbyt widoczne. Zresztą Solnit w jednym z
esejów przywołuje problem Międzynarodowego Funduszu Walutowego i napaści
seksualnej jego dyrektora – Dominique’a Strauss-Kahna – na pokojówkę hotelową
(niestety tekst ten jest stanowczo zbyt krótki, a przez to dość uproszczony).
Nietrudno zaatakować kogoś o niższym statusie materialnym, gorszej pozycji
społecznej, kogoś niesamodzielnego. Kobiety cały czas pozostają w tych grupach,
postrzegane jako cienie swoich mężów, męską własność, istoty zależne a zatem
poddane.
Furia mężczyzn, których emocjonalne i seksualne potrzeby nie zostały zaspokojone, to zjawisko aż nazbyt powszechne, podobnie jak przeświadczenie, że mężczyzna może zgwałcić lub ukarać jedną kobietę za to, co zrobiły lub czego nie zrobiły inne.
Solnit nie zapomina także o warstwie
językowej, która jest tak istotna w czasach dostępu do mediów i nieograniczonej
możliwości wypowiadania się w Internecie. Pokazuje nam zarówno tę niszczącą,
jak i tę budującą stronę słowa. Bo prawdą jest, że nie musimy już szukać
eufemizmów na gwałt, przemoc, okaleczenia. Nie mówimy o „biciu żony”, ale o
przemocy domowej, a wyrażenie to ma ogromną siłę rażenia. Jednak, choć Solnit
mówi o wielkich dokonaniach feminizmu, daleka jest od optymistycznego tonu. To
byłoby niemożliwe po przytoczeniu wszystkich miażdżących statystyk, po
przeanalizowaniu tylu okrutnych spraw, w których to właśnie za pomocą słowa
dyskredytowano ofiary gwałtów. „Sama tego chciała”, „wyglądała jak dziwka”,
„mogła uciekać” – ile razy słyszeliśmy te tłumaczenia? Na naszym podwórku nie
jest inaczej. Niech za przykład posłuży lekceważący, obrzydliwy język
wypowiedzi pewnego „eksperta”, mówiącego o kobietach broniących swoich praw: Ładne laski idą na dyskotekę, a brzydkie,
których nikt nie chce bzykać, to idą na demonstracje.
Mężczyźni
objaśniają mi świat to zbiór, który czyta się za jednym
zamachem, choć nie jest to zbyt zdrowe. Taka porcja emocji może wywołać łzy,
niekontrolowaną wściekłość lub duszności. A to nie tylko dlatego, że Solnit
trafia w czuły punkt naszego społeczeństwa, ale także przez to, że po tej
lekturze nietrudno o gorzką diagnozę: te eseje będą aktualne jeszcze przez
bardzo długi czas.
O książce pisze także Obsesyjna, a u Pożeracza znajdziecie garść cytatów, które z pewnością nastroją Was do lektury. Dodatkowo zachęcam Was do zajrzenia na stronę Oko na kulturę, gdzie znajdziecie świetny tekst o kampaniach społecznych walczących z kulturą gwałtu. Pamiętajcie - nie ma kobiet, nie ma gwałtu.
Za zimny prysznic, dziękuję
Autorka: Rebecca Solnit
Tytuł: Mężczyźni objaśniają mi świat
Data wydania: 5.10.2017
Tłumaczenie: Anna Dzierzgowska
Wydawnictwo: Karakter
Liczba stron: 190
Już widzę, że to niesamowicie mocna i ważna lektura. Zdecydowanie muszę sięgnąć po tę książkę, przekazać ją dalej. My, kobiety, powinnyśmy ją pokazywać. Zwłaszcza teraz, przy okazji akcji #jateż.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
× www.majuskula.blogspot.com ×
Cieszę się, że wspomniałaś o akcji #jateż. Solnit również odwołuje się do mediów społecznościowych i #YesAllWomen - to pokazuje, że gdy kobiety łączą się w jednej sprawie, potrafią naprawdę wiele. Czytaj i podawaj dalej!
UsuńRównież pozdrawiam :)
Bardzo poważny temat, który nigdy nie może zostać pominięty bez echa.Mówmy o tej książce głośno i dużo.
OdpowiedzUsuńkocieczytanie.blogspot.com
Mam nadzieję - eseje Solnit są dobrą podstawą do dyskusji, nawet dla tych osób, które feminizmem niezbyt się interesują.
UsuńDaleko mi co prawda do bycia feministką (z resztą uważam,, że to określenie jest bardzo nadużywane i nie dość dobrze zrozumiane — stąd wszystkie stereotypy), ale chcę przeczytać tę książkę. Chyba każda z nas pada ofiarą takiej przemocy, choćby w najbardziej "niewinnej" formie. Nie ma chyba kobiety, która przynajmniej raz w życiu nie była obmacywana albo zlekceważona wyłącznie z powodu swojej płci. Najgorsze jest to, że wciąż wiele uległych zachowań matki przekazują swoim córkom: tylko je uczą prac domowych, uciszają, gdy te zaczynają mówić to co myślą, powtarzają "dziewczynce nie przystoi..." itp. Przez takie rzeczy szkodzimy same sobie :[ Dlatego zgadzam się, że zarówno mężczyźni jak i kobiety powinni czytać takie publikacje. Niezależnie od tego, kim są. Aby zdawać sobie sprawę z tego, jak drugiego człowieka można nieświadomie skrzywdzić głupim powielaniem wzorców.
OdpowiedzUsuńRównież uważam, że to feminizm nie jest dobrze zrozumiany - wiele osób nadal uważa, że feminizm to walka o supremację płci żeńskiej. To nieprawda. To walka o równość, dlatego feministki często podkreślają, że stereotypy są krzywdzące dla obu płci.
UsuńRacja, też mi się tak wydaje, choć oczywiście nie mogę tego sprawdzić. Nie zwracamy na to uwagi, racjonalizujemy, a powinnyśmy krzyczeć nawet wtedy, gdy facet spojrzy na nas jak na kawałek mięsa. I znów się zgadzam - takich rzeczy uczymy się od matek i ojców, od dziadków. Bo to przecież norma, tak było zawsze. Nawet jeśli było tak zawsze, to musimy walczyć, by tak nie było. Gdyby feministki nie walczyły o prawa kobiet, mogłybyśmy mówić "kobiety nigdy się nie uczyły, to fanaberia".
No pięknie, ja kupiłem tę książkę przed Tobą, a nadal jej nie przeczytałem... Ale to niestety wina studiów, bo ostatnio mam bardzo mało czasu na czytanie :/.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc już sama lektura recenzji wywołuje żal, gorycz, wściekłość i łzy, to co dopiero będzie podczas czytania książki... Dobrze, że zaznaczyłaś (Solnit zaznaczyła?), że stereotypy uderzają we wszystkie płcie, bo to jednak nie jest dla wszystkich oczywiste. Podejrzewam, że na mnie ta książka zrobi trochę inne wrażenie niż na Tobie, w końcu nie jestem kobietą, ale zarazem nie zupełnie odległe. Cóż, #jateż bo choć nie jestem kobietą, to tak jestem nadal, i zawsze byłem, postrzegany. Więc #jateż spotkałem się z gwizdami na ulicy i obleśnymi spojrzeniami. Mam nadzieję, że mimo iż akcja jest robiona przez kobiety, to osoba transpłciowa, metrykalna kobieta, a psychicznie osoba niebinarna, zorientowana jednak psychicznie na biegunie męskim, może wziąć w niej udział? To jest poważne pytanie, bo się nad tym serio zastanawiam.
W każdym razie
#jateż
Zadałeś bardzo trudne pytanie, z jedyną słuszną odpowiedzią. Oczywiście, że możesz wziąć udział. Bo doświadczyłeś przemocy seksualnej (werbalnej bądź fizycznej) będąc traktowany jak kobieta. Fakt, że kobietą nie jesteś niczego nie zmienia. Bo potraktowano Cię właśnie tak, jak kobiet (i ludzi w ogóle) traktować nie można - jak kawałek mięcha, który można zmacać, obgwizdać lub skomentować w obrzydliwy sposób. Nadal jesteś ofiarą ohydnej kultury gwałtu. Poza tym #alsomen :)
UsuńI #jateż, choć czuję się z tym głupio - bo gdzieś we mnie siedzi to przekonanie, że skoro mnie nie zgwałcono, to jeszcze nie jest tak źle, inne miały gorzej. Wiem, że to głupie i niewłaściwe, ale jednak trudno się tego pozbyć.
Dziękuję. W takim razie tu - bo na FB nie - biorę udział.
UsuńRozumiem, że możesz się tak czuć, ale rzeczywiście myślę, że nie musisz. Każdy ma prawo do cierpienia, bólu i żalu, bez względu na to, czy przeżył coś bardziej czy mniej traumatycznego. Zresztą wielkość traumy bardzo trudno ocenić - niektórzy poradzą sobie z "gorszymi" sprawami niż inni z "lepszymi". Dlatego nikt nikomu nie powinien odmawiać prawa do cierpienia i przeżywania złych rzeczy - ani nikt sam sobie, ani nikt nikomu innego, choćby jego samego spotkało coś bardziej złego. Trauma to trauma i jest niemierzalna. I mówię to z pozycji osoby, która kiedyś się bardzo denerwowała, gdy inni przeżywali różne problemy bardziej niż ja, mimo że to ja miałem więcej powodów do przeżywania. Tak więc można zwalczyć taki schemat myślenia. Dlatego myślę, że powinnaś pozwolić sobie przeżywać.
Nie, już dawno nic takiego nie miało miejsca, więc nie muszę niczego przeżywać. Wszelkie nieprzyjemne sytuacje nauczyły mnie jednak, że na coś takiego trzeba odpowiadać ostro, zamiast po protu spuszczać głowę i sobie iść.
UsuńMam nadzieję, że Ty też masz już takie sytuacje za sobą. Nie ważne co to było - oby już nie zaprzątało Ci głowy :).
Niestety nie mam :/. Niestety jest obowiązek noszenia plakietek z imieniem, nazwiskiem i zdjęciem na zajęcia, więc wszyscy wiedzą, jakiej jestem płci metrykalnie. Nawet w tym tygodniu zdarzyła się sytuacja, gdy trafił się nam na dyżurze na oddziale porodowym lekarz-seksista, ale wiesz, taki, który uważa kobiety niby za takie świetne, niby lepsza płeć itp, a zarazem dawał do zrozumienia, że dobra żona to ta, która siedzi w domu i dba o męża; że po porodzie trzeba długo siedzieć w domu, bo to przeznaczenie kobiety, bo "wielki stworzyciel" (czy ktoś tam) tak stworzył świat. I przeznaczeniem jest rodzić w bólu, bo coś tam. Okropne. Niestety ja w takich sytuacjach też jestem tak postrzegany, a poza tym od razu zaczynam się utożsamiać z koleżankami (z których niestety nie wszystkie czuły się źle traktowane, co mnie przeraża). Ale było jeszcze gorzej, ponieważ on faceta, który czekał, aż żona zacznie rodzić, też traktował źle - jego wpychał w schemat bycia silnym, twardym i radzącym sobie ze wszystkim. Na jego miejscu bym się zdenerwował nie tylko dlatego, że ktoś źle traktuje moją żonę, ale także dlatego, że mnie każe być jak skała i nie pozwala mężczyznom na odczuwanie emocji i stresu. Też mnie to denerwuje.
UsuńOlga, ależ Wy możecie krzyczec! I często też z tego korzystacie, bo skoro nie ma siły mięśni, pozostają właśnie słowa, a te stanowią Waszą domenę.
OdpowiedzUsuńKilka dni temu, już nie pamiętam w którym medium, przedstawiano ranking poczucia bezpieczeństwa kobiet pod względem zachowania mężczyzn, chodziło m.in. o molestowanie, nagabywanie, mobbing itd. Wiem, że to Londyn okazał się, przynajmniej w Europie, najbardziej przyjazny kobietom, zaś daleko, daleko, na drugim biegunie znalazł się Kair... O Polsce nie było ani słowa, przynajmniej nie w kontekście tych "najgorszych miast' - myślę, że Twój tekst jest dośc jednoznaczny, a przy tym, staję się samoistnym, zaostrzonym narzędziem wymierzonym w brodaczy i łysych, z tym że chciałbym zauważyc, iż "naszym" głównym problemem są ci wszyscy konkubenci (konkubiny zresztą też) i to, co robią nie tylko między sobą - to jeszcze pół biedy - ale też względem swoich dopiero co narodzonych potomków...Nam nie grozi aż takie wielkie zgorszenie, u nas jest tak, jak w innych europejskich (zachodnich) krajach - nigdy nie będziemy Egiptem, nie ma na to żadnych szans.
Oczywiście, że krzyczymy, ale nawet nie wiesz jak bardzo frustrujące jest to, że każe się nam zamknąć "mordy", bo przecież nie mamy o co walczyć. Wiele kobiet wtedy przestaje, inne dopiero zaczynają. Ale nie sądzę, byśmy zamilkły na zawsze:).
UsuńNie będziemy Egiptem (przynajmniej taką mam nadzieję), ale jednak nie jesteśmy bezpiecznym państwem. Teraz widać to lepiej, bo Internet dał wielu ofiarom możliwość opowiadania o swoich traumach. Przecież historie o karygodnych zachowaniach policjantów, którzy proponowali ofiarom gwałtu umyć się i zrelaksować w wannie nie wzięły się znikąd. Wiele takich sytuacji nie wyszło i nie wychodzi na światło dzienne. Daleka jestem od zarzucania mężczyznom, że po prostu mają ten pierwiastek "bestii" w sobie - to byłoby krzywdzące dla wielu dobrych ludzi, którzy nigdy nawet krzywo na kobietę nie spojrzeli. Ale niestety widzę i słyszę okrutne, obrzydliwe zachowania i słowa, które bardzo dobrze wpisują się w kulturę gwałtu. To nie tylko konkubenci i konkubiny - to sąsiad, który lubi pomacać po tyłeczku ładną sąsiadkę. To facet w autobusie, który nie ma problemu z nacieraniem na pasażerkę całym ciałem. A do tego dochodzi także przemoc fizyczna. Wiem, że mój tekst jest jednoznaczny, bo i moje odczucia są jednoznaczne. Brzydzę się każdym komentarzem, mówiącym o tym, że ofiara sama tego chciała. Że przecież każda feministka pragnie, by ją wreszcie porządnie przerżnąć. Może nie jesteśmy Egiptem, ale jesteśmy ciemnogrodem. A w taki strach się zapuszczać.
Tytuł książki obił mi się o uszy, ale teraz już wiem, że to dla mnie lektura obowiązkowa. Często zapominamy, że nasz świat opisywany jest z męskiej perspektywy, męskim językiem, który z góry plasuje kobietę na miejscu podrzędnym. Dopiero gdy rzeczywistość będzie w równorzędny sposób opisywana z perspektywy obu płci, będzie można mówić o jakiejkolwiek równości.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że obowiązkowa! Nawet nie wyobrażam sobie, że mogłabyś ominąć pozycję Solnit, nie wiedząc, jak wiele treści niesie ta maleńka książeczka. Czasem tracę jakąkolwiek nadzieję, że ta równość się pojawi. "Mężczyźni objaśniają mi świat" wcale tej nadziei nie przywracają. Ale walczyć warto - i krzyczeć. Nawet jak nam mówią, że przecież już wszystko mamy.
Usuń