Czas na kolejną odsłonę cyklu W duecie o książce - tym razem na tapecie książka, co do której, po raz pierwszy, nie jesteśmy w stanie się zgodzić. Z Martą z bloga Leżę i czytam rozmawiam o Echu Henry'ego Jamesa.
Marta:
Ponoć "Echo" Jamesa pozostawia czytelników w stanie niedosytu.
Czytając tę mini-powieść (lub, jak chcą niektórzy, nowelę), nie mogłam pozbyć
się wrażenia, że to gotowy scenariusz dla teatralnej sztuki: powściągliwy, ale
trafiający w sedno styl, świetnie nakreślone postaci oraz wiecznie żywe tematy
- miłosne manewry, społeczna satyra, dyskusja o roli i swobodach prasy.
Wszystko tu jest, a skoncentrowana forma, moim zdaniem, wcale nie zubaża
treści. To sytuacyjna komedia z przesłaniem - gotowa, aby trafić na scenę!
Olga:
Pozostawia, a ja jestem tego najlepszym przykładem, bo książkę, zamiast z
poczuciem spełnienia i zadowolenia, odłożyłam ze wzruszeniem ramion, całkiem
obojętnie. Wszystkiego było mi mało - paryskich intryg, miłosnych rozterek,
nawet bohaterów, którzy doskonale wpasowani zostali w swoje role i nie opuścili
gardy nawet na chwilę. Jedynie satyry było tyle, ile trzeba: wystarczająco, by
się domyślić i uśmiechnąć w duchu, ale nie na tyle dużo, by poczuć
przytłoczenie. Nie ukrywam jednak, że o teatralności "Echa" nie
pomyślałam nawet przez chwilę, choć teraz wydaje mi się to oczywistością. One
dwie i mężczyzn też dwóch, choć oczywiście obaj zainteresowani tą piękną,
efemeryczną i głupiutką. No i jest jeszcze tatuś, który, swoją drogą, jest
postacią zaskakująco pobłażliwą. Ewidentnie w tej rodzinie spodnie nosi Delia.
Marta:
Tak, szyją
tej trzyosobowej rodzinki jest Delia - to ona pragnie zamążpójścia siostry
bardziej chyba, niż sama Francie! A pan Dosson i jego wycofanie? Zakochany w
swoich córkach ojciec, który, zamiast zwiedzać Paryż, ogląda życie z
perspektywy hotelowego dziedzińca, idealnie oddaje ducha prostolinijnego
amerykańskiego społeczeństwa, skonfrontowanego z europejskim snobizmem.
"Echo", moim zdaniem, trafia w punkt - można
by z tej niespełna 200-stronicowej mini-powieści uczynić rzecz gabarytowo
podobną, powiedzmy, "Ambasadorom", ale nie sądzę, żeby odbyło się to
z korzyścią dla książki.
Bardziej jednak niż jej objętość, fascynuje mnie mnogość zagadnień poruszonych w "Echu". I pytanie: co tutaj waży więcej? Romantyczne zakusy, krytyka towarzyskiej śmietanki Paryża, kwestia wolności druku i dziennikarskiej odpowiedzialności - aktualna do dziś? A może "Echo" jest powieścią o emancypacji? O wyzwalaniu się spod wpływu rodziny, dojrzewaniu? To, co staje się udziałem Gastona Proberta - walka o Francie wbrew woli rodziny - to jeden z najciekawszych aspektów tej powieści. I chyba najczęściej w rozmowach o książce pomijanych.
Bardziej jednak niż jej objętość, fascynuje mnie mnogość zagadnień poruszonych w "Echu". I pytanie: co tutaj waży więcej? Romantyczne zakusy, krytyka towarzyskiej śmietanki Paryża, kwestia wolności druku i dziennikarskiej odpowiedzialności - aktualna do dziś? A może "Echo" jest powieścią o emancypacji? O wyzwalaniu się spod wpływu rodziny, dojrzewaniu? To, co staje się udziałem Gastona Proberta - walka o Francie wbrew woli rodziny - to jeden z najciekawszych aspektów tej powieści. I chyba najczęściej w rozmowach o książce pomijanych.
Olga: Relacja
Delii i Francie wydaje mi się rzeczywiście ciekawa, choć zaskakująco szablonowa
- starsza i rozgarnięta kieruje losami młodej i naiwnej. Co zaskakujące - o
manipulacjach Pana Flacka myśli się chętnie i co najmniej krytycznie. Działania
Delii zaś zdają się dużo mniej szkodliwe, choć jej obsesja wejścia do świata
francuskiej socjety dorównuje manii Flacka do zdobycia ręki (bądź
zainteresowania) Francie.
Cieszy mnie, że wspominasz o Gastonie Probercie, to chyba moja ulubiona postać, choć awansował na to miejsce z samej końcówki listy. Nie odniosłaś wrażenia, że tylko Probert - utrzymanek, przerażony myślą o samodzielnym życiu - jest bohaterem, który rzeczywiście ewoluował? Jako jedyny zmienia diametralnie swoje życie, pozostawiając za sobą wygodne, ale i pętające go więzi rodzinne. Gdybym miała więc udzielić odpowiedzi na Twoje pytanie, za temat ważący najwięcej uznałabym właśnie to burzliwe wkroczenie w dorosłość. Choć, to trzeba Jamesowi przyznać, umiejętnie rozkłada akcenty.
Cieszy mnie, że wspominasz o Gastonie Probercie, to chyba moja ulubiona postać, choć awansował na to miejsce z samej końcówki listy. Nie odniosłaś wrażenia, że tylko Probert - utrzymanek, przerażony myślą o samodzielnym życiu - jest bohaterem, który rzeczywiście ewoluował? Jako jedyny zmienia diametralnie swoje życie, pozostawiając za sobą wygodne, ale i pętające go więzi rodzinne. Gdybym miała więc udzielić odpowiedzi na Twoje pytanie, za temat ważący najwięcej uznałabym właśnie to burzliwe wkroczenie w dorosłość. Choć, to trzeba Jamesowi przyznać, umiejętnie rozkłada akcenty.
Marta:
Umiejętnie
rozkłada akcenty i po raz kolejny bawi się ulubionymi literackimi motywami -
zderzenie amerykańskiej i europejskiej kultury, satyra na arystokrację,
miłość... A Probert budzi sympatię z powodu, o którym wspomniałaś - bo zmienia
się, ewoluuje. Porzuca wygodną rolę "dziecka swoich czasów", które
utrzymuje się ze spadku po bliskich oraz wypłacanej przez ojca pensji.
Czytelnik jest skłonny wierzyć w szlachetne pobudki jego uczucia do Francie, w
odróżnieniu od motywacji reportera "Echa", Georga Flacka. Ten skłonny
jest obsmarować rodzinkę konkurenta (napuszoną i snobistyczną, fakt) w
"towarzyskiej gazecie" - wszystko po to, żeby zdobyć rękę dziewczyny!
Źródło |
Ale najciekawsze jest to, że - po raz pierwszy chyba?
- mamy rozbieżne opinie o książce. "Echo" uważam, między innymi, za
dobry wstęp do poznawania twórczości Jamesa. Ciebie książka pozostawiła
niewzruszoną. A może dostrzegasz jakieś plusy?
Olga: Rzeczywiście,
taka sytuacja nie miała jeszcze miejsca. Po raz pierwszy nie rozpływamy się
wspólnie nad powieścią i autorem, choć daleka jestem od zawyrokowania, że
"Echo" jest książką złą. Co więcej, uważam, że jest dobra, choć czuję
po niej spory niedosyt i istotnie pozostawiła mnie niewzruszoną. A nie tego od
literatury oczekuję. Zawiodłam się przede wszystkim na owym braku zmian, o
którym już wspomniałam - zwłaszcza jeśli chodzi o postać Francie. Oczekiwałam
przemiany z dziecka w kobietę, jednak Francie pozostała tam samo naiwna i, o
dziwo, nietknięta przez życie jak na początku powieści. Wychodzi więc na to, że
niepoprawni optymiści mają w życiu łatwiej. A ja chyba nie przepadam za
optymistami.
Nie da się jednak nie zauważyć plusów: prześmiewczego
ukazania francuskiej śmietanki towarzyskiej czy prasy brukowej, lekkiego i
niezobowiązującego stylu Jamesa, który nie zwiastuje mnogości i powagi tematów,
czy chociażby dialogów, które rozpisane zostały wręcz fantastycznie. Nie
ukrywam również, że po Twojej teorii dotyczącej teatralności "Echa"
trochę łagodniej patrzę na dzieło Jamesa.
Marta:
Ależ Francie jest, wbrew pozorom, równie ciekawą postacią! I pełną sprzeczności
- uwielbia książki, zostawia wszędzie zaczytane egzemplarze, a jednocześnie
pozostaje rozbrajająco naiwna i życiowo nieporadna. Pasjonatka literatury
odporna na książkową wiedzę - intrygujące, prawda?
Poza tym Francie doskonale wie, że Probert stawia rodzinę na pierwszym miejscu. I przeczuwa, że po ślubie nic się nie zmieni - gdy będzie musiał wybierać między własną żoną a ojcem i siostrami, ich wybierze. Jej obawy są dalekie od optymizmu. Niepostrzeżenie, dzięki "rzędowi francuskich krytyków", Francie również się zmienia. Choć z pewnością nie w tak spektakularny sposób jak Gaston.
Poza tym Francie doskonale wie, że Probert stawia rodzinę na pierwszym miejscu. I przeczuwa, że po ślubie nic się nie zmieni - gdy będzie musiał wybierać między własną żoną a ojcem i siostrami, ich wybierze. Jej obawy są dalekie od optymizmu. Niepostrzeżenie, dzięki "rzędowi francuskich krytyków", Francie również się zmienia. Choć z pewnością nie w tak spektakularny sposób jak Gaston.
Olga: Widocznie
stopień oddziaływania literatury na Francie był dość niski. Albo zostawiła w
niej tylko to, co chciała przyjąć - wiarę w miłość i ludzką dobroć.
Mówisz, że Francie wie o stosunku Proberta do własnej
rodziny. Racja, pogodziła się z tym, że ślub przyniesie zmiany, przeprowadzki i
nowych krewnych. Jednak chce ciągać ze sobą siostrę, którą towarzystwo nie jest
zachwycone. W ogólnym rozrachunku to nie ona opuszcza swoją rodzinę i, nawet
gdyby miała pożegnać się z Probertem na zawsze, taki stan rzeczy bardziej jej
odpowiada. Francie zmienia się odrobinę, ale w ramach tego, co już zna. Nie boi
się życia, bo zawsze było ono bezpieczne. Probert robi krok do przodu, zostawia
rodzinę i robi to, na co Francie nigdy się nie zdecyduje - zaczyna dorosłe
życie.
Dużo bardziej niż sama Francie, zastanawia mnie jej
związek z siostrą. Delia jest jej zaprzeczeniem, drugą stroną monety. Czy
możesz wyobrazić sobie życie jednej bez drugiej? To przecież relacja nieomal
symbiotyczna.
Marta: Chodziło
mi raczej o to, że Francie, wbrew zapewnieniom narratora, jest przenikliwą
osóbką. Nie każdą kobietę, zwłaszcza zakochaną, stać na taki chłodny,
racjonalny osąd.
Zgodziłyśmy się, że to Delia nosi w tej rodzinie
spodnie - a zarazem usunęła się w cień ładniejszej siostry. Możliwe, że
przelała na nią swoje ambicje - podobnie jak rodzice kierują życiem dzieci w
sposób, który pozwala zrealizować ich własne, niemożliwe już do spełnienia,
marzenia. To silny siostrzany związek, ale chyba nie aż tak niezwykły.
Zobacz, jak uniwersalne są tematy, poruszane w "Echu" - siostry jedzą
cukrzone kasztany, przesiadując w obitym atłasem saloniku, ale z powodzeniem
można sobie je wyobrazić, jak w 2017 przemierzają Pola Elizejskie ze
smartfonami i kawą w papierowych kubkach! Pstrykają selfie, rozmawiają o
absztyfikantach Francie i skandalu w towarzyskiej rubryce popularnej gazety...
Źródło |
Olga: Podczas
lektury traktowałam tę siostrzaną relację jak swojego rodzaju dopełnienie -
Delia rozporządza nie tylko życiem siostry, ale także ojca. Francie zaś odgrywa
rolę roztrzepanej choć uroczej. I chociaż pozornie mogłybyśmy wyobrazić sobie
Delie bez Francie, to starsza siostra bez młodszej byłaby równie bezbronna i
zagubiona, co w sytuacji odwrotnej. To miałam na myśli mówiąc o symbiozie -
choć Delia psioczy na Francie, jest zależna od jej pogody ducha.
Chociaż nie zgadzamy się co do "wielkości" powieści Jamesa, to w kwestii uniwersalności "Echa" kłócić się nie będę. Wielka zmiana Proberta to temat aktualny dla wielu żerujących na rodzicach pociech, a artykuł Flacka mógłby być równie dobrze złośliwym wpisem na Facebooku. I mimo że odczułam pewien zawód po lekturze "Echa", sam fakt, że powieść została wydana niesamowicie mnie cieszy. Oznacza to przecież, że autor nadal jest czytany, że oddziałuje na czytelnika, który w tych dylematach może odnaleźć otaczającą go rzeczywistość - chociaż, oczywiście, w odrobinę starszych dekoracjach.
Chociaż nie zgadzamy się co do "wielkości" powieści Jamesa, to w kwestii uniwersalności "Echa" kłócić się nie będę. Wielka zmiana Proberta to temat aktualny dla wielu żerujących na rodzicach pociech, a artykuł Flacka mógłby być równie dobrze złośliwym wpisem na Facebooku. I mimo że odczułam pewien zawód po lekturze "Echa", sam fakt, że powieść została wydana niesamowicie mnie cieszy. Oznacza to przecież, że autor nadal jest czytany, że oddziałuje na czytelnika, który w tych dylematach może odnaleźć otaczającą go rzeczywistość - chociaż, oczywiście, w odrobinę starszych dekoracjach.
Marta:
Zatem jesteśmy zgodne co do najważniejszego – że warto Jamesa czytać!
Obie Panie na koniec zgodne - Jamesa czytać warto! Henry James to wymagający autor, najbardziej podobał mi się zbiór "Opowiadań nowojorskich", ale przez "O czym wiedziała Maisie" - przebrnąć nie mogłam.. "Echo" - cienka książczyna - więc trzeba spróbować ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zgodne - w tej kwestii inaczej być nie mogło :) Cienka, a czyta się zadziwiająco sprawnie. I jest nawet w formie e-booka, więc jakby idealnie dla Ciebie ;)
UsuńBardzo podoba mi się pomysł na tego typu porównanie poglądów/dyskusję, naprawdę Wam to wyszło, z chęcią poznam więcej takich postów :) I to chyba normalne, że w pewnym momencie zawsze musi wystąpić różnica poglądów :)
OdpowiedzUsuńA skoro autor wywołał tak ciekawą dyskusję, z chęcią sama sięgnę po tę powieść :)
Oj, nie takie normalne, bo zwykle co do lektur się zgadzamy :) Gust mamy dość podobny i dopiero w tym przypadku zdanie miałyśmy odrobinę odmienne. A do przeczytania "Echa" lub innych powieści Jamesa zachęcam serdecznie :)
UsuńŚwietny pomysł przedstawienia spojego poglądu w kwestii ksiązki. Cieszę się, że na koniec udało się dojśc do zgodnego porozumienia.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu warto poeksperymentować z formą mówienia o książce, a z Martą zawsze rozmawia mi się nad wyraz przyjemnie, więc to połączenie przyjemnego z pożytecznym :)
UsuńCiekawa forma recenzji, no i Henry James :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) A do Jamesa zachęcać nie trzeba, prawda? ;)
UsuńAbstrahując od powieści Jamesa, której nie znam, muszę przyznać, że bardzo podoba mi się taka forma pisania o literaturze. Mam wrażenie, że z dyskusji osób mających odmienne zdanie można wynieść czasami więcej niż z pojedynczej opinii. Jednak mankamentem jest to, że aby całkowicie wdrożyć się w dialog,trzeba znać omawianą książkę. Mimo tego, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńZwykle miałyśmy zdanie bardzo podobne, a i tak odnoszę wrażenie, że książka omówiona jest pełniej i (zaryzykuję stwierdzenie) ciekawiej, niż w przypadku zwykłej recenzji. Ale masz rację - najlepiej, gdy daną powieść się zna i można dołączyć do dyskusji. Jak widać po samym odzewie pod postami z tego cyklu, dyskusja się nie sprawdza. Ale rozmowy są przyjemne i mogą zachęcić do lektury, więc nadal to sytuacja win-win :)
UsuńWspaniale czytało mi się waszą rozmowę :) Co do twórczości Jamesa, znam tylko "Portret damy" i znów muszę napisać, że książkę czytałam dawno temu i niewiele z niej pamiętam. Chyba powinnam kiedyś zrobić sobie powtórkę, ale zanim to nastąpi, zabiorę się za inne dzieła pisarza. Nabrałam ochoty na przeczytanie "Echa" i przekonanie się czy bliższa byłaby mi Twoja opinia, czy Marty. Rozłożyłaś mnie na łopatki stwierdzeniem, że nie lubisz optymistów, możemy przybić piątkę, bo ja jako wieczna pesymistka mam alergię na ludzi widzących wszystko w jasnych barwach.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :) Ja również nie jestem specjalistką twórczości Jamesa - oprócz "Echa" znam tylko jego opowiadania z tomu "Daisy Miller i inne opowiadania". Ale mam zamiar nadganiać, bo James był bardzo ciekawym pisarzem.
UsuńHa! To w takim razie przybijam wirtualną piąteczkę ;) optymizm jest rzeczywiście odstraszający - bo i z czego jest się cieszyć? Ale prawdą jest, że osoby o takim nastawieniu mają łatwiej w życiu, więc może dlatego tak ich nie lubię? :P
W takim razie razem będziemy poznawać twórczość Jamesa :)
UsuńZgadzam się, że optymiści mają łatwiej i tak naprawdę zazdroszczę im takiego radosnego podejścia do świata. Ja wszystko widzę w czarnych barwach, nawet jak coś mi się uda albo nie mam żadnych poważniejszych problemów to i tak zaraz nachodzą mnie myśli, że to tylko przejściowe a los już szykuje mi kopniaka w tylną część ciała.
Może po części też im zazdroszczę, ale chyba nie zamieniałbym swojego zdroworozsądkowego (tak to lubię nazywać) podejścia do świata na różowe okulary ;) Hmm a takie poczucie nadchodzącej klęski, które i ja mam, chyba się leczy, wiesz? :P
UsuńJuż komentowałam u Marty:) U Ciebie wspomnę kolejny chyba raz, że odświeżająco w blogowej sferze wygląda Wasza rozmowa. Miło poczytać. A jeszcze chętniej posłuchałabym Waszej dyskusji na żywo:)
OdpowiedzUsuńMiło, że zajrzałaś również do mnie, Olu. Tym razem postanowiłyśmy opublikować tekst na obu blogach, bo każda z nas chciała mieć u siebie ślad przygody z Jamesem :) Nie wiem, jak Marta zapatrywałaby się na ten pomysł, ale ja nie lubię się słuchać (za mówieniem siłą rzeczy też nie przepadam), więc chyba byłby mały problem z nagraniem takiej rozmowy ;) Ale za to można na taką dyskusję się umówić - Ty, Marta i ja, przy kawie, dyskutujące o książkach :) To by dopiero było coś!
UsuńJa, w zasadzie, też miałabym problemy z mówieniem publicznie. Ale chętnie bym Was, dziewczyny, poznała :)
UsuńJak bardzo chciałabym posłuchać tej rozmowy na żywo, to byłoby coś. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że słuchanie tej rozmowy wcale nie byłoby takie fajne. Ale samo rozmawianie na pewno:)
UsuńPodoba mi się stwierdzenie, że bohaterki sprawiają wrażenie kobiet, które dziś mogłyby chodzić ze smartfonami. Bardzo wciągnęłam się w tą rozmowę. Porównanie dwóch różnych punktów widzenia zawsze jest ciekawe. Tylko w takim razie książka jest warta przeczytania czy nie? No cóż, skłania to tylko do tego, żeby samemu się przekonać ;)
OdpowiedzUsuńObie uważamy, że jest warta przeczytania - chociaż ja trochę się zawiodłam. Ale Marta ma rację mówiąc, że to dobra powieść na rozpoczęcie przygody z Jamesem:)
UsuńKurcze, nie znam tego autora! Na razie nie będę sięgac po jego ksiązki, ale może kiedys? :)
OdpowiedzUsuńWarto poznać - dobry był z niego obserwator ludzkich zachowań. Od "Echa" można zacząć i samemu się przekonać:)
UsuńSuper dyskusja! Cóż innego mogło wyniknąć :D Ciekawa jestem po której stronie stanełabym ja, gdybym czytała książkę. Intrygujące wątki zawiera ta powieść, musze o niej pamiętać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo się cieszę, że miło Ci się ją czytało:) a żeby przekonać się, po której stronie "konfliktu" byś stanęła, wystarczy książkę przeczytać;) Jest krótka, więc wciągniesz ją nosem;)
UsuńNie czytałam książki i na razie chyba tego nie będę zmieniała, ale bardzo miło czytało mi się Waszą wspólną dyskusję o książce! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy:) i mam nadzieję, że jednak kiedyś skusisz się na prozę Jamesa, bo warto:)
UsuńDrugi raz już staram się dodać komentarz bo pierwszy mi zniknął. Chciałam napisać, że bardzo fajnie czytało się taki rodzaj dyskusji o książce. Chętnie poczytam więcej takich postów, nie wiem dlaczego- ale jest to lżejsze od recenzji i dostarcza czytelnikowi więcej różnych spojrzeń na na książkę, akcję, bohaterów, czy fabułę. "Echo" z chęcią przeczytam zwłaszcza, że dawno nie miałam nic Henrego Jamesa w swoich łapkach. Ostatnio zaczytuję się w sagach rodzinnych- po "Middlesex" zaczęłam "Ósme życie" i szczerze powiem, że zachwyt nad tą książką jest jak najbardziej na miejscu. A czytałaś może "Śpiącą Alicję" o siostrze Henrego? Mam ją w lutowych planach zakupowych, może dodam też do koszyka "Echo" i będę je czytać po sobie...no i wtedy wszystko zostanie w rodzinie :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Uh, nie cierpię tego typu sytuacji, a zdarza mi się to zadziwiająco często. Więc współczuję i dziękuję, że jednak postanowiłaś dodać drugi komentarz :)
UsuńCzasem taka rozmowa może zdradzić trochę więcej z fabuły, jest odpowiedniejsza dla osób, które znają daną książkę, ale też uważam, że jest lżejsza i bardziej wyczerpująca temat od zwykłej recenzji. .
"Ósmego życia" jestem bardzo ciekawa, bo rzeczywiście sporo dobrego się o tej książce naczytałam. A do wspomnianej przez Ciebie "Śpiącej Alicji" mam zamiar niebawem podejść. Czeka na mnie na telefonie i mam niejasne przeczucie, że mi się spodoba :)
Muszę w 100% zgodzić się z wszystkimi, którzy polecają "Ósme życie". Powieść jest napisana bardzo ciekawie, w formie opowieści snutej drugiej osobie. Język jest plastyczny a bohaterowie wspaniali- można się z nimi zżyć. Książka zawiera również bardzo dużo ciekawych i trafnych spostrzeżeń o wojnie, socjalizmie, miłości, przyjaźni. Jestem dopiero na połowie a już zaznaczyłam jakieś 10 ciekawych cytatów. Bardzo miła lektura na zimowe wieczory. Zaczyna się zresztą bardzo podobnie do "Middlesex". Myślę, że na płaszczyźnie opowieści rodzinnej można te dwie pozycje porównywać i powiedzieć, że są podobne.
UsuńNo dobra, zaczynam się coraz poważniej zastanawiać nad tą powieścią :) Ostatnio rzadko sięgam po takie obszerne utwory, zostaję przy krótkich powieściach albo zbiorach, ale trochę już mi się tęskni za sagą tego typu. Będę jej wyglądać na księgarnianych promocjach ;)
Usuń