Kosmiczna kolonizacja
Kroniki marsjańskie, jak na tak wielką popularność, są zaskakująco trudno dostępne dla czytelnika, któremu marzy się poznanie klasyki gatunku bez potrzeby posiłkowania się zbiorami bibliotek publicznych. Można powiedzieć, że jest to swojego rodzaju rarytas, którego nie da się włożyć, ot tak, do koszyka w internetowym sklepie Empiku czy innej sieci. Dlatego wyobraźcie sobie moją radość, gdy, po długiej, długiej nieobecności, zajrzałam na stronę ulubionego antykwariatu (vivarium.com.pl) i znalazłam lekko zagniecione, przybrudzone, ale całe wydanie Kronik marsjańskich. Prawdziwe święto mola książkowego. Druga część tego święta odbyła się w chwili, w której zabrałam się za lekturę…
Wszystko, co obce, jest złe dla przeciętnego Amerykanina. Jeśli nie ma chicagowskiego stempelka, jest nonsensem.
Ludzkość nie uczy się na własnych błędach.
Człowiek nie jest w stanie interpretować historii tak, by przyrównać ją do
swojej sytuacji. Potrafi jednak wchodzić do cudzego domu, zostawić tam flagę i
powiedzieć: od teraz ten dom będzie mój. Niektórzy domownicy wyjdą z podkulonym
ogonem, inni będą pomstować po cichu, a może nawet podżegać do buntu. Jeszcze
inni zabiją nowego właściciela we śnie. Kroniki
marsjańskie to właśnie opowieść tego typu, historia starych i nowych
domowników, ich kultury, religii, przyzwyczajeń. Rozpoczyna się pięknym, choć
szalonym snem. Jak się kończy? Tego można się domyślić.
Przypomina pan sobie, co się stało z Meksykiem, kiedy Cortez i jego mili przyjaciele nadciągnęli z Hiszpanii? Cała cywilizacja została zniszczona przez chciwych świętoszkowatych bigotów. Historia nigdy nie przebaczy Cortezowi.
A czy historia przebaczyłaby Amerykanom,
gdyby skolonizowali Marsa? Tym głupim, zadufanym w sobie barbarzyńcom,
przedkładającym własną kulturę nad to, co pozostawili po sobie Marsjanie? Jeśli
miałoby to wyglądać tak, jak przedstawił to Bradbury, negatywna odpowiedź
narzuca się samoistnie. Jednak autor nie tylko Ziemianom przypisuje brutalność,
choć wyraźnie zaznacza podział na ofiary i oprawców, kolonizowanych i
kolonizatorów. To, co w początkowych fazach kolonizacji możemy postrzegać jako
okrucieństwo ze strony autochtonów, w oczach czytelnika szybko przemienia się w
działanie konieczne, by ratować swój gatunek. Jednak w diagnozie Bradbury’ego
nie ma miejsca na sentymenty – wygrywa ten, kto ma przewagę liczebną i jest
odporny na ospę.
My, ludzie ziemscy, mamy talent do niszczenia wielkich i pięknych rzeczy. Jedyną przyczyną, dla której nie umieściliśmy kiosków z parówkami w środku egipskiej świątyni w Karnaku, jest to, że leży na uboczu i nie można byłoby zrobić dobrego interesu.
Jednak utwór Bradbury’ego to nie tylko
tragedia. Autor nie stroni od humoru, chociaż to humor czarny, zjadliwa kpina
na amerykańskie społeczeństwo. Chyba najlepiej ukazuje to fragment kroniki o
tytule Usher II – czytelnikom
zaznajomionym z utworami Edgara Allana Poe to nazwisko powinno wydać się
znajome. Bradbury rozprawia się w nim z tym samym tematem, o którym pisze w Fahrenheicie 451, dodatkowo wykpiwając
amerykańskich bigotów, którym nieprawomyślność poezji i prozy spędza sen z
powiek. Można się uśmiechnąć, jednak gdy przypomnimy sobie o latach, w których
dzieła Bradbury’ego powstawały, uśmiech zmienia się w grymas.
Kroniki
marsjańskie robią wrażenie nie tylko rozbudowaną i
dobrze przemyślaną problematyką, ale także stylem autora, który od groteski
potrafi przejść do chwytających za serce dialogów, kończąc wszystko magicznym
opisem marsjańskiego pustkowia nocą. Bradbury czaruje słowem, a robi to z
wprawą i wdziękiem odpowiednim dla autora prozy pięknej. Każdy, kto skreśla
Amerykanina z myślą, że fantastyka nie jest dla niego, nie wie, co czyni.
W Kronikach
marsjańskich pobrzmiewają echa Ameryki zacofanej, nietolerancyjnej i
całkowicie zamkniętej na to, co inne – nie ważne czy mówimy o Afroamerykanach,
czy Marsjanach. Ta powieść przeraża, skłania do zastanowienia, momentami
rozśmiesza i zaskakuje, choć może też wycisnąć z czytelnika kilka łez. Nie
warto jej sobie odmawiać.
Moja ocena: 8/10
Autor: Ray Bradbury
Tytuł: Kroniki marsjańskie
Tłumaczenie: Adam Kaska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Iskry
Liczba stron: 176
Przekonał mnie ten cytat o świątyni egipskiej ;) Myślę, że warto przeczytać tę książkę, szczególnie patrząc na obecną sytuację polityczną w USA. Sprawdzę, czy nie ma jej w jakiejś mojej bibliotece.
OdpowiedzUsuńOj tak, myślę że ta książka nadal jest aktualna, nawet bardziej, niż bym sobie tego życzyła. Polecam mocno, zwłaszcza jeśli nie stronisz od takich kosmicznych tematów ;)
UsuńWidzę, że realizujesz swoje postanowienie związane z sięganiem po fantastykę :) Nie miałam tej książki w planach, przynajmniej nie najbliższych, ale chyba jednak też zacznę rozglądać się za własnym egzemplarzem. Dziwne, że nie pojawiło się jeszcze wznowienie, może któreś wydawnictwo się w końcu obudzi. Wtrąceniem o egipskiej świątyni niestety już chyba nie jest aktualne :( Z tego, co pamiętam okolice wokół zabytków to właśnie targowiska z kiczowatymi pamiątkami, wiec pozostaje nam śmiech przez łzy.
OdpowiedzUsuńTak, od tej książki zaczęłam rok i mam nadzieję, że na tym moja przygoda z fantastyką się nie skończy. Jestem pewna, że jakieś wydawnictwo się tym zainteresuje - Bradbury to klasyka, a ta zawsze jest w modzie:)
UsuńMyślę, że ta książka mogłaby trafić w Twój gust. Nie jest mocno naukowa, nie przytłacza żargonem, a zachwyca prostotą i tematyką. Warto:)
Trzymam kciuki, żeby tak było :) A za książką będę się rozglądać, czas wziąć byka za rogi. Nie dość, że fantastyka to jeszcze klasyka :)
UsuńKsiążka jest gratką i, co za tym idzie - Twoja recenzja - również:) Miło spotkać na blogu notkę, której nie wtóruje cała "fala" :)
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo :) A książka to rzeczywiście gratka, bo nie dość, że samo upolowanie jej było cudownym uczuciem, to jeszcze lektura okazała się wspaniała:)
UsuńNiedawno - gdzieś w zeszłym roku - kupiłam ją sobie na allegro za niecałe 5 zł, zaczęłam czytać i odłożyłam ją na później. Chyba w tamtym momencie szukałam innego typu lektury. Ale mam zamiar do niej wrócić.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, nie odpuszczaj sobie tak dobrej lektury. Ta książka ma w sobie dużo więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka :)
UsuńNie lubię science fiction. Nigdy nie potrafiłam się przekonać do tego gatunku, przeczytałam tylko jedną książkę Lema (bo musiałam) i zabrałam się za "Diunę" Herberta, której nie potrafiłam skończyć. Jednak przyznam, że diagnoza amerykańskiego, czy też ziemskiego społeczeństwa, o której piszesz, wydaje się bardzo zachęcająca, taka samo jak specyficzny humor. Ale to sci-fi. Do tej przeprawy musiałabym mieć morze zapału i ocean wolnego czasu :)
OdpowiedzUsuńJa też nigdy nie uważałam się za amatorkę sci-fi, ale trzeba przekraczać granice :) To akurat idealna do tego książka, bo z fantastyką wspólnego ma tylko tyle, że rozgrywa się w kosmosie. Ale jest uniwersalna, mówi o ludziach, uczuciach i nadal jest aktualna. Więc jeśli znajdziesz to może i ocean, polecam :)
UsuńPoluję na nią i dobrze rozumiem Twoją radość, gdy pojawiła się w antykwariacie :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, to chyba nie tylko kwestia Amerykanów, ale znacznej większości ludzi w ogóle, że czują się lepsi od innych nacji/ras/kultur... JEstem świeżutko po "Sześciu światach Hain" i tam ten wątek też jest poruszony. Czytałaś może?
Oczywiście, że nie - to kwestia międzykulturowa, ale Bradbury opowiada głównie o swoim poletku czyli społeczności amerykańskiej. Nie, nie czytałam Le Guin, cały czas zastanawiam się, od czego najlepiej zacząć ;)
UsuńMoże właśnie od "Sześciu światów Hain"? Myślę, że bardzo by Ci się spodobały.
UsuńDziękuję za polecenie - w takim razie będę szukać właśnie tej Le Guin, choć nie wiem czy pojedynczych książek, czy od razu kupię sobie to piękne, skumulowane wydanie :)
UsuńTo z zebranymi wszystkimi częściami jest świetne, właśnie takie mam :)
UsuńNo i to mi się podoba. :) Jeden z najlepszych i najpiękniejszych zbiorów, jakie czytałem. Nie wiem czy Tobie wspominałem, ale Kasi Abramovej i Marcie Pyznar na pewno. :) W każdym razie to chyba jedyny taki zbiór, gdzie autentycznie się wzruszyłem i - co bardzo rzadko spotykane u mnie - Bradbury potrafił wywołać emocje nawet 1-2-stronicowym opowiadaniem. Kto tak potrafi? A do tego ten piękny magiczny i poetycki styl Raya, który wprost uwielbiam. Bezwzględnie mistrz klasyki science fiction. Tylko nie wiem, czy wiesz, ale ten akurat zbiór Raya (i wszystkie dotąd wydane w Polsce z "Kronik") to wydanie okrojone. Mag ma wydać w Artefaktach cały, oryginalnie napisany przez autora. ;)
OdpowiedzUsuńNie wspominałeś! Pamiętałabym :)
UsuńA wiadomo coś może bliżej o nowym wydaniu? Czy to takie bardzo luźne plany wydawnictwa? Bo teraz się zastanawiam, czy jest sens szukać tego starego wydania, czy nie lepiej już poczekać na nowe, pełne.
No nie gadaj! Jak o Kronikach nie wspominałem Tobie? U mnie na blogu chyba. :) No ale ok. Jak masz jeszcze przed sobą to niby ma być w tym roku, ale AM coś na forum pisał że na koniec dopiero, kto wie czy i tak to nie przejdzie na 2018. Generalnie to ma być omnibus Kroniki + dwie inne książki Raya.
UsuńNie miałam pojęcia, że "Kroniki..." są okrojone. Ale skoro mają ukazać się w MAGu, to będę na nie polować. Tak samo jak i na pozostałe jego książki, bo za mną jak na razie tylko "Fahrenheit 451". Jeśli cała twórczość Bradbury'ego jest taka, jak te dwie powieści, to już się nie mogę doczekać na ciąg dalszy :)
UsuńCiacho, aż zrobiłam "research" u Ciebie na blogu (poczuj się teraz dogłębnie zinwigilowany), o Kronikach wspominałeś w lipcu 2015 i dyskutowałeś z Kyou. Ja Cię chyba jeszcze wtedy nie "odkryłam" :) I wykopałam też Twoje zapowiedzi MAGa na 2015 i już wtedy były w nich Kroniki... więc zastanawiam się, o ile się to jeszcze poprzesuwa.
UsuńO ja! Ale inwigilacja! Normalnie nieźle, alę przyznaję, że w takim razie musiałem pomylić z Kyou. Zwracam honor. W każdym razie sama widzisz jak to jest, może być w tym, ale nie musimy. Sama zadecyduj, czy czekać na full, czy czytać już teraz okrojone. ;)
UsuńDzięki dołączonej do bloggera lupce nic się nie ukryje ;) I może Ci tę pomyłkę wybaczę :P
UsuńChyba jednak poczekam, i tak mam co czytać, a podejrzewam, że jak się Bradbury ukaże w Artefaktach to będę chciała go mieć, więc po co dublować :)
Ja pamiętam, że długo polowałem na Kroniki z wydania Nowej Fantastyki, i jak pojawi się Artefakt to na bank się tego nie pozbędę, będą stały obie obok siebie. :)
UsuńZnam autora tylko z "451 stopni Fahrenheita" i na pewno nie chciałabym, żeby to było moje ostatnie spotkanie. Nie bardzo wiedziałam po co teraz warto sięgnąć, ale dzięki Tobie zapisuję sobie "Kroniki marsjańskie". Mimo że science ficion to nie do końca moja bajka :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że skłoniłam Cię do przeczytania "Kronik...". Jeśli podobało Ci się "451 stopni Fahrenheita", to jestem pewna, że i ta powieść Cię nie zawiedzie :)
UsuńOstatnio zaczytuję się w podobnych klimatach, więc chętnie przygarnęłabym i takiego klasyka. Skoro trudny do zdobycia, to może się uda chociaż znaleźć w pobliskiej bibliotece. ;) Sprawdzę to. ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że biblioteka jest dobrze zaopatrzona :) Jeśli podobna tematyka jest Ci bliska, to z pewnością zakochasz się w Bradburym. Polecam również jego najsłynniejszą powieść -"451 stopni Fahrenheita".
UsuńTrochę wstyd, że nie czytałam jeszcze, zwłaszcza, że uważam się za "fantastycznego geeka", ale tak jak piszesz, rzeczywiście ta pozycja jest trudno dostępna. Z zaciekawieniem czytałam Twoją recenzję pamiętając, że zamierzasz zabrać się m.in. za klaski fantastyki. Cieszę się, że "Kroniki marsjańskie" Ci się podobały. W dodatku tak je opisujesz, że sama mam wielką ochotę dorwać tą książkę :D
OdpowiedzUsuńE tam, od razu wstyd ;) Teraz będziesz miała co nadrabiać, bo książka jest arcyciekawa i jestem przekonana, że trafi w Twoje fantastyczne i intelektualne gusta:) Oby tylko udało Ci się ją dorwać ;)
UsuńDziękuję za Twoją recenzję! Książki będę szukać, bo brzmi bardzo, bardzo interesująco! Nawet jeśli trzeba będzie przekopać się przez kilka(naście) antykwariatów! :)
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję za kolejne odwiedziny :) Mam nadzieję, że uda Ci się ją znaleźć i zachwyci Cię tak, jak mnie. Ta książka ma w sobie naprawdę wiele, można wyłuskiwać tematy godzinami. Z pewnością znajdziesz tam coś dla siebie :)
UsuńRewelacyjna książka, ale jest tak jak napisałaś, zdobycie graniczy z cudem. Ja akurat wypożyczyłam z biblioteki, ale swój egzemplarz bardzo chciałabym mieć. Teraz poluję na "Ilustrowanego człowieka" i czuję, że chyba będę musiała się w oryginał zaopatrzyć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo właśnie po Twojej recenzji nabrałam ogromnej ochoty na tę książkę. I fartem udało mi się ją znaleźć. Ucieszyłam się jak dziecko:) A "Ilustrowanym człowiekiem" też bym nie pogardziła, choć z tym tekstem jest chyba jeszcze gorzej niż z "Kronikami...".
UsuńDziękuję, bardzo się cieszę, że się skusiłaś i najważniejsze, że Ci się spodobało. "Ilustrowanego" jednak kupiłam w oryginale, na polskie wznowienie chyba nie doczekam.
UsuńNie wiem czy się skuszę, aczkolwiek zasiałaś we mnie małe ziarenko zaintrygowania
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Mam nadzieję, że z tego małego ziarenka coś wyrośnie:)
UsuńRównież pozdrawiam.