Gdy przeglądałam recenzje na portalach
literackich i blogach, zastanowiło mnie przede wszystkim to, dlaczego tak trudno
przychodzi nam krytykowanie. Dlaczego ubieramy teksty i wypowiedzi w masę
eufemizmów, które zakrywają nasze prawdziwe odczucia i to, jak w rzeczywistości
postrzegamy tekst? Czyżbyśmy wstydzili się własnych myśli, a może boimy się
wyjść na ignorantów?
Zanim przejdę do rzeczy muszę wyjaśnić
jedno pojęcie, które ostatnimi czasy zostało znacznie zachwiane lub co najmniej
rozmyte. Mówię o słowie ‘pisarz’. Nie mam oczywiście zamiaru rozwodzić się nad
etymologią tego wyrazu, ale nad jego autentycznym znaczeniem i wagą. Bo, wbrew
temu co dzieje się na współczesnej scenie literackiej, bycie prawdziwym
pisarzem zobowiązuje do czegoś więcej niż znalezienie się na liście TOP 10
Empiku. Tak więc mówiąc o pisarzach, będę miała na myśli osoby, które słusznie
doszły do swojej pozycji dzięki artystycznej wyobraźni i umiejętnościom
literackim. Nie jest to jednak kategoria, która dotyczy konkretnego gatunku np.
literatury pięknej. Najprościej rzecz ujmując – chodzi mi o autorów, którzy w
opinii krytyków i ogółu czytelników pisać potrafią. Stanowczo odżegnuję się
zatem od quasi-pisarzy, do których mogę zaliczyć wielu popularnych twórców,
którzy z warsztatem literackim są raczej na bakier a ich artystyczne wyczucie
jest płytkie jak kałuża w upalny dzień.
Wiedząc już kim pisarz jest, warto byłoby
zadać sobie pytanie: Czemu aż tak nas onieśmiela? Mogę zaryzykować
stwierdzenie, że boimy się krytykować w ogóle. Aby wytknąć błędy w rozumowaniu
autora, wszelkie jego braki bądź cokolwiek, przez co odbieramy książkę inaczej
niż zamierzał twórca, potrzeba wyczucia, spostrzegawczości, ale przede
wszystkim tego rodzaju odwagi, który określana jest mianem ‘odwagi cywilnej’. O
wiele łatwiej jest nam podpisać się pod tekstem, w którym rozpływamy się nad
geniuszem autora i w samych superlatywach opisujemy zalety jego dzieła. Nie
narażamy się wtedy, w naszym mniemaniu, na nieprzychylne spojrzenia ze strony
czytelników oraz samego twórcy. Pamiętajmy jednak, że poruszamy się cały czas w
obrębie pisarzy szanowanych. Wolimy więc oszukiwać odbiorców oraz samych siebie
przedstawiając publicznie fałszywe sądy, niż dać wyraz naszym prawdziwym
odczuciom. Jest to swoisty akt zacierania błędów, które popełnił autor
krytykowanego dzieła. Recenzent, który nie jest w stanie uzewnętrznić swoich
autentycznych przekonań, przyczynia się do budowania mylnego obrazu świadomości
kulturowej danych czasów. Należy bowiem zdać sobie sprawę z faktu, iż krytyka
jako sztuka daje pewne świadectwo przyszłym pokoleniom. Nie wybiegając jednak
tak daleko – krytyka kształtuje przecież gusta odbiorców, pomaga im określić
własne preferencje oraz zachęca do wyciągania z lektury odpowiednich wniosków.
Czemu więc, pomimo całego ciężaru spoczywającego na barkach krytyka, decyduje
się on na jawne kłamstwo?
Każdy z nas uczęszczał do szkoły,
uczestniczył w zajęciach języka polskiego, które przynosiły jednemu większą a
innemu mniejszą przyjemność. Każdy z nas miał pisarzy preferowanych i
nielubianych. Nie sądzę jednak, aby znalazło się wielu, którzy starali się udowodnić
swojemu poloniście, że Mickiewicz nie zasługuje na miano wieszcza, a Peiper
wcale nie był genialnym poetą. Ten prosty przykład, który dotyczy każdego bez
wyjątku, najdokładniej obrazuje problem, z jakim mierzą się wszyscy recenzenci.
Kiedy autor o którym piszemy wyrobił sobie
już renomę, jest uznany i uważany za literacko sprawnego, wydaje książkę
gorszą, a może nawet złą, krytyk jest zobowiązany do tego, aby to zauważyć i
napisać o tym. Jak jest w praktyce? Jeśli nie kłamiemy, to staramy się
załagodzić recenzję używając całej masy zwrotów odnoszących się do
subiektywnego postrzegania literatury. Nie piszemy wprost, że dzieło jest złe,
lecz że nie przypadło nam do gustu, ale na pewno znajdzie się wielu
czytelników, którym spodoba się nowa powieść Xińskiego. Czasem krytyk ucieka
się do jeszcze gorszych praktyk – odnosi się do innych dzieł autora i na ich
podstawie buduje pozytywny obraz pisarza, pomijając jednak książkę najnowszą,
która, jak już przyjęliśmy, jest niewypałem. Boimy się igrać z autorytetami,
gdyż automatycznie stawiamy siebie na niższym szczeblu drabiny bytów. Jest to
oczywiście zwykłą nieprawdą, gdyż ani recenzent bez autora, ani autor bez
recenzenta nie będzie spełniony. Jedno pociąga za sobą drugie, dlatego pisarze
tak bardzo zabiegają o jakiekolwiek recenzje.
Jednak problem nie tkwi wyłącznie w naszym
własnym lęku przed wypowiadaniem zdania na temat znanych i lubianych. Peany na
cześć autorów oraz recenzje nijakie, bo takimi właśnie są teksty, które w żaden
sposób nie wykazują oceny i stosunku krytyka do danego dzieła, są również
wynikiem polityki wydawnictw, gazet, portali i tym podobnych nośników. Przecież
wydawnictwo nie zamieści recenzji niepochlebnej na temat wydanej przez nie
książki. Wytykanie błędów, czyli pisanie szczere, zupełnie nie opłaca się
krytykowi, gdyż nie będzie on mógł swobodnie rozwijać skrzydeł. Czyżby wszyscy
i wszystko było przeciwko uczciwemu ocenianiu literatury?
Problem krytykowania znanych i lubianych,
a może krytykowania w ogóle, jest problemem nie do rozwiązania. Nikt przecież
nie będzie sprawdzał, czy recenzent rzeczywiście zachwycał się książką, czy
tylko napisał pochwalną opinię, gdyż tego wymagał redaktor danego pisma czy
portalu. Prawdziwość naszych własnych poglądów, które wygłaszamy i publikujemy
świadczą tylko i wyłącznie o nas. Bo przecież krytyk jest takim krytykiem,
jakim jest człowiekiem.
Napisałam ten artykuł, z tego co pamiętam, w 2013 roku. Myślicie, że nadal jest aktualny? Czy może coś się w tej kwestii zmieniło?
PS. Zastępczo używam terminu "krytyk" i "recenzent", chociaż wiem, że to nie to samo.
Nic się nie zmieniło, każdy akapit wciąż aktualny. Szkoła, w której trzeba odnosić się z należytym szacunkiem do dzieł wybranych jako arcydzieła, usilne interpretowanie jedynie słusznych wniosków i odniesień, bo rzadko zdarza się nauczyciel, który postawi na indywidualne, odważne, nieszablonowe, spojrzenie ucznia na książkę. To zaleciałości, z których później trudno się oswobodzić, a od których zdecydowanie trzeba się odciąć, aby móc się literacko rozwijać. :)
OdpowiedzUsuńMasz rację - trafienie na nauczyciela, który uczy nieszablonowego myślenia o literaturze jest jak wygrana w totka, raczej rzadko się zdarza, a przynajmniej nikt o tym nie słyszał ;) Ale całe szczęście mamy własny rozum, a niekiedy osoby buntujące się przed czytaniem literatury z kanonu lektur, samodzielnie dochodzą do własnego zdania na temat tych wielkich, których krytykować nie wolno.
UsuńTak chciałabym, aby moje dzieci miały inny zestaw lektur w szkole, nakłaniam do przeczytania bieżącego, ale jednocześnie tworzę im swoje listy propozycji czytelniczych przygód, teraz coraz częściej zdarza się, że to dzieci podsyłają mi swoje propozycje książek, więcej córka, syn mniej, ale i nad tym pracuję. :)
UsuńTo świetnie, że sama podsuwasz im inne lektury, budzisz w nich czytelnicze pasje :) Z czasem na pewno nauczą się odróżniać książki dobre od złych i mówić o nich kompetentnie :)
UsuńTemat jak najbardziej aktualny. Coś w tym jest, że trudno jest krytykować tych, których wszyscy dookoła uznają za gwiazdę. Jeszcze trudniej krytykować jest polskich autorów, z których pewna część ma tendencję do prowadzenia wówczas nagonki na takiego krytyka, bądź też wysyłania obraźliwych wiadomości na temat tego, jak bardzo nie zna się na tym, o czym pisze. Z drugiej strony trzeba też odróżnić konstruktywną krytykę od zwykłego wyśmiewania się dla zasady (bo i tacy pseudo krytycy się znajdują). Sama zawsze też mam na uwadze, że w każdą książkę jej autor włożył na pewno nie tylko wiele czasu, ale i serca.
OdpowiedzUsuńO, to prawda. Nie każdy autor ma na tyle twardy tył, by pozwolić jakiemuś tam blogerowi (który przecież żadnej książki nie napisał), na bezkarne obrażanie go w Internecie. Bo przecież krytyka = hejt. To wiemy nie od dziś ;) Ale całe szczęście zdarzają się też tacy autorzy, którzy liczą się z krytyką i nie traktują jej personalnie. Choć powinni, moim zdaniem, odnosić ją do swojej literatury. Oczywiście musimy tu zrobić pewien podział na krytyków, którzy wykonują swoją "pracę" umiejętnie, mają odpowiednie umiejętności, by uargumentować swoje sądy i na tych, którzy tego nie potrafią. Wbijanie szpilek dla samej zabawy mija się z celem i nie powinno być nazywane krytykowaniem, ale pastwieniem się. A to już inna bajka :)
UsuńReklama dźwignią handlu - to też się nie zmieniło, i pewnie nieprędko zmieni. Trudniej w pojedynkę przeciwstawić się ogółowi, który zachwyca się znanym i lubianym autorem, niż dołączyć do chóru krytyków. A czasem, być może, trudniej skrytykować, gdy pod niepochlebną opinią trzeba się podpisać (na przykład na blogu), w porównaniu ze swobodą wypowiedzi na anonimowych forach.
OdpowiedzUsuńA na marginesie: w psychologii mówi się o tzw. racjonalizacji zakupów - poznawczej tendencji, służącej usprawiedliwieniu poniesionych kosztów. Czyli: zainwestowałam pieniądze, zatem wierzę (próbuję samą siebie przekonać), że towar był wart swojej ceny. Ciekawe, czy podobny efekt ma zastosowanie również do książek - czy książki przez nas kupione podobają nam się bardziej niż te (wy)pożyczone lub otrzymane w prezencie? I czy o tych pierwszych jesteśmy w efekcie skłonni wydawać bardziej pochlebne sądy? Muszę poszukać, czy są jakieś badania na ten temat.
Prawda, ten diabelski podpis potrafi nieźle dopiec krytykowi, który niezbyt chce przyznać się do swoich odczuć po lekturze. Dlatego ja, przekornie, widnieję na blogu z imienia i nazwiska, żeby całą sobą odpowiadać za opinie, które wypisuję na stronie.
UsuńA wiesz, to rzeczywiście zastanawiające. Choć po sobie widzę wręcz odwrotne działanie - książka, na którą wydałam sporo pieniędzy (więcej niż wydałabym w antykwariacie czy podczas promocji), musi mieć nie tylko świetną treść, ale przy okazji śpiewać, tańczyć i najlepiej robić mi naleśniki. Wtedy uznam, że jest warta swojej ceny ;) Więc być może to ja jestem skrzywiona, a duża część społeczeństwa kieruje się w tym racjonalizacją zakupów. Poszukaj, ja z chęcią też się temu przyjrzę :)
Powiedziałaś całą prawdę, prawdę i tylko prawdę :) Nikt nie nauczył nas negowania ogólnej opinii. A czy istnieje książka, na której tylnej okładce widnieje zła recenzja? Pamiętam do dziś jak w gimnazjum obniżono mi ocenę, ponieważ napisałam negatywną recenzję "Krzyżaków" - Sienkiewicza nienawidzę do dziś, ponieważ był historycznie nieautentyczny. Tak samo jest poczytnymi pisarzami, których "uwielbiają wszyscy". To, że ktoś jest chwilowo modny nie czyni go wielkim pisarzem. Wolę przeczytać książkę niszową, ale dobrze napisaną niż bestseller stworzony przez celebrytę o znanym nazwisku.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że recenzenci powinni mieć w sobie trochę przekory, dużo krytycyzmu i mnóstwo odwagi, gdyż nie tak łatwo jest stanąć przed tłumem (nawet tym internetowym) i powiedzieć "nie macie racji, moim zdaniem ta książka jest beznadziejna, ponieważ...." Ale tak długo jak za "ponieważ" stoją racjonalne i spójne argumenty, tak długo recenzent jest dla mnie wiarygodny. I może trudniej jest napisać negatywną recenzję, szczególnie, jeśli ma się rozbudowaną wrażliwość typowego książkoholika, ale czasami trzeba i koniec!
Nie istnieje, ale powinna! Chociaż prawdopodobnie wtedy zadziałałoby to jak naprawdę sprawny chwyt marketingowy. Wyobraź to sobie: "Ta książka jest tak zła, że nie powinna zostać wydana" podpisuje się pod tym New York Times i kupujesz książkę, żeby zobaczyć czy rzeczywiście jest aż tak zła ;)
UsuńPowinnaś pozwać swoją nauczycielkę od polskiego z gimnazjum. Ja napisałabym do niej jakiś jadowity list, albo coś podobnego ;) Wiesz, tu właśnie powinno się pamiętać o podziale na "bestseller" i "literaturę" - to, że coś dobrze się sprzedaje wcale nie oznacza, że jest dobre. Kiedyś, pracując w księgarni usłyszałam: "O, skoro wszyscy to chwalą, to musi być dobre". Załamałam ręce, ale przecież dobrze wiem, że ludzie tak właśnie myślą.
Dlatego tak bardzo spodobało mi się, gdy skrytykowałaś książkę Mroza. Nie znam tego autora i nie ciekawi mnie (bo jest cholernie popularny), więc nie wypowiadam się na temat jego twórczości. Ale kiedy widzę same pozytywne recenzje wiem, że coś jest nie tak. I miałam rację. Bardziej ufam krytykowi, który potrafi od czasu do czasu pokazać pazur. Ten, który non stop wychwala przeczytane książki jest dość podejrzany.
Recenzja wytykająca autorowi błędy nie musi być krzywdząca. Ma być pouczająca, dla niego i jego czytelnika. Ale, jak zauważyłaś, muszą iść za tym racjonalne argumenty. A z tym też często jest problem ;)
Masz rację, gdyby New York Times napisał, że jakaś książka jest aż tak zła, pierwsza pobiegłabym do księgarni ją kupić :)
UsuńTeż irytuje mnie myślenie, że skoro wielu ludzi coś kupiło, musi być dobre. Weźmy taki "Zmierzch" - przeczytały go miliony, a ja z kolei przerabiałam go na zajęciach o grafomanii (był doskonałym przykładem:)). Mam wrażenie, że większość czytelników nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ na powodzenie książki ma marketing i nachalna promocja - tutaj doskonale wpisuje się casus "Dziewczyny z pociągu", która jest średnia nawet jak na standardy literatury popularnej, ale zaczęła być reklamowana jako bestseller zanim została ukończona. Jest też kwestia świadomości - w polskiej szkole dziecko nie nauczy się rozróżniać dobrej książki od złej, ponieważ cały czas męczy Sienkiewicza, Mickiewicza i przerost patriotyzmu nad treścią. A skoro ktoś nie wie, jak może wyglądać dobra i interesująca literatura, zadowala się tym, co w jakiś sposób wciąga.
Nie podoba mi się też to, że większość recenzentów boi się postawić i skrytykować popularnego autora. Przecież każdemu może nie wyjść. Na dobrą sprawę, gdybym znalazła błędy i niedociągnięcia w powieści noblisty czy uznanego pisarza, też bym o nich napisała. Bo tak trzeba. Jesteśmy tutaj nie po to, żeby wystawiać laurki temu czy owemu autorowi, ale po to, żeby wyrazić własną opinię - czasem pozytywną, czasem negatywną. Ważne, żeby mówić to, co myślimy, a nie to, co chcą przeczytać fani, wydawcy i sam pisarz.
A w kwestii racjonalnych argumentów - negatywne opinie zazwyczaj na czymś się opierają. Gorzej z tymi pozytywnymi. Jak czytam w recenzji, że "ta książka jest świetna, bo jest fajna i wszyscy ją czytają" to od razu wiem, że jej nie przeczytam :)
Miałaś zajęcia z grafomanii? Zazdroszczę - z chęcią uczestniczyłabym w czymś takim, nawet gdybym musiała przeczytać "Zmierzch". Jednak nie czytałam, więc raczej stronię od wypowiedzi na temat tej książki, choć już po zaznajomieniu się z kilkoma zdaniami powiedziałam koleżance, że ta pani pisać nie potrafi :P Zgadzam się z Tobą w stu procentach. Czytelnicy są nieświadomi, że machina promocyjna nakłania ich do kupna danych tytułów. To tyczy się zresztą wszystkich przedmiotów: od masła zaczynając, a na komputerach kończąc. Jednak przy książkach boli to mocniej, bo przez to tytuły wartościowe, a mniej reklamowane, nie przebijają się na tyle, by zainteresować przeciętnego zjadacza chleba.
UsuńCo do szkoły, to myślę, że z literackim patriotyzmem nie da się wygrać. Czemu wałkujemy Mickiewicza, a Gombrowicza zostawiamy lub przerabiamy go niechlujnie? "Transatlantyk" przydałby się licealistom, by nabrać trochę dystansu do polskiej martyrologii. Ale nagania to i ministerstwo, i sami nauczyciele, więc walka jest z góry przegrana.
Tu chyba wracamy do kwestii "każda krytyka = hejt". Wielu recenzentów myśli, że krytykowanie to jakby wypowiedzenie wojny autorowi, zresztą autorzy myślą (lub zachowują się, jakby myśleli, podobnie). Przecież to tylko zdrowe podejście do literatury, nie da się napisać idealnego dzieła, które spodoba się wszystkim. Można za to napisać gniota, który spodoba się wszystkim, bo zostanie wypromowany. Przykład z noblistą trafiony ;) I wiesz, myślę, że wiele osób zapomina o tym "tak trzeba", które dodałaś. Piszą dla frajdy, egzemplarzy recenzenckich, albo po prostu żeby czytać komentarze, jaka recenzja jest super. Ale nie pamiętają o tym, że kreują gusta, mają wpływ na rynek. W mniejszym lub większym stopniu, ale wpływają realnie na czytelnika, który częściej czyta blogi i portale, niż recenzje w gazetach, które są na tyle przeintelektualizowane, że po prostu odstraszają. O tym nie można zapominać, nie można olać czytelnika, choćby było ich dwóch czy trzech. Dla mnie ta wiarygodność i fakt, że ktoś może rzeczywiście sięgnąć po opisaną przeze mnie książkę są najważniejsze. I dlatego nie boję się krytykować.
Ja również uważam, że temat ten jest jak najbardziej aktualny, choć powoli na szczęście zaczynam zauważać pewne zmiany w tym temacie - pooowoli zaczyna się pojawiać coraz więcej tych mniej przychylnych i przy okazji bardzo rzeczowych nazwijmy to recenzji i mam wielką nadzieję, że pod tym względem będzie już tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuńTeż od czasu do czasu zauważam mniej przychylne, ale sprawnie napisane recenzje. I cieszy mnie to, choć uważam, że nadal jest ich za mało, bo giną w gąszczu pochwał i rozpływania się nad daną książką. Ale miejmy nadzieję, że sprawy idą ku dobremu :)
UsuńBardzo podoba mi się ten tekst. Jest krótki, ale treściwy i moim zdaniem cenny. W dodatku czyta się go znakomicie :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się też z nim nie zgodzić. Zastanawiam się tylko, na ile różną się recenzje "komercyjne" od "niekomercyjnych". W czasopismach np. chyba zatrudnia się głównie osoby (popraw mnie, jeśli się mylę), które mają pewne wykształcenie, w związku z czym, teoretycznie potrafią krytykować, a przynajmniej powinny się na tym znać. W końcu można studiować samą krytykę literacką. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tekst napisany przez takiego właśnie krytyka, który ma papierek na swój warsztat, jest w jakiś sposób bardziej wartościowy od tekstu na blogu lubiącej czytać kury domowej czy kogokolwiek innego, kto literaturoznawcą czy krytykiem nie jest. Nie twierdzę, że taka recenzja zawsze będzie gorsza, ale być może część z nas taki stan rzeczy onieśmiela.
I może właśnie w onieśmieleniu tkwi problem? Może wielu blogerów zdaje sobie sprawę ze swojego braku kompetencji, dlatego ucieka się do zabiegów, o których piszesz? Z drugiej strony, po co zakładać bloga, jeśli boimy się wyrazić szczerze swoje zdanie?
Przyszło mi jeszcze na myśl, że w Internecie, czyli miejscu, gdzie każdy ma swoją przestrzeń, aby się wypowiedzieć, trudno wielu ludziom odróżnić konstruktywną krytykę od zwykłego hejtu(?)A my, świadomi tego, mimowolnie staramy się nie wyjść na buraków.
Również czasami łapię się na tym, że pisząc staram się złagodzić niektóre zdania, boję się nawet sama przed sobą przyznać, że książka po prostu mi się nie podobała. Nawet nie do końca potrafię wskazać przyczyny takiego zachowania. Może to przez jakieś przeświadczenie, że uwagi które mam, nie są dość istotne, aby brać je pod uwagę? A może po prostu nie zrozumiałam książki?
Warto się nad tym zastanawiać :)
Czasami czytam recenzje, które zupełnie mi się nie podobają, bo np. uważam, że autor nie potrafi dobrze uargumentować swojego stanowiska, jeśli pisze złą recenzję. Ale kiedy pomyślę, że wcale nie znam się bardziej od niego, od razu spuszczam z tonu, co czasem widać w moich własnych tekstach.
Bardzo Ci dziękuję za tak ciepłe słowa. I za ten wielki komentarz - Ty nawet jak udzielasz się na czyimś blogu to piszesz obszernie ;)
UsuńRaczej zatrudnia się osoby z papierkiem, choć przebijają się także te bez niego. Jeśli potrafią pisać, argumentować itd. to mają szansę publikować także w czasopismach. Jednak to nadal coś innego niż krytyka literacka. Na studiach na pewno nie raz czytałaś teksty krytyczne, które nie tylko oceniają, ale i interpretują, a także, co najważniejsze, prorokują. Sprawny krytyk powinien również wiedzieć, co będzie następne, albo w jaką stronę pisarz powinien iść. Dlatego krytyka literacka umiera ;) Ale wiesz, nie wydaje mi się, żeby blogerzy czuli się onieśmieleni. Robią to dla przyjemności, nie dla pieniędzy. Pewnie widzą, że ich teksty mogłyby być lepsze (a przynajmniej powinni, bo samokrytyka to klucz do sukcesu;)), ale raczej nie mają z tego powodu kompleksów, póki blog się kręci.
Z drugiej strony może masz trochę racji, że jest to swojego rodzaju próba zrekompensowania sobie braków i zjednania autora a także czytelników. Bo jednak jeśli skrytykujesz książkę, która, nie daj boże, okaże się hitem, to spadnie na Ciebie fala hejtu. Dlatego pierwsze recenzje książek, jeszcze te przedpremierowe, często są bardzo ostrożne ;)
Krytyka uważana jest za hejt dla tych, których to dotyczy: dla autora, jego znajomych i czytelników, którym książka się podobała. I rzeczywiście trudno jest ludziom odróżnić zwykłe uwagi dotyczące lektury od strzelania jadem na wszystkie strony. Ale to już specyfika społeczeństwa, tego się chyba nie zmieni. Za to krytyk powinien z głową podniesioną do góry wyrażać swoje zdanie. Może się myli, ma do tego prawo, ale jeśli tak uważa, to dlaczego ma się hamować? Przez czytelników? Autorów? To śmieszne, ale prawdziwe.
Rozumiem, sama też czasem tak robię. Nawet jeśli nie w recenzji, to w komentarzach pod nią staram się przekonywać ludzi, że moje niezadowolenie może być kwestią gustu. Chyba że jestem czegoś bardzo pewna, wtedy nie przebieram w słowach.Wychodzę z założenia, że autor musi być przygotowany na te dobre i te złe słowa.
A takie zaniżanie swojej własnej wartości ("na pewno nie zrozumiałam książki"), jest chyba najgorszą rzeczą, jaką można sobie zrobić. A może to autor nie wiedział, co chciał napisać? Albo skomplikował to tak, że nie da się jej odczytać? Nie można całej winy zwalać na siebie, tylko dlatego, że - w naszym mniemaniu - stoimy niżej od autora. Nie stoimy :)
Ja z krytyką znanych i lubianych na szczęście nie mam najmniejszych problemów- nawet jeśli to oznacza, że stanę się czarną owcą w tłumie białych.. Nie umiem nie być sobą- to najważniejszy powód :-P
OdpowiedzUsuńI prawidłowo! Aż miło czytać coś takiego ;)
UsuńKiedy piszemy subiektywnie musza sie liczyc z krytyka :)
OdpowiedzUsuńMuszą, ale bardzo często się nie liczą. Stąd też kwiatki typu: "nie była pani obiektywna" ;)
UsuńAbsolutnie zgadzam się w kwestii oceniania dzieł uznanych pisarzy, których niejako "nie wypada" krytykować i to nie tylko w szkole. Nie mam problemu z wyrażaniem własnego zdania, nie boję się, że autor się obrazi albo wydawnictwo nie zaproponuje kolejnej książki do recenzji, natomiast czuję się głupio, kiedy nie podoba mi się to, co uznane za klasyczne i wspaniałe. Wprawdzie wówczas piszę szczerze, dlaczego nie spodobało mi się dane dzieło, ale nie zmienia to faktu, że gdzieś z tyłu głowy kołacze się myśl, że to może z moim gustem coś nie tak. Bardzo boli mnie też sytuacja, kiedy muszę skrytykować książkę lubianego autora, na którym dotąd się nie zawiodłam.
OdpowiedzUsuńW takim razie w Twoim przypadku chyba największą krzywdę zrobiła Ci szkoła. Ale pamiętaj, "... jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?" ;) To, że zachwyca wielu, nie musi oznaczać, że zachwyca wszystkich. Nikt jeszcze nie napisał dzieła, które spodobało się każdemu i czasem jest się w jednej grupie, a czasem w drugiej. Można o danej książce dyskutować, rozmawiać i próbować zrozumieć ją z grupą. Jeśli nadal nie zachwyca, to trudno, nie musi :) I nie z Twoim gustem jest coś nie tak, po prostu jest różny od gustu innych osób. A poza tym pomyśl, że wielu z tych, którzy się zachwycają, wcale się nie zachwycają, tylko nie mają odwagi, żeby się do tego przyznać ;)
UsuńNiestety na to wygląda, ale mam nadzieję, że prawidłowa postawa jest do wyćwiczenia i nie będę niewolnicą dzieł, które właśnie nie zachwycają :D Ha, myślę, że ostatnim zdaniem trafiłaś w punkt, czasami zdarza mi się zapytać kogoś, dlaczego uważa, że dana książka jest tak wspaniała. I jako odpowiedź słyszę "yyy, bo tak..." :P
UsuńAch, uwielbiam takich ludzi :D Czasem sama nie mogę dokładnie powiedzieć, czemu coś mi się podobało, bo piękno danej książki było nieuchwytne. Ale jak już ktoś zachwyca się "Ulissesem" to chyba powinien wiedzieć czemu ;)
UsuńSzkoła i moja ekhm, polonistka ze się tak wyrażę... wiecej nie musze mowic. Pisanie tylko i wylacznie pod klucz i obnizona ocena za dwa zdania od siebie "bo za to punktu nie dostaniesz", kurtyna.
OdpowiedzUsuńMysle, ze w duzej mierze praktyka i samokrytyka to klucz do rozwoju warsztatu i umiejetnosci i odwagi krytykowania i wyrazania wlasnego zdania. Przynajmniej u mnie tak jest, ze juz bardziej mi to wychodzi niz kilka miesiecy temu. Tego typu posty to swietna okazja do rozmowy i zastanowienia sie nad takimi kwestiami :)
Poloniści niszczą nas myśleniem "pod klucz", zastanawianiem się "co autor miał na myśli". Ale z tym trudno walczyć, bo to oznaczałoby wielu, wielu nauczycieli do wymiany. Jednak takie praktyki robią sporo krzywdy tym, którzy pragną się rozwijać i samodzielnie interpretować literaturę.
UsuńMyślisz, że trzeba praktykować krytykowanie? Może powinnam rozpocząć taki kurs? ;) Coś w tym jest :) Cieszę się, że tak uważasz. Rozmowa na tego typu kwestie zawsze daje mi możliwość poznania Was lepiej, a przy okazji zrozumienia sposobu myślenia wielu blogerów, którzy decydują się skomentować i wziąć udział w dyskusji.
Myślenie pod klucz to cos, co było od gimnazjum. Efekt szkoły testów kompetencji.
UsuńWiesz, że z tym kursem to nie jest zły pomysł? Serio, gdyby tak wrzucić post/krótkie opowiadanie z celowymi błędami a komentujący wskazują je w komentarzach...
No , muszę Ci powiedzieć, że interesujący pomysł. Będę musiała nad tym pomyśleć;) ale najpierw muszę mieć czas na pisanie opowiadań;)
UsuńJa z krytyką nie mam problemu, a przynajmniej tak sądzę, ale faktycznie zdarza się, że ludzie boją się skrytykować, bo "przecież inni chwalą". Jednak przyznam, że nie lubię krytykować, bo to wiąże się z tym, że zmarnowałam czas na przeczytanie/obejrzenie czegoś, co zupełnie tego czasu nie było warte i mogłam go poświęcić na coś o wiele lepszego. ;/
OdpowiedzUsuńZauważyłam i cieszy mnie to niezmiernie - zwłaszcza, że nie robisz tego bezmyślnie. Tak, masz rację, choć staram się w ten sposób nie myśleć. W krytykowaniu też trzeba się przecież wprawić;) Ale to oczywiste, że lepiej jest wychwalać pod niebiosa i cieszyć się z lektury.
UsuńNie współpracuję z żadnym wydawnictwem, książki czytam i oceniam tylko dla siebie, więc nie mam większych problemów z krytyką. Czasem mam wręcz problem odwrotny: szalenie podoba mi się coś, co przez innych zostało uznane za średnie czy ledwie dobre. Ale cóż, taki mam gust, i nie zmienię go tylko dlatego, że ludzie na LC ocenili książkę inaczej niż ja.
OdpowiedzUsuńTo też jest swojego rodzaju klucz do wolności - krytykować na co się ma ochotę, bo nie jest się zależnym od żadnego wydawnictwa. Ja współpracuję, ale i tak nie boję się powiedzieć ostrych słów, jeśli książka mnie zawodzi. Myślę, że wydawnictwa już się z tym pogodziły.
UsuńA odwrotna sytuacja o której mówisz też mi się zdarzała. Nic się na to nie da poradzić - tyle gustów ile ludzi na świecie :) Niezmiernie cieszy mnie, że wypowiedziało się tu tyle osób ze zdrowym nastawieniem :)
Wielu blogerów krytykuje, ale trafiłam też na takie blogi, gdzie najniższa ocena to 7/10, a w recenzjach same superlatywy. Dziwnym zbiegiem okoliczności były to blogi prowadzone przez nastolatki i poświęcone głównie młodzieżówkom. Można powiedzieć, że ktoś lubi takie książki i się nimi zachwyca, ale ja niestety podejrzewam chęć przypodobania się wydawnictwom i dostawania jak największej ilości egzemplarzy recenzenckich.
UsuńPrawdopodobnie masz rację - albo to, albo taka blogerka/bloger zachwyca się wszystkim jak leci, bo nie potrafi odróżnić dobrej książki od złej lub średniej. W obu przypadkach nie warto na taką stronę zaglądać, bo raczej nie uzyska się wartościowej opinii.
UsuńNigdy nie miałam problemów z krytykowaniem książki. Pamiętam moje wypracowania z podstawówce, w których miałam napisać, co sądzę o lekturze... Oj, było ciężko :)
OdpowiedzUsuńTakie nastawienie strasznie mnie cieszy:) chociaż w szkole ta cecha może być problematyczna;)
UsuńPewnie, że aktualny :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, z tą krytyką najgorzej jest niestety na niektórych blogach, a to wszystko przez współprace recenzenckie. Gdy dostajemy książkę, to działa to na zasadzie darmowego cukierka, dostajemy coś i w zamian chcemy też coś dać. Niby nie musimy, ale tak działa człowiek, czuje się w obowiązku. Nawet gdy książka się nie podoba, to pominie się niektóre aspekty i skupi na zaletach danej pozycji.
Osobiście bardzo lubię pisać negatywne opinie i gdy napisałam kilka gorzkich słów na temat "Prawdodziejki" pod moim adresem padło kilka nieprzyjemnych epitetów. Jednak nie mam zamiaru pisać, że książka była dobra, skoro jest okrutnie niedopracowana.
Kasia z Kasi recenzje książek :)
Zawsze wydawało mi się, że egzemplarze recenzenckie działają właśnie tak, jak piszesz. Ale później sama zaczęłam współpracować z wydawnictwami i nie mam tego problemu. Owszem, nieczęsto miażdżę powieści w recenzjach, ale to głównie dlatego, że staram się wybierać je mądrze. Dlatego zupełnie nie rozumiem tych blogerów, którzy pozytywną recenzją próbują odwdzięczyć się za darmową książkę.
UsuńMądrze prawisz:) choć jestem pewna, że wiele osób na Twoim miejscu już więcej nie zjechałoby żadnej książki. Recenzent musi mieć twardy tył;)
A dziękuję :D No cóż, ja już chciałam bloga usuwać, słuchaj xD Ale spokojnie, opanowałam się :D
UsuńMasz rację, recenzenci mają duży problem z negatywnymi opiniami. Ja jako początkująca blogerka muszę przyznać, że bałam się swojej pierwszej negatywnej recenzji, zwłaszcza, że pisałam o książce, o której wszyscy dookoła mieli same pozytywne opinie. Mnie raziły błędy i bardzo płaskie, niejednolite postaci. Najbardziej bałam się tego, że fani książki będą w stanie mi zarzucić, że styl mojego pisania też nie jest idealny i nie jest pozbawiony błędów, więc jak mogę oceniać akurat tę pisarkę. Ale na szczęście moja opinia nie wzbudziła żadnych emocji, pewniej jej dużo osób nie przeczytało. Niewiele jeszcze wiem o blogach książkowych, jedno co zauważyłam to niestety fakt, że dużo osób ocenia pozytywnie prawie wszystkie książki. Czasami mam tak, że napalam się dzięki temu na jakiś tytuł, potem go czytam i zastanawiam się, gdzie recenzent widział "wrażliwą dziewczynę" bo ja widzę zadufaną w sobie egoistkę.
OdpowiedzUsuńChociaż patrząc na to z innej strony może nasza opinia zależy dużo od tego jak podchodzimy do lektury danej powieści? Jeśli podchodzimy tylko i wyłącznie jako do dobrej rozrywki lub książka ma dla nas wartość potocznego "odmóżdżacza" wtedy chyba mniej zwracamy uwagę na spójność psychiki bohaterów, błędy językowe, stylistyczne, ortograficzne czy po prostu pomyłki merytoryczne. Widziałam też recenzje, które czytało się cudownie. Ich autorzy mieli prawdziwy dar do pisania tekstów, a dotyczyły książek, które jak przeczytałam okazało się, że recenzja była lepiej skonstruowana i napisana niż sama powieść. Teraz niestety właśnie przez to, że recenzje już nie stanowią dla mnie tak realnego źródła opinii o powieści wolę z przeczytaniem niektórych książek poczekać, bo zauważyłam, że niestety wysyp pozytywnych recenzji dotyczy dużej ilości opinii przedpremierowych.
Mam nadzieję, że nie będę miała problemu z innymi negatywnymi opiniami. Na pewno nie piszę recenzji powieści, które nie doczytałam. Bo takie też mam. Były dla mnie na początku tak złe, że nie brnęłam dalej. Myślę, że nie fair byłoby pisanie o takich książkach, bo nie wiem co dalej się w nich działo i czy rzeczywiście w całości są tak złe jak były na początku.
Pozdrawiam
To o czym piszesz jest chyba dość częste u wielu blogerów - czemu mam mieć prawo, by krytykować, skoro sam/a nie piszę lepiej? My nie jesteśmy od tego, żeby pisać literaturę. Gdybyśmy byli, to nas by chwalono lub krytykowano. Spełniamy inną funkcję i porównywanie krytyka z autorem jest po prostu głupie. To takie szczeniackie odszczekiwanie się: "nie krytykuj, bo sama nie zrobisz tego lepiej" A czy ja muszę być reżyserem, piosenkarką, autorką czy kimkolwiek innym, żeby mieć prawo skrytykować? Nie! Dlatego mam nadzieję, że ta kwestia już Ci głowy nie zaprząta, a krytykowanie książek nie stresuje :)
UsuńZ pewnością masz rację, że sporo zależy od naszego podejścia do lektury. Jeśli oczekujemy rozrywki, to przecież nie będziemy skupiać się na społecznym/psychologicznym/filozoficznym wydźwięku, bądź jego braku, książki. Ale powinniśmy. Bo może nie być w niej tyle rozrywkowości, ile byśmy się spodziewali, albo może nie trafiła w grupę, do której była skierowana. Krytyk powinien wyłapywać wszystko, nawet takie niuanse.
Ja również ufam niewielu recenzentom. Kiedy czytam dany blog czasem po prostu wiem, że gusta moje i autora strony są kompatybilne. Wtedy ufam jego opiniom. Tak mam z blogiem Marty Leżę i czytam - wiem, że coś, co ona mi poleci, będzie dobre. Ale niewiele jest takich blogów.
Ja również mam taką nadzieję. A dodatkowo życzę Ci, żebyś nie musiała krytykować, bo to jednak zawsze jest problem. Wcale nie chcemy czytać nieciekawych książek, męczyć się z nimi. Lepiej czytać coś, co nam się podoba :)
Pozdrawiam!
Właśnie i tego się trzymajmy! My jako odbiorcy literatury wcale nie chcemy jej krytykować, bo przecież nikt, kto czyta dla przyjemności nie chce aby jego lektura okazałą się zła lub niewystarczająca. Ale jeśli już to się zdarzy, to dobrze jest podzielić się tą opinią. Jeśli 90 % osób nie zauważa błędu to nie oznacza, że go tam nie ma i dobrze jest wskazać, że on jednak tam jest- przynajmniej tym, którzy chcą go zobaczyć. W sumie to też dzięki recenzentom autorzy mogą się rozwijać, zwłaszcza jak po negatywnych opiniach starają się poprawić swój warsztat.
Usuń