niedziela, 8 stycznia 2017

"Czy miałaś kiedyś rodzinę" Bill Clegg - recenzja


 Oczyszczenie w płomieniach


Czy miałaś kiedyś rodzinę? – to pytanie, w zależności od kontekstu czy tonu głosu, można rozpatrywać wielorako. W powieści Clegga pojawia się ono niczym westchnięcie zmęczenia, świadczące o tym, że rodzina to same kłopoty, które znane są prawie każdemu. Jednak w świetle tragedii wszystko zmienia swoje znaczenie, nawet prosty gest, uśmiech lub jego brak, a także pytanie, po którym nie sposób nie zastanawiać się: czy miałam rodzinę? Prawdziwą rodzinę?




Ten ślub miał być dla June czymś więcej, niż tylko piękną ceremonią. Miał stanowić ostatni krok do pojednania z córką, Lolly, która od czasu rozwodu rodziców drastycznie odsunęła się od June. Wszystko mogło pójść nie tak – tort mógł być zbyt słodki, kwiaty niedostarczone na czas. Mogło dojść do pijackiej kłótni byłego męża i obecnego partnera. Jednak nikt nie spodziewał się wielkiego pożaru, który w przeddzień wesela pochłania wszystkich, którzy mieli dla June jakiekolwiek znaczenie. Co może zrobić zrozpaczona i oszołomiona kobieta? Uciec, uciec jak najdalej od miejsca, w którym jej życie nagle rozpadło się na kawałki. Jednak to coś więcej, niż historia jednej kobiety. To nie była jej prywatna tragedia.



Zanim zabrałam się za powieść Clegga widziałam tylko wiele znaczącą adnotację o nominacji Czy miałaś kiedyś rodzinę? do Nagrody Bookera i krótki blurb mówiący o kluczowym wydarzeniu fabuły.  Moje oczekiwania były odrobinę wywindowane, ale nie wydaje mi się, by w jakikolwiek sposób zaszkodziło to autorowi. Głównie przez wzgląd na opis wydawnictwa, które, zapewne świadomie, nakierowało czytelnika na tajemnicze zniknięcie bohaterki w dramatycznych okolicznościach. Można było więc spodziewać się wszystkiego – od genialnej powieści psychologicznej, przez melodramat, aż po kryminał z rysem obyczajowym. Prawda zwykle tkwi gdzieś pośrodku. Jak było w tym przypadku?



Utwór Clegga to wielogłos w sprawie tragicznego w skutkach pożaru, krzyk rozpaczy, cichy płacz, ale także kpiny i szepty, gorące ploteczki przekazywane pospiesznie, choć bez zawstydzenia. Fabuła Czy miałaś kiedyś rodzinę? rozgrywa się w małym miasteczku i ma to ogromne znaczenie dla rozwoju wydarzeń, a także przedstawienia mentalności bohaterów. Jest to jeden z ciekawszych punktów powieści, w którym autor z jednej strony ukazuje zawiść i długoletnie urazy, z drugiej zaś wyobcowanie i poczucie samotności w społeczności znającej się na wylot. Czy na pewno? Małe i wielkie tajemnice, grzeszki znane wszystkim i te chowane głęboko, półprawdy i przemilczenia, na których wzrastają niszczące plotki – to wszystko składa się na obraz niewielkiej społeczności, toksycznej i przerażająco stereotypowej, hołubiącej swoich pijaków i brutali i piętnującej wszystkich tych, którzy nie pasują do obrazka.



To, co w powieści Clegga może zachwycić, wyczuwane jest dopiero w momencie kulminacyjnym. Nie chodzi o rozwiązanie zagadki, lecz o swojego rodzaju odkupienie, którego wypatrywało się już od momentu lepszego poznania bohaterów. June i Lydia (matka młodego partnera June) są bohaterkami tragicznie doświadczonymi przez własne złe decyzje, błędy młodości, ale także niedopowiedzenia czy nieodpowiednie gesty i słowa, które, z biegiem czasu, okazywały się najsilniejszym czynnikiem wyniszczającym ich relacje z dziećmi. To właśnie miłość rodzicielska jest dla Clegga najistotniejszym uczuciem, silnym i nieśmiertelnym, choć co chwilę wystawianym na próby. Żadna z nich nie zdaje egzaminu z wychowania. Kobiety roztrząsają swoje błędy, biczują się nimi i pogrążają w coraz większej rozpaczy, spowodowanej nie tylko utratą dziecka, ale także niemożnością otrzymania rozgrzeszenia. Ten przygnębiający obraz można przyrównać do czyśćca, w którym nieszczęśliwe dusze czekają na wybaczenie. Jednak w tym przypadku wybaczenie musi przyjść z wewnątrz, nie z zewnątrz.



Nie obyło się jednak bez wpadek, błędów czy zwykłych dłużyzn, które, w ogólnym rozrachunku, odebrały Czy miałaś kiedyś rodzinę? to, czym powieść powinna wręcz spływać – emocje. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie uczuć do głównych, ani tym bardziej pobocznych bohaterów, nie odczuwałam smutku czy żalu. Odnoszę wrażenie, że jest to spowodowane między innymi sposobem prowadzenia postaci, z których błędami często trudno jest nam się utożsamiać. Ten dystans, świadome oddalenie od bohaterów i ich problemów niweczy cały zamysł autora, w którym czytelnik ma być nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem katharsis. Jednak główny mankament powieści tkwi w samym stylu autora, a może raczej w jego nieumiejętności do prowadzenia wielotorowej narracji. Postaci zdają się mówić tym samym głosem, pomimo ogromnych różnic, jakie ich dzielą. Cleggowi wyraźnie zabrakło pisarskiej sprawności, którą tłumaczyć możemy oczywiście jego brakiem doświadczenia. Niemniej jednak, gdy autor decyduje się na tak trudny zabieg, który ma spajać jego powieść, oczekuję od niego pełnego zaangażowania i konkretnego pomysłu – tego wyraźnie tu zabrakło, chociażby biorąc po uwagę fakt, iż niektóre rozdziały prowadzone są w pierwszej, inne zaś w trzeciej osobie. Brak konsekwencji poważnie zaszkodził autorowi, jednak liczę na to, że przy następnym spotkaniu wszelkie błędy zostaną bezlitośnie wyeliminowane. Clegg okazał się bowiem całkiem sprawnym pisarzem, ale przede wszystkim bystrym obserwatorem. Będę wypatrywać jego kolejnej powieści.  

Moja ocena: 6/10

Za możliwość poznania ciekawego, choć niepozbawionego błędów debiutu, dziękuję
 
Autor: Bill Clegg
Tytuł: Czy miałaś kiedyś rodzinę?
Data wydania: 30.09.2016
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 320

28 komentarzy:

  1. Jak na debiut autor wybrał trudny temat miłości rodzicielskiej i to matki, a nie ojca. Mimo tego, że nie odczuwalas więzi z bohaterami i jakiś większych emocji, jestem zainteresowana tym tytułem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybrał, zwłaszcza że wszystko dzieje się w obliczu niewyobrażalnej tragedii. Zabrakło mi emocji, ale nie jest powiedziane, że nie ma jej w książce - może to ja mam serce z kamienia? ;)

      Usuń
  2. Sama nie wiem czy to książka dla mnie... Zobaczymy, może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł warto zapamiętać. Albo chociaż samego autora;)

      Usuń
  3. Ja na razie chyba sobie odpuszczę, ale to oczywiście nie znaczy, że pozycję całkowicie przekreślam, być może z czasem do niej sięgnę ;)

    Pozdrawiam i przepraszam, że tak dawno mnie tutaj nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autora warto mieć w pamięci, może kiedyś zaskoczy:)
      Ja również już pędzę do Was, bo również poważnie zaniedbałam blogosferę :)

      Usuń
  4. Niezła okładka. Zwykle mnie nie ruszają, ale ta jest wymowna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również zwróciłam na nią uwagę - właściwie przez nią zainteresowała mnie ta książka ;)

      Usuń
  5. Nie ukrywam, że jestem zainteresowana i chyba dam autorowi kredyt zaufania. Szkoda, że nie obyło się bez dość poważnych wpadek, ale mam ochotę się na własnej skórze przekonać czy historia wzbudzi we mnie emocje, czy przejmę się losami bohaterów. Na ten moment współczuję June, ale to może być złudne, bo jeszcze nie znam historii. Chociaż wątpię, żeby komuś "należała się" taka tragedia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to i bardzo dobrze, bo jak wiemy, ja jestem strasznie czepialska ;) Sam temat jest rzeczywiście mocny, tragedia bohaterów wielka, ale jakoś brakowało mi w tym wszystkim możliwości nie tylko współczucia, ale także zrozumienia. Jestem ciekawa, jak Ty odebrałabyś tę powieść. Bo z tego co widzę bardzo spodobała się czytelnikom.

      Usuń
  6. Książka rzuciła mi się w oczy na Legimi i informacja o Bookerze kusiła. Po Twojej opinii mam mieszane uczucia. Na razie odłożę jej lekturę, ale kto nie mówię nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, by była to powieść, którą koniecznie trzeba przeczytać. W końcu to tylko nominacja do Bookera;) Ale warto się nad nią zastanowić :)

      Usuń
  7. Książki nominowane do Bookera zazwyczaj trafiają w moje gusta, ale nie lubię dłużyzn, więc cieszę się, że przed nimi przestrzegasz. Szczególnie, że fabuła wydaje się intrygująca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie są to dłużyzny na miarę Kinga czy chociażby Irvinga, ale raczej rozdziały, postaci, bez których fabuła by nie ucierpiała. Wolę lanie wody i opowiadanie o jakimś wydarzeniu przez 100 stron zamiast 20, niż wydłużanie powieści poprzez wplatanie w nią losów obojętnych mi osób. Polecać nie będę, niech książka sama się broni ;)

      Usuń
  8. Książka zaintrygowała mnie jakiś czas temu okładką, ale chyba to nie jest lektura dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka rzeczywiście jest ciekawa ;) Ale nie będę namawiać - to dobra powieść, choć czytałam lepsze:)

      Usuń
  9. Okładka i tematyka jest intrygująca i przyznam, że zaciekawiłaś mnie. Szkoda tylko tego deficytu emocji i dłużyzn, ale może zdecyduję się dać tej książce szansę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka i mnie zainteresowała, i głównie przez to skusiłam się na tę książkę (choć zwykle tak nie robię:)). Warto dać jej szansę, bo nie ukrywam, że ja lubię się czepiać ;)

      Usuń
  10. To jedna z piękniejszych okładek z ostatniego czasu. Zbieram się do jej przeczytania, mam nadzieję że w tym roku mi się uda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję i czekam na Twoją opinię :)

      Usuń
  11. Słyszałam o niej, jednak na razie ją sobie odpuszczę, jej tematyka nie zaciekawiła mnie aż tak bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto jednak zapamiętać autora - jego kolejne powieści mogą być naprawdę interesujące :)

      Usuń
  12. Nieco ostudziłaś mój zapał, który poczułam, gdy przeczytałam o fabule i przede wszystkim o tej małej społeczności - lubię takie klimaty. Zawsze może być jednak tak, że we mnie bohaterowie wzbudzą więcej emocji, więc tytuł zapamiętam i pomyślę o przeczytaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze,teraz trochę mi głupio, że ta studzę emocje związane z tą książką. Spróbuj, jeśli wpadnie Ci w ręce, ta emocjonalność może być kwestią gustu, nie jestem przecież książkową wyrocznia;)

      Usuń
  13. Miałam wielką ochotę na tę książkę, historia wydawała mi się bardzo angażująca zmysły czytelnika, ale jeśli nie wyzwala wystarczających emocji, to jednak jeszcze się z nią nie spotkam. O okładka tyle skojarzeń mi nasunęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie nie wyzwoliła, czytałam dużo lepsze powieści opowiadające o ludzkiej tragedii. Ale to nadal kwestia gustu, więc jeśli tylko książka wpadnie Ci w ręce, spróbuj :)

      Usuń
  14. No i mam mieszane uczucia, bo dla emocje powinny być na pierwszym planie. Rozumiem że debiut, ale jeśli już tak okrzyczany, to nie powinien mieć aż tak wielkiego mankamnetu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie również, dlatego trochę zawiodłam się na tej powieści. Jednak wiem, że w wielu czytelnikach książka Clegga wzbudza wielkie emocje, dlatego moje niezadowolenie może być kwestią gustu:)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)