Nic z tego, Panie Kowalewski
Swojego rodzaju moda na Excentryków ominęła mnie szerokim łukiem. Książka nie ciekawiła mnie ani trochę, a filmu nie obejrzę nigdy w życiu – to obiecałam sobie po przesłuchaniu piosenki w wykonaniu Soni Bohosiewicz i Natalii Rybickiej. Ale czym zawinił mi Pan Kowalewski? Zupełnie niczym. Dlatego, gdy Marginesy zapowiedziały wydanie zbioru opowiadań autora, postanowiłam sięgnąć po nie dla zaspokojenia swojej niepohamowanej czytelniczej ciekawości.
Niech
czytelnik wejdzie ze mną tam, gdzie sam chciałem być choć przez chwilę –
pisze Włodzimierz Kowalewski i śmiało zabiera nas w podróż po miejscach
zwyczajnych, jak mieszkania czy podwórka, lub całkiem niezwykłych, jak zamek
Zygmunta Krasińskiego w Opinogórze. Pozwala przyjrzeć się ludziom, którzy szarą
rzeczywistość poznali do perfekcji i tym, którzy za wszelką cenę próbują od
niej uciec. Ludziom skrzywdzonym, cierpiącym, samolubnym do granic możliwości,
urwisom, próbującym dojrzeć tajemnicę tam, gdzie jej nie ma, artystom, pisarzom
i ich mrocznym sekretom.
Za Brzydkiego
człowieka i inne opowiadania zabierałam się bez większych oczekiwań – ot,
jak do twórczości nieznanego autora, który może, ale wcale nie musi pozytywnie
zaskoczyć. I całe szczęście, bo mogła to
być moja ogromna czytelnicza porażka. Nie twierdzę, że teksty Kowalewskiego to
definitywnie nie moja bajka, bo byłoby to wierutne kłamstwo. Czasem jednak zbyt
mocno mijałam się z autorem, który przychodził do mnie z nieciekawą lecz dobrze
napisaną historią, albo tekstem całkowicie wypranym z emocji. Na moje
nieszczęście to właśnie początek zbioru okazał się najtwardszym orzechem do
zgryzienia. Opowiadanie, w którym odkrywamy, że towarzyszymy Thomasowi Mannowi
w drodze na odczyt dotyczący Nietzschego, Światło
i lęk – skupione na Zygmuncie Krasińskim i największa mordęga, Śmierć Ostrogskiego, tekst-potwór,
obszerny i dobijająco nudny, jak samo
życie Ostrogskiego, którego jedyną podnietą było chorobliwe zamiłowanie
do twórczości nieznanego poety. Kowalewski snuje historie jak lunatyk, błądząc
wśród bohaterów bez duszy, pokazując czytelnikom świat, który, pomimo wszelkich
starań autora, nadal pozostaje daleki, martwy. Jedynym światełkiem w tunelu
okazało się drugie z opowiadań w
zbiorze, Szał uniesień, wyraźnie
bliższe naszym czasom, a więc i czasom Kowalewskiego, które w szarzyznę
obdrapanych mieszkań i czatujących „bab z bloku” wnosi sztukę totalną, razem z
artystą obdartusem, rodem z prozy Bukowskiego. Ten niewielki pozytywny akcent
okazał się zbawienny. Gdyby nie on, być może odłożyłabym opowiadania
Kowalewskiego, niezadowolona i zmęczona, skreślając jego twórczość raz na
zawsze. A jednak…
Kolejne teksty Kowalewskiego stawały się
coraz lepsze, coraz bardziej żywe i ciekawe, czasem lekko ironiczne, jak „I utonął księżyc w stawie”, czasem
przejmująco smutne, jak Władyś. Każde
z nich napisane zostało z dbałością o każdy szczegół, solidnie i wprawnie, choć
nie mogę powiedzieć, by styl autora choć raz chwycił mnie za serce, pozwolił
rozsmakować się w magii słowa. Najlepiej w tej materii wypada sentymentalna
podróż w Kamienicy Denglera, gdzie
Kowalewski ze swadą opowiada o tajemnicach miasteczka widzianych oczyma dzieci
– chłopców szukających zajęcia w letnie dni. Czuć w niej zaduch, lekki lęk
przed niemieckim dentystą i ogromny głód zagadki, który pojawia się w naszych
bohaterach nawet po latach. Jednak niekwestionowanym zwycięzcą okazuje się Śmiechowicz – tekst, który mogłabym
nawet porównać z doskonałymi opowiadaniami grozy Stefana Grabińskiego. Opowieść
o mężczyźnie opętanym codziennymi rytuałami, który po śmierci żony wykonuje
każdą najmniejszą czynność z dokładnością co do minuty. Gdy w jego życiu
pojawia się tajemnicza kobieta, trzymająca grube tomiszcze opowiadań nieznanej
autorki, Śmiechowicza nawiedzają nieznośne wizje. To perełka tego zbioru, tekst
pokazujący człowieka na granicy zmysłów, niebezpiecznie zbliżającego się do
świata niedostępnego żywym. Niestety końcówka zawodzi – autor postanawia bowiem
wytłumaczyć wszystko czytelnikowi, nie pozostawiając mu możliwości
interpretacji. Tajemnica zostaje wyjaśniona, a czar pryska.
Brzydki
człowiek i inne opowiadania to bardzo, ale to bardzo
przeciętny zbiór, który momentami zaskakuje inwencją autora, umiejętnościami i
solidnym warsztatem, innym razem zaś pokazuje, że Pan Kowalewski, choć
niewątpliwie wrażliwy na zagadki psychiki człowieka, nie jest w stanie
przenieść ich na karty swojej książki.
Moja ocena:
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Tytuł: Brzydki człowiek i inne opowiadania
Autor: Włodzimierz Kowalewski
Data wydania: 2.03.2016
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 320
Ojej, książka kompletnie nie w moim guście, tym bardziej nie zamierzam po nią sięgnąć po tak niskiej nocie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się czymś Cię zainteresować ;)
UsuńPozdrowienia!
Lubię czytać opowiadania. Mimo słabszej oceny skusilabym się na tę książkę, choćby dla tego opowiadania które uznałas za perełkę zbioru.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ja nie jestem jakąś wielką fanką opowiadań, ale doceniam autorów, którzy potrafią poradzić sobie z krótką formą. Przeczytaj, jeśli Cię ciekawią, ale dużo bardziej polecałabym wspomnianego przeze mnie Grabińskiego - to groza, psychologia, metafizyka i erotyzm. Świetne teksty :)
UsuńPozdrawiam ciepło:)
Aż pobiegłam wysłuchać piosenki, o której wspomniałaś... Też nie czytałam "Excentryków", nie miałam bladego pojęcia o produkcji filmowej. Szkoda, że wypadło przeciętnie, bo tematy opowiadań ciekawe...
OdpowiedzUsuńPiosenkę usłyszałam kiedyś podczas spaceru, słuchając RMF Classic - aż zabolało mnie z tyłu głowy.
UsuńOwszem, tematy ciekawe, choć nie wszystkie- niektóre właściwie do niczego nie prowadziły. Najlepiej autorowi w dekoracjach PRL-owskich, które są mu bliższe niż Mann czy Krasiński. Może jeszcze kiedyś dam mu szansę, jednak nieprędko się to stanie.
Pozdrawiam ciepło, Olu :)
Przekorna jestem i po Twojej krytyce mam ochotę przeczytać je ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie jestem bardzo ciekawa Twojej opinii na temat "Brzydkiego człowieka...":)
UsuńBardzo rzadko sięgam po opowiadania, w zasadzie wyjątek robię tylko dla tekstów grozy, więc niestety nie sięgnę po ten zbiór. Poza tym jak widzę, całokształt nie powala, więc chyba nie będę żałować swojej decyzji :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ja też rzadko sięgam, a tu jeszcze taki zawód. Na razie dam sobie spokój z opowiadaniami. Chociaż właściwie zastanawiam się, skąd ten brak sympatii do krótkiej formy i lęk przed tym, że opowiadania będą kiepskie.
UsuńNiestety nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo sama nie wiem skąd u mnie lekka awersja do opowiadań. Może chodzi o czas jaki spędzamy z bohaterami, może o szansę na rozwinięcie wszystkich wątków, która teoretycznie jest mniejsza w opowiadaniu. Zauważyłam, że ja ogólnie mam problem z krótkimi tekstami. Nawet na blogu wolę przeczytać dłuższy wpis niż krótką notkę, chociaż dłuższy wcale nie gwarantuje lepszej jakości.
UsuńMoże masz rację... Problem w tym, że właśnie w tym tkwi siła opowiadania, że, pomimo iż jest krótkie, wciąga nas jak powieść, pozwala na rozwinięcie wątku i pozostawienie czytelnika z konkretną myślą. Ja jednak uwielbiam opisy, długie rozmowy, dygresje i czas spędzony z bohaterami. Jeśli powieść jest długa i sprawnie napisana, to jestem w raju:) Cenię autorów, którzy potrafią napisać dobry krótki tekst, jednak to powieść zajmuje w moim sercu najważniejsze miejsce :)
UsuńZgadzam się z każdym słowem, mam dokładnie takie same odczucia :)
UsuńByłam na filmie "Ekscentrycy"z koleżanką. Eeeech, szkoda pisać... Był o niczym, ale za to - bardzo estetycznie wykonany /kostiumy, meble, auta /. Nie mam pojęcia o czym może być książka pozbawiona zalet obrazu. Twoja trójka, upewnia mnie, że nie warto poświęcać czasu na fabuły Kowalewskiego. Udanego tygodnia :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, a więc dobrze uczyniłam nie zapoznając się z tym filmem. Kowalewski to widocznie nie nasza bajka, Joanno, ale strata to raczej niewielka - przecież tylu jest doskonałych pisarzy :)
UsuńTobie również życzę miłego, zaczytanego tygodnia:)
Widać, że opowiadania są zróżnicowane pod kątem warsztatowym. Lubię jednak podziwiać zdolności językowe pisarzy, a krótkie formy wypowiedzi, jak opowiadania lub nowele, mogą wiele powiedzieć o ich umiejętnościach. Może kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOwszem, opowiadania doskonale świadczą o umiejętnościach autora, dlatego żałuję, że Kowalewski pokazał mi tak niewiele dobrego. Nie będę polecać, ale być może Ciebie te teksty zaciekawią :)
Usuń