niedziela, 3 kwietnia 2016

"Brzydki człowiek i inne opowiadania" Włodzimierz Kowalewski - recenzja






 Nic z tego, Panie Kowalewski


Swojego rodzaju moda na Excentryków ominęła mnie szerokim łukiem. Książka nie ciekawiła mnie ani trochę, a filmu nie obejrzę nigdy w życiu – to obiecałam sobie po przesłuchaniu piosenki w wykonaniu Soni Bohosiewicz i Natalii Rybickiej. Ale czym zawinił mi Pan Kowalewski? Zupełnie niczym. Dlatego, gdy Marginesy zapowiedziały wydanie zbioru opowiadań autora, postanowiłam sięgnąć po nie dla zaspokojenia swojej niepohamowanej czytelniczej ciekawości.



 


Niech czytelnik wejdzie ze mną tam, gdzie sam chciałem być choć przez chwilę – pisze Włodzimierz Kowalewski i śmiało zabiera nas w podróż po miejscach zwyczajnych, jak mieszkania czy podwórka, lub całkiem niezwykłych, jak zamek Zygmunta Krasińskiego w Opinogórze. Pozwala przyjrzeć się ludziom, którzy szarą rzeczywistość poznali do perfekcji i tym, którzy za wszelką cenę próbują od niej uciec. Ludziom skrzywdzonym, cierpiącym, samolubnym do granic możliwości, urwisom, próbującym dojrzeć tajemnicę tam, gdzie jej nie ma, artystom, pisarzom i ich mrocznym sekretom.



Za Brzydkiego człowieka i inne opowiadania zabierałam się bez większych oczekiwań – ot, jak do twórczości nieznanego autora, który może, ale wcale nie musi pozytywnie zaskoczyć. I  całe szczęście, bo mogła to być moja ogromna czytelnicza porażka. Nie twierdzę, że teksty Kowalewskiego to definitywnie nie moja bajka, bo byłoby to wierutne kłamstwo. Czasem jednak zbyt mocno mijałam się z autorem, który przychodził do mnie z nieciekawą lecz dobrze napisaną historią, albo tekstem całkowicie wypranym z emocji. Na moje nieszczęście to właśnie początek zbioru okazał się najtwardszym orzechem do zgryzienia. Opowiadanie, w którym odkrywamy, że towarzyszymy Thomasowi Mannowi w drodze na odczyt dotyczący Nietzschego, Światło i lęk – skupione na Zygmuncie Krasińskim i największa mordęga, Śmierć Ostrogskiego, tekst-potwór, obszerny i dobijająco nudny, jak samo  życie Ostrogskiego, którego jedyną podnietą było chorobliwe zamiłowanie do twórczości nieznanego poety. Kowalewski snuje historie jak lunatyk, błądząc wśród bohaterów bez duszy, pokazując czytelnikom świat, który, pomimo wszelkich starań autora, nadal pozostaje daleki, martwy. Jedynym światełkiem w tunelu okazało się drugie  z opowiadań w zbiorze, Szał uniesień, wyraźnie bliższe naszym czasom, a więc i czasom Kowalewskiego, które w szarzyznę obdrapanych mieszkań i czatujących „bab z bloku” wnosi sztukę totalną, razem z artystą obdartusem, rodem z prozy Bukowskiego. Ten niewielki pozytywny akcent okazał się zbawienny. Gdyby nie on, być może odłożyłabym opowiadania Kowalewskiego, niezadowolona i zmęczona, skreślając jego twórczość raz na zawsze. A jednak…


Kolejne teksty Kowalewskiego stawały się coraz lepsze, coraz bardziej żywe i ciekawe, czasem lekko ironiczne, jak „I utonął księżyc w stawie”, czasem przejmująco smutne, jak Władyś. Każde z nich napisane zostało z dbałością o każdy szczegół, solidnie i wprawnie, choć nie mogę powiedzieć, by styl autora choć raz chwycił mnie za serce, pozwolił rozsmakować się w magii słowa. Najlepiej w tej materii wypada sentymentalna podróż w Kamienicy Denglera, gdzie Kowalewski ze swadą opowiada o tajemnicach miasteczka widzianych oczyma dzieci – chłopców szukających zajęcia w letnie dni. Czuć w niej zaduch, lekki lęk przed niemieckim dentystą i ogromny głód zagadki, który pojawia się w naszych bohaterach nawet po latach. Jednak niekwestionowanym zwycięzcą okazuje się Śmiechowicz – tekst, który mogłabym nawet porównać z doskonałymi opowiadaniami grozy Stefana Grabińskiego. Opowieść o mężczyźnie opętanym codziennymi rytuałami, który po śmierci żony wykonuje każdą najmniejszą czynność z dokładnością co do minuty. Gdy w jego życiu pojawia się tajemnicza kobieta, trzymająca grube tomiszcze opowiadań nieznanej autorki, Śmiechowicza nawiedzają nieznośne wizje. To perełka tego zbioru, tekst pokazujący człowieka na granicy zmysłów, niebezpiecznie zbliżającego się do świata niedostępnego żywym. Niestety końcówka zawodzi – autor postanawia bowiem wytłumaczyć wszystko czytelnikowi, nie pozostawiając mu możliwości interpretacji. Tajemnica zostaje wyjaśniona, a czar pryska.



Brzydki człowiek i inne opowiadania to bardzo, ale to bardzo przeciętny zbiór, który momentami zaskakuje inwencją autora, umiejętnościami i solidnym warsztatem, innym razem zaś pokazuje, że Pan Kowalewski, choć niewątpliwie wrażliwy na zagadki psychiki człowieka, nie jest w stanie przenieść ich na karty swojej książki. 

Moja ocena: 
 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
 

Tytuł: Brzydki człowiek i inne opowiadania 
Autor: Włodzimierz Kowalewski 
Data wydania: 2.03.2016 
Wydawnictwo: Marginesy 
Liczba stron: 320

17 komentarzy:

  1. Ojej, książka kompletnie nie w moim guście, tym bardziej nie zamierzam po nią sięgnąć po tak niskiej nocie.

    Pozdrawiam serdecznie :)
    http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się czymś Cię zainteresować ;)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Lubię czytać opowiadania. Mimo słabszej oceny skusilabym się na tę książkę, choćby dla tego opowiadania które uznałas za perełkę zbioru.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie jestem jakąś wielką fanką opowiadań, ale doceniam autorów, którzy potrafią poradzić sobie z krótką formą. Przeczytaj, jeśli Cię ciekawią, ale dużo bardziej polecałabym wspomnianego przeze mnie Grabińskiego - to groza, psychologia, metafizyka i erotyzm. Świetne teksty :)
      Pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
  3. Aż pobiegłam wysłuchać piosenki, o której wspomniałaś... Też nie czytałam "Excentryków", nie miałam bladego pojęcia o produkcji filmowej. Szkoda, że wypadło przeciętnie, bo tematy opowiadań ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piosenkę usłyszałam kiedyś podczas spaceru, słuchając RMF Classic - aż zabolało mnie z tyłu głowy.
      Owszem, tematy ciekawe, choć nie wszystkie- niektóre właściwie do niczego nie prowadziły. Najlepiej autorowi w dekoracjach PRL-owskich, które są mu bliższe niż Mann czy Krasiński. Może jeszcze kiedyś dam mu szansę, jednak nieprędko się to stanie.
      Pozdrawiam ciepło, Olu :)

      Usuń
  4. Przekorna jestem i po Twojej krytyce mam ochotę przeczytać je ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie jestem bardzo ciekawa Twojej opinii na temat "Brzydkiego człowieka...":)

      Usuń
  5. Bardzo rzadko sięgam po opowiadania, w zasadzie wyjątek robię tylko dla tekstów grozy, więc niestety nie sięgnę po ten zbiór. Poza tym jak widzę, całokształt nie powala, więc chyba nie będę żałować swojej decyzji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ja też rzadko sięgam, a tu jeszcze taki zawód. Na razie dam sobie spokój z opowiadaniami. Chociaż właściwie zastanawiam się, skąd ten brak sympatii do krótkiej formy i lęk przed tym, że opowiadania będą kiepskie.

      Usuń
    2. Niestety nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo sama nie wiem skąd u mnie lekka awersja do opowiadań. Może chodzi o czas jaki spędzamy z bohaterami, może o szansę na rozwinięcie wszystkich wątków, która teoretycznie jest mniejsza w opowiadaniu. Zauważyłam, że ja ogólnie mam problem z krótkimi tekstami. Nawet na blogu wolę przeczytać dłuższy wpis niż krótką notkę, chociaż dłuższy wcale nie gwarantuje lepszej jakości.

      Usuń
    3. Może masz rację... Problem w tym, że właśnie w tym tkwi siła opowiadania, że, pomimo iż jest krótkie, wciąga nas jak powieść, pozwala na rozwinięcie wątku i pozostawienie czytelnika z konkretną myślą. Ja jednak uwielbiam opisy, długie rozmowy, dygresje i czas spędzony z bohaterami. Jeśli powieść jest długa i sprawnie napisana, to jestem w raju:) Cenię autorów, którzy potrafią napisać dobry krótki tekst, jednak to powieść zajmuje w moim sercu najważniejsze miejsce :)

      Usuń
    4. Zgadzam się z każdym słowem, mam dokładnie takie same odczucia :)

      Usuń
  6. Byłam na filmie "Ekscentrycy"z koleżanką. Eeeech, szkoda pisać... Był o niczym, ale za to - bardzo estetycznie wykonany /kostiumy, meble, auta /. Nie mam pojęcia o czym może być książka pozbawiona zalet obrazu. Twoja trójka, upewnia mnie, że nie warto poświęcać czasu na fabuły Kowalewskiego. Udanego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, a więc dobrze uczyniłam nie zapoznając się z tym filmem. Kowalewski to widocznie nie nasza bajka, Joanno, ale strata to raczej niewielka - przecież tylu jest doskonałych pisarzy :)
      Tobie również życzę miłego, zaczytanego tygodnia:)

      Usuń
  7. Widać, że opowiadania są zróżnicowane pod kątem warsztatowym. Lubię jednak podziwiać zdolności językowe pisarzy, a krótkie formy wypowiedzi, jak opowiadania lub nowele, mogą wiele powiedzieć o ich umiejętnościach. Może kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, opowiadania doskonale świadczą o umiejętnościach autora, dlatego żałuję, że Kowalewski pokazał mi tak niewiele dobrego. Nie będę polecać, ale być może Ciebie te teksty zaciekawią :)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)