środa, 24 lutego 2016

"Klaśnięcie jednej dłoni" Richard Flanagan - recenzja



 Życie do naprawy


Nie tak dawno temu o Richardzie Flanaganie zrobiło się naprawdę głośno. Stało się to za sprawą Nagrody Bookera, przyznanej autorowi za Ścieżki północy. Tym razem Wydawnictwo Literackie pozwala nam zapoznać się z samymi początkami kariery tego australijskiego pisarza, wydając jego drugą z kolei powieść Klaśnięcie jednej dłoni, która pierwotnie ukazała się w roku 1997.




Czy jedna noc jest w stanie zmienić całe życie? Bojan i Sonja Buloh przekonują się, że może je nie tylko zmienić, ale także rozbić na malutkie kawałki, które okażą się niemożliwe do poskładania na nowo. Kiedy Maria postanawia opuścić swojego męża i małą córeczkę, wychodząc w zimną, nieprzyjazną noc ubrana w żałobną, koronkową sukienkę, Sonja wie, że to najważniejsze odejście jej życia. Odejście, które zdeterminuje jej każdy kolejny dzień. Nie spodziewała się jednak, że ta noc naznaczy także jej ojca bolesnym piętnem człowieka uciekającego – przed miłością, przed normalnym życiem, uciekającego w alkohol i przemoc. To działo się jednak dawno, dawno temu. Teraz, w roku 1989, roku przemian, Sonja postanawia wrócić na Tasmanię i spojrzeć ojcu w twarz.



Flanagan zabiera nas w nieprzyjazne rejony Tasmanii, ukazując relację ojca i córki na przestrzeni prawie czterdziestu lat. Relację trudną, gdyż opierającą się przede wszystkim na poczuciu straty, okazywaną jedynie gestami wypaczonymi, pozbawioną słów. To związek, który nie miał prawa wytrzymać próby czasu, pomimo miłości i przywiązania. Autor pokazuje nam dwa plany czasowe – przeszłość i teraźniejszość – które wypełniają luki w opowieści, w pewnym stopniu nadają znaczenie każdej decyzji powziętej przez bohaterów. Ukazuje Bojana, uciekającego przed widmem II wojny światowej imigranta, który przechodzi niesamowicie długą drogę, by dostać się wprost do piekła. Drogę od próby pogodzenia się z odejściem żony i zbudowania czegoś na kształt domu, przez całkowite poddanie się beznadziejnemu losowi, aż po zamknięcie się w ścianach własnej przeszłości, bólu i poczucia samotności. Sonja różni się od niego, choć jej życie również naznaczone jest piętnem osamotnienia – opuszczona przez matkę, a potem ojca, oddana obcym kobietom, postanawia zamknąć się przed całym światem, opuścić ciało i nie wracać, aż do momentu, w którym będzie mogła być ze swoim ojcem. Ta miłość okazuje się jednak trująca, gdyż więzi ją w czterech ścianach z człowiekiem pozbawionym zahamowań, alkoholikiem skupionym na własnym cierpieniu, starającym się zahartować córkę pięścią i bezsennymi nocami, by stała się lepszym człowiekiem, niż on sam. Ta patologiczna miłość, miłość zmieniająca się powoli w cichą nienawiść, jest stanowczo najsilniejszym punktem powieści Flanagana.



Jednak autor pragnie pokazać także powrót – powrót córki, kobiety w ciąży pragnącej dokonać kolejnej aborcji. Jak można się domyślić, Sonja postanawia pozostać na Tasmanii, opuszcza niesatysfakcjonującą pracę i puste mieszkanie, i próbuje pozbierać swoje życie do kupy, tak jak stara się ułożyć dawno zniszczony imbryczek, symbol jej marnej egzystencji. Te współczesne fragmenty powieści, choć również naznaczone beznadzieją i poczuciem ciągle buzującego osamotnienia, w porównaniu z opisanymi przeze mnie wspomnieniami bohaterów, wydają się zbyt idealistyczne, by móc traktować je jako odpowiedni ciąg dalszy relacji wyniszczającej i tłamszącej. Flanagan psuje swoją historię, niszcząc psychologiczne portrety postaci (które, trzeba przyznać, również nie zostały nakreślone perfekcyjnie) i wplątując ich w melodramat z tanimi symbolami w roli głównej – dzieckiem, nowym życiem, będącym jednocześnie mostem pomiędzy ojcem i córką oraz poskładanym imbryczkiem, zapowiadającym drugą szansę na zbudowanie prawdziwego domu. Tragiczna opowieść udręczonego imigranta i jego pozbawionej oparcia córki przemienia się w film z happy endem, smutną wizję spłaszczonego życia i jeszcze bardziej spłaszczonej psychiki: zdewastowanej i tłamszonej przez lata, ale zdolnej, ot tak, by przebaczyć i zacząć szczęśliwe życie.



Powieść ratuje nie tylko rzetelnie opisana przeszłość bohaterów, ale także język – poetycki, plastyczny, monumentalny wręcz. Momentami jednak Flanagan popada w przesadę, gubi się w wielkich porównaniach, metafory stają się wręcz śmieszne. Tego typu potworków jest jednak niewiele, a sam styl autora mogę stanowczo zaliczyć na plus powieści, w którą trzeba było wgryzać się powoli i ze smakiem. Szkoda tylko, że treści nie do końca udało się dogonić formę.



Klaśnięcie jednej dłoni mogło być powieścią dobrą, miało nawet fragmenty, które zapowiadały wielkość, pozostało jednak miałką i przeciętną historią o bliznach potrafiących zniknąć, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Moja ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję



Tytuł: Klaśnięcie jednej dłoni
Autor: Richard Flanagan


Data wydania: 18.02.2016

Wydawnictwo: Literackie

Liczba stron: 368

31 komentarzy:

  1. Mam bardzo mieszane uczucia do tej książki, więc raczej prędko po nią nie sięgnę.
    Pozdrawiam,
    nieuleczalnyksiazkoholizm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę namawiać :) Choć może kiedyś Cię skusi i sama się przekonasz, jaka jest.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  2. Po tak niezbyt wysokiej ocenie, raczej wątpię, że po nią sięgnę, ale kto wie, wszystko się może zdarzyć. Pozdrawiam :)
    ksiazkowy-termit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam. Ale być może Tobie podpasuje - książka zbiera dość dobre recenzje :)
      Pozdrawiam także i życzę miłego, zaczytanego dnia :)

      Usuń
  3. Mam niemały mętlik w głowie w związku z powieściami Flanagana. "Ścieżki północy" blogowo oceniane są raczej na plus (są zachwyty, są też oceny bardziej wyważone, wszystkie jednak - bardziej "za", niż "przeciw"), "Klaśnięcie..." natomiast zbiera oceny zdecydowanie niższe. Wypadałoby się przekonać samej, ale i z tym jest problem. Od początku nie miałam bowiem poczucia, że muszę KONIECZNIE przeczytać te książki, że to moje "must-read".
    "Klaśnięcie jednej dłoni" przeglądałam niedawno w księgarni. Uderza mnie (o ile można coś powiedzieć po przekartkowaniu książki, a sądzę, że trochę można) prosty, oszczędny język. Nie ma długich zdań, nie ma ozdobników, przynajmniej na pierwszy rzut oka. A ja wolę, żeby styl był "mięsisty" ;-) Może kiedyś wpadnie ta książka w moje ręce, jednak sama szukać jej raczej nie będę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z Flanaganem też miałam problem, a teraz mam jeszcze większy. Oglądałam kiedyś "Cappuccino z książką" i panie prowadzące skutecznie zniechęciły mnie do przeczytania "Ścieżek północy". Stwierdziłam więc, że poznam Flanagana inaczej - od początku. Wyszło na to, że nie było warto. "Ścieżki..." zapewne również poznam, ale teraz mi się do tego nie pali. Swoją drogą, "Klaśnięcie..." nie zbiera wcale tak dużo niższych ocen. Na lubimy czytać powieść robi furorę, choć rzeczywiście jeszcze mało osób ją oceniło.
      Język nie jest oszczędny, uwierz mi na słowo - momentami autor płynie w takie baboki metafory, że aż wywołuje uśmiech (mało przyjazny). Czasem zdania są urywane - zwłaszcza, gdy przypatrujemy się rzeczywistości oczami Bojana. Jednak Flanagan nie ucieka w oszczędność, buduje dość długie opisy, jego zdania nierzadko mają poetycki zaśpiew.

      Usuń
  4. Ścieżki północy autora mam w planach, a w przypadku tej powieści mam bardzo mieszane uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, po tym spotkaniu, chyba na jakiś czas dam sobie spokój z Flanaganem. Nie zrażam się raz na zawsze, ale chyba muszę odpocząć :) Być może "Ścieżki północy" okażą się lepsze.

      Usuń
  5. Wydawało mi się, że ta książka może być dobra. Jednak po Twojej recenzji mój entuzjazm co do jej przeczytania, osłabł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej przeczytać i samemu ocenić - ja jestem dość krytycznie nastawiona do literatury i nie boję się o tym mówić. Jednak, jak wiadomo, każdy czytelnik podchodzi do sprawy indywidualnie. Może akurat Tobie ta powieść podpasuje :)

      Usuń
  6. No to osłabiłaś mój zapał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może udało mi się uratować Cię przed średniakiem... ;) Przeczytaj ją i tak, jeśli miałaś w planach - porównamy opinie :)

      Usuń
  7. Nie znam tego autora, ale "monumentalny język" bardzo mnie zaciekawił :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, momentami Flanagan budował przepiękne zdania o ogromnej mocy. Innym razem... no cóż ;) Przeczytaj, może odnajdziesz się w tym świecie.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  8. Po "Ścieżkach Północy" /bardzo reklamowanych/ zdecydowałam, że po tego autora nie będę już sięgać. Twoja recenzja Olgo, utwierdza mnie w moim przekonaniu. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba jeszcze pokuszę się na "Ścieżki północy", choć raczej nieprędko. Flanagan nie będzie moim topowym autorem, to na pewno.
      Joanno, mamy tyle doskonałych autorów, po których można sięgnąć, że Twoją decyzję rozumiem doskonale :)
      Również pozdrawiam i życzę miłego dnia :)

      Usuń
  9. I znów u Ciebie inne spojrzenie na tę powieść niż w większości recenzji :) Oczywiście to dobrze, bo dzięki temu mniej więcej wiem, czego spodziewam się po historii, która ostatnio często jest wspominana w blogosferze. Mam zamiar przeczytać tę książkę, ale na pewno nie jest to tytuł pierwszej potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, coś jest chyba jednak ze mną nie tak, że nie zachwycam się, jak zachwyca :P Książka zapewne dla niektórych jest wzruszająca, dla innych mocna, więc nie dziwię się, że ma dobre oceny. Dla mnie jednak ten kompletny brak naturalnego zachowania i tania symbolika są nieznośne. Przeczytaj koniecznie - porównamy opinie, może trochę popastwimy się nad autorem, albo pokłócimy o różnice zdania ;)

      Usuń
  10. Trochę książka zapewne traci przez to, że nie poznajemy twórczości autora w kolejności. Z drugiej strony nagroda Bookera dopiero zwróciła na niego uwagę polskich wydawców, to logiczne, że "Klaśnięcie..." musi być słabsze... Oczywiście nie sposób nie poznać autora. Zacznę jednak od "Ścieżek..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ma się w pamięci, że to początki jego pisarskiej kariery i nie czytało się "Ścieżek...", można podejść do tej powieści na czysto, oceniając ją przez pryzmat warsztatu i historii, a nie Nagrody Bookera. Ja chyba jednak cieszę się, że poznałam najpierw jego wcześniejsze dzieło. Teraz czas na "Ścieżki..." choć z pewnością zrobię sobie przed nimi małą przerwę.

      Usuń
  11. Nie znam niczego tego autora, musze coś przeczytać i wyrobić sobie zdanie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej poczekaj, aż Literackie wyda wszystkie jego książki - będziesz miała w czym wybierać :)

      Usuń
  12. Czytałam opinie do tej książki i Twoja jest taka jak to ująć "szczera" i bardzo mi się to podoba. Jak będę miała sposobność to przeczytam . :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy - staram się szczerze pisać o tym, co czytam. Wygłaszanie samych pochlebstw mijałoby się przecież z celem :)

      Usuń
  13. Mam książkę na półce ale zniechęciła mnie Twoja recenzja i chyba tak szybko po nią nie sięgnę :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro książka jest na półce, to nie ucieknie :) Mam jednak nadzieję, że nie zniechęciłam Cię na dobre. Przeczytaj ją może do Ciebie trafi :)

      Usuń
  14. A taką miałem ochotę na tę książkę... No cóż, lepiej chyba zacznę swoją przygodę z twórczością tego autora od "Ścieżek północy" ;) Po tylu zachwytach na jej temat liczę na coś naprawdę dobrego :)
    A tak poza tym, to nominowałem Cię do LBA: http://mybooktown.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award-8-i-9.html. Będzie mi bardzo miło jeśli odpowiesz na moją nominację :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrażaj się, widziałam wiele pochlebnych recenzji więc może akurat mnie ta książka nie podpasowała :) Ja też liczę na to, że "Ścieżki północy" będą dużo lepszą powieścią, ale na razie chyba zrobię sobie przerwę od Flanagana.
      Bardzo dziękuję za nominację :) Już zabieram się za odpowiedzi:)

      Usuń
  15. Odpowiedzi
    1. Specjalnie nie zachęcam do poznania, ale może Ty akurat pozytywnie się zaskoczysz :)

      Usuń
  16. Nie znam autora.Jednak nie bardzo interesują mnie powieści tego typu.Zapraszam do mnie jeśli można http://bezczytanianiemoznazyc.blogspot.com.es/

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)