Życie do naprawy
Nie tak dawno temu o Richardzie Flanaganie zrobiło się naprawdę głośno. Stało się to za sprawą Nagrody Bookera, przyznanej autorowi za Ścieżki północy. Tym razem Wydawnictwo Literackie pozwala nam zapoznać się z samymi początkami kariery tego australijskiego pisarza, wydając jego drugą z kolei powieść Klaśnięcie jednej dłoni, która pierwotnie ukazała się w roku 1997.
Czy jedna noc jest w stanie zmienić całe
życie? Bojan i Sonja Buloh przekonują się, że może je nie tylko zmienić, ale
także rozbić na malutkie kawałki, które okażą się niemożliwe do poskładania na
nowo. Kiedy Maria postanawia opuścić swojego męża i małą córeczkę, wychodząc w
zimną, nieprzyjazną noc ubrana w żałobną, koronkową sukienkę, Sonja wie, że to
najważniejsze odejście jej życia. Odejście, które zdeterminuje jej każdy
kolejny dzień. Nie spodziewała się jednak, że ta noc naznaczy także jej ojca
bolesnym piętnem człowieka uciekającego – przed miłością, przed normalnym
życiem, uciekającego w alkohol i przemoc. To działo się jednak dawno, dawno
temu. Teraz, w roku 1989, roku przemian, Sonja postanawia wrócić na Tasmanię i
spojrzeć ojcu w twarz.
Flanagan zabiera nas w nieprzyjazne
rejony Tasmanii, ukazując relację ojca i córki na przestrzeni prawie
czterdziestu lat. Relację trudną, gdyż opierającą się przede wszystkim na
poczuciu straty, okazywaną jedynie gestami wypaczonymi, pozbawioną słów. To
związek, który nie miał prawa wytrzymać próby czasu, pomimo miłości i przywiązania.
Autor pokazuje nam dwa plany czasowe – przeszłość i teraźniejszość – które wypełniają
luki w opowieści, w pewnym stopniu nadają znaczenie każdej decyzji powziętej
przez bohaterów. Ukazuje Bojana, uciekającego przed widmem II wojny światowej
imigranta, który przechodzi niesamowicie długą drogę, by dostać się wprost do
piekła. Drogę od próby pogodzenia się z odejściem żony i zbudowania czegoś na
kształt domu, przez całkowite poddanie się beznadziejnemu losowi, aż po
zamknięcie się w ścianach własnej przeszłości, bólu i poczucia samotności. Sonja
różni się od niego, choć jej życie również naznaczone jest piętnem osamotnienia
– opuszczona przez matkę, a potem ojca, oddana obcym kobietom, postanawia
zamknąć się przed całym światem, opuścić ciało i nie wracać, aż do momentu, w
którym będzie mogła być ze swoim ojcem. Ta miłość okazuje się jednak trująca,
gdyż więzi ją w czterech ścianach z człowiekiem pozbawionym zahamowań,
alkoholikiem skupionym na własnym cierpieniu, starającym się zahartować córkę
pięścią i bezsennymi nocami, by stała się lepszym człowiekiem, niż on sam. Ta
patologiczna miłość, miłość zmieniająca się powoli w cichą nienawiść, jest
stanowczo najsilniejszym punktem powieści Flanagana.
Jednak autor pragnie pokazać także
powrót – powrót córki, kobiety w ciąży pragnącej dokonać kolejnej aborcji. Jak
można się domyślić, Sonja postanawia pozostać na Tasmanii, opuszcza
niesatysfakcjonującą pracę i puste mieszkanie, i próbuje pozbierać swoje życie
do kupy, tak jak stara się ułożyć dawno zniszczony imbryczek, symbol jej marnej
egzystencji. Te współczesne fragmenty powieści, choć również naznaczone
beznadzieją i poczuciem ciągle buzującego osamotnienia, w porównaniu z
opisanymi przeze mnie wspomnieniami bohaterów, wydają się zbyt idealistyczne,
by móc traktować je jako odpowiedni ciąg dalszy relacji wyniszczającej i
tłamszącej. Flanagan psuje swoją historię, niszcząc psychologiczne portrety
postaci (które, trzeba przyznać, również nie zostały nakreślone perfekcyjnie) i
wplątując ich w melodramat z tanimi symbolami w roli głównej – dzieckiem, nowym
życiem, będącym jednocześnie mostem pomiędzy ojcem i córką oraz poskładanym
imbryczkiem, zapowiadającym drugą szansę na zbudowanie prawdziwego domu.
Tragiczna opowieść udręczonego imigranta i jego pozbawionej oparcia córki
przemienia się w film z happy endem, smutną wizję spłaszczonego życia i jeszcze
bardziej spłaszczonej psychiki: zdewastowanej i tłamszonej przez lata, ale
zdolnej, ot tak, by przebaczyć i zacząć szczęśliwe życie.
Powieść ratuje nie tylko rzetelnie
opisana przeszłość bohaterów, ale także język – poetycki, plastyczny,
monumentalny wręcz. Momentami jednak Flanagan popada w przesadę, gubi się w
wielkich porównaniach, metafory stają się wręcz śmieszne. Tego typu
potworków jest jednak niewiele, a sam styl autora mogę stanowczo zaliczyć na
plus powieści, w którą trzeba było wgryzać się powoli i ze smakiem. Szkoda
tylko, że treści nie do końca udało się dogonić formę.
Klaśnięcie jednej dłoni mogło
być powieścią dobrą, miało nawet fragmenty, które zapowiadały wielkość,
pozostało jednak miałką i przeciętną historią o bliznach potrafiących zniknąć,
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Moja ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Tytuł: Klaśnięcie jednej dłoni
Autor: Richard Flanagan
Autor: Richard Flanagan
Data wydania: 18.02.2016
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 368
Mam bardzo mieszane uczucia do tej książki, więc raczej prędko po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
nieuleczalnyksiazkoholizm.blogspot.com
Nie będę namawiać :) Choć może kiedyś Cię skusi i sama się przekonasz, jaka jest.
UsuńPozdrawiam również :)
Po tak niezbyt wysokiej ocenie, raczej wątpię, że po nią sięgnę, ale kto wie, wszystko się może zdarzyć. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńksiazkowy-termit.blogspot.com
Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam. Ale być może Tobie podpasuje - książka zbiera dość dobre recenzje :)
UsuńPozdrawiam także i życzę miłego, zaczytanego dnia :)
Mam niemały mętlik w głowie w związku z powieściami Flanagana. "Ścieżki północy" blogowo oceniane są raczej na plus (są zachwyty, są też oceny bardziej wyważone, wszystkie jednak - bardziej "za", niż "przeciw"), "Klaśnięcie..." natomiast zbiera oceny zdecydowanie niższe. Wypadałoby się przekonać samej, ale i z tym jest problem. Od początku nie miałam bowiem poczucia, że muszę KONIECZNIE przeczytać te książki, że to moje "must-read".
OdpowiedzUsuń"Klaśnięcie jednej dłoni" przeglądałam niedawno w księgarni. Uderza mnie (o ile można coś powiedzieć po przekartkowaniu książki, a sądzę, że trochę można) prosty, oszczędny język. Nie ma długich zdań, nie ma ozdobników, przynajmniej na pierwszy rzut oka. A ja wolę, żeby styl był "mięsisty" ;-) Może kiedyś wpadnie ta książka w moje ręce, jednak sama szukać jej raczej nie będę.
Ja z Flanaganem też miałam problem, a teraz mam jeszcze większy. Oglądałam kiedyś "Cappuccino z książką" i panie prowadzące skutecznie zniechęciły mnie do przeczytania "Ścieżek północy". Stwierdziłam więc, że poznam Flanagana inaczej - od początku. Wyszło na to, że nie było warto. "Ścieżki..." zapewne również poznam, ale teraz mi się do tego nie pali. Swoją drogą, "Klaśnięcie..." nie zbiera wcale tak dużo niższych ocen. Na lubimy czytać powieść robi furorę, choć rzeczywiście jeszcze mało osób ją oceniło.
UsuńJęzyk nie jest oszczędny, uwierz mi na słowo - momentami autor płynie w takie baboki metafory, że aż wywołuje uśmiech (mało przyjazny). Czasem zdania są urywane - zwłaszcza, gdy przypatrujemy się rzeczywistości oczami Bojana. Jednak Flanagan nie ucieka w oszczędność, buduje dość długie opisy, jego zdania nierzadko mają poetycki zaśpiew.
Ścieżki północy autora mam w planach, a w przypadku tej powieści mam bardzo mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńJa, po tym spotkaniu, chyba na jakiś czas dam sobie spokój z Flanaganem. Nie zrażam się raz na zawsze, ale chyba muszę odpocząć :) Być może "Ścieżki północy" okażą się lepsze.
UsuńWydawało mi się, że ta książka może być dobra. Jednak po Twojej recenzji mój entuzjazm co do jej przeczytania, osłabł.
OdpowiedzUsuńNajlepiej przeczytać i samemu ocenić - ja jestem dość krytycznie nastawiona do literatury i nie boję się o tym mówić. Jednak, jak wiadomo, każdy czytelnik podchodzi do sprawy indywidualnie. Może akurat Tobie ta powieść podpasuje :)
UsuńNo to osłabiłaś mój zapał...
OdpowiedzUsuńMoże udało mi się uratować Cię przed średniakiem... ;) Przeczytaj ją i tak, jeśli miałaś w planach - porównamy opinie :)
UsuńNie znam tego autora, ale "monumentalny język" bardzo mnie zaciekawił :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, momentami Flanagan budował przepiękne zdania o ogromnej mocy. Innym razem... no cóż ;) Przeczytaj, może odnajdziesz się w tym świecie.
UsuńPozdrawiam również :)
Po "Ścieżkach Północy" /bardzo reklamowanych/ zdecydowałam, że po tego autora nie będę już sięgać. Twoja recenzja Olgo, utwierdza mnie w moim przekonaniu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa chyba jeszcze pokuszę się na "Ścieżki północy", choć raczej nieprędko. Flanagan nie będzie moim topowym autorem, to na pewno.
UsuńJoanno, mamy tyle doskonałych autorów, po których można sięgnąć, że Twoją decyzję rozumiem doskonale :)
Również pozdrawiam i życzę miłego dnia :)
I znów u Ciebie inne spojrzenie na tę powieść niż w większości recenzji :) Oczywiście to dobrze, bo dzięki temu mniej więcej wiem, czego spodziewam się po historii, która ostatnio często jest wspominana w blogosferze. Mam zamiar przeczytać tę książkę, ale na pewno nie jest to tytuł pierwszej potrzeby.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, coś jest chyba jednak ze mną nie tak, że nie zachwycam się, jak zachwyca :P Książka zapewne dla niektórych jest wzruszająca, dla innych mocna, więc nie dziwię się, że ma dobre oceny. Dla mnie jednak ten kompletny brak naturalnego zachowania i tania symbolika są nieznośne. Przeczytaj koniecznie - porównamy opinie, może trochę popastwimy się nad autorem, albo pokłócimy o różnice zdania ;)
UsuńTrochę książka zapewne traci przez to, że nie poznajemy twórczości autora w kolejności. Z drugiej strony nagroda Bookera dopiero zwróciła na niego uwagę polskich wydawców, to logiczne, że "Klaśnięcie..." musi być słabsze... Oczywiście nie sposób nie poznać autora. Zacznę jednak od "Ścieżek..."
OdpowiedzUsuńJeśli ma się w pamięci, że to początki jego pisarskiej kariery i nie czytało się "Ścieżek...", można podejść do tej powieści na czysto, oceniając ją przez pryzmat warsztatu i historii, a nie Nagrody Bookera. Ja chyba jednak cieszę się, że poznałam najpierw jego wcześniejsze dzieło. Teraz czas na "Ścieżki..." choć z pewnością zrobię sobie przed nimi małą przerwę.
UsuńNie znam niczego tego autora, musze coś przeczytać i wyrobić sobie zdanie;)
OdpowiedzUsuńNajlepiej poczekaj, aż Literackie wyda wszystkie jego książki - będziesz miała w czym wybierać :)
UsuńCzytałam opinie do tej książki i Twoja jest taka jak to ująć "szczera" i bardzo mi się to podoba. Jak będę miała sposobność to przeczytam . :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy - staram się szczerze pisać o tym, co czytam. Wygłaszanie samych pochlebstw mijałoby się przecież z celem :)
UsuńMam książkę na półce ale zniechęciła mnie Twoja recenzja i chyba tak szybko po nią nie sięgnę :c
OdpowiedzUsuńSkoro książka jest na półce, to nie ucieknie :) Mam jednak nadzieję, że nie zniechęciłam Cię na dobre. Przeczytaj ją może do Ciebie trafi :)
UsuńA taką miałem ochotę na tę książkę... No cóż, lepiej chyba zacznę swoją przygodę z twórczością tego autora od "Ścieżek północy" ;) Po tylu zachwytach na jej temat liczę na coś naprawdę dobrego :)
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to nominowałem Cię do LBA: http://mybooktown.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award-8-i-9.html. Będzie mi bardzo miło jeśli odpowiesz na moją nominację :D
Pozdrawiam ;)
Nie zrażaj się, widziałam wiele pochlebnych recenzji więc może akurat mnie ta książka nie podpasowała :) Ja też liczę na to, że "Ścieżki północy" będą dużo lepszą powieścią, ale na razie chyba zrobię sobie przerwę od Flanagana.
UsuńBardzo dziękuję za nominację :) Już zabieram się za odpowiedzi:)
Nie znam tego autora.
OdpowiedzUsuńSpecjalnie nie zachęcam do poznania, ale może Ty akurat pozytywnie się zaskoczysz :)
UsuńNie znam autora.Jednak nie bardzo interesują mnie powieści tego typu.Zapraszam do mnie jeśli można http://bezczytanianiemoznazyc.blogspot.com.es/
OdpowiedzUsuń