Matka Teresa od psów
Nie muszę nikomu przedstawiać Marii Nurowskiej – to pisarka o ugruntowanej pozycji, uwielbiana przez wielu, ale także mająca swoich zaciekłych przeciwników (jak to zwykle bywa). Ja nie należę do żadnej z tych grup. Autorce przyglądam się z ciekawością ale także odrobią rezerwy. Z takim właśnie nastawieniem czytałam jej najnowszą powieść, Wariatkę z Komańczy.
Marta Kohn nie miała łatwego życia –
brak matczynej miłości, noce spędzone na balkonie w towarzystwie silniejszej i
zaborczej siostry bliźniaczki, molestowanie seksualne, sierociniec. Na tym
jednak nie koniec wyliczanki, bo dorosłość wcale nie przyniosła jej szczęścia,
a kolejne chwile załamania przetykane jedynie poczuciem, że los czasem bywa znośny.
Lata mijają, Marta staje się znaną malarką, dźwiga jednak przy tym brzemię
trudne do zniesienia. Ukojenia i odpoczynku szuka w Bieszczadach i, niespodziewanie
dla siebie samej, zostaje na stałe. Tam odnajduje swoją drugą miłość – psy,
którym pomaga w każdy możliwy sposób, nawet brużdżąc mieszkańcom Komańczy.
Marta opowiada nam o przeszłości, nie
mogąc odbiec jednak od swojego obecnego położenia. Jest uwięziona w piwnicy w
Ługańsku. Chciała tylko przewieźć jedzenie dla potrzebujących przez Ukraińską
granicę...
Powieść Nurowskiej jest
teatrem jednego aktora (a właściwie aktorki). Marta jest jedyną postacią, która
nas interesuje, jej życie zostało zgłębione i to przez jej pryzmat patrzymy na
świat kreowany przez autorkę. A nie jest to świat zbyt przyjazny. Marta zaznaje
strachu, zdrady, bólu, ale nie miłości. Jest letnia i tylko na takie uczucia
sobie pozwala. Odpłynęła tylko raz, tańcząc tango z nieznajomym i dopiero wtedy
poczuła, że można żyć w pełni. Tango staje się hasłem kluczem, choć Marta go
nie używa – nie zaznała już takiego uczucia ani przy pierwszym, ani przy drugim
mężu. Ukrywa swoją kobiecość pod dużymi, starymi koszulami, zapomina o ciele i
dotyku. Jej życie jest stabilne. Tylko tyle. Choć Nurowska pokazuje nam przede
wszystkim nonkonformistyczną bohaterkę, silną kobietę, która nie podlega żadnym
wpływom, nie zapomina też o jej drugiej stronie – w tym przypadku to siostra
bliźniaczka, która posiada wszystkie cechy, których Marta nie miała. Pewna
siebie, niestała i niestabilna, agresywna i kłótliwa Ewa to druga twarz naszej
bohaterki, ta skryta choć niewątpliwie obecna. W jednym z fragmentów powieści
autorka mówi o obrazie Marty, przedstawiającym dwie twarze – jedną dobrą, drugą
złą. Która z nich przedstawia naszą bohaterkę? To nie istotne, obie bowiem stanowią dwie strony tej samej monety.
Nurowska wrzuca swoją bohaterkę w wir
wydarzeń, które wstrząsają światem – wojna na Ukrainie, katastrofa lotu
Malaysia Airlines. Marta jest w samym środku koszmaru, a my z ciekawością
śledzimy jej losy, zastanawiając się co też jeszcze wymyśli autorka. Te
nawiązania są silną stroną Wariatki z Komańczy, stanowią o jej
zakotwiczeniu w realności, dzięki czemu trudno przejść obojętnie wobec historii
bohaterki. Zwłaszcza niewygodne i boleśnie szczere myśli dotyczące religii i
polityki (nakierowanej na smoleńską nagonkę) były mi bliskie, przez co mogłam
utożsamić się z Martą choć troszkę.
Jednak powieść Nurowskiej nie jest dla
mnie niczym więcej, jak tylko opowieścią. Nie odnajduję w niej surowej
mądrości, głębokich portretów psychologicznych, kreacji postaci, które zapadają
w pamięć. Traktuję Wariatkę z Komańczy tak, jak jej bohaterka traktuje swoje
życie – letnio. Historia outsiderki kochającej psy ponad życie, uciekającej od
ludzi i związków z nimi, poranionej choć momentami naiwnej jest niewątpliwie
sprawnie napisana, nie odczuwałam przy niej nudy ani irytacji. Brakowało w niej
tego, czego szukam w literaturze: emocji.
Moja ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
Autorka: Maria Nurowska
Tytuł: Wariatka z Komańczy
Data wydania: 20.10.2015
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 272
Czytałam dwie książki autorki (te o wilkach) i one totalnie mnie nie przekonały do autorki. Z jednej strony chciałabym sięgnąć po coś jeszcze (może źle trafiłam?), z drugiej - brakuje mi motywacji.
OdpowiedzUsuńUff, a już się martwiłam, że coś jest ze mną nie tak :) W najbliższym czasie mam zamiar zabrać się za "Drzwi do piekła" autorki, wtedy zobaczymy czy warto dać jej szansę. Właściwie po lekturze "Wariatki..." odczuwam niedosyt, jakby dobry temat został zmarnowany. Może Nurowska po prostu nie jest dla nas? :)
UsuńPrzyznam, że zastanawiałam się nad książką, ale wolę czytać tylko te naprawdę porywające (za dużo nowości na rynku, za mało czasu na czytanie).
OdpowiedzUsuńRozumiem to doskonale :) Chociaż czasu akurat dużo nie zabiera - można ją przeczytać w jeden wieczór
UsuńPamiętam, że kiedyś przeczytałam powieść Nurowskiej. Nie była zła. Niestety po latach nie pozostało mi w głowie nawet najmniejsze wrażenie. Uleciała mi z pamięci...
OdpowiedzUsuńI chyba tu jest pies pogrzebany. "Wariatka z Komańczy" okazała się niezłą historią, ale wiem, że zaraz o niej zapomnę. Poeksperymentuję jeszcze z Nurowską, ale bez większych nadziei
UsuńSkoro piszesz że brakuje w niej emocji, to raczej ją sobie odpuszczę. Szukam książek które mają jakiś przekaz, choć czasem mam ochotę przeczytać coś lekkiego. Jednak w tym przypadku, mówię nie.
OdpowiedzUsuńKsiążce nie brak przekazu, jednak ani on nie wstrząsa, ani nie wnosi niczego nowego do życia czytelnika. Jestem zdziwiona, bo naprawdę spodziewałam się czegoś bardziej ambitnego. Może następnym razem znajdę książkę, której powiesz "tak" :)
UsuńZainteresowałaś mnie, mimo wszystko. Chętnie spróbuję :)
OdpowiedzUsuńW takim razie jestem ciekawa Twojej opinii. Może akurat do Ciebie "Wariatka z Komańczy" trafi ;)
UsuńNurowska nie była i nie będzie raczej lubianą przeze mnie pisarką. Literatura, która wpada oczami i jakoś zaraz z głowy wypada. Nawet w chwilach, kiedy chcę czegoś lekkiego też nie kusi.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, chociaż nie skreślam jeszcze autorki. Dam jej szansę, aczkolwiek bez większego entuzjazmu. Po co tracić czas na prozę, która nie porusza?
UsuńKilka lat temu przeczytałam "Nakarmić wilki" Nurowskiej - pierwszą i jedyną, jak dotąd, powieść tej autorki.
OdpowiedzUsuńPamiętam z lektury niewiele - co chyba mówi samo za siebie - choć temat był obiecujący... ale nie było czytelniczej chemii ;-)
W tym przypadku również temat mnie zaciekawił, jednak wykonanie... spodziewałam się czegoś innego. Być może między nami nie zaiskrzy, ale dam szansę autorce. Choć nie w najbliższym czasie - inne, bardziej pasjonujące lektury, na mnie czekają :)
UsuńBył taki polski film - Matka Teresa od kotów. Wątek coś podobny mi się wydaje :)
OdpowiedzUsuńStąd też tytuł recenzji :)
UsuńO, a ja ten tytuł przegapiłem. Faktycznie :)
OdpowiedzUsuńTen teatr jednego aktora nieco mnie intryguje, choć nie widzę wiele dla siebie w tej lekturze :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że coś by się w tym znalazło - zwłaszcza wątek rodziny i traumy może by Cię zainteresował, jest ciekawie poprowadzony. Jednak znasz moje zdanie, mnie to nie porwało :)
UsuńPrzeczytałam Nakarmić wilki - jak dla mnie pozycja do zapomnienia. Ale już Listy miłości czy Hiszpańskie oczy - bardzo polecam.
OdpowiedzUsuńWariatka z Komańczy właśnie się czyta. Dobrze się czyta.