czwartek, 28 maja 2015

"W głąb labiryntu" Sigge Eklund - recenzja


"Było tylko czterech nas ona jedna, ciemny las"*

 

Ciężko doświadczona przez życie, które ostatnio nie podsuwa mi pod nos zbyt dobrych kryminałów, postanowiłam decyzję o moich czytelniczych wyborach zrzucić na Wszechświat. Powiedziałam więc głośno – jeśli następny kryminał który przeczytam, będzie tak samo kiepski jak poprzednie, rzucam to i wracam na łono powieści obyczajowej, horroru i prozy psychologicznej. Następnym (szeroko pojętym) kryminałem, który stanął na mojej drodze, był W głąb labiryntu Sigge Eklunda.


Magda zaginęła. To wiemy na pewno, choć nie mamy pojęcia kto za tym stoi. Policja podejrzewa ojca, Martina, lecz ma jedynie niejasne tropy. Åsa, matka dziewczynki, za wszelką cenę stara się dociec co stało się z jej dzieckiem, zamykając się jednocześnie przed całym światem a także własnym mężem. Czy dziewczynka jeszcze żyje? Czy została porwana, a może uciekła? Czy ktoś z otoczenia rodziców wie coś, co mogłoby pomóc w poszukiwaniach? – te pytania pojawiają się w głowie czytelnika i pozostają w niej prawie do samego końca.

W głąb labiryntu to jedna opowieść snuta przez cztery osoby: Åsę, Martina, Toma – jego bliskiego współpracownika, a także Katję – dziewczynę Toma. Tylko oni zostali dopuszczeni do głosu i tylko ich perspektywę możemy poznać. Osoba wokół której kręci się cała historia, pozostaje niema. Uwielbiam, kiedy autor wykorzystuje narrację personalną, pokazując wymyśloną przez siebie opowieść z różnych punktów widzenia. Tym razem widzimy ją także w odmiennym czasie, gdyż bohaterowie snują swoje rozważania w różnych momentach – od grudnia 2009 do marca 2011. Zwykle technika punktów widzenia ma pomóc czytelnikowi lepiej zrozumieć bohatera, jego intencje i stany psychiczne. W powieści Eklunda staje się ona sposobem na jak najmocniejsze zagmatwanie fabuły, porozrzucanie klocków na różne strony świata, by później pieczołowicie układać je w całość. Poprzez różne perspektywy czytelnik ma możliwość poznać sprawę zaginięcia Magdy z czterech różnych stron, ale także dodać pewne ‘ale’ do wykreowanej na bieżąco teorii. Każda kolejna historia, każdy następny punkt widzenia daje nam bowiem nowe tropy, które przekreślają to, o czym zdążyliśmy pomyśleć przed chwilą. Podejrzewaliście ojca? Za chwilę nakierujecie się na matkę, następnie na Toma a później Katję. I tak w kółko. Autor wykreował fantastyczny labirynt podejrzeń, w którym nietrudno się zgubić.

Powieść Eklunda nie jest typowym kryminałem. Mamy tajemnicę, owszem, mamy także próbę jej rozwiązania, a w pewnym momencie prowadzone zostaje śledztwo, choć nie jest ono zbyt konwencjonalne. Sama fabuła nie jest jednak zorganizowana wokół samej zbrodni (a może nawet jej braku, gdyż nie wiemy do końca, co stało się z Magdą), a raczej wokół stanów psychicznych bohaterów, którzy próbują radzić sobie z tragedią, życiem, pracą i swoją przeszłością. Nie każdy z naszych bohaterów zajmuje się przyczyną zaginięcia dziewczynki. Każdy z nich jednak musi zmierzyć się z samym sobą.

Właściwie o to chodzi w powieści Eklunda. Nie o małą, zaginioną dziewczynkę, lecz o przeszłość i przyszłość, o traumy i błędy popełnione w młodości. Magda gubi się gdzieś w labiryncie dociekań i samopoznania dorosłych, którzy pozornie zainteresowani są jej zaginięciem. Pozornie, bo dużo bardziej interesuje ich umartwianie się lub też sama idea poszukiwań. Czy więc w ogóle istnieje jakakolwiek szansa, byśmy poznali prawdę o zaginięciu Magdy? Cóż, przekonajcie się sami.

Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, trzeba napisać coś o zgrzytach w powieści, bo i tych tu nie zabrakło. Zauważamy je jednak dopiero na sam koniec historii snutej przez Eklunda, w momencie kulminacyjnym, który rozlewa się na cztery historie. Choć autor budował napięcie w sposób wręcz mistrzowski, sama kulminacja wyszła blado przy wcześniejszych rozdziałach. Powody przytoczone przez Eklunda były błahe, zaś sama tajemnica, która czaiła się gdzieś między stronami nie jest w stanie nasycić mojego zmysłu kryminałoholika. Niestety, o takim rozwiązaniu zagadki pomyślałam wcześniej, pomiędzy jednym a drugim rozdziałem i szybko je odrzuciłam jako niewystarczające i mało przekonujące. Widocznie autor tak nie uważał. A szkoda.

Pomimo niezbyt satysfakcjonującego końca, W głąb labiryntu Eklunda jest powieścią udaną. Wciągająca od pierwszych stron, przejmująca i ukazująca w wiarygodny sposób miejsce dziecka w dzisiejszym społeczeństwie oraz problemy człowieka dorosłego zaplątanego w codzienność i zapominającego o przeszłości, która ściga go każdego dnia, by w końcu go dopaść. 


Moja ocena: 6/10
 
Autor: Sigge Eklund
Tytuł: W głąb labiryntu
Data wydania: 27.04.2015
Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 320
Gatunek: kryminał, thriller

* tytuł recenzji zaczerpnięty został z utworu Siekiery "Między nami dobrze jest"

1 komentarz:

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)