Nieśmieszna opowieść o zmarnowanym potencjale
Z powieścią Hendersona wiązałam spore
nadzieje, sama nie wiedząc czemu. Może przez znaczący podtytuł (Zabawna
opowieść o smutnych sprawach), a może przez samą fabułę, która miała ukazać
zmaganie się z alzheimerem i chęć odejścia na własnych warunkach. Wydaje mi się
jednak, że najzwyczajniej w świecie stęskniłam się za powieścią, która
rozśmieszy mnie jednocześnie chwytając za serce, a Ostatni bus do
Coffeeville poniekąd to obiecuje. Jak skończyła się ta przygoda? Można się
tego domyślić.
Eugene, zwany przez wszystkich
Doktorkiem, jest emerytowanym lekarzem, który dawno stracił sens życia. Jego
ulubionym zajęciem jest tycie i palenie papierosów, z których jako lekarz
musiał zrezygnować. Jednak życie Doktorka zmienia się, gdy jego dawna miłość
dzwoni do niego i przypomina o obietnicy, którą Eugene złożył jej lata temu.
Powieść podzielona jest na dwie części: Podróże
w czasie i Podróże w przestrzeni. Pierwsza jest mieszaniną
teraźniejszości i przeszłości, w której Doktorek, Nancy i Bob – trójka
charakternych przyjaciół – razem starają się zmienić zacofane i nietolerancyjne
oblicze Ameryki. Dzięki ciągłym retrospekcjom autor umożliwia nam poznanie
bohaterów, za którymi niebawem podążymy w drogę po Stanach. Nie da się ukryć,
że te opowieści o studenckich czasach Eugene’a i Nancy są najciekawszą częścią Ostatniego
busa.... Jest w nich wszystko – miłość, przyjaźń, tajemnica i rozstanie, a
także odrobina politycznego zacięcia na tle rasowym. Opisana przyjemnym, lekko
dowcipnym językiem historia jest wciągającym preludium do dalszej drogi.
Henderson jednak na tym nie poprzestaje.
Do powieści wprowadza także Boba, czarnoskórego przyjaciela Eugene’a i Nancy, a
przy tym także człowieka o bardzo burzliwej przeszłości. Jego historia nie jest
już tak spójna, choć nadal czyta się ją dobrze. Gdy jednak na drodze do
głównego wątku staje nam historia życia Jacka, syna chrzestnego Doktorka
(jesteśmy już na 135 stronie), a następnie Erica, dziecka, które w żaden sposób
nie jest związane z naszymi bohaterami (od strony 187 aż do 238), zaczynamy się
zastanawiać – po co? Jedynym powodem, który przychodzi mi do głowy jest
oczywiście dodanie swojej powieści odrobiny objętości. Ten książkowy push up był
stanowczo niepotrzebny.
Podróże w przestrzeni,
czyli niejako właściwa część powieści, w której rzeczywiście otrzymujemy trochę
literatury drogi, wypada bardzo blado przy Podróżach w czasie, które,
choć nie były idealne, miały w sobie lekkość i prawdziwy potencjał gotowy do
rozwinięcia. Niestety gdzieś się to wszystko rozjechało, autor jakby zapomniał,
co chce nam opowiedzieć i skupił się na wymuszonym dowcipie zamiast na
przejmującej historii choroby i przyjaźni oraz miłości w jej obliczu. Choć
obecność chorej Nancy przypominała czytelnikowi za każdym razem, że coś w tym
sielskim obrazku podróżujących przyjaciół jest nie tak, nie był to na tyle
wyrazisty dysonans, by wprowadzić nas w stan dyskomfortu, przygnębienia czy
chociażby zadumy nad kruchością życia. A tego właśnie oczekiwałam po tej
powieści. Chciałam niewygodnej prawdy o codziennym zatracaniu się w
przeszłości, która dawno już odeszła. Chciałam słodko-gorzkiej przeprawy przez
Amerykę, która w rzeczywistości ma pokazać co dzieje się w umyśle chorej i jej
bliskich. Niestety Henderson pokazał to bardzo pobieżnie, wymijając ten trudny
temat i nie zagłębiając się w odczucia bohaterów.
Ostatni bus do Coffeeville to
powieść bardzo nierówna, z wielkim potencjałem, który nie został wykorzystany.
Momentami ciekawiła, momentami (bardzo rzadko) bawiła, jednak ani razu nie
sprawiła, że w moim oku zakręciła się łezka. Ba! nawet nie skłoniła do chwili
refleksji. Nie ma się jednak co dziwić. Bohaterowie nie wzbudzają żadnych
emocji, bo sami niewiele odczuwają, jakby autor chirurgicznie wyciął im dusze.
Moja ocena: 4/10
Autor: J.
Paul Henderson
Tytuł:
Ostatni bus do Coffeeville
Data
wydania: 24.02.2015
Wydawnictwo:
PWN
Liczba
stron: 450
Gatunek:
literatura współczesna
Ciekawie się zapowiada
OdpowiedzUsuń