Dzienne Ja, Nocne Ja i Przeszłe Ja
Kiedy widzę nazwisko ‘Carroll’, moje
serce momentalnie zaczyna bić szybciej, do oddychania potrzebuję papierowej
torby, a ręce, niczym w nerwowym tiku, same rwą mi się do kieszeni w
poszukiwaniu portfela. Nic więc dziwnego, że kiedy otrzymałam niewielką
paczuszkę (w której mogła znajdować się tylko najnowsza mini-powieść
Carrolla!), rozerwałam ją na strzępy jak wygłodniały zwierz i zaczęłam
rozkoszować się tym, co właśnie przybyło do mojego domku. A strona wizualna Ucząc
psa czytać to nie byle co. Przerażająca, dziwaczna okładka doskonale oddaje
to, co znajduje się w środku – choć dostrzegamy to dopiero po ukończeniu
lektury.
Tony to przeciętniak, facet, z którego
naśmiewają się wszyscy w pracy. Jednak pewnego dnia coś się zmienia, jego życie
ot tak staje na głowie. A wszystko zaczyna się od zegarka – największego marzenia,
które co noc pojawiało się w jego snach.
Opis fabuły jest króciutki, bo i sama
powieść (a raczej opowiadanie) ma jedynie dziewięćdziesiąt stron. Pytanie, czy
autor da radę wciągnąć w wykreowany świat i jednocześnie nie zawieść swojego
czytelnika narzuca się samo. Odpowiedź brzmi – nie. Ci, którzy Carrolla
kochają, żałują każdej minuty życia, której nie spędzają na czytaniu powieści tego
autora. Oczywiście nie będą zbyt zadowoleni, gdy ich przygoda z nową książką
zakończy się po godzinie. Ci, którzy go nie znają, zostaną wepchnięci w
oniryczną opowieść, która jest wręcz kwintesencją Carrolla. Biedacy nie będą w
stanie tego dostrzec i, prawdopodobnie, książkę odłożą i zapomną o niej. Przygotujcie
się więc na zwód – nie otrzymacie powieści swoich marzeń. Być może jednak
będzie to powieść waszych snów.
Ucząc psa czytać to
historia na wskroś carrollowska, pełna sennych rojeń, które okazują się tak
samo prawdziwe, jak rzeczywistość. W której metafizyka pojawia się niezauważenie
i nadaje ton całości. Nie brak także historii miłosnej, która, jak przystało na
tego amerykańskiego autora, musi być niekonwencjonalna i zaskakująca. I
oczywiście mamy także bulteriery, choć tym razem w dziwnym połączeniu z
nosorożcami. Carroll pokazuje się ze strony, którą doskonale znamy, dając swoim
fanom kawałek siebie, jednak nie zapominając o dodaniu czegoś nowego,
pociągającego.
Analizując utwór Carrolla powracałam raz
za razem do motta, które wprowadza nas w jego powieść: Nie pamiętamy snu,
ale sen pamięta nas. Ten króciutki wers z wiersza Lindy Pastan doskonale
oddaje nie tylko klimat opowiadania, ale także kryje pewne drogi
interpretacyjne. Ucząc psa czytać jest bowiem łudząco podobne do
pięknego, niesamowitego snu, który pomimo zawiłości i nieprawdopodobnych
wydarzeń zdaje nam się cudownie logiczny. Oczywiście dopóki śnimy. Przebudzenie
jest traumatyczne nie tylko ze względu na ostateczne pożegnanie ze światem
marzeń, ale także dlatego, że pewna cześć nas samych już od chwili otwarcia
oczu zaprzecza prawdziwości tego, co przed chwilą było tak namacalne. Carroll,
jakby z myślą o wszystkich śniących, stworzył więc powieść o fabule porwanej i
przeskakującej z miejsca na miejsce. Powieść krótką i kończącą się w miejscu, w
którym na pewno nie chcielibyśmy kończyć naszej przygody z poznanym przez nas
światem. Szalenie logiczną, gdy jest się w niej całym sobą i całkowicie
nieprawdopodobną, gdy już się ją opuściło. W pewnym sensie skończoną, choć tak
niedokładną. Brak w niej rysów twarzy, brak opisów, brak precyzji. Jest za to
pies Tuńczyk, otwieracz do puszek i Gorbog. Czyż nie brzmi to jak sen? Sen, który
o nas pamiętał i zmaterializował się w formie książki.
W utworze Carrolla jest oczywiście dużo
więcej – autor daje tropy, zmusza do zastanowienia się nad poruszonymi kwestiami
i odpuszcza, by czytelnik sam wgryzał się w treść. Choć nie ma jej zbyt wiele,
nie zniechęcajcie się, odnajdziecie coś, nad czym trzeba będzie chwilę
pomedytować.
Choć motto powieści otwiera nam pewną
furtkę, mnie dużo bardziej zainteresował inny wers z tego samego utworu Lindy
Pastan: But what we want
appears in dreams, wearing disguises. Nasze pragnienia, potrzeby – one wszystkie
znajdują swoje odzwierciedlenie w snach nawiedzających nas co noc. Choć
przychodzą do nas w przebraniu, czasem jesteśmy w stanie rozpoznać, co nasz
umysł pragnął nam przekazać. Czy senna powieść Carrolla ukazała Wam coś czego
pragniecie? Nie? Być może musicie lepiej szukać.
Moja ocena: 7/10
Autor: Jonathan Carroll
Tytuł: Ucząc psa czytać
Data wydania: 21.04.2015
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 98
Gatunek: jedyny w swoim rodzaju
Miałem jedno podejście do zachwalanego Carrolla, bodaj to były "Białe jabłka" i niestety nie dobrnąłem do końca. Facet ma bardzo intrygujące pomysły, ale realizacja była taka sobie
OdpowiedzUsuńCarroll jest jednym z najbardziej specyficznych pisarzy, jakich poznałam i trzeba mieć do niego sporo cierpliwości. "Białe jabłka" wpisują się w bardziej metafizyczny, oniryczny styl pisarza i nie każdemu wydadzą się choć trochę sensowne. Radziłabym zacząć Ci od "Krainy chichów" - to magiczna, piękna i pełna emocji książka. Chyba jedna z lepszych.
UsuńW takim razie spróbuję jeszcze jedno podejście :)
UsuńSpróbuj, mam nadzieję, że nie pożałujesz. Ja "Krainę chichów" połknęłam w jeden dzień i była to niezapomniana przygoda :)
Usuń