Sama przeciw wszystkim
Niewielu jest autorów, którzy – tak jak Roth – są w stanie rozbudzić we mnie tak silne i skrajne emocje. Czytanie jego powieści jest emocjonalnym odpowiednikiem maratonu: męczy choć zostawia nas z poczuciem głębokiej satysfakcji. Kiedy była porządną dziewczyną to właśnie taki intelektualny bieg (może nawet z przeszkodami). Męczy, boli, zmusza do łez rozpaczy. Jednak gdy już jesteśmy na mecie wiemy, że było warto. Że taki wysiłek to rzadki przywilej.
Lucy nie poddaje się nigdy, chociaż życie
kopie ją niemiłosiernie. Pierwszy i najdotkliwszy cios zadał jej ojciec – pijak
i awanturnik, który winę za wszystkie swoje niepowodzenia zrzuca na żonę,
podręcznikową wręcz niewolnicę w tym związku. Dlatego właśnie Lucy dorasta w
przekonaniu, że słabość jest jej największym przeciwnikiem, uczuciem, na które
ją nie stać. Jednak samotność łatwo przedziera się przez wszelkie
zabezpieczenia, zwłaszcza w wieku nastoletnim. Pierwsza miłość? Być może, choć
w przypadku Lucy było to raczej zachłyśnięcie się uwagą, jaką poświęcał jej
Roy. Kazał jej zaufać, więc zaufała. To nie mogło skończyć się dobrze.
Kiedy
była porządną dziewczyną jest powieścią, która potrafi wywołać
wewnętrzny kryzys nawet u najbardziej zatwardziałych analitycznych czytelników.
Zbyt wiele w niej emocji, by móc skupić się na zwykłym literackim
podglądactwie. Ale także zbyt wiele niuansów, które rzucają się na nas od razu
po rozpoczęciu lektury, by móc dać się porwać uczuciom bez większego
zastanowienia. Dlaczego Roth rozpoczyna swoją historię od wspomnień związanych
z upośledzoną siostrą dziadka Lucy? Dlaczego najpierw poznajemy koniec
historii, by dopiero później dowiedzieć się, czemu młodą dziewczynę spotkał tak
tragiczny los? To pytania, które musimy sobie zadać, bo zmusza nas do tego sam
autor i konwencja, jaką przyjął. Roth igra z czytelnikiem i wychodzi mu to
doskonale. Cały czas testuje nie tylko naszą wnikliwość, ale także
empatię, gdyż Lucy nie należy do bohaterek, które kocha się od pierwszego
zdania. Jest młoda, skonfliktowana z całą rodziną, ambitna i marząca o ucieczce
z małego miasteczka, silna, egoistyczna, despotyczna, ale także dobra, naiwna
i kochająca. Jednak miłość również jest słabością, o czym dziewczyna przekona
się w najbardziej bolesny ze sposobów.
Lucy jest najważniejszą postacią w
powieści, Roth oddaje jej głos i pozwala nam poznać jej perspektywę. Jednak
bohaterka nie byłaby dla niego tak interesująca, gdyby nie całe zaplecze
emocjonalne, przeszłość oraz relacje rodzinne, które tworzą swojego rodzaju
ramę dla powieści, a klatkę dla Lucy. Klatka w pewnym momencie powiększa się, lecz dziewczyna nigdy z niej nie wychodzi. Najpierw więziona przez rodziców,
nadopiekuńczego dziadka i surową babkę, później szybko przechodzi w świat
dorosłych. Wchodzi w poważny związek, który daje jej poczucie bezpieczeństwa i skłania
to tego, by na chwilę opuścić gardę. Kończy się to tak, jak można się
spodziewać: ciążą, ślubem, zawodem, płaczem, poczuciem, że życie właśnie się
skończyło. Jednak Rothowi przez cały czas przyświeca jedno pytanie: Lepiej
walczyć czy odpuścić i wpisać się w obraz szczęśliwej rodziny? To Lucy daje nam
odpowiedź, choć w tym wypadku jest to konflikt tragiczny, a z tego, jak wiadomo,
nie ma dobrego wyjścia.
Roth wiele uwagi poświęca życiu młodego
małżeństwa, któremu daleko od sielanki. Roy okazuje się nieodpowiedzialnym,
zdziecinniałym mężczyzną, którym rodzina może z łatwością manipulować. Jego
relacja z Lucy od początku opiera się na szczeniackich marzeniach o wyzwoleniu,
zwłaszcza seksualnym, którym Roy karmiony był w wojsku. Jednak konflikt między
młodymi nie jest aż tak pasjonujący jak ten, który rozgrywa się na drugim
planie: konflikt pomiędzy moralnością mieszczańską a zwykłym pragnieniem
czynienia dobra i otrzymywania go w zamian. Roth kreśli obraz wręcz toksycznej
małomiasteczkowej klasy średniej, zorientowanej jedynie na puste słówka i
szybkie bogacenie się. Lecz pieniądze nie są dla nich tak ważne, jak dobre
imię – przywilej otwierający wszelkie drzwi. Lucy tego właśnie brakuje.
Zszargała swoje imię jeszcze jako nastolatka, kiedy odważyła się zadzwonić na policję, gdy
jej pijany ojciec krzywdził matkę. Ten jeden telefon – ostro skrytykowany przez
dziadków, wyśmiewany przez kolegów w szkole, zapamiętany przez
wszystkich – skreślił Lucy z listy porządnych dziewczyny. Roth tym prostym
elementem ukazał całą moc, jaka tkwi w jego historii. Skonfrontował bierność i
życie w kłamstwie z aktywną walką o własną godność. I, jak zwykle u tego autora,
wynik pojedynku nie napawa optymizmem.
Dawno już nie miałam takiego problemu z
wysmarowaniem chociażby kilku zdań. Napisałam prawie cały tekst, który po
przeczytaniu okazał się stanowczo zbyt emocjonalny. Skasowałam go bezlitośnie.
Teraz też nie jestem zadowolona, jednak daruję sobie wściekłe wciskanie
backspace’a. Bo właśnie taka jest powieść Rotha – cokolwiek się o niej nie
napisze, to będzie za mało.
Moja ocena: 8,5/10
Za ten cudowny emocjonalny rollercoaster dziękuję
Autor: Philip Roth
Tytuł: Kiedy była porządną dziewczyną
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 392
Tę książkę mam na półce do przeczytania /teraz wiadomo - Millenium ;)/, słyszałam ,że jest nietypowa jak dla Rotha - zrobił kobietę swoim bohaterem głównym. Nie sądziłam jednak, że budzi aż takie emocje. Zajrzę do niej jak najszybciej, bardzo lubię Rotha.
OdpowiedzUsuńO proszę, a ja Lagercrantza jakoś nie tykam. Mam za duży sentyment do trylogii Larssona :).
UsuńOwszem, jest nietypowa - Roth zwykle zajmuje się ośmieszaniem mężczyzn. A tu proszę, kobieta główną bohaterką. I to nie byle jaka kobieta, młoda dziewczyna z toną marzeń. Przyznaję, że podeszłam do powieści bardzo emocjonalnie z osobistych powodów, ale nie wydaje mi się, żebyś się na niej zawiodła.
Zgadza się, Lagercrantz nie umywa się do Larssona, ale i tak jest to według mnie lepsza literatura niż większość tego gatunku.
UsuńMam na półce poprzednią część, ale jakoś jej unikam. Jak najdzie mnie ochota na kryminał, będę musiała o niej pomyśleć :).
Usuń..wiesz co Olgo, nie czytaj ;)
UsuńAż tak źle? Uh szkoda...
UsuńChętnie skonfrontuje tę książkę z tym co już wiem o tej "Lucy" z poprzednich książek Rotha, a wiem, że podobno to niezłe ziółko, ale czyżby Roth tym razem próbował ją zrozumieć, a nie tylko szkalować. Ciekawe.
OdpowiedzUsuńHmm a czy mogłabyś mi napisać, w których powieściach pojawia się Lucy? Czytałam tylko 5 książek Rotha i zupełnie nie pamiętam, by ta postać się tam pojawiała. Wiem tylko, że postać Lucy jest inspirowana żoną Rotha.
UsuńW każdym razie Roth próbuje ją zrozumieć - ją i jej otoczenie. Wychodzi z tego kawał dobrej prozy.
"Kompleks Portnoya" i "Mój wiek męski"
UsuńDziękuję :). Czytałam "Kompleks Portnoya", ale lata temu i zupełnie nie pamiętałam, że Lucy się tam znalazła.
UsuńJak dobrze, że nie skasowałaś tej recenzji, bo wyśmienicie się ją czytało, naprawdę. Nabrałam chęci nie tylko na tę książkę, ale w ogóle na twórczość Rotha, bo też chciałabym poznać ten wachlarz emocji. Od czego poleciłabyś mi zacząć??
OdpowiedzUsuńBardo mnie to cieszy, chociaż naprawdę miałam z nią wielki problem. Nie lubię pozwalać emocjom, by panoszyły mi się w tekście, ale tu nie dało się inaczej.
UsuńWłaściwie mogłabyś zacząć właśnie od tej powieści, ale jest dość nietypowa jak na Rotha - bohaterką jest kobieta i w dodatku nie-Żydówka. Więc proponowałabym "Wzburzenie" na pierwszy ogień. Bohater również jest młody, lecz - w przeciwieństwie do Lucy - pragnie spełnić wszelkie pokładane w nim nadzieje rodziców.
Moim zdaniem emocje w tekście są okej pod warunkiem, że nadal pojawia się argumentacja. U Ciebie tak właśnie jest, więc nie musisz sobie nic zarzucać :)
UsuńSuper, dziękuję za polecenie, na pewno rozejrzę się za "Wzbudzeniem" jak będę planować kolejne zakupy. Ach, mógłby już być październik :P
Uff, no dobra, skoro tak mnie uspokajasz, to już sobie odpuszczam :). Dzięki :).
UsuńHehe październik już coraz bliżej. A poza tym jak we wrześniu kupisz jedną, malutką, malusieńką książkę, to chyba nic się nie stanie ;).
Uła. Kolejny Roth, a ja od czasu "Teatru Sabata" nadal nie sięgnęłam po "Wzburzenie", które mi wtedy polecałaś. "Kiedy była porządną dziewczyną" również brzmi bardzo ciekawie, zarówno za sprawą toksycznego małomiasteczkowego środowiska, które portretuje Roth, jak i, a może nawet szczególnie, z powodu tych wszystkich emocji, które wzbudza. Fascynuje mnie to tym bardziej, że we mnie nie jest łatwo wzbudzić silnych emocji, co czasem lubię, bo mogę bardzo wiele rzeczy na chłodno ocenić, ale niekiedy mi bardzo brakuje zwykłego poddania się emocjom i przeżywania wszystkiego wraz z bohaterami.
OdpowiedzUsuńLista lektur się rozciąga, więc zupełnie się nie dziwię, że "Wzburzenie" nadal czeka na swoją kolej. Zresztą widziałam Twoje ostatnie zakupy i widzę, że masz co czytac :).
UsuńJa również staram się trzymać nerwy na wodzy, ale tu się nie dało. Potraktowałam tę powieść bardzo osobiście, więc to pewnie dlatego wywołała we mnie aż tak wiele emocji. Pomimo to uważam, że to genialna powieść - doskonale pokazuje, jak bardzo wpływa na nas dzieciństwo i jak trudno walczyć z samym sobą.
Tak, ale dużo z tych lektur to książki "na kiedyś", kupione bo nakład może się skończyć (np. UW z Maga :P). Jednak teraz coraz bardziej zaczynam tęsknić do jakieś mocnej, amerykańskiej prozy, tylko nie wiem, czy to będzie Roth, Miller, Bukowski czy ktoś jeszcze inny.
UsuńNo tak, osobisty odbiór rzeczywiście wywołuje wiele emocji i czasem utrudnia rzetelne napisanie o książce (choć Ty naprawdę nie masz się czym przejmować), jednak z drugiej strony przecież w literaturze chodzi również o wzbudzanie emocji, więc w sumie dobrze, że tak wyszło. :)
No, jak tęskno Ci do mocnego amerykańskiego uderzenia, to Roth będzie jak znalazł ;).
UsuńOwszem, jeśli literatura nie wzbudza emocji, to znaczy, że coś poszło nie tak. Albo nie taki był zamysł autora/ki. Ale czasem wolałabym wyłączyć uczucia i bardziej skupić się na rzetelnej analizie ;).
Straciła dobre imię, bo próbowała zapobiec biciu matki przez ojca??? Kiedy to przeczytałam, zrobiło mi się jej bardzo żal. Niełatwo być dobrym w takim środowisku, z jakiego się wywodziła. Dobrzy ludzie uważani są tam za naiwniaków, idiotów lub wrogów. Na pewno sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie. Kiedy czytałam, jak dziadek tłumaczy jej, że swoje sprawy załatwiamy w domu, bez narażania rodziny na pośmiewisko, aż się we mnie zagotowało. Lucy patrzy na świat zero-jedynkowo, dlatego tak trudno jej odnaleźć się w rzeczywistości, która pokazuje, że moralność może być kwestią dość śliską.
UsuńJestem ciekawa Twojego zdania :).
Ten wrzesień będzie mega widzę. Droga królów, Irving, Roth, który mi idzie do domu. Cieszy kolejna, tak pozytywna recka, bo jedyne co czytałem to "Kompleks Portnoy'a" i jeszcze tak zdania wyrobionego o autorze nie mam. Wydaje mi się jednak, że to te same zaplecze co Irving właśnie czy McCarthy i się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Wrzesień jest cudowny - ja właśnie czytam kolejną niesamowitą powieść, chociaż nie sądzę, żebyś był zainteresowany. Chociaż jest tam sporo historii...
UsuńCzekam w takim razie na Twoją opinię. Myślę, że Rothem się nie zawiedziesz. Jeśli po dość dziwnym "Kompleksie Portnoya" masz ochotę na ciąg dalszy, to jest dobrze ;).
Zależy jakiej historii. :)
UsuńNo "Kompleks" był mega taki zakręcony, ale po Irvingu i Palahniuka niewiele jest w stanie mnie zaskoczyć i zacząłem inaczej patrzeć na taką prozę. :)
Temat kręci się wokół Hiroszimy. Ale raczej nie polecam - nadal czytam, zmęczyć nie mogę i chociaż mowa o istotnych dla mnie kwestiach, to jednak w sposób tak pretensjonalny, że trudno to strawić.
UsuńHehe myślę, że masz rację - jesteś już uodporniony na dziwną literaturę ;). Poza tym sam teraz widzisz, jak wiele zalet ma taka proza.
No to nie dla mnie jednak.
UsuńAno, ale powiem Ci, że czytam teraz tego "Syna cyrku" i nie potrafię się w to wgryź, jakieś to takie dla mnie zbyt przegadane, niby sprawa się kręci wokół morderstwa, to takie coś nowego u Irvinga, bo to pod kryminał podchodzi, ale przy tym Irving też zbacza w bok przybliżając inne jednostki i ich historie i tak powiem Ci, że czytam, bo czytam, ale bez szału. I generalnie ostatnio coś tak szału nie ma: Uwolnić niedźwiedzie - przeciętne, Czwarta ręka - szału nie zrobiła, teraz ten Syn cyrku wychodzi na to, że będzie mi się dłużył.
Niestety można się było tego spodziewać - skoro Irving przynosi tak wiele zachwytów, to prędzej czy później musi zawieść. I tak dzieje się teraz, chociaż nie są to jakieś wielkie upadki. Po prostu nie jest to jego najwyższy poziom. Oby niedługo Prós wydał coś, co zachwyci :).
UsuńAle wiesz co, przez weekend trochę więcej tych stron ogarnąłem i polepszyło się, Ten początek taki dziwny, zresztą to też nieco inny Irving niż znasz, bo jest na przykład historia kryminalna i rzecz się dzieje w Indiach. Pojawiły się znowu absurdalne, komiczne sceny i zabawne dialogi, które momentami rozsadzają mi pychol, więc jest dobrze. :D Ustawiłbym tak na poziomie między słabszymi (Uwolnić niedźwiedzie, Czwarta ręka) a najlepszymi (Garp, Hotel).
UsuńNie ma co, zachęcający opis :) dla dobrej historii jestem w stanie podjąć się maratonu :D
OdpowiedzUsuńW takim razie szykuj się na jazdę bez trzymanki ;).
UsuńNajbardziej zastanawia mnie obraz takiej prowincji, o której piszesz, toksycznego środowiska, z którego chce się tylko uciec, zanim cię zje. Im dalej czytałam Twoją recenzję, tym bardziej książka zaczynała mnie interesować. :) Z pewnością poświęcę w końcu jej uwagę.
OdpowiedzUsuńRoth jest mistrzem w ukazywaniu toksycznych relacji, ale zwykle kręci się to wokół tematu żydowskiego. Tym razem skupia się na innym problemie, na problemie moralności. Tej chorej, tłamszącej, małomiasteczkowej właśnie. Mam nadzieje, że znajdziesz na nią czas :)
UsuńChyba najwyższy czas wrócić do Rotha :) Choć nie wiem, czy jestem gotowa na emocjonalny rollercoaster. Zakłamana małomiasteczkowa moralność to ciekawy temat - nie wiem, jak dorosłego można cały czas postrzegać przez pryzmat jego młodzieńczych błędów, które z perspektywy ogólnej wcale błędami nie są. Jestem ciekawa jak Roth poradził sobie z tym zagadnieniem :)
OdpowiedzUsuńOj tak! Cieszę się, że Literackie zabrało się za wznowienia, bo dzięki temu Roth znowu zapanował na wielu blogach. I nie dziwię się - jego książki robią ogromne wrażenie, choć jest to pisarz nietypowy.
UsuńNajlepsze w tej powieści jest to, że nie ma tam mowy o czarno-białym postrzeganiu rzeczywistości, a Lucy właśnie tak patrzy na świat. Można się domyślić, jak ten konflikt się skończy.
A właśnie lubię takie teksty pełne emocji, szczególnie dobrze napisane. :) Czasami są dla mnie dużo lepszą rekomendacją niż zwykła analiza, bo pokazują, że książka żyje i działa na czytelników.
OdpowiedzUsuńMam twórczość Rotha gdzieś z tyłu głowy od czasu szumu wokół "Amerykańskiej sielanki", jednak ostatnio tak się zakręciłam wokół książek nieamerykańskich, że aż żal jest wracać do tego, co już znam. Z drugiej strony piszesz o tej książce w taki sposób, że chciałabym ją przeczytać od razu. ;)
To cieszę się bardzo:). Ja wolę trzymać nerwy na wodzy, ale czasem po prostu się nie da. Widziałam, że zabrałaś się za literaturę azjatycką, a teraz Borges był na tapecie, więc rzeczywiście ta Ameryka zeszła na dalszy plan :). Jednak Roth to jeden z tych autorów, których szkoda nie poznać. Na Twoim miejscu z pewnością nie porzucałabym tych nieamerykańskich książek na rzecz jakichś niesprawdzonych nowości. Ale Roth to jednak klasa - nie bez powodu myśli się o nim jako o kandydacie do literackiego Nobla ;).
Usuń