Ta, która nosi w sobie śmierć
O bólu, samotności, stracie, inności, mówi się na tak wiele różnych sposobów – krzykiem, płaczem, śmiechem, rozedrganiem. Odróżnia je język opowiadającego i jego umiejętność do przekazania nam emocji lub tego, co kryje się na ich powierzchni. Przedstawia swoje wnętrze bądź zewnętrze, by lepiej uchwycić świat, w którym istnieje. Jak jedną z takich historii opowiedziała Marina Perezagua?
Yoro
to
spowiedź, wyznanie winy ale także opowieść o życiu istoty, która przeżyła
więcej, niż można udźwignąć. Nazywa siebie H, gdyż w języku hiszpańskim ta
litera jest niema. H postanawia mówić głosem wszystkich tych, których nie
słuchano, którym kazano milczeć. Jej historia rozpoczyna się ogniem, sama
narratorka zaś śmiało mówi, że zabiła człowieka. Dlaczego? Wszystko to wiąże
się z mężczyzną, którego poznała w Nowym Yorku. Okazał się byłym wojskowym,
który poszukuje swojej córeczki, Yoro. H zaufała Jimowi, pokochała go na tyle,
by opowiedzieć mu o swojej przeszłości. O Little
Boy’u, który zabił jej rodzinę oraz całkowicie zniszczył genitalia H. O
tym, że była kobietą uwięzioną w ciele mężczyzny, aż do czasu, gdy bomba
skupiła całą swoją moc na jej kroczu, unicestwiając niechcianego członka.
Historia gwałtu zadanego ludzkości, wojen,
kolektywnego opłakiwania zmarłych i wspólnego lęku przed śmiercią, łączy się z
historią jednostki – zagubionej, innej, kobiety, która nadal myśli o swoim
oderwanym penisie, choć nie czuje po nim bólów fantomowych. Yoro to powieść o bolesnej tkance
rzeczywistości, której jednak nie chcemy dostrzec. Jest zbyt kłopotliwa, zbyt
nieprawdopodobna, gdy spoglądamy na nią z wygodnych foteli w naszych domach.
Perezagua, posługując się postacią tytułowej Yoro, mówi także o opresyjności
władzy. Przedstawiając nam dziewczynkę, oddaną wojskowemu na wychowanie przez 5
lat, by później przekazywać ją dalej kolejnym rodzinom, ukazuje bezwzględność
systemu, ale także przeciwstawia ją sile prawdziwej bezinteresownej miłości. H
nigdy nie widziała Yoro, natomiast Jim spędził z nią tylko 5 lat. Ich życie
zmienia się jednak w wieczne poszukiwanie dziewczynki, a później kobiety, o
której nie wiedzą prawie nic. Nie jest to jednak podróż dla samej podróży –
realnym celem jest dziecko, wielkie pragnienie H, która pozbawiona została
możliwości zostania matką lub ojcem.
Zresztą kwestia rodzicielstwa zdaje się
być jedną z istotniejszych w powieści. H, podczas poszukiwań Yoro, zaczyna czuć
rosnący brzuch. Tej urojonej ciąży możemy się spodziewać dość szybko –
Perezagua w tytułach rozdziałów rozpoczyna odliczanie do porodu. Początkowo
domyślamy się, że jest to jedynie odpowiedź kobiety na wołanie dziecka.
Dziecka, którego nigdy nie widziała. Autorka z macierzyństwa czyni nie tylko
największe marzenie bohaterki, ale także dopełnienie jej kobiecości, ostateczny
sygnał, że rodzice i lekarz pomylili się, wybierając płeć H, jednak Little Boy nie popełnił tego błędu.
Chociaż Yoro tak śmiało porusza istotne, palące kwestie naszego świata oraz
problemy skonfliktowanej z nim jednostki, Perezagua nie daje rady utrzymać jej
w ryzach. Początkowo powieść nosi znamiona lektury wręcz genialnej –
drobiazgowej i doskonale przemyślanej konstrukcyjnie – jednak szybko staje się
przesadzona w każdym calu. Przede wszystkim językowo, bo niestety Perezagua
popada w tak dramatyczne tony, że niejednokrotnie trudno nie zauważyć
śmieszności i sztuczności stylu autorki. Pretensjonalność wręcz wylewa się z Yoro, przez co lektura utworu staje się
nieznośna. Czytelnik bardziej skupia się na wiecznych stanach lękowych
bohaterki, jej zagłębianiu się we własną świadomość, niż na… no właśnie, na
czym? Autorka tak chętnie wyciąga z rękawa kolejne tematy, że trudno jest
zorientować się, który z nich jest tym najistotniejszym. Szkoda, bo Perezagua
pokazała, że jest autorką o sporej wrażliwości. Niestety to nie wystarczy, by
poradzić sobie z tak ważką problematyką.
Moja ocena: 4/10
Za tę skomplikowaną, słodko-gorzką lekturę, dziękuję
Autorka: Marina Perezagua
Tytuł: Yoro
Data wydania: 12 września 2017
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Kurczę. Ta książka łączy wiele trudnych tematów, które już same w sobie byłyby ciekawe, z moim ukochanym motywem tożsamości płciowej. I teraz nie wiem, czy czytać ją dla tego motywu czy jednak sobie odpuścić.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - dlatego możesz się domyślić, jak bardzo byłam zła i sfrustrowana, że jednak nie wyszło. Bo tyle dobrego mogło z tej książki wyjść! Powiem tak: zaryzykuj. Widziałam pozytywne recenzje tej powieści i myślę, że wiele osób będzie ją sobie chwalić. Może akurat znajdziesz się w tym gronie :).
UsuńNo dobrze - to zaryzykuję. :)
UsuńCzytając Twoją recenzję zastanawiałam się, co napisać w komentarzu do tekstu - tematyka książki wydaje się mocno skomplikowana i wielopłaszczyznowa. Szkoda, że finalnie poszło to w zbyt duży patos, skoro zapowiadało się genialnie.
OdpowiedzUsuńOwszem, jest wielopłaszczyznowo - aż nadto. Niestety nie wyszło, choć, jak pisałam Zuzie powyżej, jestem przekonana, że wiele osób uzna tę powieść za genialną. Może niektórych patos aż tak mocno nie gryzie.
UsuńAż się nie spodziewałam ostatniego akapitu. Czytam, czytam i myślę sobie, rewelacyjna książka, świetna tematyka - a tu bach, ocena 4 i dość mocna krytyka. Szkoda, bo książka wydaje się mieć spory potencjał.
OdpowiedzUsuńW takim razie z pewnością domyślasz się, jakim policzkiem była dla mnie ta powieść. Tematyka genialna, a wykonanie... no właśnie. Jeśli opowiadania autorki pojawią się w Polsce, przeczytam je z pewnością. Bo może to z "Yoro" coś poszło nie tak. Albo ja jestem zbyt krytyczna ;).
UsuńJuż po przeczytaniu recenzji mam wrażenie, że ta powieść jest lekko przeładowana. Tematyka wydaje mi się fenomenalna, może poza kwestiami wojennymi, jednak w źródłach bólu i niejednoznaczności chyba można się tutaj pogubić.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, to wyobraź sobie samą książkę ;). Bardzo mocno się zawiodłam, bo liczyłam na oryginalną, odważną powieść. Wyszło kiepsko, ale autorki nie skreślam. Choć jej pretensjonalność mnie dobiła.
Usuń