Pustka za zamkniętymi drzwiami
Burzliwa przeszłość to niesamowicie wdzięczny temat dla autora. Można oprzeć na niej całą opowieść, wracać do niej w serii reminiscencji lub najzwyczajniej w świecie wspomnieć ją od czasu do czasu, by nadać historii kolorytu. Można też na siłę wcisnąć ją w powieść, tworząc przy tym otoczkę tajemniczości, która wypala się z sykiem w zderzeniu z przeciętnością fabuły. Domyślcie się, którą drogą poszła Tessa Hadley.
Czwórka rodzeństwa, dwójka dzieci, dwójka
nastolatków i jedna nowa żona – wspólny urlop na spokojnej, angielskiej wsi
może okazać się prawdziwą katastrofą. To jednak ich ostatni pobyt w starym
domku odziedziczonym po dziadkach. Tu zakończyłby się mój opis fabuły, gdyż
powieść nie przynosi nam dużo więcej. Wydawnictwo jednak dodało od siebie
magiczne zdanie: „Dom pełen jest bolesnych wspomnień, lecz choć przeszłość
przypomina o sobie na każdym kroku, bliskim trudno się z nią rozstać”.
Naprawdę? No cóż, mam odmienne zdanie na ten temat.
Powieść Hadley jest przede wszystkim
miałka, boleśnie i dobijająco nijaka w każdym aspekcie – od kreacji bohaterów,
przez świat przedstawiony, dialogi, styl autorki aż po samą fabułę. Ta
przeciętność rzuca się na nas już od pierwszych stron, choć czytelnik nadal ma
święte prawo uważać, że Przeszłość go
wciągnie, a na koniec może nawet wypluje – rozmemłanego, zasapanego, ale
zadowolonego. Nic z tych rzeczy! Hadley może co najwyżej wywołać grymas
niezadowolenia, ciche westchnięcie i smutne pokręcenie głową po skończeniu
lektury. Szkoda, wielka szkoda.
Przeszłość
opiera
się na bardzo prostym koncepcie – grupka ludzi (w tym przypadku oddalająca się
od siebie rodzina) zostaje „zmuszona” do wspólnego spędzania czasu na
niewielkiej przestrzeni. Krajobraz jest sielski, dom stanowi doskonale znane im
miejsce, a zatem dekoracje, w których autorka postanowiła umiejscowić rodzinny
dramat, są przyjazne, pozbawione elementu niepokoju czy obcości. Ową obcość
miało wprowadzić samo rodzeństwo, wszystkie dzielące ich cechy, wspomnienia,
aspiracje i życie prywatne, które – właściwie w przypadku każdego nich – jest małą porażką. Niestety do tego
trzeba było pogłębionej psychologii postaci, której Hadley nam nie
oferuje. Każdy z bohaterów został potraktowany po macoszemu, z odrobiną uwagi,
która szybko rozmywa się na rzecz kolejnych zajść. Mogłabym powiedzieć, że jest
to spowodowane zbyt dużą ilością postaci, jednak wydaje mi się, że wina tkwi
bardziej po stronie autorki i jej braku umiejętności budowania wiarygodnych
portretów psychologicznych. Problemy rodzeństwa są sztampowe – samotność,
poczucie odmienności, brak samodzielności – jednak można było wykorzystać je
lepiej, pogłębiając ich znaczenie w życiu Alice, Harriet, Fran i Rolanda. Wtedy
Przeszłość stałaby się powieścią o
braku komunikacji pomiędzy członkami rodziny, borykającymi się z własnymi
ograniczeniami. Zamiast tego zostaje nam przedstawiona plejada nic
nieznaczących gestów i słów, które gubią się w chaosie uogólnień.
Kolejnym problemem Przeszłości jest wątek dziecięco-nastoletni. Młodsi bohaterowie
powieści również dostali swoje 5 minut, jednak trudno jest połączyć ich
historię w sensowną całość. Nastoletnia córka Rolanda i syn byłego partnera
Alice nie wnoszą do fabuły zupełnie nic. Błąkają się jedynie po okolicznych
lasach, posyłają sobie pożądliwe spojrzenia i rozmawiają o niczym lub nie
rozmawiają w ogóle. Molly w tym czasie nie myśli, Kasim myśli o tym, jak bardzo
Ona jest delikatna i nieskomplikowana. On również nie jest zbyt skomplikowany,
choć autorka na siłę wciska nam wizję inteligentnego młodzieńca
skonfliktowanego ze społeczeństwem. Kolejny wątek, związany z małymi dziećmi
Fran, jest dużo ciekawszy, a nawet niepokojący, choć niestety również
niewykorzystany. Ivy i Arthur odwiedzają stary, walący się dom, w którym
znajduje się truchło psa sąsiadów i pornograficzne pisemka. Dzieci wracają tam
niczym zahipnotyzowane, składając potajemnie ofiary dla „kobiet”. Eros i
Tanatos – przecież to wprost wyciągnięte z teorii Freuda! Szkoda tylko, że
problematyka budzącej się seksualności i bliskiej człowiekowi śmierci,
najzwyczajniej w świecie spada na dalszy plan powieści. To już drugi trop
literacki, którym Hadley mogła pójść i osiągnąć znacznie więcej, niż to, czym w rezultacie
okazała się Przeszłość.
Autorka poległa także w kwestiach stricte
technicznych – jej styl, tak samo jak sama fabuła, niczym się nie wyróżnia.
Bogactwo językowe? Piękne opisy? Przenikliwe dialogi? Nic z tych rzeczy. Hadley
po prostu przepływa z jednego zdania w drugie, czasem z małym zgrzytem, czasem
bez niego. Czyta się ją sprawnie, choć bez większego zastanowienia, jakby w
zapisanych słowach nie kryło się znaczenie. Jednak to nie sam styl jest
największym problemem Przeszłości.
Jest nim wprowadzenie niepotrzebnego rozdziału, cofającego nas do 1968 roku, by
przyjrzeć się życiu matki Alice, Fran, Harriet i Rolanda. Chociaż fragment ten
dotyczy jedynej „mrocznej tajemnicy” rodziny, wychodzę z założenia, że autorka
wstawiła go tylko po to, by rozciągnąć trochę swoją powieść. Bo, prawdę
powiedziawszy, wielki sekret nie zmienia zupełnie nic w relacjach rodzeństwa,
nie zmienia także naszego nastawienia do bohaterów. Jest tylko kolejnym pustym
elementem tej niby układanki.
Moja ocena: 3/10
Prawie zapomniałam podlinkować blogi, na których znajdziecie opinie innych blogerów. Dużo bardziej pozytywne ;)
Za wycieczkę na angielską wieś, na której nie ma tajemnic, dziękuję
Za wycieczkę na angielską wieś, na której nie ma tajemnic, dziękuję
Autorka: Tessa Hadley
Tytuł: Przeszłość
Data wydania: 17.08.2017
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 352
Z tego co piszesz to potencjał tej książki rzeczywiście niewykorzystany. Gdyby było lepiej, pewnie bym chciała przeczytać, mogło być ciekawie biorąc pod uwagę to rodzeństwo. W każdym razie ciekawie było przy czytaniu recenzji, wstęp taki obiecujący a ostatnie zdanie mnie sprowadziło na ziemię :D
OdpowiedzUsuńOj bardzo, jestem pewna, że autorka mogłaby napisać z tego minimum dwie inne książki, które byłby dużo lepsze. Ale tego nie zrobiła :/.
UsuńAle może powinnaś spróbować, jeśli książka wpadnie Ci w ręce? Wiesz jak ja się czepiam ;), może Ty znajdziesz w niej coś wartego uwagi :).
O rety rety. Współczuję, aż dziwię się, że dałaś radę to skończyć. Szkoda, że autorka tak zesztampiła bohaterów i masz rację, jakże dobre by to było, gdyby skorzystała z nawiązania do Freuda. Najlepszą rzeczą z książki wydaje mi się jej okładka, choć też nie jest szczytem estetyki i coś mi w niej nie gra.
OdpowiedzUsuńTo nie była po prostu zła książka - ona była nijaka! A to jeszcze gorsze, bo mogła być naprawdę dobra. Tego nie mogę przeżyć. Jestem bardzo zawiedziona, bo dawno nie czytałam nic wydanego przez W.A.B., a tu taka niemiła niespodzianka.
UsuńTylko tyle: o kurczę. A tak miło się zapowiadało.
OdpowiedzUsuń"O kurczę" - tak mógłby wyglądać mój tekst :P
UsuńMoże coś jest ze mną nie tak, ale po przeczytaniu opisu fabuły i rzuceniu okiem na okładkę myślałam, że ta książka to horror. No i widzę, że okazała się takim małym horrorem. ;) Podziwiam, że chciało Ci się ją kończyć.
OdpowiedzUsuńMasz rację - to był horror, z tych nudnych, przy których się usypia! Tajemnice z przeszłości często kojarzą się z tym gatunkiem, więc rozumiem skojarzenia. Może gdyby autorka miała pomysł na jakiś plot twist, byłby z tego chociaż niezły thriller ;).
UsuńChyba jednak odpuszczę lekturę tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zakladkadoksiazek.pl
Z pewnością nie będę Cię namawiać do lektury :)
UsuńZła passa trwa :/
OdpowiedzUsuńOj, nie jest tak źle - w międzyczasie przeczytałam dwie fantastyczne książki. O jednej ( z Książkowych Klimatów ;)) niedługo napiszę.
UsuńOj, ale słaba powieść Ci się trafiła. Przykro mi, że poświęciłaś na nią czas. Lubię historie, w których przeszłość odgrywa znaczenie, a członkowie rodziny zostają zmuszeni do wyjaśnienia sobie wszystkich zatargów i pretensji, ale oczywiście autor musi się postarać, żeby wszystkie wątki sensownie poprowadzić. Wielka szkoda, że Hadley nie udała się ta sztuka, bo już miałam nadzieję na to, że wpiszę na listę kolejną ciekawą książkę :)
OdpowiedzUsuńSzybko ją przeczytałam, więc płakać nie będę. Gorzej, gdyby miała z 800 stron ;). Ja też lubię takie motywy, dlatego oczekiwałam dobrej lektury. A tu ani tajemnicy, ani smutnej przeszłości, o której tyle mowa (nawet w samej książce podkreśla się, że ta przeszłość się za nimi ciągnie). Szkoda, szkoda, ale przynajmniej wiesz, po co nie sięgać ;). A już ja z pewnością znajdę dla Ciebie coś, co będziesz mogła wpisać na listę :D.
UsuńI tu właśnie pojawia się poważny argument za wybraniem mniej obszernej powieści :) W sumie to zabawne jak wydawcy lubią wyolbrzymiać pewne elementy powieści i na siłę przekonywać, że czytelnik zatonie w morzu smutku, odczuje bolesną przeszłość bohaterów lub przeciwnie - będzie zaśmiewał się do łez.
UsuńCzekam niecierpliwie, chociaż też obawiam się, bo lista ciągle rośnie :)
Nie wiem czy zabawne, czy straszne. Bo my może i wiemy, że trzeba czytać między wierszami, ale i tak potrafimy się na to złapać. A co z ludźmi, którzy tym właśnie się kierują przy wyborze książki? Mogą spodziewać się nie wiadomo czego i czuć wielki zawód po nawet niezłej albo dobrej lekturze.
UsuńRosnąca lista to nic złego - jeśli sukcesywnie skreśla się z niej pozycje ;)
Fakt, są osoby, które kupują tylko na podstawie tego, co modne i popularne w księgarni albo na kierują się gustem sprzedawcy. Potem tworzy się taka aura czegoś wybitnego wokół przeciętnej książki i przepis na niezadowolenie gotowy.
UsuńRacja, dlatego postanowiłam w tym miesiącu nie kupować książek! Jak na mnie to naprawdę rewolucyjna decyzja :p
Dlatego uważam, że blogerzy, tak samo jak zawodowi recenzenci, mają bardzo ważne zadanie - rzetelnie poinformować, jak dana książka się prezentuje. Sporo osób szuka rekomendacji właśnie na blogach czy lubimy czytać. Muszą więc dostać porządną porcję informacji, a nie pitu pitu podobało mi się.
UsuńOch Ty w życiu! Ale w następnym miesiącu nadrobisz, prawda? ;)
Myślisz, że sporo osób spoza blogosfery czyta recenzje blogerów? Wiem, że ludzie kierują się opiniami z lubimy czytać czy biblionetki, ale coś mi świta, że widziałam kiedyś jakiś raport o stanie książkowej blogosfery, z którego wynikało, że kisimy się we własnym sosie :P Oczywiście to nie oznacza, że bloger jest zwolniony z obowiązku rzetelnego informowania o książce, co to to nie, po prostu jestem ciekawa jaką "siłę rażenia" mają blogi.
UsuńHaha, tak, mam nadzieję, że w październiku czeka mnie większy zastrzyk gotówki i wtedy sobie odbiję :D
Też kojarzę ten raport, ale jednak wydaje mi się, że dotyczy on bardziej komentowania (samonakręcania się blogosfery). Widzę kto do mnie trafia chociażby po wynikach wyszukiwania. Zwykle to osoby które piszą tytuł książki i szukają recenzji. Podejrzewam, że właśnie po to, by dowiedzieć się czegoś o książce, którą chcą kupić bądź przeczytać. "Siła rażenia" pewnie jest słaba, ale jakoś nie potrafię podchodzić do tego zadania mniej poważnie tylko dlatego, że czytają nas głównie inni blogerzy. Nadal sądzę, że te teksty są w pewnej mierze opiniotwórcze.
UsuńUuuu to będzie się działo :D. Wrzesień zapowiada się cudownie pod względem premier książkowych - mam nadzieję, że październik również. Będziesz miała co kupować ;).
U mnie coś ze statystykami jest popsute, bo nie wyświetlają mi się słowa kluczowe i w ogóle rzadko kiedy mogę coś sprawdzić, więc żyję w nieświadomości, kto i dlaczego mnie czyta :P Jasne, że tak, absolutnie nie miałam na myśli tego, żeby nie podchodzić do recenzowania poważnie. Nawet, gdyby nikt mnie nie czytał to i tak nie zmienię sposobu oceniania.
UsuńTo wyczekuję z niecierpliwością nowych tytułów :) Czyżby książkowe klimaty szykowały coś ekstra?
O matko, to pewnie dlatego, że masz bloga od 100 lat :P. Nie myślałaś nigdy o tym, żeby przejść na domenę?
UsuńW życiu bym nie pomyślała, że możesz mieć takie podejście. Po prostu starałam się wyjaśnić jakie mam do tego podejście - wiem, że wiele osób uważa je za zbyt idealistyczne, dlatego wolę to wytłumaczyć :).
O, a jakże :). KK zawsze szykują coś smakowitego, a tym razem mogę z góry powiedzieć, że książka jest przepyszna. Choć recenzji jeszcze nie zamieszczam :). A do tego Roth, którego właśnie czytam, Bukowski "O kotach" - kociara powinna się skusić ;) - i dwie pozycje z Prószyńskich, które mogłyby Cię zainteresować. Muszę się tylko z nimi wyrobić ;).
Pewnie tak, blog już zardzewiał i ledwo zipie pod naporem tych wszystkich długaśnych postów :P Nie myślałam, bo nie mam talentu do ogarniania takich sprawa. W sensie ktoś musiałby przenieść mi stronę, wypadałoby wtedy jakoś sensownie ją zaprojektować, a ja nawet nagłówka nie mam, bo beztalencie graficzno-informatyczne ze mnie okropne.
UsuńWszystko jasne, wszystko rozumiem i podzielam zdanie :)
Zamieść recenzję koniecznie, inaczej nie będę wiedzieć, która książka jest tak smakowita :) Nigdy nie czytałam nic Bukowskiego ani Rotha, więc myślę, że mogłabym podjąć wyzwanie. Prószyńskiego książki też lubię, więc znów, jestem zainteresowana :D
Yey czyli nie tylko ja w blogosferze jestem beztalenciem graficzno-informatycznym :D. To budujące, bo wydaje mi się, że wszyscy naokoło ogarniają te szablony, eleganckie rozwiązania etc. Ja nie umiem :P. Ale może za jakiś czas zastanowisz się nad przenosinami, bo w końcu już tyle lat działasz, że mogłabyś sobie spokojnie na to pozwolić :).
UsuńZamieszczę pewnie w połowie miesiąca. To zapowiedź, więc jeszcze nie mogę się z nią zdradzić :). Ale Roth już jest na blogu, więc możesz przeczytać moją beznadziejnie emocjonalna quazi-recenzję. Za książki od Prósa właśnie się zabieram - zobaczymy, co z tego wyniknie :).
Zdecydowanie nie tylko Ty nie ogarniasz grafiki i innych bajerów, bo dla mnie to zupełnie czarna magia. Czasami z zazdrością patrzę na piękne szablony i różne ciekawe gadżety na blogu, ale chyba jestem zbyt leniwa, bo na patrzeniu się kończy :P Być może kiedyś taki moment nastąpi, że zdecyduję się na przenosiny, nigdy nie wiadomo, co mi do głowy strzeli :)
UsuńNo no, tylko nie "beznadziejnie emocjonalna quasi-recenzje". Czytałam, więc wiem, co mówię, a mówię, że jest bardzo dobra :) I teraz czekam na resztę tekstów.
Hahaha skąd ja to znam? :P Ale powiem Ci, że kiedyś próbowałam trochę grzebać w kodach, ale zajmowało to tyle czasu, a efekt był mizerny, że olałam sprawę. Teraz tylko zazdroszczę ładnych szablonów ;).
UsuńDziękuję jeszcze raz. Miłe słowa od Ciebie są zawsze jakoś tak bardziej wartościowe, bo wiem, że mówisz to serio :).
Szkoda, że tak został zmarnowany potencjał. I tak człowiek coraz częściej ma dylemat, by wierzyć w magiczne, pełne obietnic opisy książek...
OdpowiedzUsuńTu nawet nikt nic nie obiecywał - po prostu wydawnictwo nagięło fakty. Ale mam nauczkę, będę rozsądniejsza na przyszłość. Choć lubię W.A.B, ostatnio miałam pecha do ich publikacji.
UsuńUpssssssssss... Książka na mnie czeka i mam nadzieję, że odbiorę ją lepiej.
OdpowiedzUsuńWidziałam ją na Twoim stosiku. No cóż, trzymam kciuki, żeby Ci się spodobała. Zwykle uważam, że mogę przesadzać w ocenie, ale teraz widzę, że odbiór książki jest raczej stonowany.
UsuńSzkoda, że tajemnice okazały się wcale nie takie znaczące, a całość Cię rozczarowała. O książce wcześniej nie słyszałam i nie miałam jej w planach i w tej kwestii nic się nie zmieni. Szukałabym w niej pewnie porządnych portretów psychologicznych i przeszłości, która ma wpływ na teraźniejszość, a widzę, że tu raczej bym tego nie znalazła :)
OdpowiedzUsuńKasiu, naprawdę nie polecam. Myślałam, że tylko ze mną jest coś nie ta i czepiam się jak zawsze, ale po innych recenzjach widzę, że jednak to z książką jest coś nie tak ;).
Usuń