Król szczurów
Literatura azjatycka nadal jest dla mnie nieodkrytym lądem – znani i poważani autorzy, jak Mo Yan czy Haruki Murakami, to przecież nie wszystko. Dlatego gdy trafiła do mnie powieść południowokoreańskiej autorki Pyun Hye-Young, wydana przez Kwiaty Orientu, byłam zachwycona możliwością dopisania nowego kraju do mojej literackiej mapy świata.
Mężczyzna ląduje w państwie bez nazwy – ma
rozpocząć tu nowe życie, nową pracę, z dala od byłej żony i kolegów,
którzy łatwo znienawidzili go, gdy tylko dowiedzieli się o jego awansie. Jednak
sprawy komplikują się już na lotnisku, gdzie inspektorzy zauważają, że mężczyzna
jest chory. Panuje zaraza, wirus rozprzestrzenia się w zawrotnym tempie, a
lekarstwo jak do tej pory nie zostało znalezione. Wypuszczają go po wstępnych
badaniach, lecz gdy tylko dociera do swojego nowego mieszkania, okazuje się, że
pracę może podjąć dopiero za dwa tygodnie. Niedługo w jego budynku rozpoczyna
się kwarantanna.
Kraj bez nazwy, mężczyzna bez imienia,
zaraza, masa śmieci, brud, smród i szczury – wszystko to składa się na niezbyt
skomplikowany choć potężny w swojej wymowie obraz rzeczywistości. Czy to świat,
który znamy? Może nastąpił jakiś kataklizm lub wojna? Tego się nie dowiemy.
Zresztą nie jest to istotne dla samej fabuły, która mogłaby z powodzeniem
zostać przeniesiona w znane nam doskonale realia. W Popiele i czerwieni najistotniejszy jest bowiem sam bohater, jego
postępowanie, wspomnienia i czekająca go przyszłość.
Kim jest ten tajemniczy mężczyzna? Nikim.
Przeciętnym pracownikiem, przeciętnym mężem, człowiekiem wtapiającym się w
tłum, choć lubianym. Można z nim wypić, można się pośmiać, jednak przyjaźń nie
wchodzi w grę. Dlaczego więc nominowano go do awansu, do prestiżowego wyjazdu? Ponieważ
na początku swojej kariery zabił szczura, nie bojąc się krwi ani brudu. Zabił
go instynktownie, choć wstydził się tego czynu. Powód może zdawać się
okrutnym żartem, jednak doskonale określa charakter naszego bohatera – to
mężczyzna gotowy przeżyć za wszelką cenę. Autorka konsekwentnie buduje jego
postać na podwalinach „szczurzego zabójstwa”, wciągając go w sytuacje stresowe,
skrajne, zmuszając do działania. Z tego nijakiego, nieciekawego człowieka
wyłuskuje zwierzę, które bardzo szybko dochodzi do głosu i przejmuje władzę nad
delikatnym, skrzywdzonym człowiekiem. Ta dokładność i umiejętność stworzenia
spójnej pod względem psychologicznym postaci pokazuje ogromną sprawność
literacką autorki i z pewnością stanowi największą zaletą Popiołu i czerwieni.
Powieść ma jednak swoje wady. Prócz raczej
przeciętnego, bezpłciowego języka (który w tym utworze miał swoje
zastosowanie, przez co mogę go usprawiedliwić), największym mankamentem Popiołu i czerwieni okazuje się
przewidywalność fabuły. Po utworze nazwanym literackim
Escherem spodziewałam się czegoś więcej – być może nie absurdu na miarę
Kafki, ale choćby cienia obiecanej zagadki, która spowodowałaby lekkie,
leciuteńkie zagięcie umysłu. Cóż, po raz kolejny przekonałam się, by nie
wierzyć okładkowym rekomendacjom. W powieści Pyun Hyue-Young brak misterności,
brak nielinearności. Bo pomimo częstych reminiscencji, bohater przemieszcza się
z punktu A do punktu B, najpierw jest pośrodku drabiny społecznej, później
spada na sam jej dół. Tak prosty zabieg nie jest w stanie zagiąć wymagającego
czytelnika, który potrafi znacznie wybiegać myślą do przodu. Nie było jazdy bez
trzymanki, nie było zaskoczeń ani gonitwy myśli. Szkoda.
Czy mogę powiedzieć, że Popiół i czerwień to arcydzieło? Z całą
pewnością nie – nie nadużywam tego słowa. Jednak jest to powieść dobra, ciekawa
i, pomimo nieskomplikowanej fabuły, zmuszająca do myślenia Warto, chociażby dla
samej postaci tajemniczego mężczyzny, króla szczurów, cierpliwego łowcy
zrodzonego ze spokojnego, wyalienowanego szeregowego pracownika.
Moja ocena: 6/10
Autorka: Pyun Hye-Young
Tytuł: Popiół i czerwień
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Data wydania: 02.11.2016
Liczba stron: 208
Kwiaty Orientu już od dłuższego czasu zajmują się promowaniem literatury koreańskiej na polskim rynku wydawniczym. Chwała za to tej oficynie, chociaż będąc obiektywnym, przyznaję, że spotkałem się z zarzutami dotyczącymi kiepskiej redakcji.
OdpowiedzUsuńA co do recenzowanego tytułu to początkowe założenia sprawiają b. dobre wrażenie - ten Jedermann mocno kojarzy się ze wspomnianym przez Ciebie Kafką. Szkoda, że autorka nie wykorzystała w pełni potencjału drzemiącego w sylwetce głównego bohatera.
Masz rację - chwała im za to, bo niestety potrzeba albo ogólnego rozgłosu (Murakami), albo Nobla (Mo Yan), albo niecodziennej sytuacji, którą łatwo sprzedać (Bandi), by w naszym kraju znaleźć na półkach księgarni literaturę Azjatycką. Niestety nie mam porównania, bo oryginału nie znam i nie poznam, ale wydaje mi się, że chociażby ubogi, momentami nieporadny język może być winą złego tłumaczenia, a nie samej autorki. Jednak po lekturze jednej książki Kwiatów Orientu nie będę wyrokować.
UsuńMoże mamy tu do czynienia z typowym zderzeniem oczekiwań z rzeczywistością - dlatego odebrałam tę powieść raczej chłodno. Jednak, jak napisałam, dla samej kreacji bohatera warto poznać "Popiół i czerwień". Bo chociaż mężczyzna nie jest Józefem K., to jednak spełnia założenia everymana: możemy przyrównać jego postać do ogółu. I nie jest to przyjemna diagnoza społeczeństwa.
Rzadko kiedy zwracam uwagę na okładkę, a ta zainteresowała mnie do tego niebanalna i intrygująca treść.
OdpowiedzUsuńMasz rację, jest ciekawa :). Choć bardziej skupia się na samej zarazie, niż na tym, co najważniejsze w książce.
UsuńLiteratura azjatycka to również dla mnie teren prawie nieznany. Na palcach jednej ręki mogę policzyć książki pisane przez autorów z Azji. W związku z tym czuję się zainteresowana tą powieścią, mimo że nie jest arcydziełem i brak jej skomplikowania oraz tego słynnego "czegoś" wyróżniającego na tle podobnych historii. Postaram się podejść do książki z odpowiednim nastawieniem, więc nie powinnam się rozczarować :)
OdpowiedzUsuńStanowczo zbyt rzadko sięgamy po literaturę z kręgów nieanglojęzycznych - do tego doszłyśmy już dawno temu. I co z tym robimy?! Nic :P. Muszę wreszcie porządnie się zmobilizować i zacząć grzebać w tych tematach, żeby trochę poszerzyć sobie horyzonty, ale mam wrażenie, że czasu mi na to nie starczy;).
UsuńPolecam, polecam - chociaż nie jest to powieść wybitna, stanowi dobrą rozrywkę. A przy okazji zmusza do zastanowienia nad ludzką naturą. Więc nie jest to głupi utwór, o którym zapomina się od razu po odłożeniu książki na półkę :).
No nie powiedziałabym, że Ty nic nie robisz w kierunku zmiany przyzwyczajeń. To ja nic nie robię, bo na obietnicach się u mnie zawsze kończy. Wydaje mi się, że do nas dociera tak maleńki skrawek książek innych niż z USA i Wielkiej Brytanii, że nie mają szans się przebić. Z kolei rozumiem, że wydawnictwa nie kwapią się do publikowania takich książek, bo one się nie sprzedają. I koło się zamyka :( Dla mnie Twój blog jest bardzo pomocny i już złapałam się na myśli, że jak przychodzi mi do głowy publikacja np. z Książkowych Klimatów to najpierw sprawdzam czy już czytałaś :D
UsuńI o to właśnie chodzi. Nie wszystkie powieści muszą odciskać piętno na umyśle czytelnika, ale ważne, żeby po przeczytaniu chciało się poświęcić chwilę na refleksję :)
Serio, cały czas czuję, że robię za mało. Biegam po ciekawych blogach, widzę książki z różnych zakątków świata, które chciałabym przeczytać i nie mam czasu!
UsuńMasz rację, dlatego bardzo się cieszę, że takie wydawnictwo jak Kwiaty Orientu działa, by chociaż trochę przybliżyć nam literaturę azjatycką. Z kolei Książkowe Klimaty pokazują nam tę bliższą, choć nadal nieznaną prozę.
Bardzo mi miło, że tak mówisz :). Staram się, żeby tych książek było jak najwięcej, żeby może jedną lub dwie osoby zachęcić do czytania tego, co odbiega od mainstreamu :).
Z perspektywy postronnego obserwatora wygląda na to, że jednak czytasz książki inne niż pisane w oryginale po angielsku, więc nie rób sobie wyrzutów :) Mam wielostronicową listę ciekawych powieści i reportaży do poznania, ale mam świadomość, że będę musiała dokonać selekcji, bo niestety wszystkiego nie da rady ogarnąć.
UsuńTak, Kwiaty Orientu są super, mam od nich kilka książek, głównie nieprzeczytanych jeszcze, ale z tych, które znam, polecam "Zaopiekuj się moją mamą". Czytałam też "Smak języka" wydany przez Łyński kamień i również polecam
http://dosiakksiazkowo.blogspot.com/2011/05/smak-jezyka-historia-pewnej-zemsty-jo.html
http://dosiakksiazkowo.blogspot.com/2011/07/zaopiekuj-sie-moja-mama-shin-kyung-sook.html
Wrzuciłam linki do recenzji, ale nie sugeruj się oceną, 6 lat temu byłam mniej wymagająca, chociaż wiem, że to wciąż dobre książki :)
Hmm, no to fajnie, że postronny obserwator może tak sobie pomyśleć :). Ale wolałabym mieć też spokój ducha ;). ech, domyślam się, że ta lista Cię uwiera jak kamień w bucie. Bo tyle tego, a czasu brak i są jeszcze inne obowiązki. Dlatego przestałam robić listy!
UsuńO, to może w najbliższym czasie sięgniesz po jakąś? Skoro już masz coś w domu ;) Matko i córko! 6/6? :P No to dopiero rzadki widok na Twoim blogu. Oj widać, że to kupę czasu temu było oceniane. Jestem ciekawa, jak teraz odebrałabyś te książki :).
Tak z ciekawości zapytam, ile "nieangielskich" książek musiałabyś przeczytać, żeby osiągnąć wspomniany spokój ducha? Mnie chyba wystarczyłaby jedna w miesiącu :) Oj tak, lista mnie uwiera bardzo, ale cóż, prawie codziennie dodaję na nią nowe tytułu, więc po prostu się z tym pogodziłam. Za to jak robię zakupy to dopiero jest szał, bo z godzinę zastanawiam się, co z listy chciałabym poznać najbardziej :) I nie boisz się, że jakiś ważny tytuł Ci umknie?
UsuńPostaram się :) Hahah, wiedziałam, że będziesz zdziwiona, sama jestem :P No nie da się ukryć, że teksty pisałam dawno. I ocena, i mój styl na to wskazują. Na pewno teraz znalazłabym w nich więcej mankamentów, ale na razie postaram się nie psuć sobie wrażenia.
W tej chwili chyba z 5, albo 6 - mam na swoim koncie masę książek amerykańskich i angielskich, a całej reszty już znacznie mniej. Czas nadrabiać, więc wolę, by stanowiły większość tego, co czytam. Ale faktem jest też to, że w ogóle w miesiącu nie czytam tyle, ile bym chciała :). Ten szał to kolejna rzecz, która spowodowała, że nie robię listy. Kupuję to, na co mam ochotę w danym czasie, co wpadnie mi w oko, albo jest w promocji. Może trochę się boję, ale trudno - jeśli ksiażka jest mi przeznaczona, to ją przeczytam :P.
UsuńNo prawda, widać różnicę, chociaż wtedy też pisałaś naprawdę dobrze - spokojnie znajdę Ci 10 poczytnych blogów, na których jakość tekstów jest gorsza, niż u Ciebie 6 lat temu. Ale rozwinęłaś się, widać, że większą uwagę przykładasz do argumentacji, próbujesz rozwinąć swoje recenzje. Teraz są dużo bardziej szczegółowe.
To ambitny plan, ale do wykonania :) Też nie czytam tyle ile bym chciała, ale tak to już jestem. Już nie robię sobie wyrzutów z tego powodu, a przynajmniej nie za często. Przy zakupach też nie trzymam się ściśle listy, ale jednak lubię ten rytuał przeglądania, zastanawiania się właśnie na co teraz mam chęć, a potem kupowania :)
UsuńDziękuję, bardzo miło czyta się takie słowa :) Nie będę fałszywie skromna, bo też uważam, że jakość tekstów poprawiła się, ale staram się nie osiadać na laurach. Ach te poczytne blogi, większości chyba nie znam, z takich książkowych "topowych" stron to kojarzę tylko "Wielkiego Buka" i nie przepadam za nim.
Może i nie niewykonalny, ale z pewnością trudny do osiągnięcia. Chociaż będę się starać :). Dobrze, że wyrzuty masz już za sobą - to zdrowsze, niż ciągłe wypominanie sobie zbyt rzadkiej lektury. Chociaż ja nie do końca potrafię sobie z tym poradzić :).
UsuńO matko, nawet nie wiesz jak mi ulżyło, że nie tylko ja nie przepadam za Wielkim Bukiem :D. Dla mnie ten blog jest strasznie przereklamowany i dlatego bardzo, bardzo rzadko tam zaglądam. A jeśli już, to nie zostaję na długo.
Trzymam kciuki za powodzenie :) Możemy sobie zorganizować taki gabinecik terapeutyczny i wspierać się jak dopadną wyrzuty sumienia, że czytamy za wolno/nie to co trzeba i w ogóle wszystko źle :P
UsuńMoże nie powinnam tego pisać publicznie, ale zaryzykuję. Dla mnie autorka tego bloga nie ma wielkiej wiedzy i widać to w jej filmach, zwłaszcza tych poświęconych horrorowi. I to mi wystarcza, żeby bloga omijać.
Trzymaj, wszystkie siły się przydadzą ;). Haha myślę, że to byłby świetny pomysł. Nawet na biznes - dla wszystkich niespełnionych czytaczy :P. Chociaż za mało osób czyta, więc trzeba byłoby rozszerzyć działalność.
UsuńPublicznie to dużo powiedziane - tu nikt nie zagląda ;). Nie będę powtarzać, jak bardzo mnie to cieszy, bo wyjdę na typowego polaczka, który się wkurza, jak komuś się powodzi :P. Ale podzielam Twoje zdanie. Nie oglądam jej filmów, bo, jak już kiedyś stwierdziłyśmy, gadające głowy to nie moja bajka. Ale w tekstach nie zauważam zbyt wielu umiejętności, ani dobrego pióra, więc olałam ten blog. Wolę trzymać się tego co znam i lubię:)
Będę :) Ale wiesz, mało osób czyta, ale wciąż wynajdują sobie wymówki, że nie czytają, bo np. nie mają czasu. Uwolniłybyśmy tych biedaków od poczucia winy :)
UsuńZaglądają, zaglądają, liczę tylko, że nikomu nie będzie chciało się przedzierać przez naszą rozmowę :P Akurat w tym przypadku postawa "typowego Polaka" jest uzasadniona, bo ten blog to przerost formy nad treścią. Też trzymam się tego, co sprawdzone.
Już słyszę dźwięk napływającej kasy :P. Ale genialny sposób na biznes - oczywiście w służbie czytelnikowi, który tak bardzo cierpi :P.
UsuńI tym przyjemnym akcentem zakończmy nasze "małpolakostwo" ;). Chociaż nie ukrywam, że cieszy mnie bardzo fakt, że uważasz podobnie - nie czuję się osamotniona :).
No ba! Pieniądze leżą na ulicy, wystarczy się po nie schylić :P
UsuńZakończmy, trzeba robić swoje i czerpać wzorce z wartościowy stron :)
Mimo wad z chęcią książkę przeczytam - everyman, z którego następnie wychodzi zwierzę to bardzo ciekawa konstrukcja postaci i dla niej samej po książkę sięgnę, choć raczej nie w najbliższej przyszłości. ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację - zwłaszcza, że autorka bardzo ładnie miesza nam przeszłość z teraźniejszością i pozwala na całościowe spojrzenie na tego bohatera. Chociaż powieść ma wady, ja nie żałuję lektury. A to już coś ;).
UsuńJa bym przeczytała, ale skoro kraj, w którym dzieje się akcja, nie został nawet nazwany, nie będę marnowała czasu. :) Przeciętny język to może wina tłumacza.
OdpowiedzUsuńKraj nienazwany tak samo jak mężczyzna, ale to naprawdę dobry zabieg ze strony autorki. Ani miejsca wyjścia, ani wejścia nie znamy. To może być obojętnie jaki zakątek na ziemi :).
UsuńMasz rację, też nad tym myślałam, ale niestety tego nie zweryfikuję. Choć, jak pisał Ambrose wyżej, wydawnictwo zbiera negatywne opinie w kwestii redakcji.