O jednym takim, co rozbił księżyc
Jest mrocznie, bywa słodko, ale tylko po to, by za chwilę przełamać tę słodycz porządną dawką goryczy. Jest czego się bać, jest z czego się śmiać (lub chociażby uśmiechnąć), a nawet przy czym się zaczerwienić. To nie zwykła powieść, nie realizm magiczny, ale baśń z krwi i kości, w której podział na dobrych i złych nie jest tak oczywisty, jak byśmy sobie tego życzyli.
Tołpi wyławia księżyc z Bugu i, jak
przystało na wsiowego głupka, postanawia sprezentować go dziewczynie swoich
marzeń. Pech, a może jakieś licho chciało jednak, by księżyc – przy współudziale
zubożałego czarta – rozbił się na miliony kawałków. Tołpi musi opuścić dom i
udać się na wyprawę do wielkiego miasta, by znaleźć kogoś, kto wykona nowy
księżyc i umieści go wysoko na niebie. Na swojej drodze napotka jednak
przeszkody trudne do ominięcia: komunistów, piękne kobiety i rozwścieczone
zakonnice.
Radek Rak zaprasza nas w szaloną podróż do
Lublina, którego nie ma. Po części dałam się w nią wciągnąć, jednak jedną nogą
pozostałam w ciepłym łóżeczku, twardo trzymając się rzeczywistości. I może
dlatego nie rozpływam się w zachwytach, a jedynie uśmiecham na myśl o
przyjemnej i niegłupiej lekturze. Jednak pytanie brzmi: dlaczego nie dałam się
porwać bez reszty?
Puste niebo to jazda bez trzymanki. I
może właśnie ta brawura nie pozwoliła mi do końca wczuć się w historię chłopca,
który zniszczył księżyc. Przeskakiwanie z dziwności w dziwność, z jednej
przygody w drugą, gdzie nie wiadomo co za chwilę może się wydarzyć, potrzebuje
silnego spoiwa, które połączy nie tylko akcję, ale przede wszystkim świat
przedstawiony. W Pustym niebie
spoiwem okazują się pragnienia Tołpiego rządzone hormonami i prawem przypadku,
ale także gry, machlojki i konszachty, których chłopak nie jest w stanie
zrozumieć. Każdy sobie rzepkę skrobie, a Lublin nagina się i dostosowuje do
tego szaleństwa – otwiera tajemne przejścia, jest schronieniem dla starych
duchów i dziwnych stworów, a w końcu pada łupem komunistów. Nie raz odniosłam
wrażenie, że to ciut za dużo. Nużyły mnie kolejne niespodzianki, wydłużane
jakby na siłę przygody bohaterów – na siłę nie tyle dla zwiększenia objętości,
lecz dla frajdy samego autora, który dodawał i dodawał elementy, by
spełnić szalony zamysł pomieszczenia w powieści wszystkiego. Szkoda tylko, że
ten brawurowy sposób pisania przyćmił to, co Pustym niebie powinno wybrzmieć.
Mowa mianowicie o baśniowej konstrukcji,
która narzuca czytelnikowi myśl, że być może Rak postanowił trochę odkurzyć ten
gatunek, wyciągnąć go z lamusa i przedstawić nam w formie odrobinę zmienionej.
I rzeczywiście, mamy tu bohatera wręcz ulepionego po to, by przemienić się w
trakcie podróży, przeciwności losu mające na celu poddanie próbie jego prawość i dobroć serca, mędrców uczących go jak żyć i zachłanną królową, kuszącą i
odciągającą go od celu. Wszystko to jest jednak tylko pozorne, sprytnie zagrane,
by zmylić czytelnika, sprawić by uwierzył w historię o wielkiej przemianie ze
szczęśliwym zakończeniem. Nic bardziej mylnego. Rak sprawnie wykorzystał znane
motywy, by zwieść czytelnika, skonfrontować go z tym, co powtarzalne i
bezpieczne, a w następnej chwili pozostawić go zdezorientowanego. Świetny
zabieg, spektakularnie rozwiązany w naprawdę ciekawym i
niespodziewanym zakończeniu.
Na uwagę zasługuje również niesamowicie
mroczna atmosfera powieści rodem z baśni braci Grimm. Krew, robactwo, kruki
panoszące się po całym Lublinie niczym hitchcockowskie ptaki, podziemia pełne
stworów z piekła rodem i sierociniec, w którym żadne dziecko nie chciałoby się znaleźć.
Raczej nie sposób się przerazić, choć nie da się ukryć, że takie przedstawienie
świata porządnie działa na wyobraźnię. A i to nie wszystko, bo do
wszechogarniającego brudu i mroku dołącza jeszcze erotyzm – raz dziki i
niebezpieczny, innym razem wręcz liryczny. Nic dziwnego, że Tołpi, chłopiec
dorastający, o rozbuchanej fantazji, nie ma zielonego pojęcia, co wybrać: dobro
ogółu, czy chwilowe szczęście w objęciach dziewczyny o bujnych, białych
piersiach.
Puste
niebo, pomimo niedociągnięć, a raczej przegięć, uważam za
lekturę wartą uwagi – pomysłową, inteligentną i sprawnie napisaną. Może
następnym razem pan Rak powściągnie swoją fantazję i uraczy nas czymś bardziej
wyważonym w swoim szaleństwie.
Moja ocena: 6/10
Za możliwość odwiedzenia Lublina, którego nie ma, dziękuję
Autor: Radek Rak
Tytuł: Puste niebo
Data wydania: 16.09.2016
Wydawnictwo: Powergraph
Liczba stron: 448
Wiesz, ta okładka, anioł tak sugestywnie spadający z nieba od razu przyciągnął mój wzrok i miałam go przed oczami czytając recenzję. Ze nie mój gatunek, to już pewnie wiesz, ale zdziwie samą siebie i przyznam, że to całe szaleństwo i rozbuchana fantazja autora podzialaly na mnie. Mogłabym kiedyś się skusić, a ta okładka na pewno mi o tym tytule w przyszłości przypomni;)
OdpowiedzUsuńOkładka jest piękna, tu przyznam Ci rację. Właściwie to ona jest trochę winna tego, że zdecydowałam się na lekturę ;) Widzisz, może Ty świetnie odnalazłabyś się w tym dziwacznym świecie. Spróbuj - zawsze to coś nowego :)
UsuńNie jestem przekonana czy to książka dla mnie. Nie mam nic przeciwko elementom baśniowym, zwłaszcza jeśli występuje w nich spora dawka grozy i napięcia, ale jakoś nie przekonuje mnie wspomniana dziwność. Nie przepadam za historiami, w których w zasadzie wszystko może się zdarzyć, z których trudno wyłuskać spójność i sens.
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobnie - uważam, że w każdym szaleństwie powinna być metoda. Tutaj nie do końca to wyczułam, ale powieść i tak czytało mi się dobrze, a w niektórych chwilach nawet bardzo dobrze. Nakłaniać jednak nie będę, bo to cholernie specyficzna lektura ;)
UsuńA ja już jak zawsze jestem zaczarowana ta książka :D
OdpowiedzUsuńTylko dlaczego czytając ten opis jakoś dziwne skojarzenia mnie nachodzą z Koziolkiem Matolkiem, który szukał Pacanowa ? :p
I ten Lublin, tak mi bliski ostatnio :)
Skuszę się!
Pozdrawiam cieplutko :*
Haha no poszukiwania w książce są zakrojone na mniejszą skalę niż w Koziołku Matołku, a Tołpi bohatera Makuszyńskiego w ogóle nie przypomina - nie jest tak dobrotliwy i ma swoje za uszami ;)
UsuńW takim razie jestem ciekawa Twojej opinii na temat książki. Może tylko ja przeraziłam się tej dziwności :)
Pozdrawiam również :)
Baśnie czytałam - a raczej: czytano mi - w dzieciństwie. I wtedy je uwielbiałam. A teraz, no cóż, nie potrafię odnaleźć się w tej konwencji (podobnie nie przemawiają do mnie kolorowanki dla osobników, którzy 18. urodziny mają już za sobą). Nie mam pojęcia, dlaczego baśnie to nie moja (nomen omen) bajka, bo rzeczywistość, portretowana w książkach bez filtra skłania przecież do tego, aby od niej uciec, i to jak najdalej. Może, aby książka zrobiła na mnie wrażenie, muszę w opowiadaną historię uwierzyć - lub przynajmniej uznać, że jest prawdopodobna? Tak, to chyba to.
OdpowiedzUsuńO ile mogę się z Tobą zgodzić w przypadku kolorowanek (zupełnie nie rozumiem tej mody), tak sama Twoja "niechęć" do baśni mnie dziwi. Jako psycholog mogłabyś wyłuskiwać z nich znacznie więcej, niż szaraczki mojego pokroju. Bettelheim mógłby się schować!
UsuńCo do wiary i prawdopodobieństwa - to dwa bardzo odległe pojęcia. Uwierzyć można nawet we wróżki, kiedy się o nich czyta, ale raczej nie uznamy ich za prawdopodobne po skończeniu lektury :) A szkoda, czasem chciałabym wrócić do czasów, w których myślenie o takich bajkowych sprawach było prostsze.
Baśnie dla psychologów, a wątróbka dla chirurgów? :P
UsuńŚwietny układ! (No, możenie dla Ciebie:p) Prawdopodobnie dlatego nie jestem chirurgiem, bo wątróbki nie cierpię ;)
UsuńZwykle nie boję się fantastyki żadnego kalibru, ale chyba i dla mnie ta książka byłaby zbyt dziwna. Ale pewnie kiedyś i tak przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNie zrażaj się - ja z fantastyką raczej nie romansuję i może dlatego trochę się przestraszyłam :)
UsuńMam tę książkę więc na nią spojrzę. W innej recenzji napisał ktoś, że jest tam Lublin Brunona Schultza. Interesujące.. Miłego dnia i tygodnia Olgo :)
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na opinię - pozostałe recenzje są bardzo pozytywne, więc mam wrażenie, że coś ze mną jest nie tak, że się jej czepiam :)
UsuńDziękuję :) Tobie również życzę udanego, spokojnego tygodnia :)
Mimo, że powieść nie do końca Cię przekonała, i tak po nią sięgnę, mam wrażenie, że spodoba mi się. :)
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na Twoją opinię - ja lubię szaleństwo, ale bez przesady. Zobaczymy, co Ty na to wszystko powiesz ;)
UsuńTo że akcja rozgrywa się w Lublinie bardzo mnie zainteresowało, ale te klimaty, jazda bez trzymanki... Przypomina mi to jedną powieść Carolla, a podczas jej czytania czułam się jak w koszmarze.
OdpowiedzUsuńA któraż to powieść Carrolla tak źle na Ciebie wpłynęła? Ja bardzo lubię tego autora, więc porównywać do Raka nie będę - Carroll to jazda bez trzymanki w zupełnie innym stylu :)
UsuńKuszą mnie na tą książkę, ale ja usilnie twierdzę, że nie jest dla mnie. :P Może gdyby nie rozgrywała się w Polsce (nie lubię polskiego nazewnictwa w fantastyce). Ale ani Lublin, ani całą reszta nie potrafią mnie jakoś tknąć, mimo że recenzje chętnie czytam. Ale marudzę. :P
OdpowiedzUsuńTakie Twoje prawo, żeby sobie pomarudzić ;) Jak czujesz, że nie dla Ciebie, to nie daj się namówić! Książka jest dobra, czyta się ją przyjemnie, ale nie jest to nic, co mogłoby rozwalić Ci mózg - a jak wiadomo takie książki są w cenie :)
UsuńTak, jest. Nie dam się! :P Tylko chciałem kiedyś poznać tę serię Powergrapha, a kolejna książka mi nie pasuje. :P Czytałaś coś jeszcze czy to pierwsza?
UsuńCzytałam 3 inne książki z tej serii:
Usuń"Tak jest dobrze" Twardocha - genialny zbiór opowiadań, powalił mnie na kolana
"I dusza moja" Cetnarowskiego - dobre, choć nie zachwyciło tak, jak mogło
"Wróżenie z wnętrzności" Szostak - dziwne i świetne. Chyba nawet czytałeś recenzję
Właściwie to mogę polecić Ci wszystkie te książki, ale myślę, że najbardziej mogłaby odpowiadać Ci powieść Cetnarowskiego: szkolna strzelanina widziana z kilku punktów widzenia, dobry thriller, sprawnie napisany.
Czyli nic, co mnie interesuje. :P Ja rozważałem Palińskiego i Kańtoch. :) Cetnarowski pachnie mi "Rage" od Kinga, które mi się średnio podobało.
UsuńAle jesteś wybredna maruda :P Mnie z kolei w ogóle nie interesuje twórczość Kańtoch. Mogłabym jeszcze skusić się na Małeckiego, bo autora już znam.
UsuńKurde, jestem. :P Ja Kańtoch jeszcze nie znam. Mało z polski ogólnie znam. Dla mnie to w sumie liczy się tylko Wegner, Dukaj, Grzędowicz i zaczyna Sapkowski. Reszta jest daleko w dupie albo w ogóle ich tam nie ma, bo ich nie znam. :P
UsuńU mnie jest podobnie - może nie jestem aż taką marudą jak Ty, ale też wybrzydzam i niewiele znam ;) Czas to zmienić - chociażby odnośnie takiego Wegnera. Tylko, że u Ciebie to głównie fantastyka, a polska literatura stoi dość mocno literaturą obyczajową, albo tak zwaną "ambitną": Tokarczuk, Twardoch, od niedawna Małecki, Pilch, Karpowicz (których nie znam). Sporo tego, tylko jakoś się nie chce, bo to polskie. W sumie głupie podejście, ale prawdziwe :P
UsuńTa lektura jeszcze przede mną, ale już czeka na półce. Zobaczymy, czy moje wrażenia będą podobne?
OdpowiedzUsuńW takim razie będę wypatrywać Twojej recenzji. Pewnie wyjdzie na to, że tylko ja tak marudzę ;)
UsuńBardzo żałuję, że do tej pory nie mogłem "Pustego Nieba" przeczytać, bo Radka Raka obserwuję od bardzo dawna, od czasu jego opowiadań wrzucanych na stronę fantastyka.pl, jego debiutu na papierze czy wreszcie debiutanckiej powieści "Kocham Cię, Lilith". Uwielbiam jego styl, poetycki, nieraz gdzieś nawet ocierający się o grafomanię, ale jednak od niej daleki. Bardzo mi przypomina twórczość Schulza i tak jakoś zakochałem się w jego tekstach. A "Puste Niebo" na razie u mnie czeka na odpowiedni moment. Na pewno przeczytam
OdpowiedzUsuńNo proszę, to ja w takim razie czekam na Twoją fanowską opinię na temat tej powieści - dla mnie była całkiem udana, choć nie zrobiła ze mnie miazgi. Momentami nudziła, innym razem drażniła. Styl ma Rak rzeczywiście ciekawy, choć zmanierowany. Zobaczymy jak Tobie podejdzie "Puste niebo":)
UsuńDoskonale rozumiem, co masz na myśli z tym, że nie zrobiła miazgi, momentami nudziła i drażniła, mniej więcej podobnie pisałem o Kocham Cię, Lilith, wiele było tam momentów, które chciałem pominąć, przelecieć szybko wzrokiem, inne wydawały się mi niepotrzebne, ale były też takie, od których nie mogłem się oderwać :)
Usuń