środa, 26 października 2016

"Dziki łabędź i inne baśnie" Michael Cunningham - recenzja

 

Oczarowanie



Być może to niewielki format książki, a może moje uwielbienie dla baśni sprawiło, że najnowszą książkę Cunninghama wciągnęłam w niecałe dwie godziny. Faktem jest jednak, że Dzikiego łabędzia i inne baśnie czytałam z niesłabnącym zachwytem, ale także niemożliwym do zagłuszenia niepokojem. Happy end jest w życiu produktem deficytowym, a tekstom Amerykanina, choć zaludnionym chłopcami-łabędziami, księżniczkami i czarownicami, bliżej jest jednak do naszej smutnej rzeczywistości, niż baśniowego i żyli długo i szczęśliwie.




Znane i kochane utwory, takie jak Dzikie łabędzie, Piękna i bestia czy Dzielny ołowiany żołnierzyk, pod troskliwym okiem Cunninghama zaczynają rosnąć niczym magiczna fasola, pozwalając nam po raz kolejny spotkać się z bohaterami, którzy niejednokrotnie gościli w naszych domach podczas rytualnego czytania bajek na dobranoc. Jednak te historie, choć osnute wokół fabuł starych jak świat, przeznaczone są dla czytelnika, który wyrósł już z opowieści o księżniczkach czekających na ratunek lub dzieciak uciekających przerażającej Babie Jadze. Ten czytelnik przeszedł już swoje – zna się na ludziach, bo na niejednym się sparzył, wie że można kochać, być kochanym, albo nie mieć nic i też żyć z dnia na dzień, z okruchem lodu gdzieś w piersi. Bohaterowie tych baśni są do niego podobni, choć niektórzy z nich mieszkają za górami, za lasami



W opowiadaniach Cunninghama to, co baśniowe, magiczne, jest nierzadko przyczynkiem do prawdziwej tragedii, a z całą pewnością do poczucia osamotnienia bądź też rozczarowania życiem. I tak też książę o jednym łabędzim skrzydle boryka się ze swoją innością, wyszydzany przez pozostałych, normalnych braci. Wieczorami przesiaduje w barze z innymi porażkami baśniowej magii: żabim królem czy staruszką, która nieprecyzyjnie sformułowała swoje jedyne życzenie. Niełatwo mają też kobiety, uratowane księżniczki borykające się ze swoim piętnem jak chociażby Królewna Śnieżka, która próbuje pogodzić się z dziwnym fetyszem ukochanego, który uwielbia oglądać ją śpiącą i zamkniętą w szklanej trumnie. Sporo w tych baśniach makabrycznego piękna, wyzierającego z historii pełnych smutku, niepokoju i szyderstwa losu. Niewątpliwie dzieje się to za sprawą umiejętności pisarskich autora, który prostymi acz sugestywnymi zdaniami buduje swoje narracje i, co najważniejsze, pogłębione psychologicznie postaci. Dzięki temu teksty Cunninghama stają się czymś więcej, niż tylko wariacjami na temat znanych baśni – są opowieściami o człowieczeństwie, samotności, okrucieństwie i głupocie.



Autor z niesamowitą dbałością o szczegóły bawi się postaciami, które postrzegaliśmy jednowymiarowo. W baśniach, na pierwszy rzut oka, wszystko wydaje się czarno-białe. Wiedźmy są złe, a nie tylko zmęczone życiem i brakiem miłości, macochy skazują na niedolę przybrane dzieci z zazdrości, a nie dlatego, że dbanie o rozbrykane książątka i księżniczki jest po prostu ponad ich siły, królowie są zawsze mądrzy i sprawiedliwi – nikt nie zauważa ich niepokojącego pociągu do przemocy. Cunningham wnika w umysły smutnych, pokrzywdzonych potworów i głupich, pięknych a zarazem okrutnych bohaterów, a robi to z wyczuciem i znawstwem godnym bystrego obserwatora.



Aż chciałoby się zdradzić puenty utworów Amerykanina, porównywać je z oryginałami, analizować zachowanie bohaterów. Baśnie z Dzikiego łabędzia, pomimo że wnikliwe i niejednokrotnie uwspółcześnione, pozostawiają sporo miejsca na interpretację – zupełnie jak ich pierwowzory, można obdzierać je z kolejnych warstw, dochodząc do przytłaczającego i niepokojącego serca utworu. Cunningham rozkłada jednak akcenty w zupełnie innych miejscach, interesuje się bardziej ludzką niegodziwością, prawami, jakimi rządzi się przeznaczenie czy samymi mechanizmami powstawania opowieści. Dzięki temu te krótkie, niepozorne historie nabierają uniwersalnego wymiaru, będąc jednocześnie małymi dziełami sztuki.

Moja ocena: 8/10

Za powrót do krainy za siedmioma górami dziękuję
 
Autor: Michael Cunningham
Tytuł: Dziki łabędź i inne baśnie
Data wydania: 25.10.2016 
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 160

39 komentarzy:

  1. Wspaniała propozycja dla dziecka w skórze dorosłego czyli dla mnie :)
    Kurczę, zawsze wiem, że jak coś się pojawi u Ciebie to chętnie to przeczytam. Autor owych "baśni" zastosował niezwykle ciekawy zabieg przenosząc nasze współczesne problemy na bohaterów książek dla dzieci. Myślę, że taka lektura mogłaby porządnie wstrząsnąć moim światopoglądem ;)
    Najbardziej mnie intryguje ten problem Śnieżki z fetyszem jej ukochanego ;)
    Pozdrawiam Cię gorąco :)
    Na planecie Małego Księcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe coś w tym jest, choć tutaj dziecięce marzenia muszą zderzyć się z rzeczywistością.
      Opowiadania są proste, nawet minimalistyczne (niektóre), ale potrafią rozśmieszyć, zaskoczyć i przede wszystkim zastanowić. Dobre, naprawdę dobre.
      A Śnieżce poświęcono akurat najmniej miejsca. Mnie chyba najbardziej zachwyciła opowieść o Jasiu i fasoli, a także o Titeliturym.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  2. Uwielbiam, kiedy ktoś bawi się szczegółami, szczególnie kiedy dotyczą one bohaterów. Także uwielbiam baśniowość, więc książka dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te opowiadanka są króciutkie, ale mają w sobie pewien rodzaj skupienia, dokładności, a przy okazji są naprawdę pomysłowe. Skoro jesteś fanką baśni to pozostaje mi tylko polecić :)

      Usuń
  3. Właśnie dzisiaj zamówiłam tę książkę i bardzo mnie cieszy tak wysoka ocena. Też mam ogromną słabość do baśni i książek do nich nawiązujących :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu to ja w takim razie czekam z niecierpliwością na Twoją opinię odnośnie książki. Zwłaszcza jeśli z czasów dzieciństwa pozostała Ci owa słabość do baśni ;)

      Usuń
  4. Kilka tygodni temu czytałem "Godziny" Michaela Cunninghama i, mimo że książka mnie nie zachwyciła, miała w sobie pewien niebywały urok, który bardzo cenię w tego typu powieściach. Gdy dowiedziałem się, że Rebis wydaje zbiór opowiadać tego autora, bardzo się ucieszyłem i czym prędzej chciałem po niego sięgnąć. Jednakże z dnia na dzień zaczęły pojawiać się recenzje... niestety w większości negatywne... Na szczęście pojawił się Twój post, który na nowo zachęcił mnie do sięgnięcia po tę książkę :) Mam nadzieję, że uda mi się ją niedługo nabyć i wyrobić sobie własne zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopaku, a gdzie Ty widzisz te negatywne recenzje, bo ja nie mogę znaleźć żadnych, ale to żadnych (moje umiejętności korzystania z Google są ograniczone:P).
      Co do "Godzin" (które właśnie, po latach, sobie odświeżam) - to literatura bardzo skupiona na niuansach i, bądź co bądź, kobieca. Nie każdemu musi odpowiadać takiego rodzaju rozwlekłość. Z kolei baśnie Cunninghama są napisane zupełnie inaczej, owszem, są mocno psychologiczne, ale mają w sobie pewną prostotę, a przy tym pewien mroczny, niepokojący humor.
      Mam w takim razie nadzieję, że niebawem poznam Twoje zdanie na temat "Dzikiego łabędzia"

      Usuń
  5. Fetysz osobistego księcia królewny Śnieżki mnie rozwalił;p w zasadzie domyślam się, że to nie będzie zabawna książka, a właśnie opowieść o tej "dorosłej", przemilczanej stronie baśni. Skoro przeczytalas w dwie godziny musi wciągać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma w tym nic śmiesznego - wyobraź sobie, że musisz udawać przed swoim partnerem martwą, bo on Cię o to tak ładnie prosi ;)
      Sporo w niej humoru, ale zabawna rzeczywiście nie jest. Bywa raczej ironiczna. Ja w każdym razie polecam :)

      Usuń
  6. Bardzo podoba mi się tak pomysłowa podejście do kreacji bohaterów, których obraz niejako zastygł w naszej pamięci. Jeżeli dodatkowo czyta się tak dynamicznie, to ja piszę się na taką publikację. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cunningham zastanawia się nad bajkowymi schematami i odwraca je, choć nie zawsze w oczywisty sposób. Z pewnością jest to pozycja, z którą można zapoznać się w jeden jesienny wieczór:)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  7. I znów baśnie na warsztacie :) Do niedawna uważałam, że sięganie po takie uwspółcześnione, zreinterpretowane wersje nie jest dla mnie. I w pewien sposób nadal tak sądzę, ale zasiałaś we mnie ziarenko ciekawości i możliwe, że poszukam tej książki. Najbardziej ciekawią mnie te niepokojące skłonności baśniowych postaci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię baśnie i nic na to nie poradzę :) Ziarenko, jak na początek, też jest dobre. Jasne, że nie każdemu coś takiego odpowiada - baśnie kochamy przecież takie, jakie były kiedyś: mądre i w pewien sposób proste. Tu też są te składowe, choć w innych proporcjach :) Cunningham wykazał się pomysłowością, a czasem złośliwością. Z Jasia, dla przykładu, zrobił pięknego, choć nieodpowiedzialnego i głupiego chłopca, który jest na tyle zachłanny, że niszczy proste życie małżeństwa olbrzymów.
      Właściwie teraz, jak o tym piszę, mam ochotę przeczytać je raz jeszcze :D
      PS - kiepskie miejsce na to pytanie, ale muszę... oglądałaś nowy odcinek TWD? :P

      Usuń
    2. I dobrze, że lubisz, może mnie ta sympatią zarazisz :) Myślę, że u mnie ta swoista niechęć do lektur opartych o baśniowe motywy wynika z faktu, że nie lubię powrotu do dawnych tekstów, odgrzewania zamkniętych opowieści i tworzenia alternatywnych wersji. Oczywiście rozumiem, że to niekoniecznie musi być przypadek każdej książki, w której pojawiają się baśniowi bohaterowie, ale chodzi mi ogólnie o wszystkie historie. Dlatego np. nie rzucam się na nowego Pottera, dla mnie to zamknięta opowieść i już.
      Ale nie mówię, że nie zrobię wyjątku dla Cunninghama, bo zaintrygowałaś mnie swoją recenzją :)

      Oglądałam, oczywiście, że oglądałam i jestem w szoku! Byłam przygotowana na to, że pożegnamy się z Abrahamem, ale drugiej śmierci w ogóle się nie spodziewałam... Nienawidzę Negana całym fanowskim sercem, ale wiem, że to będzie kawał dobrej postaci. A Jakie są Twoje odczucia?

      Usuń
    3. Czyli możesz sobie podać rękę z leżącą i czytającą Martą ;) Chociaż naprawdę rozumiem, dlaczego takie powroty Ci nie odpowiadają. Jeśli zamknęło się już jakiś rozdział, nie myśli się o powrocie, bo (niestety) zwykle wypada to po prostu źle. Podobnie było z "Sezonem burz" Sapkowskiego, któremu skończyły się pieniążki, więc postanowił dodać coś do historii o Wiedźminie. Było źle. Ja jednak nie mówię definitywnie "nie" na takie zabawy. Byle z głową.
      A do Cunninghama już nie zachęcam, może kiedyś coś Cię najdzie do powrotu do baśniowej krainy :)

      Szok to mało powiedziane. Oni mnie zniszczyli. Kiedy kij padł na Abrahama stwierdziłam "dobra, tego się spodziewałam". Ale dalsze akcje były... straszne. Nie spodziewałam się drugiej śmierci. Zastanawiam się tylko czy Twórcy pomyśleli o tym, że ostatnimi sekwencjami niejako honorują walecznego rudzielca. W końcu Rick miał złożyć ofiarę ze swojego syna, jak biblijny Abraham ;) A Negan? Już kiedyś pisałyśmy o tym, jak bardzo denerwująca jest ta postać. To taki łobuz ze szkolnego boiska, chce zabrać Twoje kanapki i pieniądze na słodycze. Bo może. Nienawidzę takich postaci, bezsensownej przemocy, ale trzeba przyznać, że to cholernie dobrze pasuje do TWD. Zobaczymy co dalej. I kiedy Rick zmieni się z owieczki w wilka ;)

      Usuń
    4. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam :) Otóż to, zazwyczaj te powroty nie są udane, więc tym bardziej odczuwam do nich niechęć. Ale obiecałam sobie jakiś czas temu, że wyjdę ze swojej literackiej strefy komfortu kryminałów, thrillerów i horrorów, i będę sięgać też po inne powieści, więc książka Cunninghama ma duże szanse na to, że ją przeczytam :)

      Kiedy padła na Abrahama to ja odetchnęłam z ulgą, bo nie jest to postać, z którą byłabym jakoś bardzo zżyta. Ale prawdziwy szok przeżyłam jak zginał Glenn i jeszcze te jego ostatnie słowa skierowane do Maggie :( Tak, ten test dla Ricka też był przerażający, ale do ostatniej chwili byłam przekonana, że Carl będzie musiał stracić rękę. Zgadzam się z Twoją opinią o Neganie, nie znoszę go, ale taka postać pasuje do TWD. Oj tak, czekam na to aż Rick da czadu :) Nie wiem czy już Ci wspominałam o blogu Owcy, na którym komentujemy każdy odcinek, zapraszam na wspólne fanowanie :) http://owcadz.blogspot.com/

      Obejrzałam też "Final girls" i muszę przyznać, że nawet wzruszyłam się w paru momentach :) Jestem zaskoczona, bo film okazał się całkiem, całkiem.

      Usuń
    5. Ale przecież w strefie komfortu nie ma nic złego :P Rozumiem jednak, że starasz się poszerzać horyzonty, choć czasem wychodzi to bez przymusu, samoistnie. Budzisz się pewnego dnia i nagle masz ochotę przeczytać Prousta ;) U mnie jest podobnie - chciałabym zacząć czytać fantastykę - Lema, Dicka, Dukaja. Byłam już tuż, tuż od tego, by zamówić z Rebisu "Raport mniejszości", ale coś mnie powstrzymało. I nadal powstrzymuje. Dlatego uwierz, rozumiem Twoją niechęć do czegoś spoza ulubionych gatunków. Choć Ty i tak czytasz też inne utwory, chociażby reportaże.

      Prawda, Abraham nie był mi jakąś bliską postacią, chociaż i tak było mi go szkoda. Najbardziej dobiło mnie wystające oko Glenna. Brrr... W sumie szkoda, że Carl nie stracił ręki. Nie żebym go jakoś nie lubiła (wyrobił się chłopak), ale wyobrażam sobie zemstę jednookiego i jednorękiego Carla - to by było świetne :D Nie, nie wspominałaś, ale chętnie zajrzę i się wypowiem. Nie mogę doczekać się kolejnego odcinka, ale podskórnie strasznie się boję tego, co się stanie. Naprawdę twórcom się udało!

      O, proszę :) Film był uroczy na swój sposób, strasznie dziwaczny, ale udanie nawiązujący i przerabiający klisze slasherowe. No i końcówka - moim zdaniem mistrzostwo :) A do tego striptiz przy "Bette Davis eyes" ;)

      Usuń
    6. Nie ma nic złego i tego będę się trzymać :) Przykład z Proustem mnie rozbroił, będę wniebowzięta jak mnie kiedyś tak najdzie :D Tak właściwie to nie jest to niemożliwe, bo po książkę Kalwasa sięgnęłam pod wpływem impulsu, po prostu poczułam, że właśnie to chcę teraz przeczytać. O Dicku, Dukaju i Lemie nawet nie wspominaj, bo też powinnam wziąć się za ich twórczość. I czasami mam dokładnie tak jak Ty, już prawię klikam jakąś książkę, ale potem wycofuje się i na jej miejsce wskakuje kryminał. Nie da się z tym wygrać, chociaż staram się :) Ostatnio polubiłam reportaże i nie mam pojęcia jak mogłam kiedyś uważać, że są nudne. Toż to kopalnia wiedzy, emocji, doświadczeń innych osób.

      Mnie również, byłam nawet na niego zła, że tak lekko wymienił sobie Rosite na Sashe, ale oczywiście nie zasłużył na taki koniec. Oko Glenna było straszne, nie jestem wrażliwa na gore, ale to mnie też dobiło. Natomiast cieszę się, że Carl nie stracił ręki. Rozumiem, że miałby powód, żeby się mścić, ale jednak za bardzo go lubię, żeby chcieć to oglądać. W takim razie koniecznie zajrzyj na blog Owcy, wspólne przeżywanie odcinka daje mi tyle samo frajdy, co oglądanie. Myślę, że w najbliższy poniedziałek czeka nas spokojniejszy odcinek. Bohaterowie będą przeżywać tragedię, opłakiwać zmarłych, powoli stawać na nogi. Tak przypuszczam.

      Zgadzam się. Plus za relację matki i córki oraz wykorzystanie slasherowych schematów, czekam na drugą część :) Oj tak, finałowy taniec rozłożył mnie na łopatki.

      Usuń
    7. Ja też będę wniebowzięta, bo jak na razie to Prousta boję się jak ognia ;) A widzisz, czyli jednak czasem aż samą Cię pcha w stronę czegoś trudniejszego od kryminału. Wiesz doskonale, że dla mnie kryminały są czymś więcej niż literatura popularna, ale coraz częściej mam wrażenie, że dla jej twórców są tylko maszynką do pieniędzy. Coraz bardziej szkoda mi na to czasu, kiedy jest tyle innych książek do czytania.
      Reportaże są fantastyczne! Również nie mam pojęcia, czemu kiedyś ich nie czytałam. Właściwie do poznawania faktów trzeba dojrzeć, fikcję literacką pochłania się dużo łatwiej. Ale warto, choć czasem jest to okupione czytelniczym cierpieniem.

      Ja nie mam pojęcia, co ta Sasha ma takiego w sobie? Nie lubię jej! Rosita jest dużo lepsza (i ładniejsza :P). Właściwie mogę doczepić się tylko jednego - że Maggie po takiej traumie, z zagrożoną ciążą, nie straciła tego dziecka, tylko wstała i poszła. Nie jestem lekarką, ale do cholery - ciało ludzkie ma swoje ograniczenia.
      Tak, też tak myślę. Widzowie i tak już mają zbyt dużo nerwów od samego czekania na to, kto umrze. Ale nie wiem czy taki dołujący odcinek nie będzie gorszy od odrobiny akcji.

      Oj, chciałabym żeby była druga część :) Pewnie byłaby dużo gorsza, ale sama końcówka w szpitalu dała już przedsmak tego, co mogłoby się dziać :)

      Usuń
    8. Ja tez się go boję, ale tłumaczę sobie, że jeszcze mam czas, jeszcze zdążę :) Tak, pcha mnie w stronę czegoś trudniejszego i wcale się temu nie opieram. Chociaż mam też takie momenty, że chcę przeczytać łatwą i przyjemną książkę i nie obchodzi mnie, że jest nieambitna. Rozumiem, co masz na myśli i cóż, kryminał jest poczytny, wiec niestety łatwo trafić na mało wartościową historię, która ani nic ciekawego nie przekazuje, ani nie zapada w pamięć.
      Chyba właśnie o dojrzałość chodzi i tę życiową, ale też literacką, kiedy od książek chce się czegoś więcej. U mnie zaczęło się od tego, że poczułam przesyt fikcją, uwielbiam zanurzać się w wymyślone światy, ale zapragnęłam dla odmiany czegoś prawdziwego i przepadłam :)

      Też nie lubię Sashy! Po za tym sorry, ale Sasha zasługuje na miano czarnej wdowy TWD, bo przecież jej poprzedniego partnera też spotkał tragiczny los :P Rosita to wciąż postać niewykorzystana, jakby twórcy nie mieli na nią pomysłu. Silna babka, mądra, zaradna, ładna, a jakoś nie może dostać swoich pięciu minut. Myślisz, że Maggie nie straciła dziecka? Mnie się wydaje, że ona już poroniła, bo przecież nie dotarła do lekarza. Miałam wrażenie, że już w momencie jak chwycił ją ból to sprawa była przesądzona, ale to jest TWD, wszystko może się zdarzyć. Nie oglądałam jeszcze nowego odcinka, ale włączyłam, żeby sprawdzić czy działa i chyba dzisiaj będzie wątek Carol. Denerwuje mnie taka przeplatanka, jaką twórcy stosują od paru sezonów. Dzieje się coś emocjonującego, a oni to zostawiają i poświęcają czas na innych bohaterów. Jak do tego rozwiązania podchodzisz?

      Też sądzę, że kontynuacja nie byłaby taka fajna, ale i tak chętnie obejrzę, jeśli powstanie. W ogóle jestem zdumiona, że główną rolę gra siostra Very Farmigi - mojej ulubionej aktorki amerykańskich horrorów :) Panie są do siebie podobne, chociaż starsza siostra chyba ma więcej talentu.

      Usuń
    9. Jest tylko dwóch autorów, których boje się czytać - Proust i Joyce. Pewnie kiedyś mi przejdzie, ale na razie się nie zapowiada ;) Dla większości ludzi Twoje nastawienie jest naturalne: czytam ciężką książkę, a później coś dla odprężenia. Jakiś czas temu rozmawiałam z kobietą, która przez długie lata uczyła niemieckiego. Teraz ma już dość ciężkiej literatury i czyta tylko i wyłącznie lekkie, zabawne książki dla kobiet. Może i mnie to kiedyś czeka, a Ty z kolei na starość będziesz sięgać tylko po poważną prozę ;)

      Prawda to - powinna już skończyć z mężczyznami, bo jak widać nie wychodzi im to na dobre. Co do Rosity również się zgadzam. Nawet Eugene ma więcej czasu antenowego, a przecież ta laska jest świetna. Jak zauważyłaś ma wszystko. Brakuje chyba odpowiedniego problemu, który mógłby ją w jakiś sposób "aktywować".
      Mam nadzieję, że straciła. Jednak nadal nie jest to dość jasno powiedziane. Bo gdyby tak się stało, życie Maggie również byłoby zagrożone. Być może dziecko umrze, ale do poronienia jako takiego nie doszło - nie obyłoby się bez krwi. Ja tam im nie ufam, więc jak na razie wolę wszystko poddawać w wątpliwość :P I znowu muszę przyznać Ci racje - też nie lubię takich zabiegów. Twórcy wyraźnie pogrywają sobie z nami w kulki, zostawiając swoich widzów w wielkich nerwach. Kiedyś już rozmawiałyśmy o Carol i jej przemianie. Jakoś nie spieszy mi się do powrotu do tej bohaterki. Mam nadzieję, że wymyślą coś ciekawego, zamiast bawić się w typowe zapychacze.

      Jasne, ja też obejrzę - w końcu nie można sobie odmówić dobrego komediowego slashera :D Tak, Taissa również gra i moim zdaniem wychodzi jej to naprawdę dobrze. Bardzo lubiłam jej postacie w 1 i 3 sezonie American Horror Story. A Vera Farmiga to horrorowa klasa sama w sobie ;)

      Usuń
    10. Do Joyce'a mam uraz, ponieważ pewien niezbyt lubiany kolega ze studiów uważał się za osobę wybitnie inteligentną, bo ponoć rozmiłowaną w twórczości Joyce'a. Na jakichś zajęciach była też mowa o fragmentach Ulissesa i delikatnie mówiąc, nie zachwyciło mnie to dzieło. Ha, wszystko możliwe, ale trudno mi sobie wyobrazić, byś zrezygnowała z poważnych, ambitnych dzieł na rzecz lekkich czytadeł :) A co do mnie, nie próbuję nawet przewidywać, co będzie :)

      Właśnie, nawet Eugene, którego też nie trawię. Dla mnie to taka postać, która powinna zginąć jak tylko grupa przestanie się nią opiekować. To nie fair, że Abrahama zginął a Eugene przetrwał. Może po wydarzeniach z ostatniego odcinka Rosita wreszcie będzie miała większe znaczenie? Nie chcę się łudzić, ale też uważam, że ma potencjał :)
      Racja, nie było krwi, więc pewnie Maggie dalej jest w ciąży. Nie mam nic przeciwko jej dziecku, ale nie chciałabym, żeby powtórzyła się sytuacja z Lori. Lubię Maggie, uważam, że to super postać i nie chciałabym, żeby skończyła jako kolejna poświęcająca się matka. No i nie wiem czy serialowi wyszłoby na dobre, gdyby jej wątek poszedł w kierunku dbania o dziecko, rozpamiętywania i w ogóle wychowywania małego Glenna :P Co do Carol pełna zgoda, nie tęsknie za nią i nie chcę, żeby cały odcinek był jej poświęcony.

      Nie oglądałam AHS i wchodzi moja niewiedza. Ale nadrobię, nie tylko dla Taissy :) Verę uwielbiam, zaczęło się od obecności oczywiście, ale to wystarczyło, żebym nabrała ochoty na więcej filmów i seriali z jej udziałem.

      Usuń
    11. Wiesz, sporo jest takich osób, które myślą, że jak przeczytały "Ulissesa" to świadczy to o ich ponadprzeciętnej inteligencji. Jest tak zresztą nie tylko z Joycem, więc doskonale rozumiem Twój uraz ;)

      Nie powiem, bardzo by mnie to ucieszyło. Śmierć Abrahama daje jej w pewnym sensie bodziec do zemsty i konkretnego działania. Mam przynajmniej taką nadzieję, bo może też się załamać i tyle.
      Nie chcę, żeby Maggie miała dziecko, to całkowicie zniszczy jej postać. Właściwie są tylko dwie opcje, które zresztą wymieniłaś: albo Lorie, albo hołubienie małego Glenna, ku pamięci zmarłego ukochanego. A Maggie powinna wymiatać, zwłaszcza teraz, po wielkiej stracie. Jeśli dopisać jej jeszcze utratę dziecka, to rodzi nam się wielki mściciel :D

      Warto nadrobić, oj warto - AHS to jeden z najświeższych horrorowych pomysłów. Chociaż nie każdy sezon wypada tak świetnie, to jest kilka takich, które obejrzeć po prostu trzeba ;)

      Usuń
    12. Otóż to! Idealnie to podsumowałaś i moim zdaniem Maggie też nie powinna mieć dziecka. Ona musi być twarda, silna i skopać tyłki wrogom, a nie zrobi tego, będąc w ciąży czy później niańcząc dziecko. Oby scenarzyści też mieli takie zdanie :)

      Nadrobię, nie wiem kiedy, ale nadrobię :)

      Usuń
  8. Już wiele razy spotkałam się z koncepcją baśni dla dorosłych, ale chyba żadna z nich nie była aż tak dojrzała. Bardzo mnie zaciekawiłaś, na pewno zajrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To coś więcej niż baśń dla dorosłych - to interpretacja, która pokazuje, co kryje się za kurtyną. Baśnie od środka, tak bym to określiła :)

      Usuń
  9. Już wiem na jakie stanowisko skieruję kroki na Targach. Cunnighama uwielbiam za "Królową śniegu", wewnętrzne wieczne dziecko wciąż we mnie tkwi więc te Baśnie to książka idealna dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę Ci tych Targów! Ale do Krakowa kawał drogi, niestety. "Królowej Śniegu" jeszcze nie znam, ale przeczytam z pewnością. Cunninghama znam z "Godzin", które niesamowicie mnie porwały. Teraz było jeszcze lepiej.

      Usuń
  10. Takie nowe podejście do baśni rzeczywiście otwiera oczy na wiele mankamentów. Te książkę na pewno kiedyś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otwiera oczy nie tylko na to, uwierz ;) Polecam gorąco tę pozycję, Cunningham spisał się na medal.

      Usuń
  11. Zazdroszczę lektury, bo czytałam wspaniałe "Godziny" tego pisarza i ciekawa jestem, jak Cunningham sprawdził się w baśniowych opowieściach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja "Godziny" właśnie niedawno odświeżałam (ze względu na nowe wydanie) i chyba po raz kolejny odkryłam tę powieść:)
      Ale baśnie Cunninghama to zupełnie inna bajka - krótkie, treściwe, dopieszczone do granic możliwości. Pozostaje mi tylko polecić :)

      Usuń
  12. Troche na temat tej książki zdążyłem już poczytać w innych recenzjach i przyznam, że coraz bardziej daję się złapać na ten tytuł, do tego stopnia, że zaczynam go widywać w księgarniach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To skoro już widujesz, teraz pozostaje tylko wziąć książeczkę do ręki i udać się do kasy ;) Zbiór jest świetny, naprawdę. Nie spodziewałam się aż takiego zachwytu ze swojej strony, bo przecież to tylko przerobienie znanych tematów z bajek. Ale jakie! Cunningham pokazał prawdziwe mistrzostwo.

      Usuń
  13. Tak jakby przesunąć suwak z dobroci na mroczne obrazy, dotrzeć do źródeł baśniowych postaci - może mi się spodobać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze to określiłaś, choć już bracia Grimm ten suwak przesunęli ;) Tutaj to idzie jeszcze dalej - przesunięcie suwaka na prawdziwą naturę ludzką. Spodoba Ci się, jestem tego pewna :)

      Usuń
  14. O to pozycja, którą niezwykle mnie interesuje! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro interesuje, to pozostaje tylko za nią chwycić - naprawdę warto :)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)