Spojrzenie przez lustro Królowej Śniegu
Mówi się, że nie należy oceniać książek po okładce, jednak nie bądźmy naiwni – wszyscy to robią. Co więcej, do tej i tak płytkiej oceny dochodzi mniemanie, że im książka obszerniejsza, tym lepsza, bo przecież wszystkie wielkie dzieła to grube tomiszcza: Wojna i pokój, Nędznicy, że o W poszukiwaniu straconego czasu nawet nie wspomnę. Dlatego, gdy szukamy rozrywki na chociażby średnim poziomie – przecież nie samymi arcydziełami żyje człowiek – sięgamy po estetyczne, co najmniej czterystustronicowe wydania, które mają dostarczać nam uciechy przez kilka wieczorów.
I tutaj pojawia się
największy mankament nowej książki Szczepana Twardocha. Już w pierwszej chwili
zauważamy, że ten zbiór opowiadań do najgrubszych nie należy, więc w duchu
modlimy się o małą czcionkę. Po rozwarciu niewątpliwie pięknej i ciekawej
okładki marzenia pryskają jak bańka mydlana, a my zostajemy z dwustoma
trzydziestoma trzema stronami tekstu zapisanego tak dużą czcionką, że w
pierwszej chwili jesteśmy pewni, iż jest to książka z serii Duże litery. Właśnie przez to, gdy
zabrałam się za czytanie tej pozycji, westchnęłam, pokręciłam głową i uśmiechnęłam
się lekko pod nosem, licząc na to, że już niebawem wbiję kilka potężnych szpil
w najczulsze punkty autora. Stało się zupełnie inaczej, gdyż od Tak jest dobrze oderwałam się dopiero po
przeczytaniu listy patronatów umieszczonych z tyłu okładki.
Zbiór
opowiadań Twardocha to porządnie napisana, wstrząsająca literatura, o której
trudno będzie zapomnieć. Autor daje nam sześć historii, w których kawałek po
kawałku rozbiera człowieka z jego pragnień, zboczeń, lęków i przyzwyczajeń, by
następnie zgnieść je, rozetrzeć na pył pokazując, że i tak nie miały znaczenia.
I choć każda z opisywanych postaci jest inna, to łączy je jeden ważny aspekt,
który pomaga w odczytywaniu całej tej niewielkiej książeczki. Po przeczytaniu
wielu recenzji tego zbioru widzę, że dla recenzentów najważniejszym jego
punktem jest człowiek. Nie ukrywajmy, że nie trzeba było się nad tym zbytnio
głowić – dokładnie to napisane jest z tyłu książki. Co więcej, dookreślają tego
człowieka słowami „nieszczęśliwy”, „słaby”, „samotny”, zamiast zadać sobie
pytanie: Czemu jest właśnie taki?
Już od pierwszych stron Tak jest dobrze towarzyszyła mi pewna myśl, która nie dawała mi spokoju, aż do momentu, w którym skończyłam czytać i utwierdziłam się w swoich przypuszczeniach. Dziecinna i naiwna wizja powstawania nieszczęść i brzydoty, kryjąca się od najmłodszych lat w mojej głowie, uaktywniła się pod wpływem lektury twardochowych opowieści. Dla mnie bohaterowie opowiadań Twardocha to ludzie, którym w oczy wbiły się odłamki lustra Królowej Śniegu, tak dobrze znanej każdemu dziecku, któremu rodzice czytają na dobranoc Baśnie Hansa Christiana Andersena. Ludzie, których nieszczęście pochodzi z niemożności oglądania piękna i dobra. Ludzie zwykli, skrzywdzeni, nie mający wpływu na swoje kalectwo. Nic więc dziwnego, że ten niedługi tomik tak mocno wpływa na odbiorcę. Ukazuje bowiem rzeczywistość z punktu widzenia człowieka, który co dzień patrzy na brzydotę, brud i nieszczęścia, uważając to za normę. Może się wręcz wydawać, że dla opisywanych przez Twardocha postaci nie ma odkupienia. Że żyją w zawieszeniu między ziemią i piekłem, a niebo pozostaje poza ich zasięgiem.
Tak jest dobrze to sześć opowieści o losie człowieka, jednak mam nieodparte wrażenie, że autor jedną z nich postanowił tam wepchnąć na siłę, aby zbiór nie był aż tak krótki. Ona płynie w moich żyłach to opowiadanie najbardziej oddalające się od wysokiego poziomu, który Twardoch narzucił pierwszą historią i podtrzymał kolejnymi czterema. Podejrzewam wręcz, że ten tekst nie wzbudziłby mojej niechęci tak silnie, gdyby nie znajdował się w wyśmienitym towarzystwie całej reszty mini dzieł tego śląskiego autora. Temu, drugiemu w kolejności opowiadaniu, najbliżej jest do horroru, choć Twardoch nie odchodzi całkowicie od swojego głównego tematu: człowieka. Jednak mężczyzna, który jednej nocy stracił wszystko, co nigdy nie wydawało mu się aż tak drogie, jak w chwili utraty, nie jest nawet w połowie tak przekonujący, jak inne mentalne wraki przedstawione w zbiorze. W przypadku tego opowiadania mamy do czynienia z syndromem niewykorzystanej idei. Innymi słowy – Twardoch poszedł na skróty, ubierając swojego bohatera w szczątkowe uczucia, które zbyt lakonicznie oddają jego stany emocjonalne w obliczu nieszczęścia. Jednak opowiadanie to ma swoje plusy, które odczytać można przy całościowym spojrzeniu na zbiór.
Autor wyraźnie nie chce zostać zaszufladkowany. Ani proza psychologiczna, ani fantastyka, ani horror – żadna z tych dziedzin z osobna mu nie odpowiada, jednak wszystkie razem stanowią ciekawą alternatywę, która, jak czas pokazał, przyciąga czytelników. Każde z opowiadań w Tak jest dobrze stanowi subtelną syntezę fantastyczności, grozy i obyczajowości, a w połączeniu z egzystencjalnymi wynurzeniami bohaterów, tworzą prozę pociągającą, emocjonującą, ale przede wszystkim bolesną jak diabli. Może to właśnie dzięki temu przeżywamy obecnie pewnego rodzaju „modę na Twardocha”? Niewątpliwie sprawia to, że zbiór trafi do sporej rzeszy czytelników, gdyż dla każdego znajdzie się tam coś dobrego.
Chociaż tematyka sama w sobie jest
ciekawa, a dla niektórych może nawet pociągająca, to czymże byłaby literatura
bez pisarskich umiejętności autora? Na całe szczęście Twardoch włada piórem tak
sprawnie, jak muszkieter swoją szpadą. I jak muszkieter potrafi porządnie
zaciąć. Nie będę ukrywać, że wielka czcionka i niewielka ilość stron nastawiły
mnie od samego początku przeciwko autorowi. Ze sceptycyzmem czytałam pierwsze zdania, później następne...
I tak doszłam do samego końca, zachwycając się stylem, w którym prostota
przeplatana jest filozoficznym wyszukaniem, które nagle przechodzi w stylizację
biblijną, by zakończyć wszystko soczystą „kurwą”. Prawdopodobnie niektórzy
czytelnicy odsuną się z odrazą od opowiadań Twardocha tylko dlatego, że nie boi
się on używać wulgaryzmów. Nie jestem jednak w stanie wyobrazić sobie tego
zbioru, bez przekleństw pełnych złości i żalu, które najlepiej wyrażają
całkowity brak nadziei. To właśnie w tym przejmującym, choć często tak zimnym i
rzeczowym języku, autor zamyka wszystkie bolączki i paranoje, wszystkie lęki i
próby zapomnienia bohaterów, którzy nie potrafią zaznać spokoju.
Tak
jest dobrze to uśmiech desperata skaczącego z mostu,
westchnienie ulgi w momencie, w którym życie nareszcie ulatuje. Wszystkie te
opowieści to bolesne i urzekające historie
o niemożności odnalezienia równowagi. Wszystkie dotykają problematyki
cielesności i rzeczywistości, która nie jest w stanie uwolnić od smutku.
Wszystkie przynoszą alternatywę. Jaką? Czasem śmierć niesie wybawienie, czasem
po prostu nicość. Jednak w każdej z tych sytuacji nie trzeba już przyglądać się
brzydocie, nieszczęściom i samemu, przerażonemu sobie, przez lustro Królowej
Śniegu.
Moja ocena: 7/10
Autor: Szczepan
Twardoch
Tytuł: Tak jest dobrze
Wydawnictwo: Powergraph
Liczba stron: 240
Niestety nie przepadam za opowiadaniami :)
OdpowiedzUsuńJa też nie jestem fanką krótkich form, ale tutaj warto zrobić wyjątek :)
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do samej osoby Twardocha. Uwielbiałem jego artykuły we Frondzie, z kolei obrzydł mi po wypowiedziach w których wulgarnie odnosił się do Polski. Lecz jeśli chodzi o powieści, to czytałem do tej pory jedynie "Wieczny Grunwald". Bardzo mnie zaintrygował, miejscami raził, gdzie indziej zachwycał. Mam w planach inne jego teksty, ale cieżko mi się za nie zabrać.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, Twardoch wzbudził swojego czasu spore kontrowersje. Mimo to uważam, że jest jedną z jaśniejszych gwiazd współczesnej literatury polskiej - abstrahując od wypowiedzi czy poglądów. Jego utwory mogą razić, czasem są bełkotliwe i zbyt wydumane, jednak myślę, że warto się przemóc i poznać jego twórczość.
UsuńBardzo się łasiłem na jego najnowszego "Dracha", ale na razie mnie ominął
UsuńTeż przymierzam się do tej książki, ale po "Morfinie", która była świetną choć dość wycieńczającą lekturą, nie wiem czy jestem na to gotowa.
Usuń