poniedziałek, 22 maja 2017

"Teatr Sabata" Philip Roth - recenzja


Dionizyjski spektakl


Powieść rozpoczynająca się zdaniem Albo przestajesz pieprzyć się z innymi, albo między nami skończone może być zapowiedzią literackiej uczty, albo przeciętnego erotyku. W moim przypadku druga opcja odpada – świadomie po taki utwór nie sięgnęłabym chyba nigdy. Wychodzi jednak na to, że to pierwsze zdanie, nawet jeśli napisał je Philip Roth, wcale nie musi być aż tak dobrym prognostykiem.




Mickey Sabat jest stary, choć nadal używa życia na tyle, na ile pozwalają mu jego schorowane dłonie i skromne wypłaty, które zawdzięcza jedynie żonie. Ma kochankę, która od trzynastu lat spełnia wszystkie jego zachcianki, uszczęśliwia go i co najmniej dorównuje mu w konkurencji zwanej rozpustą. Jednak Drenka nie ma zamiaru żyć tak dalej. Pragnie deklaracji, chce miłości i pewności, że jest tą jedyną. Co się zmieniło? Wystarczy jedno magiczne słowo, które odwraca ich świat do góry nogami. Rak. Od tamtej pory Sabat, który tylko przez chwilę znajdował się w drodze na szczyt, spada na samo dno.



Teatr Sabata jest powieścią o wszystkim, co siłą rzeczy sprawia, że przez niektórych odczytana zostanie jako powieść o niczym. Czy tak jest w rzeczywistości? Trudno orzec, bo nie każdy poczuje się zainteresowany postacią Mickeya Sabata na tyle, by towarzyszyć mu przez 600 stron i uczestniczyć w każdym jego moralnym upadku. Jest ich wiele, a każdy zdaje się boleśniejszy od poprzedniego. Sabat to bohater tragiczny, zresztą na własną odpowiedzialność. Tak przynajmniej można pomyśleć – to dość łatwe. Trudniej jest spojrzeć na niego jak na istotę ludzką, posiadającą skomplikowany system wartości, zdolną do miłości lub czegoś, co mogłoby nią być, gdyby nie śmierć brata podczas wojny i reakcja matki, która zdecydowała się na życie bliższe roślinom, niż ludziom. Zresztą nic w tym odkrywczego – w prozie Rotha aż roi się od nieudanych relacji rodzinnych. W tym przypadku matka wznosi się nad Sabatem niczym duch święty, przyglądając się jego poczynaniom. To objaw chorobowy czy może akceptacja odrzucenia? Tego możemy się tylko domyślać. Roth daje nam na to sporo czasu, bo prowadzi nas po meandrach życia Sabata ze swojego rodzaju perwersyjną przyjemnością, jakby wiwisekcja bohatera mogła nam się spodobać. I tak jest, o ile tylko damy radę wykrzesać choćby odrobinę ciepłych uczuć w stosunku do obrzydliwego, starego, hedonistycznego ex-lalkarza.



Obrzydliwość może być w tym wypadku słowem-wytrychem, zwłaszcza dla osób o słabych nerwach (lub tych co bardziej pruderyjnych). W Teatrze Sabata sperma leje się hektolitrami, ssanie jest na porządku dziennym, lizanie zresztą również – a, jakby tego było mało, wszystkiemu przygląda się matka Mickeya, z góry spoglądając na poczynania synka, któremu łapczywe ssanie piersi nieuchronnie kojarzy się z matczyną opieką. To pierwotne pragnienie, buchająca seksualność, jest czymś więcej, niż tylko próbą zaspokojenia ciała. To filozofia, a może nawet wiara. Sabat wyznaje kobiece ciało niczym bóstwo, sam siebie zaś stawia w roli kapłana, którego jedynym zadaniem jest oddawanie czci nieskończonej chuci. Im jest jednak starszy, tym trudniejsze staje się zaspokojenie wiecznie głodnego boga. Chwila załamania jest tylko kwestią czasu. Co robi człowiek opuszczony przez absolut?



Z bólem serca muszę jednak przyznać, że Roth zmęczył mnie historią teatru obrzydliwości i jego wielkiego prestidigitatora. Sabat jest postacią fascynującą, jednak przez wzgląd na jego odpychającą osobowość, trudno jest towarzyszyć mu z pełnym zapałem we wszystkich wydarzeniach i retrospekcjach. Kolejny upadek, kolejna porażka, wielka tragedia poprzedzona kilkoma mniejszymi – trudno to wytrzymać, gdy mistrz ironii i czarnego humoru prawie w ogóle nie próbuje ratować nas komizmem. Zamiast tego pogrąża swojego czytelnika w piekle zgorzkniałego starca, nienawidzącego życia i świata, jednak niepotrafiącego przestać pić swoją truciznę.



Czy czytać? Tak. Bo to Roth. Bo to dobra powieść, którą warto poznać. Choćby po to, by rozszyfrować Sabata. By zrozumieć jego nienawiść do świata, ale także podejście całego świata do niego. 

Moja  ocena: 6/10

Za ten dionizyjski spektakl dziękuję
 
Autor: Philip Roth
Tytuł: Teatr Sabata
Data wydania: 20.04.2017
Tłumaczenie: Jacek Spólny 
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 20.04.2017 
 Liczba stron: 608

21 komentarzy:

  1. O proszę, jaka niespodzianka! Roth jawi się tutaj co najmniej jak Houellebecq ;-)
    Ciekawe, będę miała podobne odczucia po spektaklu w "Teatrze Sabata"... Houellebecqa w każdym razie czytam bez grama znużenia - może to dobry prognostyk? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci powiedzieć, że nawet zapachniało trochę bukowszczyzną. Bo Roth jednak mówi o szeroko pojętej wolności i jej znaczeniu w społeczeństwie. Dlatego trochę jestem zdziwiona, że powieść momentami mnie nużyła, jakby te losy okazały się przesadą. Jestem ciekawa, jak Tobie spodoba się Sabat i jego przeboje;)

      Usuń
  2. Ja powoli poznaje powieści Rotha. I chociaż bardzo mi się podobają, to sięgam po nie rzadko, bo inaczej czuje duży przesyt. Po erotyk też bym nie sięgnęła świadomie, ale te wszystkie opisy mnie trochę od tej książki odrzucają. Kiedyś na pewno ją przeczytam, ale na razie jeszcze nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale to rozumiem - do niektórych powieści trzeba podchodzić ostrożnie, bo mogą ugryźć. "Teatr Sabata" z pewnością ;)

      Usuń
  3. Teatr Sabata czeka już na swoją kolej (choć jego rozmiary nie przyspieszają podjęcia się lektury) i muszę przyznać, że jestem go bardzo ciekaw. Książki, które wywołują skrajne opinie i wzbudzają silne emocje intrygują mnie, a z tego co widzę po twojej recenzji - najnowszy Roth taki właśnie jest. Mam nadzieję, że czerwcu uda mi się sięgnąć po Teatr Sabata i przekonać się, jakie wrażenie na mnie zrobi :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie będę wyglądać Twojej opinii na temat tej powieści - jestem ciekawa Twojego zdania. Racja, "Teatr Sabata" jest utworem, którego nie można zignorować, ale różni się w znaczący sposób od chociażby "Everymana" - tu aż kipi od emocji i wyuzdania.

      Usuń
  4. Rotha czytałam tylko "Kompleks Portnoya", który zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Od pewnego czasu mam ochotę na kolejną jego powieść, i właśnie "Teatr Sabata" mnie bardzo zaintrygował. Przyznam, że ciągnie mnie jakoś do książek ukazujących mrok w ludzkiej duszy, nasze słabości czy demoralizację i myślę, że czytanie o upadku człowieka takiego jak Sabat mogłoby mi się spodobać, a obrzydliwości też mi nie straszne. Boję się jednak właśnie tego, że nawet jeśli te okropności będą dla mnie na swój sposób fascynujące, czytanie o nich przez 600 stron to może być zbyt dużo nawet dla mnie. Koniec końców wszystko ma swój umiar. Ale prędzej czy później książkę przeczytam na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówi się, że Sabat jest starym, zgorzkniałym Portnoyem:) Można zauważyć pewne podobieństwa między tymi utworami.Jeśli "Teatr Sabata" Cię zainteresował, ja nie mam zamiaru Cię od tego odwodzić - to naprawdę dobra powieść. Może jednak dać w kość, więc trzeba zacisnąć zęby:) Ja również nie stronię od obrzydliwość, ale w tym przypadku odniosłam wrażenie, że trocher tego za dużo. Jeśli będziesz miała ochotę na Rotha, ale jednak trochę krótszego niż 600 stron, to bardzo mocno polecam "Wzburzenie" tego autora. Nie jest obrzydliwie, seksu tam jak na lekarstwo, ale powieść robi wrażenie pomimo małych gabarytów:)

      Usuń
    2. Oo, o tym że Sabat jest podobny do Portnoya nie słyszałam. :) Dziękuję, przeczytałam Twoją recenzję "Wzburzenia" i również brzmi bardzo zachęcająco. :)

      Usuń
  5. Roth jest dla mnie do nadrobienia, choć nie jestem pewna, czy akurat ta książka będzie jedną z tych, po które sięgnę w pierwszej kolejności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jeśli dopiero zaczynasz, to raczej "Teatr Sabata" Cię przytłoczy - proponuję "Wzburzenie". To mocna, ale znacznie krótsza i mniej "kontrowersyjna" powieść.

      Usuń
  6. Nie czytałam jeszcze niczego tego autora, i po ten tytuł chyba na rozpoczęcie nie sięgnę. Nerwy za słabe, pruderyjnosc za duża :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, gadanie;) ale rzeczywiście to nie jest powieść na pierwszy raz. Raczej na przyjemną powtórkę z rozrywki:)

      Usuń
  7. Dużo do tego czytałam o tym autorze . Rownież większość opinii co do tej książki jest pozytywna. Może kiedyś sie skuszę . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie znasz autora, to raczej nie polecałabym "Teatru Sabata" na pierwsze spotkanie - może przytłoczyć.

      Usuń
  8. Mnie od tej książki odstrasza jej objętość. Pewnie kiedyś sięgnę. Rotha zaczęłam poznawać kilka lat temu i tak sobie bez pośpiechu poznaję. Każda jego powieść jest inna, co wydaje mi się fascynujące. W niektórych jest wiele obrzydliwości, inne ("Nemezis", "Everyman") są bardzo "grzeczne". Ciekawy pisarz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Mnie też ciut przeraziła objętość, bo nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać.
      Masz rację, to niesamowity pisarz, który zdaje się mieć kilka twarzy. Ale jednak blisko mu do kilku tematów, które podgryza z różnych stron: wolności, śmierci, miłości i oczywiście relacji rodzinnych.

      Usuń
  9. Planuję niedługo kontynuować moją przygodę z Rothem. Wydaje mi się także, że Houellebecq uodpornił mnie na wszelkie objawy męskiej obrzydliwości i skrajnej ekspozycji wątków seksualnych. Myślę jednak, że "Teatr Sabata" odłożę sobie na później i na razie sięgnę po inną, bardziej przystępną powieść Rotha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisałam wyżej, w rozmowie z Martą - niektóre sceny z tej powieści przyrównałabym nawet do Bukowskiego. Ale Houellebecq też będzie niezłą wyprawką;) Myślę jednak, że dobrym pomysłem będzie sięgnięcie po inną powieść autora - ja zresztą też trochę się na coś z jego twórczości czaję;)

      Usuń
  10. Mnie też Sabat nieco zmęczył, w Konającym zwierzęciu mamy więcej finezji, choć temat podobny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, czyli jednak nic złego się ze mną nie dzieje:). A "Konającego zwierzęcia" nie czytałam, więc już wiem co nadrabiać:)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)