Katolicka Irlandia odwraca oczy
Jak to dobrze, że niektórzy autorzy, nie bojąc się ciężaru poruszanego tematu, śmiało rozpoczynają z czytelnikiem grę – pełną ironii, kąśliwości, dla niektórych nawet będącą policzkiem. Bo przecież jak tu mówić o religii, by nie urazić czyichś uczuć? Lisa McInerney nie głaszcze nikogo po główce, a katolicką Irlandię uderza w najbardziej palące miejsca, bez większych sentymentów. Nie ma w niej jednak nienawiści, bezwzględności. Jest za to chęć oddania głosu tym, którzy przez kołtuńskie, ślepe społeczeństwo traktowani są jak zadżumieni.
Jednak nie jest to powieść stricte o
religii – ona stanowi jedynie tło, dodatek, którego nie dałoby się usunąć z tak
wypaczonego środowiska. Ta historia ma w sobie o wiele więcej niż
obrazoburczość, którą wykorzystuje się jako hasło reklamowe do promowania Herezji chwalebnych.
Ryan nie czuje się w swoim domu mile
widziany. Śmierć matki to jedno, ale wiecznie pijany wiecznie zły ojciec, który
na każdym kroku pokazuje mu, jak wiele potrafi zdziałać jego pięść, wyciskają z
nastolatka ostatnie siły. Chłopak musi radzić sobie sam. Handlowanie
narkotykami to tylko jedna z dróg, którą mógł wybrać, wcale nie najłatwiejsza,
nie tak wygodna, jak mogłoby się wydawać. Jednak Ryan idzie właśnie w tę
stronę, do świata, z którego trudno uciec. Chłopak nie jest jedynym bohaterem
Herezji chwalebnych – McInerney
pozwala wypowiedzieć się każdemu. Dziwce, pijakowi, mordercy, a także kobiecie,
która pewnego dnia przypadkowo zabija człowieka za pomocą świętego kamienia.
Kościół potrzebuje ślepego wyznawcy. Twojej matki, mojej matki, ludzi łechczących ego dobrodzieja, wszyscy w tym siedzą. Dostali swoją kategorię i się jej uczepili. Kościół tworzy swoich grzeszników, żeby miał kogo zbawiać.
Ta narracja, pełna przekleństw, ironii,
czarnego humoru i zalewającej wszystko beznadziei, potrafi porządnie uprzykrzyć
życie czytelnikowi. Bo Herezje chwalebne są
powieścią niewygodną, uwierającą, a przez to trudną do przełknięcia na raz.
Trzeba w ten świat wejść siłą, chociaż McInerney ułatwia to świetnym stylem i
błyskotliwością. Doskonale czyta się jej dialogi, żywe i realistyczne, pełne
autentycznego brudu ulic Cork. Z pewnością w oryginale wypadają jeszcze lepiej,
jeszcze bardziej lepko i nieprzyjemnie. Opisy zaś, cały świat przedstawiony,
zdają się tętnić czymś odpychającym i jednocześnie przyciągającym, wydaje się
wręcz, że ta smętna rzeczywistość mogłaby przydusić nas, rozgryźć i przełknąć w
kilka sekund. Nic więc dziwnego, że bohaterowie powieści, tak różni, a
jednocześnie tak do siebie podobni, bronią się przed każdym gestem i słowem, a
po swoim mieście kroczą ostrożnie, niczym po wybiegu lwa. Kogo mogą zdenerwować
zbyt pewnym siebie zachowaniem? Pijanego ojca, niebezpiecznego kumpla z dawnych
lat, alfonsa – McInerney pokazuje świat pełen zależności, w którym wcale nie
tak trudno nakręcić spiralę przemocy.
Una Phelan była przerażoną jędzą, zadomowioną w konającej Irlandii, warczącą zajadle na każdą możliwość jej zmartwychwstania jako inny kraj. Dla niej jedyną władzą była Trójca Święta: księża, zakonnice, sąsiedzi. Oto pierwsze pokolenie nowej Republiki, naród wychowany na de Valerze i arcybiskupie McQuaidzie, ludzie na klęczkach.
Autorka zestawia wiarę chorą, ślepą,
zakłamaną, z całkowitym jej brakiem. Jej bohaterowie są rozgoryczeni, źli, ale
przede wszystkim zagubieni. Nikt ani nic, żadna boska moc, żadna religia, nie
są w stanie wskazać im miejsca, w którym powinni być, pokazać drogi, którą
trzeba obrać. Tę siłę muszą odnaleźć w sobie, choć realia nie sprzyjają wielkim
duchowym przemianom. Tam Biblia jest
całkiem niezłą improwizowaną podkładką do zrobienia kreski, szkaplerz można
przywiązać w burdelu, by podczas taśmowego seksu rozmyślać o życiowych błędach,
a dewocjonalia są dobre jak wszystko inne, by zabić człowieka. Przypadkowo, ale
jednak. U McInerney do kościołów chodzi się na klęczkach, lub się je pali – z
czystym sumieniem i bez błysku opętania w oku. Ogień oczyszcza bardziej niż
spowiedź.
W całym tym tyglu pojawia się jeszcze
temat rodziny, nierozerwalnych więzów krwi, które bywają niewygodne, kłopotliwe.
Głównie przez przemoc, która dotyka członków rodziny lub pojawia się gdzieś na
obrzeżach, jako znak niegodziwości, brak moralności. Relacja Ryana i Tony’ego –
chora, pełna brutalności, a jednak podszyta pewną dozą szorstkiego ciepła, choć
jest w niej przede wszystkim strach. Strach syna, który boi się kolejnych
uderzeń i strach ojca, który wie, że jest coraz słabszy, a jego pociecha coraz
silniejsza. Tkwi w tym pewne przekleństwo powtarzalności, być może zapisane w
genach, a może ukształtowane przez nieprawidłową socjalizację. W odwrotnej
sytuacji jest Maureen i Jimmy, matka i syn, którzy poznali się dopiero po
dwudziestu latach. Odebrane siłą dziecko, wygnanie do innego kraju, życie jakby
w zawieszeniu – Maureen odebrano możliwość ukształtowania swojego dziecka,
nadania mu czegoś więcej, niż ciała. Czemu Jimmy stał się przestępcą, choć żył
w domu, w którym wielbi się boga i kościół? McInerney wyraźnie interesują
rodzinne zależności, choć pozwala im płynnie przenikać inne rozwiązania
fabularne. Odmawia sobie przy tym i filozofowania, i usilnego moralizowania,
przez co ta skomplikowana historia ma możliwość zabrzmieć autentycznie i przejmująco.
Autorce udaje się to doskonale.
Taki świat przedstawiony to prawdziwe
cacko – świetnie zgrany, przekonujący i różnorodny, pomimo wielu podobieństw,
wspólnych traum i uwarunkowań. McInerney spisała się doskonale, przekazując i
opowiadając historię, ale nie oceniając swoich bohaterów. Szkoda, że
prawdopodobnie na tłumaczenie The Blood
Miracles, drugiej części Herezji
chwalebnych, trzeba będzie
poczekać.
Moja ocena: 7,5/10
Za podróż do zapyziałego Cork, dziękuję
Autorka: Lisa McInerney
Tytuł: Herezje chwalebne
Data wydania: listopad 2017
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 408
Olgo,Twoja recenzja i inne, może nie tak świetne, ale bardzo emocjonalne - wpłynęły na to że kupiłam książkę natychmiast. Ostatnio mam jakąś kiepską passę miernych książek, więc z tą wiążę pewne nadzieje ;) No i Twoja wysoka nota ...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony bardzo mnie to cieszy, z drugiej - wiadomo - odczuwam presję ;). Mam nadzieję, że McInerney Cię nie zawiedzie. Oby zła passa została przerwana :).
UsuńCzytałam do późna /jeszcze mi została jakaś mniej niż połowa/ ale już wiem, że z niecierpliwością będę czekała na kolejną część :D To nieprawdopodobne - na żadną reklamę nie natknęłam się wcześniej..
UsuńStrasznie się cieszę, że aż tak Cię wciągnęła! No proszę, czyli jednak spontaniczny zakup się opłacił, bo nie sądzę, by zakończenie mogło Cię rozczarować ;).
UsuńPierwszy raz słyszę o tej książce, ale chyba się skuszę. ;)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, o tych naprawdę dobrych książkach często jest dość cicho ;).
UsuńHerezje wpadły mi w oko już w zapowiedziach, czekają już na czytniku, tylko czasu coś brak. Cieszy mnie Twoja recenzja ( i wysoka nota). Niewygodne i uwierające historie to coś co tygrysy lubią najbardziej.
OdpowiedzUsuńNiech w takim razie nie czekają zbyt długo - pomimo trudnego tematu książkę czyta się doskonale, więc Tobie z pewnością nie zajmie dużo czasu.
UsuńZdecydowanie nie ku pokrzepieniu... Takie swoiste "wygnanie z raju"... Będę miała na uwadze:)
OdpowiedzUsuńO nie, stanowczo nie jest to lektura "ku pokrzepieniu". Wielu Irlandczyków musiało porządnie się przy niej zawstydzić.
UsuńO, zupełnie nie słyszałem o tej książce wcześniej! Zapamiętam ją ;). Z jednej strony religia, temat zawsze fascynujący, zwłaszcza, gdy się mówi o niej szczerze jak McInerney, a nie uważając ją za świętość, o której negatywnych stronach nie wolno wspominać, a z drugiej fascynujący język. Ponadto opowieść o przemocy zawsze brzmi dobrze. Czy moje skojarzenie tej książki z "Na wodach północy" jest w jakiś sposób trafne czy zupełnie nie? ;)
OdpowiedzUsuńA widzisz, czasem możesz u mnie znaleźć coś, o czym w ogóle nie słyszałeś ;).
UsuńTak, to taka mieszanka wybuchowa, ale całe szczęście autorka doskonale poradziła sobie z okiełznaniem jej. Hmm chyba tak, język w "Na wodach północy" działa bardzo podobnie - to również sposób na sportretowanie danej grupy społecznej, pokazanie jej w jak najbardziej naturalny sposób.
Widzę, że ta książka mogłaby być dla mnie swego rodzaju wyzwaniem, chociaż patologie kościelne i wypaczenia nakręcane przez religię widzę bardzo dobrze. Zastanawiam się tylko czy nie przeszkadzałby mi brak wypośrodkowania, w sensie, że bohaterowie są skrajni, czyli tak jak zrozumiałam - albo dewocja i ślepe posłuszeństwo albo palenie kościołów i nienawiść. Nie czułaś, że brakuje w tej książce postaci będącej głosem rozsądku w tym szaleństwie?
OdpowiedzUsuńNie, zupełnie tego nie czułam. Może nie udało mi się tego przekazać w recenzji, ale tam religia niekoniecznie przeciwstawiana jest nienawiści, a po prostu nicości, brakowi wiary lub ogromnemu zawodowi. Ryan nie zastanawia się nad problemami egzystencjalnymi, prostytutka Georgie szuka spokoju, ale nie boga, a Maureen, tak ona ma najbardziej na pieńku z kościołem. Nie chcę Ci tutaj za dużo zdradzać, w razie gdybyś kiedyś sięgnęła po powieść. Religia naprawdę nie jest głównym tematem tej książki, ale nie da się jej przeoczyć, bo to istotna część samej Irlandii. Jednak jest w niej dużo więcej, niż tylko krytyka kościoła.
UsuńOkej, teraz już rozumiem :) W sumie nie wiem, dlaczego wyczytałam z tekstu, że w książce pojawiają się skrajności. Teraz po wyjaśnieniach historia prezentuje się ciekawiej, więc zapisuję tytuł :) W ogóle mam wrażenie, że przez to nieszczęsne zniknięcie wypadłam z obiegu, bo w ogóle nie kojarzę powieści recenzowanych na blogach.
UsuńW sumie widzę, że tak to trochę napisałam - więc nie dziwię się, że tak to odczytałaś :). Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz czas. Ja naprawdę z niecierpliwością będę wypatrywać drugiej części, a to już coś znaczy.
UsuńHmm wiesz, to wcale nie takie trudne. Nie było Cię naprawdę sporo czasu. Czasem można wypaść po dwóch tygodniach ;). Ale spokojnie, nadrobisz raz dwa :D.
Właśnie to jest taka kolejna mini bolączka, że nigdy nie można być ze wszystkim na bieżąco i masz rację, że wystarczy kilkanaście dni i już koniec, nowe nazwiska królują na listach, nowe książki i trzeba nadrabiać :)
UsuńBardzo lubię tego typu tematy, które emocjonalnie wytargaja czytelnika. Dawno temu czytałam książkę poświęconą dziewczynce, która właśnie w Irlandii za sprawą kościoła przeżyła zbyt wiele jak na swój wiek (choć jakościowo książka była niestety bardzo słaba). Kilka dni temu skończyłam czytać reportaże Kopińskiej, w tym słynny o siostrze Bernadetcie. Prawda bardzo bolesna, dziejąca się za przyzwoleniem społeczeństwa. Trudny temat, ale bez mówienia o nim (czy to będzie fikcja czy reportaż), nie da się znaleźć złotego środka: pomiędzy wiarą, ślepym posłuszeństwem a zwyczajnym życiem i rozsądkiem.
OdpowiedzUsuńJa też niedawno skończyłam reportaże Kopińskiej - ta książka mnie zniszczyła. Jednak przez fakt, że to autorka opisuje rzeczywistość, to, co dzieje się wokół nas, ma zupełnie inny status, po prostu mocniej oddziałuje. Jednak masz rację, nie ważne czy to fikcja, czy reportaż: trzeba mówić o wypaczeniach, okropieństwach, które ludzie bez mrugnięcia okiem wyrządzają innym. Po to między innymi jest literatura.
UsuńReligijna hipokryzja to jeden z moich ulubionych tematów, dlatego z pewnością nie powstrzymam się od przeczytania "Herezji chwalebnych". Szczególnie, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż obraz Irlandii przypomina trochę nasze rodzime problemy.
OdpowiedzUsuńOj tak, już zdążyłam się zorientować ;). Ale spokojnie, tu nie tylko o tym, choć McInerney robi to dość zjadliwie, ironicznie - myślę, że Ci się spodoba.
UsuńNo i widzisz, jednak jest płacz i zgrzytanie zębów, skoro już przy religijnych tematach jesteśmy xd
OdpowiedzUsuńZ jednej strony żałuję, że nie zamówiłam, z drugiej, wolne od bloga też mi dobrze zrobiło. Wniosek? Kupię ją sobie. W sam raz mam teraz nastrój na taką duszną atmosferę i ciężkie życie bohaterów, o tej religijnej otoczce nie wspomnę. Twoja wysoka ocena pieczętuje los mojego portfela ;)
Jak możesz mi to robić? Teraz będę się głowić, czy Ci się spodoba, a jak nie, to minimum tydzień przesiedzę w pokutnym worku :P. Ale w sumie cieszę się - bo to dobra powieść jest ;).
Usuń