Biała karta w wordowskim pliku, całkowicie pusta. I jedynie migającym co chwila kursor przypomina, że powinnam coś napisać. Tylko co, skoro już od jakiegoś czasu niemoc „twórcza” trzyma mnie za gardło? Może tekst o tym, co robić, gdy pisanie staje się trudniejsze, niż przebiegnięcie maratonu?
Trzeba zacząć od początku, pisać aż
do samego końca i dopiero wtedy przestać
Łatwo powiedzieć. A co wtedy, gdy nawet
nie zaczynasz, bo wszystko naokoło wydaje Ci się ważniejsze od napisania
recenzji, felietonu, czegokolwiek? Koty na Facebooku stają się jeszcze
śmieszniejsze i bardziej urocze, niż zwykle. Nagle znajdujesz czas, by
odwiedzić wszystkie blogi i napisać kilka niegłupich komentarzy.
Zauważasz, że w mieszkaniu jest brudno i nawet chce Ci się sprzątać, Twoje
zachowanie Cię przeraża, ale i tak chwytasz za odkurzacz. Co robić, gdy pisanie
zrównujesz nagle z uczeniem się do sesji? Wtedy i tak trzeba zacząć, zacisnąć
pośladki, mądrze zmarszczyć brwi (wiadomo, że z inteligentną miną łatwiej się
pracuje) i napisać zdanie. Możesz się w nim przedstawić, stwierdzić, że właśnie
rozpaczliwie unikasz sprzątania mieszkania, albo spisać najbardziej absurdalną
myśl, jaka właśnie przyszła Ci do głowy. Bariera nie puściła? Pisz dalej,
choćby później trzeba było skasować te pierdoły, bo wstyd przyznać się do nich
nie tylko przed sobą, ale nawet przed tą wordowską kartką, która powoli
zapełnia się zadziwiająco abstrakcyjnymi tekstami.
Pisz zgodnie z planem a nie wedle
nastroju
Ale ja dzisiaj nie mam ochoty pisać! Brak
mi weny, mam strasznie mało czasu, tyle pracy przede mną. Boli mnie głowa!
Wszystko to brzmi jak tania wymówka, choć niejednokrotnie rzeczywiście mamy
mało czasu – praca, dom, obiad, zabawa z kotem (a spróbuj się tylko nie
pobawić, nędzny człowieku), zakupy, siłownia, spacer, spotkanie ze znajomymi,
wizyta u rodziców. Ale moment, moment, przecież Ty nie piszesz powieści,
dysertacji, nawet eseju. Piszesz recenzję albo krótki felieton, zestawienie czy
inne TOP 5. Ile czasu Ci to zajmuje? Dwie godziny, trzy? Więc chwytaj kalendarz
– ścienny, w komputerze, telefonie, jaki tylko chcesz – i zaznaczaj: w środę
usiądę z dupą przed komputerem i napiszę to, co mam napisać. Nie będę tego
przeciągać, nie będę odkładać na następny tydzień, bo… Żadnych „bo”, żadnych
„ale”. Plan to świętość, której trzeba się trzymać – spróbuj tego w pracy, a
zobaczysz, że dużo rzadziej będziesz sprawdzać maila i fejsa.
Pisarz nie musi pisać. Musi sobie
wyobrażać, że m u s i.
Wiem, nie jesteś pisarzem, ale ta zasada
idealnie do Ciebie pasuje. Bo Ty nie musisz pisać, prawda? Chcesz to robić.
Więc skąd to marudzenie, kiedy w głowie pustka, że aż świerszcze wygrywają
melodie? Bo tak naprawdę czujesz, że, tak jak Cioranowi, amputowano Ci słowa,
wycięto z Ciebie coś, po czym odczuwasz tylko fantomowe bóle. Może nie tworzysz
powieści, poezji, wielkich dzieł zmieniających ludzkie życia, ale tworzysz. I
kropka. Do tego potrzebujesz myśli (wyobraź sobie, że lampka zapala Ci się nad
głową –
zobaczysz, że to pomoże), wygody, silnej woli (odłącz Internet!) i to wszystko.
Bo tak naprawdę najważniejsze już w Tobie tkwi – to poczucie, że musisz. Nie
dlatego, że wydawnictwo naciska, że od tygodniu na blogu nic się nie dzieje, że
ludzie zaczynają o Tobie zapominać, albo myślą, że nie żyjesz. Nie – Ty po
prostu musisz, bo coś Cię ciśnie w piersi, kiedy nie słyszysz miarowego
uderzania palców o klawiaturę. Jeśli kiedyś nie poczujesz tego ucisku po
tygodniu, miesiącu czy dwóch nic nierobienia, potraktuj to jako znak, że coś w
Tobie umarło.
I wiesz co? Teraz mogę Cię zapewnić, że
takie nieprzemyślane pisanie pomaga. Ja właśnie skończyłam jeden tekst –
nieidealny, zupełnie niepodobny do tego, co zwykle robię, ale mój. Teraz myślę
nad następnym. Może przypomnę sobie, jak wygląda krytyka literacka z
prawdziwego zdarzenia? Zobaczymy. Ale przynajmniej teraz mi się chce.
Bardzo fajny post. Mi na niemoc twórczą pomaga zupełną ciszą wieczorny klimat, kocyk i kubek gorącej herbaty.Zawsze piszę wieczorem, kiedy cały dom już śpi.:)
OdpowiedzUsuńkocieczytanie.blogspot.com
Cieszę się, że Ci się podobał :). Cisza rzeczywiście bardzo pomaga. Kiedyś mogłam pisać w hałasie, teraz też potrzebuję ciszy.
UsuńPrzyjemnie czytało mi się ten post. Też czasem czuję taką niemoc, ale jednocześnie czuję, że po prostu muszę i chcę coś napisać. :D
OdpowiedzUsuń"Czasami człowiek musi, inaczej się udusi" ;)
UsuńJa ostatnio ciągle czuję niemoc☺ ale szczerze, nie zmuszam się, bo nie mam aż takiego parcia na klawiaturę. Nie gonią mnie terminy na szczęście, bo wtedy miałabym bola😆
OdpowiedzUsuńCo Ty mówisz, Gosiu! Nie tak rzadko przecież pojawiają się u Ciebie posty :). Mnie takie zmuszanie się pomaga - pisanie systematyzuje moje myślenie. Dlatego siadam i staram się, by myśli się pojawiały. Jeśli tego nie ma, gdzieś w środku mnie ciśnie :).
UsuńJa jak nie mam ochoty, to nie piszę, bo blog ma byc dla mnie rozrywką. I tego się trzymam. Ale czasem rozglądam się wokół za tematem i zawsze coś się znajdzie: film, program, albo myśl w głowie.
OdpowiedzUsuńDla mnie również blog jest rozrywką, więc rozumiem Twoje podejście. Nie zarabiam na nim przecież. Jednak źle się czuję, gdy długo czegoś nie napiszę. Tak jak wspominałam wyżej - pisanie systematyzuje moje myśli :).
UsuńJak trafiłaś z tym postem!;) Mnie niemoc ogarnęła, i dlatego do końca roku nie napiszę już nic. U Ciebie jest inne "muszę" z tego co rozumiem, takie wewnętrzne, u mnie póki co było takie "muszę bo się zobowiązałam". Terminy nie zawalone co prawda, ale mało czego nienawidzę równie mocno jak słowa "muszę". Teraz chciałabym mówić sobie "chcę o tej książce napisać". Dlatego parę spraw chcę sobie przemyśleć. A Tobie życzę powrotu weny i radości z pisania, ale widzę, że już się przełamałaś, bo piszesz, że tekst kolejny powstał:)
OdpowiedzUsuńTy też jesteś ofiarą niemocy? Oj Dorotko, oby szybko przeszło :). Tak, to wewnętrzne "muszę" często mnie męczy, kiedy siedzę na tyłku i nic nie robię. A wiem, że powinnam. Ale Twoje muszę też znam. Dlatego staram się brać na siebie tyle, ile mogę, nie więcej - by wywiązywać się z tego, co obiecałam. Mam nadzieję, że wszystko sobie poukładasz i nie będzie żadnego "muszę" tylko "chcę", albo "muszę, bo pęknę, mam tyle myśli w głowie" :)
UsuńI tak, kolejne idą same. Postanowiłam sobie, że zacznę wysyłać teksty do czasopism - trzymaj kciuki, żeby się udało :).
To trzymam kciuki bardzo mocno :)
UsuńU mnie do tej pory było zupełnie odwrotnie. MUSIAŁAM pisać codziennie. Weszło mi to tak bardzo w nawyk, że w przypadku gdy nie miałam na to kompletnie czasu, to zupełnie nie umiałam się w tym odnaleźć. Dlatego miałam tekst w zapasie do publikacji, żeby mieć co wrzucić na bloga. A teraz staram się nie podporządkowywać życia nałogowi blogowania i dobrze mi z tym. :D
OdpowiedzUsuńHa, coś w tym jest, że podporządkowanie przymusowi - jeśli nie ma się możliwości pisania, chociażby z przyczyn losowych - musi być niezwykle męczące. Bukowski tak miał, musiał pisać, cokolwiek, inaczej był chory. Cieszę się, że w ostatecznym rozrachunku jesteś zadowolona z tego, jak wygląda Twój harmonogram zajęć ;).
UsuńJa miałam takie blokady jakiś czas temu, kiedy na blogach i różnych stronach pojawiła się fala tekstów "jak pisać, żeby przyciągnąć czytelników" i kiedy zaczęłam myśleć, że muszę jakoś inaczej, atrakcyjniej, ciekawiej, żeby się wybić. Paraliżująco działała na mnie myśl, że ktoś to ocenia, że komuś się nie spodoba, że coś tam sobie pomyśli. Potem trochę wyluzowałam. Dlatego wydaje mi się, że podstawa to jednak pisać dla siebie, dla własnej przyjemności, z tej wewnętrznej potrzeby, o której piszesz w ostatnim akapicie. Bo jednak własna radość blogowania jest najważniejsza. Z całym szacunkiem oczywiście dla czytelników ;).
OdpowiedzUsuńI właśnie dlatego nie czytam tekstów "jak pisać, żeby przyciągnąć czytelników" - to potrafi zniechęcić i sprawić, że człowiek czuje się źle z samym sobą i, co gorsza, ze swoimi umiejętnościami. Wiesz, co myślę na temat Twojego bloga, nie widzę żadnego powodu, abyś miała pisać atrakcyjniej. Tak jest idealnie. Więc niech sobie piszą, jak zyskać więcej followersów: to nie jest najważniejsze.
UsuńCiekawe jest to, co piszesz o paraliżu związanym z odbiorem Twoich tekstów. To z jednej strony zrozumiałe, a z drugiej dziwne - przecież publikujesz w Internecie; każdy, kto tylko chce, może to przeczytać. Wychodzi więc na to, że kiedy chcesz pisać, naprawdę musisz mieć twarde pośladki, by nie dać się zjeść... no właśnie, swoim własnym lękom. I skupić się na "radości blogowania" :).
Prawda. Nigdy nie jest tak, że wszystkim się dogodzi, zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie będzie podobało, a lawirowanie między oczekiwaniami różnych ludzi może doprowadzić tylko do zaburzeń ;). Więc grunt to pisać po swojemu. I wtedy można cieszyć się, że ktoś Cię lubi takim, jakim jesteś naprawdę. Dzięki za miłe słowa!
UsuńŁadnie powiedziane (napisane) :) Bardzo przyjemnie czytało mi się ten tekst i zgadzam się zwłaszcza z końcówką. Sama często miewam takie poczucie, że muszę pisać, chociaż nie mam wyznaczonych jakichś terminów. Nie chce mi się, naprawdę mi się nie chce, ale jakoś nie mogę sobie odpuścić. Ale jak już się zacznie pisanie i wejdzie w rytm, to trudno przestać. Dużo weny życzę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dobrze Ci się czytało - mnie pisało się świetnie, więc na to właśnie liczyłam ;). O widzisz, czyli jednak jest coś takiego jak uzależnienie od pisania ;). Czasami potrafi wymęczyć, ale jest tego warte :). Tobie życzę tego samego - obyś nigdy nie musiała patrzeć na pustą kartkę, która jakoś nie chce się zapełnić :).
UsuńTakiego tekstu było mi trzeba na przełamanie własnej twórczej niemocy - super się czytało! :-)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia noworoczne!
Cieszę się bardzo :). I mam nadzieję, że zwalczysz twórczą niemoc. Bo chętnie bym wróciła do w miarę regularnego czytania Twoich postów ;).
Usuń