sobota, 25 marca 2017

"Dziecię boże" Cormac McCarthy - recenzja




 Unde malum?

Cormac McCarthy stał się rozpoznawalny w Polsce dzięki filmom, które powstały na podstawie jego książek. Mówię oczywiście o To nie jest kraj dla starych ludzi braci Coen i Drodze z Viggo Mortensen’em w roli głównej. I chociaż McCarthy jest poczytnym autorem, to nie mogę przestać myśleć o tym, jak bardzo musimy być zacofani, by Dziecię Boże z 1974 roku dotarło do nas dopiero w roku 2009. Bo trzeba przyznać, że traciliśmy wiele nie czytając McCarthy’ego.




Dziecię boże to historia Lestera Ballarda. I już w tym momencie pojawiają się problemy: Co powiedzieć dalej, by nie zepsuć książki, ale zainteresować? Ballard to przestępca – o tym, że siedział w więzieniu wiemy już z pierwszych stron powieści. Należy on również do osób o niezbyt dużym zasobie słów, wystarczającym jednak do tego, aby porządnie wyzwać każdego, kto zalezie mu za skórę. Jednak czyż nie każdy z nas do tego zdolny? Strona po stronie dowiadujemy się o głównym bohaterze coraz więcej i więcej, aż w końcu czujemy, że poznaliśmy go, a może nawet jesteśmy w stanie go zrozumieć. Ballard to morderca – człowiek, który nie zawaha się wyciągnąć swojej strzelby i wpakować Ci jej w potylicę. Pomimo tego, że Lester popełnia największy grzech, odbiera życie niewinnym ludziom, nie czujemy do niego jednoznacznej niechęci i obrzydzenia, które zwykle towarzyszą obcowaniu z mordercą, nawet tym z kart powieści. Nie jest to też sympatyczny typ, któremu kibicujemy przy każdej zbrodni. Lester jest inny – to człowiek wyjęty z rzeczywistości i świata, chociaż je, mówi, istnieje wśród ludzi, jednak nie współistnieje. To człowiek obok.



Już za samo przedstawienie głównego bohatera McCarthy’emu należy się medal (albo kolejna nagroda, których i tak ma sporo na swoim koncie). Lester jest tak niejednoznaczny, że aż zaskakuje czytelnika. Autor, wprowadzając nas w świat zbrodniarza, przyzwyczaja nas do jego dziwactw, przytępia wszystkie zmysły, przez co nie jesteśmy w stanie odczuwać wstrętu i pogardy. Początkowo dziwimy się bohaterowi, jednak później nawet to uczucie słabnie, a wszystko co dzieje się w świecie Lestera Ballarda jest dla nas normą. Jego normą, którą z czasem przyjmujemy bez żadnych pytań, bez zastanowień. Kiedy skończyłam czytać tę powieść, a nawet i dużo później, nie mogłam wyjść z podziwu dla umiejętności autora, który z taką łatwością pogrywa z czytelnikiem. Chociaż wiem, że główny bohater to szumowina, z początku nie umiałam dokonać jednoznacznej oceny jego postępków. Spowodowane jest to niewątpliwie sposobem, w jaki McCarthy wprowadza postać Ballarda, jak kreuje świat, w którym go umieszcza. Rzeczywistość Lestera Ballarda nie należy do normalnych – to chory organizm pokryty ropiejącymi wrzodami: ludźmi.



Dziecię boże to powieść, która przedstawia nam maksymalne skondensowanie treści w niewielkiej formie – książka ma bowiem trochę ponad dwieście stron. Nie zmienia to jednak faktu, że po lekturze czujemy się całkowicie wypompowani, zszokowani i niepewni, czy to, co przed chwilą przeczytaliśmy, jest rzeczywiście takie, jakie się jawi. McCarthy jest pisarzem, który z łatwością trafia w sedno. Potrafi chwycić nas za gardło jednym zdaniem, wyrażającym więcej, niż niejeden autor zdołałby zawrzeć w dziesiątkach stron. Nie ukrywam, że początkowo dziwnie czytało mi się te krótkie notki, bo właściwie tak mogę nazwać poszczególne rozdziały. Przyzwyczaiłam się do dłużyzn i rozwlekłych opisów, którymi często raczą nas twórcy. Dlatego zaskoczeniem były dla mnie rozdziały jedno, dwu stronicowe. Szybko jednak przekonałam się, że McCarthy z rozmysłem wprowadza tyle informacji, ile akurat potrzeba czytelnikowi, by pojąć, poczuć i zastanowić się. Każde zdanie z osobna przykuwa naszą uwagę, gdyż wiemy, że jest niezbędne w powieści, że wszystkie wnoszą coś istotnego. Tego nie spotyka się często, dlatego tym bardziej możemy docenić kunszt autora, który zmusza nas do wytężenia zmysłów, zabraniając nam bezmyślnego śledzenia wzrokiem kolejnych liter.  



Jednak najbardziej zastanawiający w całej tej powieści jest jej tytuł. Każdy z nas jest dzieckiem boga, tak przynajmniej mówią wszystkie święte pisma. Różne religie świata, a wcześniej mitologie, przedstawiały człowieka jako byt stworzony na kształt i podobieństwo istoty najwyższej. Jak to jednak możliwe, skoro istnieje na świecie zło, które przechodzi ludzkie pojęcie? Zastanawiamy się nad tym od pokoleń i problem ten nadal jest aktualny. Czy Lester Ballard, człowiek, który pozbawia życia innych, który zdaje się być ponad prawem ludzkim i boskim również został stworzony na podobieństwo boga? Autor nie daje odpowiedzi. Nie daje nawet oceny, nie mówi niczego wprost. Można by powiedzieć, że interpretacja tego założenia pozostaje w gestii naszego rozumowania i naszej wiary. I chociaż McCarthy nie podaje niczego na tacy, to zmusza nas do podjęcia dyskusji ze sobą na temat, który może zdążyliśmy już zepchnąć w podświadomość.



Dziecię boże nie należy do rodzaju książek dla wszystkich. Nie mówię tego oczywiście, aby nacechować dodatnio wszystkich tych, którzy tę powieść przeczytali i polubili, bądź nawet pokochali. Chociaż sama uważam się za osobę o mocnych nerwach, to Dziecię boże wstrząsnęło mną do głębi. Zawiera tak wielkie pokłady okrucieństwa, brutalności i najzwyklejszej w świecie patologii, że czuję się w obowiązku odradzić ją każdej delikatnej osobie. Bowiem, gdy rozpoczniecie czytać tę pozycję szybko pojmiecie, że nie uda wam się prędko o niej zapomnieć.

Moja ocena: 7/10 

Autor: Cormac McCarthy
Tytuł: Dziecię boże
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 224

23 komentarze:

  1. Tytuł zapisałam, czuję, że to może być książka dla mnie, spore wyzwanie czytelnicze. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę polecam - książkę czytałam kilka lat temu, ale nadal pamiętam te odczucia. Warto, chociaż to niełatwa lektura :)

      Usuń
  2. Ja mam problem z autorem. Dwie jego książki mnie porwały, natomiast jedna była dla mnie nie do strawienia. Tej jeszcze nie czytałam ale bardzo lubię być wstrząśnięta po lekturze, więc może spróbuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zdradzisz, co takiego czytałaś? Ja nie znam wszystkich jego powieści, ale sporo już czytałam i niezmiennie jestem zachwycona :)

      Usuń
  3. Dopiero dwie książki McCarthego za mną, ale jestem urzeczona tym surowym stylem, który burzy krew. Niby miałam sięgnąć po "Krwawy południk" ale ten tytuł sobie zanotuje. Dzięki za recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam u Ciebie kolejną recenzję i kolejny zachwyt :) I zupełnie Ci się nie dziwię. Choć jeszcze nie znam wszystkich utworów autora, te, które przeczytałam, były dla mnie niesamowitym literackim wyzwaniem. "Krwawego południka" niestety nie znam, więc nie doradzę w wyborze.

      Usuń
  4. McCarthy'ego znam póki co tylko z "Drogi", którą czytałam i oglądałam. Widziałam też "To nie jest kraj dla starych ludzi", ale co książka to jednak książka. "Dziecię boże" będę mieć na uwadze, bo już pryz okazji Drogi autor mną wstrząsnął i liczę na kolejną dawkę wyśmienitej, ale wymagającej lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, książka to jednak co innego. Ale w przypadku dzieła Coenów muszę przyznać, że dobrze sobie poradzili z literacką materią. "Dziecię boże" będzie z pewnością innego rodzaju wstrząsem, ale myślę, że lektura może Ci się spodobać :)

      Usuń
  5. Jestem zaciekawiona tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja sobie odpuszczę książkę. Nie zainteresowała mnie ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może następnym razem czymś Cię zainteresuję :)

      Usuń
  7. Uważam się za osobę o dość mocnych nerwach, więc chętnie zaryzykuję znajomość z tą książką. Ostatnio czytałam powieść o nastolatku mającym mordercze skłonności i spodobał mi się portret bohatera, którego również trudno jednoznacznie ocenić. Ale wiadomo, że McCarthy to inny poziom zupełnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to spróbuj swoich sił z McCarthym. Ale uprzedzam, jego suchy, beznamiętny styl może być ciężkostrawny - przy okazji potęguje całą ohydę przedstawionego świata.
      Czytałam Twoją recenzję i rzeczywiście tego typu kreacja postaci wydaje się, hmm... odświeżająca. Przy tym, co opisuje autor, aż trudno zrozumieć, jak udało mu się nie oceniać swojego bohatera.

      Usuń
    2. Kiedyś próbowałam z "Drogą" i nie wyszło, ale dam McCarthy'emu jeszcze jedną szansę. Nie ukrywam, że właśnie ta niegodziwość bohatera połączona z nieocenianiem go, ciekawi mnie najbardziej.

      Usuń
  8. Wiesz, teraz poczułam, że i ja wiele tracę, skoro jeszcze nie znam autora. Szalenie doceniam takie niejednoznaczne kreacje bohaterów, a z tego co piszesz McCarthy tworzy z dużą świadomością efektu, jaki ma wywołać. Czuję się zdecydowanie zachęcona do sięgnięcia po ten tytuł, a później może po kolejne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. McCarthy jest jednym z tych autorów, który zostawił we mnie głęboką zadrę. Jego powieści są mroczne, brudne i niejednoznaczne właśnie. Polecam bardzo - "Dziecię boże" to dobra książka na start, a później może osławiona już "Droga"? :)

      Usuń
  9. Jestem okropna, bo nie kojarzę autora nawet ze względu na filmy. Ale nic dziwnego - raczej nie obracam się w takiej tematyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, od razu okropna ;) Jeśli to nie Twoje klimaty, to do lektury nie zmuszam. Ale polecam chociażby seans "To nie jest kraj dla starych ludzi" - jeśli cenisz sobie braci Coen, to odnajdziesz w tym filmie i sporo z ich twórczości i z powieści McCarthy'ego.

      Usuń
  10. Nie trzeba zatem wielu stron, aby dobrze podchwycić temat i trafnie go zobrazować. Twórczość autora cały czas przede mną, ale w planach już od bardzo dawna. Szukam jedynie czasu. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, stanowczo te mniej obszerne są dużo bardziej sugestywne - McCarthy najlepiej to udowadnia. Oby czas się znalazł, Miłko, bo warto! :)

      Usuń
  11. McCarthy to jeden z tych pisarzy, których chcę nadrobić. Choć przyznaję, że moje spotkanie z ekranizacją powieści "To nie jest kraj dla starych ludzi" skończyło się drzemką, ale byłam wtedy stanowczo zbyt niedojrzała jak na ten film. Myślałam o tym, żeby zacząć od "Drogi", ale historia mordercy przedstawiona w książce "Dziecię Boże" wydaje się dużo bardziej zachęcająca :) Może dlatego, że lubię mroczne umysły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, proszę - ja ten film wspominam bardzo dobrze. Lepiej niż "Drogę", która z kolei bardzo mnie znudziła. Jeśli "kręcą" Cię mroczne umysły, to Lester Ci się spodoba. I przy okazji zobaczysz, czy suchy i oszczędny styl autora Ci odpowiada :)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)