Piekło kobiet
Nie zdołam zliczyć, ile razy słyszałam, że temat równouprawnienia kobiet to tylko woda na młyn dla feministek, które nigdy nie będą zadowolone z tego, co mają. Że powinnyśmy cieszyć się, że nie żyjemy na Bliskim Wschodzie, gdzie kobieta musi znać swoje miejsce, gdzie nic jej nie wolno. Oczywiście takie głosy nie są jedynie domeną mężczyzn. Kobiety niejednokrotnie zdobywają się na całkowity brak zrozumienia dla tych, które postanowiły walczyć o swoje prawa. Czytając manifest Mony Eltahawy, jej oburzenie na bierność rządów, fanatyzm religijny i wpajaną z pokolenia na pokolenie mizoginię, myślałam o tych mądralach, którzy wysyłają nas do Egiptu czy Iraku, byśmy przekonały się, jak mamy tu dobrze. Oni też pogardzają, też nienawidzą – na małą lub większą skalę. I nie wykorzystują swojej wolności, by krzyczeć o niesprawiedliwości tam, gdzie prawo kobiet nie istnieje. Wolą pokazywać te kraje jako przestrogę dla nas, bo może tak szybciej nauczymy się moresu. A o Tunezyjkach czy Egipcjankach zapominają. Bo to przecież nie nasz problem.
Dlaczego ci mężczyźni nas nienawidzą? Ponieważ nas potrzebują, ponieważ się nas boją, ponieważ wiedzą, jak bardzo muszą się wysilić, aby utrzymać nas w ryzach, żeby każda z nas była grzeczną dziewczynką i strzegła swojej błony dziewiczej, dopóki nie przyjdzie pora, żeby ją wydymać i zrobić z niej matkę, która wychowa kolejne pokolenia mizoginów, aby patriarchat mógł trwać wiecznie.
To nie będzie recenzja. Nie mam zamiaru
oceniać krzyku rozpaczy i gniewu, który ma skłonić kobiety do działania. Nie
chcę rozpatrywać tej książki pod kątem literackim, bo przecież ten manifest
napisany został z potrzeby wprowadzenia zmian w mentalności ludzkiej, nie zaś
po to, by zachwycać czytelników i krytyków formą. To książka, którą musimy się
przejąć, którą musimy zrozumieć, by pojąć ogrom okrucieństwa, głupoty i
zacietrzewienia. Byśmy nie myśleli, że nas to nie dotyczy.
Taki pożar mógł wybuchnąć wszędzie: w płonącej szkole stratowano na śmierć piętnaście dziewczyn w wieku od trzynastu do siedemnastu lat, a pięćdziesiąt dwie odniosły obrażenia. (…) Budynek nie miał wyjść ewakuacyjnych, alarmów przeciwpożarowych, ani nawet gaśnic. (…) Strażacy powiedzieli saudyjskiej prasie, że funkcjonariusze policji moralności zmusili uczennice, aby zostały w płonącym budynku, ponieważ nie miały na sobie chust i abai, czyli strojów, które w tym królestwie kobiety muszą nosić w miejscach publicznych. Jedna z lokalnych gazet napisała, że policjanci moralności zatrzymali mężczyzn (w tym strażaków) usiłujących pomóc dziewczętom wydostać się z budynku. „To grzech zbliżać się do nich”, powiedzieli. (…)
Twoja chusta to ty. Jest warta więcej od ciebie.
Czy taką niesprawiedliwość można
skomentować inaczej, niż wrzaskiem wściekłości? Autorka ukazuje tych sytuacji znacznie więcej –
od macanek podczas pielgrzymki do Mekki, przez przymusowe badania dziewictwa,
będące tak naprawdę zakamuflowanym gwałtem, aż po usankcjonowane śluby z
nieletnimi dziewczynkami, które w swoją noc poślubną niejednokrotnie skazane są
na śmierć z powodu krwotoku wewnętrznego. Jednak Mona Elathawy, prócz słów
wsparcia i oburzenia, słyszy także, że krytykuje swoją wiarę i demonizuje
mężczyzn, że oczernia rodaków, którzy i tak są stygmatyzowani na Zachodzie, a
ona, bezbożnica, dała omamić się amerykańskiemu porządkowi świata. Autorka tkwi
między młotem a kowadłem, próbując skłonić kobiety do wywołania rewolucji
seksualnej, jednocześnie nie dając rasistom całego świata pretekstu do
piętnowania i nienawidzenia muzułmanów. Mówi więc nie tylko o niskim statusie
kobiet w krajach bliskowschodnich, ale także o tym, że jej religia tego nie
nakazuje, a wręcz przeciwnie – wzbrania się przed tym. Prorok nie uderzył przecież
żadnej ze swoich żon, a osłaniał je tylko po to, by dać im odrobinę
prywatności, nie zaś, by zakryć ich grzeszne ciała przed światem. Jednak to
tylko interpretacje, które, według oświeconych islamistów, są błędne – Proszę nie słuchać tych, którzy próbują
twierdzić, że hidżab nie jest obowiązkowy. Nie ma odmiennych interpretacji.
Jest tylko jedna interpretacja i zgodnie z tą interpretacją jest pani naga –
te słowa autorka słyszy od Najwyższego Przewodnika Braci Muzułmanów. Fanatyzm
jest okropny w każdym wydaniu, nie istotne czy mowa o muzułmanach czy
katolikach.
Dosłownie kilka dni temu rozmawiałam na temat
muzułmanek z pewną panią, oczytaną i interesującą się innymi kulturami –
początkowo dyskusja dotyczyła tylko literatury, jednak szybko usłyszałam, że
przecież te kobiety cieszą się, że ojciec wybiera im mężów, że nie muszą
pracować i mają dach nad głową. Zatkało mnie. Spodziewałam się zrozumienia, a okazało
się, że niektórzy myślą o tych walczących kobietach, próbujących wygryźć sobie
podstawowe prawa, jak prawo do wyjścia z domu bez opieki czy prowadzenia
samochodu, jak o szkolonych pieskach, usłużnych i głupiutkich. Czym one różnią
się od nas? Żyją w opresyjnym świecie, ale przecież coraz więcej z nich
protestuje, coraz więcej ucieka z domu, łamie zakazy rodziców i skazuje się na
ostracyzm. A my, wygodniccy i wszystkowiedzący sądzimy, że cieszy je bycie
domowymi zwierzątkami czekającymi na odrobinę uwagi swojego pana? Zostawiam to
do Waszej rozwagi. A do lektury odsyłam - nie tylko Panie.
Za możliwość przeczytania tego niesamowitego manifestu dziękuję
Autorka: Mona Eltahawy
Tytuł: Bunt. O potrzebie rewolucji seksualnej na Bliskim Wschodzie
Data wydania: 11.08.2016
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 256
Dokładnie, ta lektura nie tylko dla kobiet. Zawsze można powiedzieć, że gdzieś tam jest gorzej, ale gdzieś też jest pewnie lepiej prawda?
OdpowiedzUsuńBardzo budujące było to, jak autorka opowiadała o manifestacjach, w których mężczyźni stali ramię w ramię z kobietami, walcząc o ich prawa. Jednak tego jest po prostu za mało, a rządy nadal pozostają głuche na potrzeby kobiet.
UsuńNo cóż, u nas zaczyna być podobnie. Ustawa z ostatnich dni stawia nas w jednym szeregu z takimi Ciemnogrodami .. Jestem tym faktem tak zrozpaczona, że nie sadzę abym miała ochotę czytać jeszcze beletrystykę na ten temat.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mamy nie tylko podobny gust literacki, ale także dzielimy status "kobiety myślącej" - ja również dostaję białej gorączki, gdy widzę polityków ustawiających życie kobiet (i również mężczyzn) według własnego widzimisię.
Usuń"Bunt" nie jest jednak beletrystyką, nie ma w sobie fikcji literackiej. To rzetelna literatura faktu, która otwiera oczy na naprawdę wiele spraw. Jednak nie mam zamiaru przekonywać Cię do czytania - na pewno książka nie odjęłaby ani trochę z Twojej rozpaczy sytuacją w Polsce.
Wydaje się, że ta książka jest obowiązkowa do przeczytania dla każdego, więc z chęcią po nią sięgnę. I zdecydowanie rynek wydawniczy potrzebował takiej pozycji.
OdpowiedzUsuńPrawda, a jednak widzę, że niewielkie jest zainteresowanie ze strony czytelników tą pozycją. Recenzji jest jak na lekarstwo, a przecież powinno się propagować także takie książki, nie tylko literaturę łatwą i przyjemną.
UsuńBardzo się cieszę, że ten tytuł pojawił się u Ciebie, dla mnie to lektura obowiązkowa. Zwłaszcza od kiedy dowiedziałam się, że w Egipcie kobiety są obrzezane, prawie wszystkie, nawet te postępowe i dążące do życia zgodnie z zachodnimi standardami. One też przechodzą przez piekło wycięcia łechtaczki, a co gorsze to samo fundują swoim córkom, bo wszyscy tak robią, bo tak trzeba, bo tak nakazuje religia, bo tak nakazują mężczyźni. Całym serem kibicuje kobietom żyjącym w takich realiach, by w ich życiu coś się zmieniło, by mogły wreszcie same decydować. Poza tym, jak obserwuję co dzieje się w naszym kraju to coraz wyraźniej widzę, jak łatwo stracić podstawowe prawa, jak łatwo można stać się narzędziem propagandy.
OdpowiedzUsuńDla mnie to również była lektura obowiązkowa, chociaż krew się we mnie gotowała podczas czytania. Autorka dużo miejsca poświęca FGM, starając się unikać terminu "obrzezanie", które również jest propagandą - zrównuje kobiece okaleczanie z obrzezaniem męskim, które jest przecież nieszkodliwe. Egipt jest najlepszym przykładem, tam wyrzezane są nie tylko muzułmanki, ale i chrześcijanki. Bo to tradycja, bo tak jest dobrze, bo ogranicza popęd więc chroni nasze dziewczynki. Nie wiem, jak okaleczone matki mogą to samo robić swoim córkom, wiedząc przy tym, z jakimi komplikacjami się to wiąże.
UsuńA, to też prawda. Jeszcze trochę i będziemy musiały sobie też kibicować, bo nawet nie zauważysz jak pójdziesz za kratki, jeśli bezczelnie poroniłaś i straciłaś największe dobro świata - nienarodzone życie:/
Słuszna uwaga, w sumie rzeczywiście "obrzezanie" w odniesieniu do tego, co spotyka kobietę to złe słowo. Zapomniałam, że język też potrafi być opresyjny, a to jest dobry przykład, dzięki za zwrócenie uwagi. No właśnie, okaleczane są i chrześcijanki i muzułmanki, i same się na to godzą, chociaż jestem przekonana, że w głębi serca nie wierzą w te wszystkie bzdury o nieczystości, grzesznym ciele i innych takich. Czytałam ten http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,138929,18555629,pieklo-egipcjanek-kobieta-zwodzi-mezczyzne-tym-co-ma-pomiedzy.html artykuł, dopiero niedawno na niego trafiłam, ale aż się we mnie zagotowało. Matki często robią to swoim córkom, bo wszyscy tak postępują, bo córka nie znajdzie sobie męża, bo zostanie odtrącona. Obawiam się, że potrzeba dekad prób zmiany podejścia, żeby takie praktyki odeszły w niepamięć. A i tak nie wiem czy się uda skoro w Egipcie ludzie umawiają się na zbiorowe okaleczanie dzieci,jakby to była rodzinna czy sąsiedzka impreza.
UsuńSytuacja w Polsce naprawdę mnie przeraża.I absolutnie zniechęca do macierzyństwa, bo nie będę rodzić dziecka w kraju, w którym moje życie nic nie znaczy. Naprawdę czuję się jak w koszmarnym śnie i z obrzydzeniem patrzę na tych oszołomów, którzy wycierają sobie gęby religią i każdy swój chory pomysł tłumaczą, że "Bóg tak chce". Nie, jestem przekonana, że Bóg tak nie chce. Po to mamy wolną wole, żeby postępować zgodnie z własnym sumieniem i nigdy nie ośmieliłabym się żadnej kobiecie mówić, co ma robić w sytuacji kiedy zaszła w ciąże w wyniku gwałtu, kiedy jej dziecko jest chore, kiedy jej życie jest zagrożone itd. I mówię to jako osoba wierząca i chodząca do kościoła, bo życie nie jest czarno-białe i sama nie wiem jaką decyzję podjęłabym w takich sytuacjach.
Ale, jak sama widzisz, używa się go, nie zauważa okropnej różnicy między jednym a drugim aktem. W podesłanym przez Ciebie artykule również. Kiedy czytam takie teksty mam ochotę porządnie kimś potrząsnąć. Przecież nie można wierzyć w coś takiego, to nienormalne! Kobiety nie są niebezpieczeństwem dla mężczyzn, lecz odwrotnie. Jeśli mają oni problemy z własnym popędem, to dlaczego nie każe się im siedzieć w domu pod opieką ojca, zakrywać twarz. Dlaczego im się niczego nie ucina?! Masz rację - na zmianę potrzeba wielu, wielu lat. Od niedawna okaleczanie kobiet jest zakazane i... nic. Nadal się to robi, bo to tradycja. Nikt jednak nie mówi, że ta tradycja zabija w męczarniach setki kobiet, że niszczy życie im wszystkim. Jak kobieta bez łechtaczki, albo po infibulacji, najbardziej ekstremalnej formie okaleczania, ma wrócić do normy?
UsuńCieszę się, że mówisz to jako osoba wierząca - takie głosy w tej chwili są naprawdę wiele warte. Bo przecież o ateistach mówi się, że i tak są pozbawieni moralności, więc to oczywiste, że chcą zabijać nienarodzone dzieci. Sumienie nie ma w tej chwili racji bytu, musi zostać zinstytucjonalizowane, przejść dobrą zmianę. Nie wiem jakim prawem ktoś ma kazać mi zostać żywym inkubatorem. Najbardziej jednak dobijają mnie kobiety, które krzyczą o dyskryminacji nienarodzonego życia. Wiem, że to nieodpowiedni argument, ale jestem ciekawa co by zrobiły te wielkie bojowniczki o życie, gdyby ich córki/wnuczki zostały zgwałcone. Lepiej traumatyzować kobiety, niż pozwolić "zabić" komórkę jajową połączoną z plemnikiem. Cieszę się, że nikt nie złożył projektu ustawy karzącego więzieniem za masturbację.
Ech, takie tematy to woda na młyn - jak sama widzisz. A zdenerwowałam się przy tym, jakbym prowadziła publiczną debatę :) Odnośnie tematu żywych inkubatorów: polecam "Opowieść Podręcznej" Atwood. To taka literacka wizja naszej przerażającej przyszłości.
Z tego, co piszecie, wynika, że aborcja jest "lekarstwem" na gwałt, a zabieranie tego "lekarstwa" - gwałtem na psychice i dobru kobiet. Ale aborcja w wyniku gwałtu to niewielki procent wszystkich przypadków usuwania ciąży. Mając ten fakt na uwadze, zastanawia mnie, dlaczego w XXI wieku te wszystkie "postępowe" kobiety nie potrafią zabezpieczyć się przed niechcianą ciążą? Gdyby potrafiły, nie wyrywałybyśmy sobie włosów z głowy i nie traciły nerwów (bez względu na to, po której stronie barykady stoimy), słuchając politycznych debat w TV i zżymając się na facetów, którzy "decydują za nas". Mamy wolność - w postaci pigułki antykoncepcyjnej. Mam wrażenie, że wiele kobiet zaczyna traktować aborcję jako środek antykoncepcyjny. A chyba nie o to chodzi, prawda?
UsuńNigdy w życiu nie określiłabym aborcji lekarstwem - to trudny wybór, który wiele kosztuje kobiety zdecydowane na ten zabieg. Jeśli kobieta po gwałcie bądź w wyniku innych czynników, które spowodowały niechcianą ciążę, decyduje urodzić dziecko, to jej wybór, prawo. Ale powinno to być prawem, a nie obowiązkiem i o to tak naprawdę toczy się dyskusja, przynajmniej w moim odczuciu.
UsuńA, z tym się zgodzę, chociażby częściowo. Antykoncepcja i edukacja seksualna powinny być bardziej obecne w życiu społecznym. Antykoncepcja darmowa lub tańsza, edukacja - bardziej nastawiona na coraz szybciej dorastającą młodzież. A "postępowe" i niepostępowe kobiety mają problemy nie tylko z antykoncepcją, ale nawet wizytami u ginekologa. Cóż, pewne zachowania trudno zmienić.
Ale z pójściem do ginekologa po to, żeby dokonać aborcji, już jakoś problemu nie widzą? A to ciekawe.
UsuńŻeby mogło to być prawem (egzekwowanym w wyjątkowych wypadkach, a nie powszechnie, jako metoda na pozbycie się niepożądanych skutków zakrapianej imprezy, na przykład), muszą upłynąć lata. Trzeba edukacji i świadomości. Również świadomości tego, jak destrukcyjne skutki na ciele i psychice kobiety zostawia ten zabieg. Niemało jest literatury psychologicznej na ten temat. A co do skutków bardziej "wymiernych", niż, dajmy na to, poczucie winy - zostające z kobietą nierzadko do końca życia, wiele kobiet po aborcji ma problemy z zajściem w ciążę. Zatem: czy wiemy, o co walczymy, krzycząc, że chcemy prawda do aborcji? Dlaczego nie myślimy "przed", tylko działamy, często na oślep, "po"? Skąd w Polakach to bzdurne przekonanie, że nawet na drzwiach od stodoły wylądują? Innymi słowy: że wszystko się uda, pójdzie gładko i bez konsekwencji? (To są, oczywiście i niestety, pytania retoryczne).
A co do rzeczywistego tematu tej całej debaty - mam poważne wątpliwości, czy toczy się ona o prawa i obowiązki, czy raczej o to, żeby głośno dać wyraz swej rzekomej "nowoczesności", krzycząc: chcemy aborcji! Aborcja jako synonim wolności? O rety!
A jednak. Można też dorzucić do tego, że znajdują drogę do ginekologa, by otrzymać receptę na tabletki wczesnoporonne, których nie udaje im się kupić w aptece, gdyż sprzedawczynie im tego odmawiają...
UsuńWłaściwie o temat edukacji się to wszystko obija i to bardzo mocno. Młodzież jest co najmniej nieuświadomiona i zdaje się nie widzieć powiązania pomiędzy seksem a zapłodnieniem. Jednak ten problem dotyczy też wielu dorosłych, którzy, po głupiej nocy (bądź alkoholowym ciągu), próbują zwalczyć problem. Ale wiesz co? Wolę, żeby alkoholiczki i szalejące, nieodpowiedzialne nastolatki, nieumiejące trzymać złączonych nóg, borykały się z tematem aborcji, niż sprowadzały na świat dzieci, które będą musiały cierpieć z powodu alkoholowej choroby rodziców, albo nawet z konsekwencjami picia i ćpania podczas ciąży, co jak wiemy, dla płodu nie kończy się zbyt dobrze. Kolejna skrajna sytuacja do przemyślenia.
Nie mogę wypowiadać się za inne kobiety, więc nie wiem czy krzyczą po to, by pokazać, jak bardzo są "nowoczesne". Ja robię to z powodów dużo bardziej egoistycznych - chcę mieć wybór, chcę czuć, że moje ciało należy do mnie, a jeśli będę gotowa na dziecko, po prostu będę się o nie starać. Jeśli jednak płód będzie uszkodzony, chcę mieć możliwość usunięcia go, a nie rodzenia. A uważam, że jestem na tyle wykształcona i inteligentna, by nie traktować aborcji jako środka antykoncepcyjnego.
Olgo, problem z nazewnictwem wynika chyba z tego, że trudno znaleźć w języku polskim zamiennik na "obrzezanie", z podanym przez Ciebie FGM niestety nie spotkałam się wcześniej. Niestety wyraźnie widać, że chodzi o utrzymanie kontroli nad kobietami i z tego względów potrzeba chyba stuleci na zmiany. Nie potrafię pojąć jak ciało kobiety ma być grzeszne, przecież każdy odpowiada za własne zachowania i mężczyźni nie mogą zrzucać swojego popędu na karb "grzesznej" seksualności kobiet. Ale to są argumenty dla nas, w Egipcie ludzie tak nie myślą, albo nie wychylają się ze swoimi poglądami i dalej robią jak wszyscy. Nie ma słów na to barbarzyństwo.
UsuńMam teraz takie przykre wrażenie, że w dyskursie publicznym katolicy funkcjonują jako rozkrzyczana, ciemna masa, która ma takie same poglądy. A to nieprawda, dlatego nie mogę słuchać tych gadających głów, które w mediach każdy swój idiotyczny pomysł tłumaczą względami religijnymi. Po to jest rozdział kościoła od państwa, żeby tych dwóch spraw nie mieszać, ale cóż to chyba tylko w teorii funkcjonuje w naszym kraju. Też często zastanawiam się czy Ci najwięksi krzykacze mówiliby to samo, gdyby znaleźli się w dramatycznej sytuacji. Oczywiście nie życzę nikomu tego, ale powinni wykazać minimum empatii i zastanowić się nad sobą. Też się zdenerwowałam, ale cieszę się, że możemy podyskutować :) Za polecenie książki dziękuję :)
Marto, mnie również nie chodzi o to, żeby aborcja była środkiem antykoncepcyjnym albo "lekarstwem" na gwałt. Co więcej, nie popieram pomysłu liberalizacja prawa w tym względzie, także nie stoję w jednym szeregu z kobietami, które chcą aborcji na żądanie. Uważam, że w obecnej sytuacji nie powinno się w ogóle tego prawa zmieniać. Nie napisałam nigdzie, że aborcja jest synonimem wolności i jestem zaskoczona, że z naszej dyskusji wyciągnęłaś takie wnioski. Ja cały czas mówię o sytuacjach skrajnych, ale niestety zdarzających się w życiu. Absolutnie nie uważam, żeby każda nastolatka, która zajdzie w ciąże na imprezie mogła ją usunąć bez problemu. Ale jednak chcę mieć świadomość, że jeśli moje życie będzie zagrożone to lekarz będzie o nie walczył zawsze. Także nie stawiaj mnie proszę na równi z kobietami, które określają się jako "nowoczesne", bo życzą sobie, żeby aborcja była jak wyrwanie zęba.
Ech, niepotrzebnie dołączyłam do Waszej dyskusji, bo w konsekwencji mamy tylko nieporozumienia. Odnosiłam się do medialnego szumu, a nie do tej konkretnej blogowej wymiany myśli. I do nikogo Was nie porównywałam - mnie też zaskakuje, że ogólnikowe hasła, które przytaczam dla opisania polskiego medialnego piekiełka, odnosisz, Dominiko, bezpośrednio do siebie.
UsuńDlaczego niepotrzebnie? Nieporozumienia trzeba wyjaśniać i rozmawiać dalej. W takim razie przepraszam, że na Ciebie naskoczyłam, po prostu źle zrozumiałam twoje komentarze. W kwestii medialnego piekiełka się zgadzam, bo jest albo jedna skrajność przedstawiona, albo druga. W każdym razie mam nadzieję, że nie czujesz się urażona :)
UsuńWiecie co, Drogie Panie? Może po prostu zakończmy kulturalnie tę wymianę zdań (która odbiegła od tematu głównego:)). Marto - myślę, że trudno jest nie odnosić tych sytuacji do siebie. Abstrahując już od tego czy stoi się po jednej, czy po drugiej stronie. Jako kobiety mamy po prostu swoje zdanie, bo temat nas mocno dotyczy. Więc dosyć już o aborcji, możemy się na ten temat spierać, jeśli kiedyś uda nam się spotkać - tak byłoby dużo łatwiej :)
UsuńDominiko, odnosząc się jeszcze do poruszonego przez Ciebie problemu: o tym samym pisze pod spodem Saudyjski Wielbłąd - to argumenty dla nas, dla naszej kultury, które tam nie są brane pod uwagę. Bo mówimy to z punktu widzenia zgniłego Zachodu, nie myśląc o tradycji. Jednak (i to takie spore jednak) ta tradycja realnie krzywdzi kobiety. Nie tylko tym, że muszą prosić męża, ojca lub syna o zgodę na wszystko. Okaleczanie narządów płciowych jest tego najlepszym przykładem.
Okej, zgadzam się. Chyba czas przerwać dyskusję na ten temat, zwłaszcza że jak widzę, komunikacja internetowa sprzyja różnym nieporozumieniom, a przecież nie o to chodzi, żebyśmy się sprzeczały bez potrzeby :) Faktycznie spotkanie na żywo wiele by ułatwiło :)
UsuńNo właśnie, kobiety na Bliskim Wschodzie też często nie chcą zmian, bo nie przyjmują naszych argumentów i nie akceptują ich. I mamy błędne koło niestety :(
Cieszę się, że mamy happy end ;-)
UsuńTematyka szokująca, ale prawdziwa i potrzebna!
OdpowiedzUsuńJak najbardziej, dlatego będę do upadłego polecać tę książkę.
UsuńCzuję, że i ja nie mogłabym opanować spokoju po tej lekturze. Zgadzam się z Tobą, taka pozycja nie jest napisana po to, aby delektować się pięknem języka, a raczej tworzy czystą postać czyjegoś głosu w sprawie, w sprawie, obok której nie można przejść obojętnie. Naprawdę zainteresowałaś mnie tą publikacją. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś będziesz miała okazję przeczytać tę książkę i zobaczyć po sobie, jakie wywołuje emocje. Chociaż nie delektowałam się językiem, autorka jest dziennikarką i "Bunt" napisany jest dobrze, sprawnie, z pełnym oddaniem sprawie. Ale, jak zauważyłaś, to nie tekst ale sama sprawa jest najważniejsza.
UsuńPozdrawiam również, Miłko :)
Książka mocna, ale właśnie takie czasem są potrzebne. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńMocna i uderzająca, ale warta przeczytania. Polecam bardzo mocno.
UsuńPozdrawiam! :)
Mam i z pewnością za jakiś czas przeczytam, bo to ważny i gorący temat.
OdpowiedzUsuńA poza tym, przeraża mnie takie myślenie, jak tej pani, o której piszesz pod koniec tekstu.
W takim razie będę wypatrywać Twojej opinii. A ta pani przeraziła także mnie, jednak głównie dlatego, że to bardzo popularny pogląd na tę kwestię.
UsuńTak się składa, że przez kilka lat mieszkaliśmy w krajach Zatoki Perskiej i w dużej mierze zgadzamy się z opinią Twojej rozmówczyni. Owszem są głosy protestu czy domaganie się prawa do prowadzenia samochodu, ale większość kobiet (głównie Saudyjek) z którymi rozmawialiśmy nie chce zmian.
OdpowiedzUsuńCzasem jedynie taki mocny apel jest w stanie przebić się swoim krzykiem, jak najbardziej warta uwagi książka.
OdpowiedzUsuńProblem jest innego typu. My, ludzie wychowani w kulturze Zachodu wrzucamy wszystkich Arabów do jednego worka, bo... Arab to Arab. Nie biorąc pod uwagę różnic kulturowych i tradycji poszczególnych grup etnicznych. Mamy też zwyczaj uszczęśliwiać wszystkich wokół swoją wizją świata i nie zastanawiamy się nad tym, że ktoś wcale nie musi tego chcieć. Ten mocny apel jest wynikiem obserwacji określonej i zarazem nielicznej części arabskich kobiet, bo taki był dobór rozmówców i taką tezę przewodnią przyjęła w swojej książce. Nie oznacza to bynajmniej też tak samo myśli większość np. Saudyjek, Pasztunek czy Afganek.
UsuńKwestia tradycji czy religii jest tu bardzo grząskim tematem. Owszem, często oburzamy się na wspomnianych "Arabów", zupełnie nie rozumiejąc motywacji pewnych zachowań - o tym też wspomina autorka, która nie chce stać po stronie Zachodu, choć do tego wora jest wrzucana przez swoich oponentów. Weźmy jednak za przykład wspomniane w dyskusji powyżej okaleczanie kobiecych genitaliów - dlaczego w takiej sytuacji nie ingerować w tradycję? Ta tradycja jest najwyraźniej zła, skoro skazuje tysiące kobiet na fizyczne i psychiczne cierpienie. Jednak, jak piszesz (piszecie:)) kobiety nie chcą tego zmieniać lub milczą. Ja, niestety, jestem osobą, która bardzo gorąco podchodzi do tego typu tematów. I mam ogromną nadzieję, że ten manifest - trochę życzeniowy, ale także pokazujący obie strony medalu: kobiety, które chcą coś zmienić i te, które cenią tradycję - zmieni coś w choćby jednej muzułmance, choćby jednej Afgance, Egipcjance czy Pasztunce.
UsuńOlga - w Arabii Saudyjskiej nie istnieje tradycja obrzezania dziewczynek, a do tego kraju się odnoszę.
UsuńJeszcze jedna małą uwaga - tradycja obrzezania nie jest związana z islamem, Koran nic na ten temat nie wspomina
UsuńWybacz, ja odnoszę się cały czas do samej książki, nie przypisując tego do danego kraju (choć, jeśli chodzi akurat o okaleczanie, można mówić głównie o Egipcie). I tak, zdaję sobie sprawę, że nie jest to kwestia religijna, tylko kulturowa. To tradycja, jak wspomniałam, a dotyczy zarówno muzułmanek jak i chrześcijanek.
UsuńDlatego nie lubię publikacji zawierających uogólnienia.
Usuń