W matni
Widząc tę pozycję w zapowiedziach Wydawnictwa Czarnego wiedziałam, że będę musiała się z nią zapoznać. Wiedziałam też, że to odchoruję. Proza Herty Müller wymaga bowiem nie tylko uwagi, ale także empatii. W zamian za to zostawia czytelnika z permanentnym poczuciem strachu, który przenika każdy aspekt istnienia. Tym razem jednak noblistka nie konfrontuje nas z powieścią, lecz z życiorysem – swoim, przerażającym jak koszmar ciągnący się latami, jak zamknięcie w klatce, z której nie ma wyjścia, jak przymus ukrywania swojego ja najgłębiej, jak to tylko możliwe.
Herta Müller urodziła się i dorastała w
rumuńskim Banacie. Jej ojciec był żołnierzem Waffen-SS, matka zaś została
wywieziona do łagru na przymusowe roboty, gdzie spędziła pięć lat. Taka
historia nie może nie odcisnąć piętna na człowieku, zostaje z nim do końca.
Choć rodzice Müller uparcie milczeli na temat swojej przeszłości, pisarka
ciągnie ich życie wraz ze swoim, gdziekolwiek się poruszy, gdziekolwiek się nie
schowa. Do tego ciężaru dodała jednak także swój własny, który nosi nieprzerwanie,
bo takiego strachu, takiego terroru nie da się zostawić za sobą.
Głównym problemem było to, że wszystko, co robiłam i myślałam, nie mieściło się w dozwolonych ramach, jak więc miałam komuś o tym powiedzieć? Byłam przekonana, że wszyscy przeżywają to co ja, że wszyscy wypchani są tajemnicami i wiejskim smutkiem, na który nic nie mogą poradzić, który wieś produkuje w głowach ludzi. Wszyscy mają w sercach jego pazury, zachowują to jednak dla siebie. Tak musiało być, każdy musiał wszystko zachować dla siebie.
Müller szczodrze i pięknie opowiada o
swoim dzieciństwie, choć było ono pełne milczenia, surowości i smutku. Miało w
sobie jednak magię, którą dziewczynka widziała na każdym kroku. I bała się jej.
Wiedziała, że rośliny przemieszczają się w nocy, by później wrócić do swoich
korzeni. Wiedziała, że ziemia pożera ludzi tak jak oni pożerają to, co daje im
ziemia. Zwłaszcza w historii o dorastaniu, o życiu w Banacie, znajduje się
wiele prostej poetyckości, która czaruje czytelnika, a jednocześnie ukazuje
sposób myślenia nieprzeciętnego dziecka, odnajdującego pewne zależności
niedostępne lub zapomniane przez dorosłych. Wiejskie życie okazuje się czystą prostotą:
myślenia, działania i, przede wszystkim mówienia. Po przenosinach do miasta, ta
surowość języka niemieckiego przeplatać się będzie z nowo poznanym językiem
rumuńskim, wnoszącym zupełnie nowe znaczenia, brzmienia i rymy do świata
autorki.
Nasuwały się porównania, rumuńskie słowa wędrowały do moich niemieckich. Cer znaczy po rumuńsku „niebo”, a cerere oznacza „podanie”. Rumuńskie podanie jest więc petycją do nieba, czyli na nic się nie przyda. Wciąż przychodziły mi do głowy takie myśli. Im bardziej były surrealne, tym celniej oddawały rzeczywistość. Gdy wzywali mnie na przesłuchanie, wypróbowywałam po drodze przeróżne rymy, na przykład: „Moja ojczyzna była pestką jabłka, między sierpem a gwiazdą czyha pułapka”. Gdy wzywano na przesłuchanie, wzywano mnie do ojczyzny. Rym wiedział, o co chodzi.
Słowo ma moc, by przeciwstawić się
okrutnej rzeczywistości, by przetrwać propozycję pracy dla Securitate i
wszelkie następstwa odmowy. Müller latami odpiera ataki, na które próbuje się
przygotować wraz z przyjaciółmi – jak się później okazuje, w mieszkaniu, w
którym zamontowano podsłuch. Pragnie zachować godność, prawo do posiadania
tylko jednej twarzy, do pozostania szczerą względem siebie, bo przecież w
reżymie nawet to próbuje się jej zabrać. Strach i samotność, wieczne
oszczerstwa i ciągły brak pracy, przesłuchania zapowiedziane i te z „łapanki”,
wieczne myślenie o tym, że śmierć może być tuż za drzwiami, może właśnie
wysiada z windy i zmierza do mieszkania, by swingować jej samobójstwo –
wszystko to, by zachować siebie, by nie dać się zmielić przez wielkie zębiska
dyktatury.
Wszyscy reprezentanci reżymu, których poznałam, byli tacy sami, tego samego pokroju, ta sama mentalność. Wobec przełożonych bezwarunkowo służalczy, wobec tych, nad którymi mieli władzę, brutalni. Byli drobnomieszczańscy, prostaccy, pozbawieni skrupułów, cyniczni, humorzaści, zatrważająco niewykształceni. Nie musieli nic wiedzieć, nawet o komunizmie. Za to świetnie wiedzieli, jak czerpać korzyści ze swej pozycji.
Müller rozprawia się z rumuńskim
komunizmem, krzyczy o tym, co inni pragną przemilczeć – że funkcjonariusze
Securitate dochrapali się ciepłych posadek w wielkich firmach i nowych
służbach, że mieli dostęp do akt, które wyczyścili, by nie został żaden
konkretny trop, żaden ślad, mogący powiązać ich z masowymi zabójstwami. I, że
nawet gdyby takowy ślad pozostał, nikt nie zażądałby sprawiedliwości.
Milczenie, które towarzyszyło autorce od dzieciństwa, prześladuje ją nadal.
Dlatego produkuje słowa – czy to w formie powieści, kolarzy czy rozmów, takich
jak ta. Mówi o tym, co spotkało ją i wielu jej przyjaciół. O wycieńczeniu
psychicznym, ciągłym maglowaniu i niezrozumieniu przez zachodni świat. A mówi i
pisze tak, że trudno nie poczuć dłoni powoli zaciskającej się na sercu, palącej
w przełyku goryczy, złości na głupotę i niesprawiedliwość, na okrucieństwo. Ale
także wdzięczności – za te słowa niewygodnej prawdy.
Moja ocena: 9/10
Za możliwość poznania lęków i mrocznej przeszłości Herty Müller dziękuję
Autorka: Herta Müller
Tytuł: Moja ojczyzna była pestką jabłka. Rozmawia Angelika Klammer.
Data wydania: 24.08.2016
Tłumaczenie: Katarzyna Leszczyńska
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 240
Ciężko nawet napisać do tej pozycji jakiś sensowny komentarz - może tylko tyle, że dobrze, ze autorka przerywa to ciągnące się za nią milczenie. Coś takiego musi zzerac od środka, wytrawiac i niszczyć. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak ciężko musiało się żyć jej i jej przyjaciołom.
OdpowiedzUsuńCiężko też było napisać recenzję - autorka przeżyła piekło, które nadal gdzieś w niej tkwi, a jednocześnie pisze o tym w tak niepowtarzalny i poetycki sposób, że aż chce się czytać. Jeśli będziesz miała ochotę na wyniszczającą literaturę, polecam.
UsuńNie wątpię, że napisanie o tej książce nie było łatwe, ale jak zwykle dałas radę. jak będę w nastroju na coś mocnego, co mnie poruszy i zapewne zdoluje (dziwnie to brzmi, ale chyba czasem kazdy chce przeczytać coś, po czym będzie płakał a nie się śmiał), przeczytam.
UsuńCięzka książka co widać po Twojej recenzji, ale warto czasami sięgnąć po takie powieści. Nie dziwie się że proza pani Herty przenika na wskroś i pozostawia uczucie strachu.
OdpowiedzUsuńCiężka i to bardzo, ale daje satysfakcję i pozostawia człowieka z czymś. W przeciwieństwie do pustych książek, które przynoszą tylko rozrywkę.
UsuńTy lubisz takie mocne książki, widzę. Temat wojny I i II jest dla mnie już mocno obeznane. Ale ciekawe są też inne, np. wojna w Rwandzie. Temat jest Ci znany? Interesuje?
OdpowiedzUsuńLubię, bo "mocna" książka pozostawia we mnie milion myśli, porusza, nie pozostawia obojętną. Tematyka wojenna raczej mnie nie interesuje, nie bezpośrednio. Prędzej losy ludzi, ich psychika, dehumanizacyjna część wojny - tak jak tutaj, nie ciekawi mnie sama dyktatura Ceausescu, a jednostka, która sprzeciwiła się reżymowi.
UsuńA o wojnie w Rwandzie nie wiem zupełnie nic, przyznaję bez bicia:)
To polecam Ci świetny reportaż Tochmana - "Dzisiaj narysujemy śmierć". Żaden horror Kinga, Koontza, Mastertona, Lovecrafta mnie tak nie przeraził.
UsuńO Tochmanie słyszałam już niejedno i z pewnością sięgnę po jego książki. Właśnie przez wzgląd na to, jak są straszne i jak prawdziwe.
UsuńTeż jestem właśnie po lekturze książki Herty Müller.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja bardzo mnie zachęciła do przeczytanie i tej publikacji, zwłaszcza że autorka mnie podbiła tematyką oraz stylem pisania. "Moja ojczyzna była pestką jabłka. Rozmawia Angelika Klammer" trafiła właśnie na moją listę książek do przeczytania.
Pozdrawiam
W takim razie lecę na Twojego bloga zobaczyć, co ciekawego przeczytałaś :)
UsuńSkoro poznałaś prozę Müller to wiesz, że to skrajna literatura, wycieńczająca, ale też, w przedziwny sposób, czarująca słowem. Tak jest w tym przypadku, tak było w poprzednich książkach autorki, które czytałam. Mam nadzieję, że Ty też dużo lepiej się z nią zapoznasz :)
Pozdrawiam
Nie wiedziałam od jakiej książki Herty Muller zacząć poznawanie jej twórczości, ale właśnie ułatwiłaś mi wybór. Muszę poznać tę historię, mimo że zapewne też ją odchoruję. Ale to dobrze, czasami trzeba pozwolić, żeby książka wstrząsnęła i zapadła głęboko w pamięć.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to dobry wybór - ta książka zahacza o jej życie i twórczość, ale niczego nie zdradza, nie będzie trudna dla tych, którzy nie znają prozy Müller. Dzięki temu poznasz autorkę i będziesz wiedziała co z czym się je. Oj, nie wątpię, że będziesz chorować na Müller, ale warto. Ona zostawia w człowieku taką wewnętrzną pustkę, po której nie wiesz czy płakać, czy gapić się w ścianę.
UsuńBoję się tych emocji, ale z drugiej strony nie samymi czytadłami człowiek żyje, więc na pewno zdecyduję się przeczytać i postaram się nie czekać zbyt długo. Cieszę się, że to będzie taki wstęp do twórczości pisarki.
UsuńNie ma czego się bać, one i tak nas nie omijają. Wiesz to doskonale po lekturze Aleksijewicz - po prostu trzeba to znać. Mam nadzieję, że uda Ci się, pomimo napiętego grafiku, rozprawić się z tą pozycją. I że poruszy Cię choćby w połowie tak, jak mnie.
UsuńMasz rację, nie od wszystkiego można uciec, a od niektórych spraw wręcz nie powinno się. Wiem, że chyba przy każdej recenzowanej przez Ciebie książce piszę, że poznam ją w przyszłości, ale cóż, naprawdę mam taki zamiar, mimo że realizacja planów nie idzie tak jak sobie założyłam.
UsuńZ ciekawością przeczytałam ten post. Szukam książek tej autorki odkąd usłyszałam, że to wybitna pisarka.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :) A autorkę oczywiście polecam - nie tylko ten najnowszy tekst, choć można od niego zacząć przygodę z Müller.
UsuńWięc będę szukać.
UsuńPięknym językiem pisze Herta Muller, dla samej przyjemności podążania za jej myślami warto ją poznać. Przeczytam tę książkę, czuję że mi się spodoba. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPięknym, precyzyjnym, dopieszczonym do granic możliwości. Ja też uwielbiam ją czytać, ale muszę robić przerwy w poznawaniu jej twórczości, bo czasem to po prostu zbyt wiele dla mnie.
UsuńPrzeczytaj koniecznie. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę Ci się spodoba i nie będziesz musiała nie zostawiać polecanej przeze mnie książki w połowie :)
Pozdrawiam!
Tytuł zapisuję, choć będę musiała się do niej odpowiednio nastroić, to czuję, że warto będzie po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńZ pewnością. Przygotuj się na ekstremę, chociaż myślę, że i tak mocno to odchorujesz, jakkolwiek byś się nie nastrajała.
UsuńHerta Muller to autorka, której twórczość chodzi za mną od dawna... Noblistka, której twórczość poznam na pewno. O tej pozycji jeszcze nie słyszałam, ale na szczęście (zdaję sobie sprawę z tego, że to nieprawidłowe określenie) na półce czekają dwa inne utwory jej autorstwa: "Dziś wolałabym siebie nie spotkać" oraz "Głód i jedwab"... mam nadzieję, że uda mi się sięgnąć po którąś z tych pozycji jeszcze w tym roku.
OdpowiedzUsuńTo dość nowa pozycja, o której, niestety, nie jest zbyt głośno. A szkoda, bo warto ją, jak i całą twórczość Müller, poznać. Z wymienionych przez Ciebie książek czytałam "Dziś wolałabym siebie nie spotkać" - to ciężka powieść, w całości skupiona na przesłuchaniu przez służbę bezpieczeństwa i stanie psychicznym głównej bohaterki. Mam jednak nadzieję, że za jakiś czas najdzie Cię ochota na tak trudną literaturę :)
UsuńKobieto, jak Ty pięknie piszesz o tej książce. Ukazujesz wszelkie okrucieństwo o jakim przeczytałaś, ale takimi słowami, że mam ochotę ja przeczytac juz,teraz, za chwilę.
OdpowiedzUsuńWow, nawet nie wiesz, jak miło mi to czytać :)Trudno było mi oddać choć w jednej tysięcznej te emocje, które nagromadziły się we mnie po przeczytaniu książki Müller, dlatego cieszę się, że tak spodobała Ci się ta recenzja. Mam nadzieję, że kiedyś będziesz miała okazję przeczytać wywiad autorki :)
Usuń