Szarość w stu procentach
Zachary Karabaszliew to raczej nieznany w naszym kraju bułgarski pisarz, dziennikarz i autor sztuk teatralnych. W 2008 roku ukazał się jego debiut, 18% szarości, który na polskim rynku wydawniczym pojawi się w tym roku nakładem wydawnictwa Książkowe Klimaty.
Nie ma jej od dziewięciu ranków –
to pierwsze zdanie powieści, jednak doskonale mówi nam o rozchwianym stanie
psychicznym głównego bohatera, odliczającego dni straty. Bohaterem tym jest
Zack – emigrant, fotograf, człowiek, który pragnął być muzykiem a teraz pracuje
w firmie farmaceutycznej. Jego żona odeszła, a on miota się od ściany do ściany
i zastanawia się, co począć przez kolejne dni naznaczone brakiem tej idealnej
istoty, którą udało mu się poślubić. Postanawia przekroczyć granicę z Meksykiem,
uchlać się do nieprzytomności i, jeśli szczęście dopisze, zaliczyć jakąś
panienkę. Choć udało mu się upić, jego dalsze plany pokrzyżowało trzech
facetów: dwóch kopiących i jeden kopany. Sprawy komplikują się jeszcze
bardziej, gdy prawie nieprzytomny Zack rani napastników i ucieka ich
samochodem, w bagażniku którego, jak się szybko okazuje, znajduje się worek z
dość ciekawą zawartością. Niestety nie jest to ciało. To tylko marihuana.
Karabaszliew podzielił swoją powieść na
trzy części: teraźniejszość, w której Zack musi borykać się z problemami
związanymi z odejściem żony i marihuaną w bagażniku, przeszłość z nakreślonymi
przez bohatera wspomnieniami dotyczącymi życia w Bułgarii i emigracji, a także
trzecią, którą określam jako sesja zdjęciowa. Stanowi on wyłącznie wymianę zdań
między Zackiem i Stellą. Ten krótki, acz treściwy przerywnik, stanowi chyba
najjaśniejszą część powieści, głównie ze względu na fakt, iż autor dopuszcza w
nim do głosu dwie osoby na tych samych warunkach, w przeciwieństwie do poprzednich
części, w których to Zack jest narratorem. A nie można powiedzieć, by był on
wymarzonym przewodnikiem po Stanach i Bułgarii. Zack nie jest antypatyczny,
choć prawdopodobnie wielu z Was właśnie tak będzie na niego patrzeć. Dla mnie
ten bohater jest po prostu nijaki. Zdaję sobie sprawę z tego, że autor
wykreował go w taki sposób, by ukazać stracone ideały, zmarnowany talent
artystyczny i coraz większe pogrążanie się w typowo amerykańskim
konsumpcjonizmie. Nie zmienia to jednak faktu, że nasza szara choć, w zamiarze,
skrywająca spory potencjał postać jest dla mnie całkowicie pozbawiona rysów
charakterystycznych czy głębi psychologicznej, wychodzącej poza użalanie się
nad swoim losem.
Dużo lepiej wypada Stella, którą
poznajemy głównie za pośrednictwem Zacka a także dzięki krótkim, rwanym
wypowiedziom podczas sesji zdjęciowych. Żona głównego bohatera jawi się jako
osoba idealna, skryta artystka, która pomimo ciężkich chwil nie opuszcza swojej
bratniej duszy, coraz bardziej gubiącej się w świecie amerykańskiego snu.
Spełnienie artystyczne oddala spełnienie w związku, jej życie jest niepełne
choć możemy odczuć, iż Stella próbuje je naprawiać. Jednak czytelnik z
łatwością zauważy, że ten obraz to piękna mistyfikacja stworzona przez Zacka. Podczas
jednej z sesji bohater wykrzykuje w stronę swojej żony:
- czy nie mogłabyś chociaż przez chwilę
być po prostu obiektem!
Odpowiedź Stelli jest prosta: - nie.
Ta krótka wymiana zdań doskonale
pokazuje stosunek męża do swojej żony, która z biegiem lat z podmiotu staje się
przedmiotem, czczonym i kochanym ale tylko w zamyśle. Ukazanie tego
przedziwnego stosunku Zacka do ukochanej jest najmocniejszym punktem powieści,
która niestety nie przynosi zbyt wiele pozytywów.
Podczas lektury 18% szarości również
zadawałam sobie te pytania. Gdyby była to jeszcze jedna dobra książka o
rozstaniu, czytałabym ją z przyjemnością. Niestety powieść Karabaszliewa jest
nie tylko mało oryginalna, ale po prostu nudna. Fabuła, która miała być
oczywiście tylko pretekstem do poważnych rozmyślań na temat życia w Ameryce,
upadku wartości i rezygnowaniu z pasji na rzecz wygodnego życia (ten aspekt
przekazany został łopatologicznie za pomocą kilkukrotnego przytoczenia
przypowieści o talentach), nuży z każdą kolejną stroną coraz bardziej.
Zakończenie jest boleśnie przewidywalne, a sama podróż, która przecież miała
być ważniejsza od jej celu, ciągnie się w nieskończoność wśród jęków i
biadolenia bohatera, który nie jest w stanie wykrzesać z siebie czegoś poza
kilkoma wulgaryzmami, myśleniem o kobietach i robieniem zdjęć. Karabaszliew
jest bardzo biednym krewnym Bukowskiego (jakimś dalekim kuzynem dziewiątego
stopnia), próbującym szokować językiem i urywanym stylem, ale okazuje się po
prostu zwykłą kalką kalki. Nic w tej powieści mnie nie porwało, nic nie
skłoniło do zastanowienia. Mówię to z bólem serca – nie polecam.
Moja ocena: 3/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Autor: Zachary Karabaszliew
Tytuł: 18% szarości
Liczba stron: 416
Tłumaczenie: Hanna Karpińska
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty