poniedziałek, 18 stycznia 2016

"Ginekolodzy" Jürgen Thorwald - recenzja





 Rzeźnicy w obronie moralności


Książki Jürgena Thorwalda – niemieckiego pisarza i dziennikarza – czytane są przez czytelników na całym świecie. Autor doskonale znany jest ze zbeletryzowanej historii odkryć w dziedzinie chirurgii, Stulecia chirurgów, która, tak samo jak Triumf chirurgów, powstała na podstawie zapisków jego dziadka. Tym razem dziennikarz pozwala nam zapoznać się z mniej chlubną dziedziną medycyny, ginekologią. Jak czytamy we wstępie: czasy, kiedy Thorwald podziwiał pionierów medycyny (...) już minęły.





Ginekolodzy to książka brutalna – to chyba najlepsze słowo, które może oddać treść znajdującą się w dziele o tak znaczącej, krwistoczerwonej okładce. Thorwald ukazuje niesławne początki ginekologii, która, pomimo upływu lat, nie stawała się wcale bardziej przełomowa, a co ważniejsze bardziej otwarta na pacjentki. Postępowe metody zachowań, badania i operacji lekarzom przychodziły z bólem porównywalnym do bólu narodzin. Na nich jednak nierzadko czekała chwała, pieniądze i uznanie potomnych. Na operowane przez nich kobiety, będące królikami doświadczalnymi, czekał tylko ból i komplikacje, które bardzo często doprowadzały do śmierci.



Chociaż doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że niełatwo jest wprowadzić innowacyjne rozwiązania, które kłócą się z ogólnie przyjętymi zasadami (niech Kopernik posłuży za przykład), niezmiernie trudno jest zrozumieć, z punktu widzenia osoby żyjącej w XXI wieku, w jakim ciemnogrodzie musiały żyć kobiety i lekarze, próbujący odmienić ich los. Tyczy się to nie tylko średniowiecza, ale także XVII, XVIII a nawet XX wieku. Zresztą do tej pory musimy borykać się z co najmniej dwoma problemami, które Thorwald poruszył w swojej książce – podejściem do antykoncepcji i aborcji. Jednak po kolei. Na samym początku Ginekologów autor wprowadza nas w świat medycyny poprzez przywołanie historii ginekologii w ogromnym skrócie, który zostanie rozwinięty w dalszej części książki. Dowiadujemy się o zatrważającej liczbie kobiet zmarłych podczas porodów i nieudanych operacji, o wyścigach w wycinaniu mięśniaków wraz z macicą, o mężczyźnie, który został spalony na stosie dlatego, iż chciał odebrać poród (początkowo tylko kobiety, które już rodziły mogły być akuszerkami) o rozerwanych kroczach, pochwach i przetokach, sprawiających, że te kobiety, którym udało się przeżyć, do końca życia cierpiały katusze podczas chodzenia, uprawiania seksu i oczywiście podczas rodzenia (czego nie mogły odmówić). I crême de la crême okropieństw i zacofania opisanego przez autora, które to będą ciągnąć się przez kolejne wieki – władza kościoła.



Kościół i szeroko rozumiane pojęcie moralności odgrywają ogromną rolę w książce Thorwalda i  nie skłamię jeśli powiem, iż były głównym czynnikiem opóźniającym dokonania w zakresie ginekologii. Biblia stała się najważniejszym wykładnikiem tego co można, a czego nie można robić w ramach medycznej opieki nad kobietą. Dlatego też wszelkie operacje oraz porody odbywały się pod pierzynami, by mężczyzna nie mógł zobaczyć grzesznego podbrzusza, które z całą pewnością seksualnie pobudzi jego myśli. Jeszcze przez dziesiątki lat lekarze, którzy odważyli się zbadać kobietę bez przykrycia nazywani byli zboczeńcami, którzy nie myślą o moralności, lecz o własnych żądzach. Przyświecający wielu mężczyznom odpowiedzialnym za zdrowie swoich pacjentek biblijny cytat w bólu będziesz rodziła dzieci był dla nich ważniejszy od zdrowia i życia kobiet, które uważało się przecież za największe źródło grzechu. Społeczeństwo było zaślepione religijnymi prawdami, świętym gniewem skierowanym w  stronę co odważniejszych lekarzy i kobiet, które próbowały zyskać chociaż odrobinę wolności.



Thorwald postarał się, by jego książka była barwna a czasem nawet dowcipna (choć zwykle jest to czarny humor). Od Ginekologów trudno się oderwać pomimo tematyki, która niejednokrotnie sprawiała, że zaciskałam zęby ze złości. Wszystko to dzięki stylowi autora, jego umiejętności łączenia faktów i płynnego przechodzenia z jednej kwestii na drugą. Thorwald obszernie omówił najważniejsze zagadnienia związane z ginekologią, od samego porodu, przez operacje jajnika i cesarskie cięcie, aż po antykoncepcję, aborcję i bezbolesne rodzenie. Odczuwam jednak mały niedosyt, który – w przypadku tego typu publikacji – jest dla mnie dość sporym zarzutem. Chociaż autor niejednokrotnie odsyła nas do źródła, książka nie zawiera bibliografii, co znacznie utrudnia czytelnikowi głębsze zainteresowanie się problemem a także sprawdzenie kompetencji pisarza.



Thorwald w niesamowicie wciągający sposób zaserwował nam kawałek bolesnej, brutalnej historii, która trwa nadal – nie bez powodu ostatni rozdział Ginekologów poświęcony jest zagadnieniu bezbolesnego, bo świadomego rodzenia. Z pewnością można wyciągnąć z tego jedną myśl: kobiety nie powinny patrzeć w przeszłość i dziękować za teraźniejszość. Medycyna musi iść do przodu, a myślenie o dobrodziejstwach współczesności może ją tylko zastopować. Kobiety muszą być nastawione na krytykę, na udoskonalenia, które pomogą im, nie lekarzom, które sprawią, że będą szczęśliwe, spełnione i wolne. 


Moja ocena: 8/10
 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Autor: Jürgen Thorwald 
Tytuł: Ginekolodzy 

Data wydania: 13.01.2016 
Wydawnictwo: Marginesy 
Liczba stron: 392

27 komentarzy:

  1. Szczerze zainteresowałaś mnie tą książką,na pewno rozejrzę się za nią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam tę książkę ostatnio w księgarni, kiedyś na pewno, na razie za dużo książek czeka w kolejce. Zdjęcie z nożem- świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) Polecam, jak w wolnym czasie uda Ci się ją dopaść, to z pewnością się nie zawiedziesz :) Dzięki, zdjęcie bardzo odzwierciedla treść...

      Usuń
  3. Dobry wieczór, chyba sięgnę po tę książkę. "Stulecie.."i "Triumf .." przeczytałam wiele lat temu. O "Ginekologach" usłyszałam niedawno, no i jeszcze dajesz im 5+, to na pewno warto. Lubię kiedy książka oprócz emocji wnosi kawał historycznej wiedzy. A z tą bibliografią - to faktycznie - szkoda. Spojrzałam na swoje książki, żadna pozycja Thorwalda jej nie zawiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka wyszła kilka dni temu a już robi furorę. I ja się zupełnie nie dziwię, bo to mocna literatura, która porządnie wali po głowie. To moje pierwsze spotkanie z Thorwaldem, ale z pewnością nie ostatnie - "Stulecie..." przeczytam na pewno :) Szkoda, że jest tak jak mówisz - w takich książkach nie powinno brakować bibliografii. Myślałam, że ta była wyjątkiem. No cóż, widocznie taki styl.

      Usuń
  4. Ta książka stała się moim absolutnym must have ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie! Zupełnie Ci się nie dziwię ;) Mam nadzieję, że niebawem uda Ci się ją zdobyć. Jest warta grzechu :)

      Usuń
  5. Mam ogromny problem z publikacjami Thorwalda o medycynie. Żadnej nie czytałam, ale wszystkie mnie ciekawią. Nie zdecydowałam się na lekturę z tego względu, że wprost nie znoszę opisów medycznych zabiegów, chorób i całej tej otoczki. Po prostu nie wiem czy jestem na tyle odważna i wytrzymała, żeby zmierzyć z tym morzem bólu i kobiecego cierpienia w tym przypadku. To naprawdę straszne jak kiedyś wyglądała "opieka" medyczna i niepojęte jak można było nie badać pacjentki bo "moralność" i "grzech". Zatrważające ile wieków zajęła Kościołowi zmiana swojego stanowiska w rzeczach tak oczywistych dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm no to rzeczywiście masz problem, stoisz wręcz przed konfliktem tragicznym - nie lubię, ale chciałabym ;) Powiem Ci szczerze, że kilka razy podczas lektury uroniłam parę łez - z wściekłości, żalu. Nie sądziłam, że ta książka tak mnie poruszy. Dlatego jeśli uważasz, że możesz nie dać rady, to nie próbuj. Przyjdzie na nią czas :)

      Kobiety naprawdę nie miał łatwo. Pewne kwestie, takie jak owa wspominana moralność czy biblijne prawa okazywały się dużo ważniejsze dla społeczeństwa (w którym oczywiście przeważali mężczyźni) niż życie i zdrowie kobiet. Były postrzegane za brudne, przyrównywane do zwierząt gdy oczekiwały odrobiny przyjemności, a wszystko pod płaszczykiem dbania o losy ludzkości (prokreacja, prokreacja, prokreacja). Rodzenie po 8, 10 a nawet więcej dzieci wydaje się nam niewykonalne, a jednak one dawały radę, chociaż nierzadko były całe porozrywane i zaropiałe. A kościół? Właściwie niewiele się tam zmieniło. Jak się temu przypatrzeć, stanowisko kościoła nadal jest wzięte wprost ze średniowiecza.

      Usuń
    2. Myślę, że Ginekologów odebrałabym najsilniej ze względu na pogardę, jaką niegdyś obdarzano kobiety, więc chyba masz rację, że na razie spasuję. Może zacznę od innych publikacji Thorwalda i stopniowo będę oswajać się z tematem. Czytałaś inne? Możesz coś polecić takiemu tchórzowi medycznemu jak ja? :)

      Brak słów na ówczesną sytuację kobiet, po prostu brak słów jak można było wymagać od nich, żeby rodziły za wszelką cenę, jak można było nie dbać w ogóle o ich zdrowie. Nie dziwię się, że uroniłaś łzy, czytając o milionach kobiet, które cierpiały przez całe wieki. Co do kościoła, w pewnych kwestiach niestety dalej jest zacofanie, ale mam nadzieję, że marginalizowanie życia i zdrowia kobiety to już jednostkowe przypadki, które szybko zostają potępione. Może się łudzę, ale jednak chciałabym widzieć w tej instytucji jakiegoś ducha postępu.

      Usuń
    3. Chciałabym Ci coś polecić, niestety "Ginekolodzy" byli moim pierwszym spotkaniem z tym autorem. Słyszałam całą masę dobrego o "Stuleciu chirurgów" i może to będzie dobra lektura na początek. Jest zbeletryzowana, więc może łatwiej będzie Ci ją przełknąć (lub też trudniej, zależy jak na to spojrzeć;))

      Cóż, kobieta jest przecież źródłem wszelkiego cierpienia, to ona sprowadziła mężczyznę na złą drogę, a w "Biblii" napisano, że będzie cierpieć podczas rodzenia, więc... więcej wyjaśniać nie trzeba. Do tego dochodzi ogromna wrogość do wszelkiego rodzaju uciech, spełnienia, rozkoszy. I tak jest nadal, bo masturbacja to temat tabu, seks już mniej, chociaż wciąż traktowany jest przez kościół jako zło konieczne (w żadnym wypadku z zabezpieczaniem się przed ciążą!) Ja mam raczej radykalne poglądy na ten temat, więc może nie będę wygłaszać tu płomiennych przemów, ale powiem jedno - zazdroszczę Ci Twojej nadziei. Ja mam wrażenie, że każdy postęp jest bojkotowany, a stary, dobry konserwatyzm ma się świetnie.

      Usuń
    4. W takim razie rzucę się na głęboką wodę i coś wybiorę :)

      Ogromnie mierzi mnie takie postrzeganie kobiet, ale niestety wiem, że są środowiska, gdzie wciąż tak się myśli. Dosłowne traktowanie Biblii również mnie złości, bo przecież zgodnie z takim tokiem rozumowania to mężczyzna nie powinien np. nosić okularów, bo przecież Bóg mu ich nie dał :P Skoro zwiększanie komfortu rodzącej kobiety było niedopuszczalne, to i mężczyźni powinni być piętnowani za uciechy ciała i ducha. Temat rzeka. Wiadomo, że od początku świata panowały i panują podwójne standardy.

      Usuń
    5. Będę w takim razie wypatrywać Twojej opinii. Ja chciałabym bardzo zabrać się za "Stulecie...", ale czytelnicze plany mnie przygniotą zanim ją przeczytam ;)

      Bardzo dobrze pokazał to Larsson w "Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet". Wszedł w prawicowe środowisko maltretujące kobiety z takim wyczuciem, pokazując zależności między religią a nienawiścią, że dla mnie to jeden z najmocniejszych obrazów wykreowanych w literaturze kryminalnej. O piekle kobiet przeznaczonych tylko do rodzenia pisze również Margaret Atwood w "Opowieści podręcznej" i znowu pojawia się ta straszna religia ze swoją "Biblią" - książkę bardzo, ale to bardzo Ci polecam, cudowna antyutopia.
      Jasne, jest jak u Orwella - są równi i równiejsi. Ale masz rację, to temat rzeka i dyskutowanie o tym mogłoby tylko podnieść nam ciśnienie ;)

      Usuń
    6. Też nie mam pojęcia, kiedy będę mogła sięgnąć po Thornwalda, ale będę się starać :)

      Czytałam książki Larssona i masz rację, że opisany tam problem traktowania kobiet jest wstrząsający. XXI wiek, a takie poglądy. Ale tak na marginesie powiem, że jakoś o Larssonie już zapomniałam. Książki podobały mi się w momencie czytania, ale kilka lat po lekturze bardzo niewiele pamiętam z fabuły. Wygląda na to, że powieści nie przetrwały próby czasu. No i nie polubiłam Lisbeth, co pewnie też ma znaczenie.
      Racja, lepiej nie denerwować się sytuacjami, na które mamy znikomy wpływ, a może żaden.

      Usuń
    7. Ja mam troszkę inaczej, Larsson dla mnie pozostaje w pewnym stopniu wyznacznikiem dobrego autora kryminałów. Jego książki zrobiły na mnie duże wrażenie i nadal mam je w pamięci. A Lisbeth to dziwna bohaterka, rozumiem że można jej nie lubić, bo raczej nie wzbudza sympatii, jednak taki właśnie był zamysł autora. To właściwie antybohaterka, trochę komiksowa dzięki swoim umiejętnościom, przede wszystkim różniąca się od innych bohaterek, które do tej pory poznaliśmy.

      Usuń
    8. Zdecydowanie przerysowanie Lisbeth było zamierzone, ale do mnie nie trafiło. Niestety, żeby rozwinąć temat, musiałabym przypomnieć sobie całą trylogię, a wiadomo, że raczej tego nie zrobię teraz :)

      Usuń
  6. O matko, to zdjęcie i do tego Twoja recenzja - robią wrażenie. Przypuszczam, że lektura podnosi adrenalinę. Nie czytałam wcześniejszych publikacji, wstyd się przyznać, ale o "Ginekologach" będę pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj koniecznie, to literatura, która nie tylko wzbudza emocje ale bardzo uświadamia. Ważna, choć trudna.

      Usuń
  7. Książka już leży u mnie na półce i cieszą mnie pozytywne opinie na jej temat. Okładka robi wrażenie, ale myślę, że warto też podsunąć ją drugiej płci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czekam na Twoją opinię :) Oczywiście, mężczyźni powinni trochę lepiej orientować się w historii kobiecych dolegliwości - może wtedy przestaliby postrzegać nas jako istoty, które zajmują się jedynie wyglądaniem ładnie, kupowaniem wacików i rodzeniem oraz wychowywaniem dzieci (co przecież jest bajecznie proste).

      Usuń
  8. ,,Stulecie chirurgów" bardzo mi się podobało, teraz pora na ,,Ginekologów".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w takim razie ja muszę koniecznie sięgnąć po "Stulecie chirurgów" :)

      Usuń
  9. Ja mam inny problem z tą książką... pod kątem treści to książka nie do przecenienia (szkoda że została u nas wydana tak późno, ale, jak wiemy, nasz kraj jeszcze długo będzie daleko za innymi krajami pod wszystkimi względami, rynek książkowy również się do tego odnosi), tyle tylko że książka została niebywale spieprzona poprzez nieudolne, bardzo złe tłumaczenie wydawnictwa Marginesy. Tłumaczenie bardzo drętwe, używane zwroty jak sprzed wieku, momentami miałam wrażenie jakby fragmenty były żywcem wyciągnięte z google translatora
    Zdyskwlifikowało mi to tę pozycję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie żałuję, że nie mam możliwości, by przeczytać ją w oryginale. Przyznam szczerze, że przy takiej dawce brutalności i okropieństw, język był ostatnią rzeczą, na której się skupiałam. Ale jeśli mówisz, że tłumaczenie jest złe, to wierzę na słowo:)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)