Dwunastogodzinne czuwanie
O śmierci nie mówi się wprost – przynajmniej nie w mieście, gdzie z łatwością znajdujemy epitety, by łagodnie opowiedzieć dziecku o przejściu „na drugą stronę”. Na wsi jest inaczej. Tam śmierć jest oswojona, trochę zwyczajna, bo przecież zawiadamiają o niej dzwony. Te same dzwony, które rozbrzmiewają na Anioł Pański i pół godziny przed mszą. Ale jest też smutna i trochę straszna, gdy się nad nią zastanowić.
Śmierć w pewnym sensie spaja opowieści z Po trochu Weroniki
Gogoli, która snuje dla nas historię słodko-gorzką, pełną wspomnień z
dzieciństwa spędzonego w Olszynach. Ci, którzy nigdy nie marzyli o czekoladzie
z Jajka Niespodzianki, rozpływającej się powoli na języku, nie będą wiedzieć, o
czym pisze Gogola. A pisze o magii lat 90., o dorastaniu na wsi wśród zwierząt,
które albo uciekają, albo zostają zjedzone, o byciu dziewczynką, która robi to,
co nie przystoi księżniczce. Bo w
małej Weronice więcej jest z Pippi Långstrump, niż z małej, posłusznej księżniczki.
Po
trochu to machina czasu. I chociaż nie
każdy dorastał na wsi, nietrudno jest odnaleźć się wśród smaków i zapachów, o
których pisze Gogola. Lody Panda, Jajka Niespodzianki, gorzka piwna pianka i
cappuccino pite z asymetrycznych filiżanek. Autorka nie korzysta jednak z
całego spektrum przedmiotów, które tak silnie kojarzą nam się z tym okresem.
Korzysta z nich od czasu do czasu, odwołując się do pamięci czytelników,
nieśmiertelnego „Bravo” czy piwa EB, nie zaśmiecając przy tym swojego świata,
który nie składał się przecież tylko z popkulturowych tropów i wspominek
dzielonych z całym pokoleniem. I chwała jej za to, bo dzięki temu Po trochu pozostaje opowieścią intymną.
Wspomnienia Gogoli – te dotyczące
rodziny, szkoły czy beztroskich zabaw – przywoływane są przez autorkę w jej
tylko znanej kolejności. Czai się w tym chaos, który może zdeprymować
czytelnika, poszukującego w Po trochu ładu. Autorka
rzuca tematami, rozpoczyna jeden, by przerwać go drugim i dopiero po jakimś
czasie wrócić do pierwszego. Tkwi w tym pewien urok, poczucie ciągłego „dziania
się”. Życie małej Weroniki dalekie jest bowiem od nudnej, wiejskiej
egzystencji. Jest przecież szkoła, obijanie jabłek, by wyssać z nich lekko
sfermentowany sok, są zwierzęta, którymi trzeba się opiekować. Są też pogrzeby
(prawdziwe i zaaranżowane) oraz historie rodzinne, którym trzeba się
przysłuchiwać. A to tylko odsetek wydarzeń, które zaprzątają głowę młodej
Gogolówny. Chaos opowieści wskazuje na charakter narratorki – jej żywiołowość i
zadziorność, oddaje pełnię życia osóbki tak dalekiej od dziewczęcego ideału. Ta
mała zbójniczka, miotająca klątwami i niebojąca się użyć pięści, mogłaby stać
się wzorem dla niejednej dziewczynki, która nie martwi się, że poplami spodnie
błotem bądź krowim łajnem.
Gogola oddaje głos swojemu
dawnemu „ja”, dlatego narracja jest chaotyczna, a język niesamowicie prosty. Choć
tkwi w tym zamierzona bezpretensjonalność, nie mogę powiedzieć, by styl autorki
był konceptem spójnym. Wiemy, że Weronika narratorka jest Weroniką autorką –
mówi w czasie przeszłym i odwołuje się do rzeczy, których jako dziecko nie
mogła znać (chociażby święty Jan Paweł II, który przecież w latach 90. świętym
nie był). O dzieciństwie opowiada jednak jak dziecko, wspominając choroby o bardzo śmiesznych nazwach, bawiąc się w powtórzenia, jakby próbując zobrazować czytelnikowi małą
dziewczynkę, zachłystującą się słowami podczas opowiadania mamie o swoim
fascynującym dniu. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby od czasu do czasu do
głosu nie dochodziła ta dorosła Weronika, z jej dużo bardziej stonowanym
sposobem wypowiedzi – bez wypluwania potoku słów, bez mówienia na jednym oddechu.
Czepiam się? Być może, jednak podczas lektury nie mogłam pozbyć się wrażenia,
że Gogolę poniosło jej wewnętrzne dziecko, które czasem tylko próbowała hamować.
Szkoda, bo gdyby autorka trzymała je na smyczy, panując nad każdym słowem,
mogłabym mówić o spektakularnym debiucie. W tym przypadku nie mogę.
Nie zmienia to jednak faktu, że
Gogola oczarowała mnie swoją wizją wiejskiego dzieciństwa wiedźmy/rozbójniczki,
wyobrażającej sobie męża w delegacji, a później marzącej o chłopaku
mieszkającym na Żoliborzu. Po trochu to debiut mocny,
wyrazisty i z pewnością dający przedsmak następnych dokonań Gogoli. Będę
czekać.
Moja ocena: 6/10
Recenzje Po trochu przeczytacie także u:
Marty z Cuddle up with a good book
oraz na blogu Przy gorącej herbacie
Recenzje Po trochu przeczytacie także u:
Marty z Cuddle up with a good book
oraz na blogu Przy gorącej herbacie
Za podróż do dzieciństwa dziękuję
Autorka: Weronika Gogola
Tytuł: Po trochu
Data wydania: 10.06.2017
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Liczba stron: 180
Bardzo zachęcająca recenzja :) ciekawi mnie czy ta książka by mi się spodobała. Klimat jej bardzo mnie intryguje. Chyba sobie czytnę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Cieszy mnie to bardzo :). Polecam w ogóle książki z tego wydawnictwa - warto bliżej zapoznać się z ich ofertą.
UsuńPozdrawiam! :)
Wieś i lata 90te, toż to o mnie musi być!:) Jabłka obijałam, pięści może nie szły w ruch ale i tak myślę, że przeczytałam tę książkę z wielką przyjemnością. Nawet jeśli jest chaotycznie i wewnętrzne dziecko autorki przejęło ją całkowicie. Nie szkodzi, skoro dałaś 6/10 to i tak warto ;)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ja może na wsi się nie wychowałam, ale wakacje u rodziny swoje zrobiły ;). Przeczytaj i sama zobacz, czy coś jest na rzeczy. Dla mnie to naprawdę dobry debiut i myślę, że Pani Gogoli warto się przyjrzeć bliżej.
UsuńJa jeszcze czytam, ale o kilku rzeczach już się wypowiem ;). Ten chaos - prawda, miewam momenty, że mi to przeszkadza, ale kiedy indziej wydaje mi się urocze, takie hrabalowsko-szwejkowskie, pabitelskie, ta rozrastająca się ciągle opowieść, jedna anegdota wyrastająca z drugiej, taka żywa tkanka opowieści :). I z tym głosem, jakim opowiedziana jest cała historia, też się zgadzam, coś mi tak nie do końca gra. Ale wspaniały jest sposób, w jaki autorka angażuje czytelnika, że aż chce się czasem krzyknąć "Też tak mam!". Ogólnie będę mieć bardzo dużo do powiedzenia / napisania o tej książce :).
OdpowiedzUsuńNo to cieszę się, że masz podobne odczucia, bo już mi się wydawało, że popadam w krytyczną paranoję - naokoło przecież same ochy i achy, żadnych negatywów. Chaos rzeczywiście miał swoje zalety, choć może trochę bym go uczesała. Czytelnik raczej się nie zgubi, ale może poczuć znużenie ciągłym bieganiem po tematach. Jednak taki styl doskonale pokazuje myśli Zbójniczki Weroniki, żywego srebra. Myślę, że sukces "Po trochu" tkwi głównie w tej familiarności, w podobieństwach, które możemy odnaleźć w rodzinie Gogolów, albo zachowaniach narratorki. Aż miło czytać coś tak znajomego.
UsuńW takim razie wypatruję Twojego tekstu :)
W ogóle nie zwróciłam uwagi na ten tytuł, a muszę przyznać, że chętnie dałabym mu szansę. Ja wychowałam się na wsi, przez wiele lat szczerze jej nie cierpiałam prawdę mówiąc, dopiero teraz daleko od domu zaczęłam tęsknić za tym miejscem.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, tyle nowości wychodzi, że nietrudno przegapić ten czy inny tytuł ;).
UsuńSkoro wychowałaś się na wsi, z pewnością znajdziesz coś wspólnego z bohaterką książki. Ja również odnalazłam, choć na wsi bywałam tylko na wakacjach:).
Mam na oku tę książkę :)
OdpowiedzUsuńW takim razie z oka jej nie spuszczaj ;)
UsuńGeneralnie wsie nie są moim ulubionym motywem literackim, czuję jednak, że tutaj mi się on spodoba. Uwielbiam trochę chaotyczną, poszarpaną narrację, rzucanie tematu, przerywanie go i powracanie później, dlatego sięgnę kiedyś z pewnością, zwłaszcza że są tu także historie rodzinne, które od pewnego czasu również całkiem lubię, tak samo jak powroty do dzieciństwa. Swoją drogą, książka skojarzyła mi się trochę z moją ulubioną "Księgą szeptów", tj. tam też były historie rodzinne i powroty do dzieciństwa, tylko językowo wszystko było przepuszczone przez filtr dorosłego, który jednak owe dziecięce wrażenia pamiętał i częściowo oddawał. (Tylko ogólny temat powieści był oczywiście inny). Szkoda, że Gogoli nie udało się zachować doskonałego języka, jednak mimo tej wady i tak po książkę sięgnę (kusi też dlatego, że jest taka krótka, bo jest tyle cegieł, które chcę przeczytać, że aż mnie przerażenie bierze...) ;)
OdpowiedzUsuńJa też nie jestem wielką fanką tematyki wsi, ale tutaj to się sprawdziło - może dlatego, że książka jest króciutka a akcja dość szybka. Myślę, że mała Gogolówna może Cię oczarować. Ma w sobie coś z rozbójniczki, jest ruchliwa i zadziorna, ale pewne dziewczęce marzenia w niej pozostają ;).
UsuńRzadko zdarza mi się nie doczepić do jakiejś książki. Tobie może uda się przeczytać "Po trochu" i nie odkryć w niej żadnych wad - czego Ci oczywiście życzę :). O, rozumiem to doskonale. Cegły straszą z półki, a małe książeczki zawsze tak się miło czyta :P. Ale wiesz, często to właśnie te cegły przynoszą największe literackie uczty ;).
Och, zdecydowanie. :) Ale czasem, zwłaszcza podczas roku akademickiego, gdy czasu jest mało, albo w wakacje między jedną wielką ucztą a drugą, dobrze jest też spróbować małej, a dobrej przystawki, ostrzącej tylko apetyt na taką ucztę. :)
UsuńWłaśnie niedawno ją przeczytałam, generalnie lubię takie pisanie, ale ta książka trochę mnie wynudziła ;)
OdpowiedzUsuńSerio, taka krótka książeczka? Myślałam, że tam nie ma miejsca na nudę, bo jednak 180 stron to bardzo niewiele ;).
UsuńTym razem mam wrażenie, że jednak nie odnajdę się w tej książce, chociaż wychowałam się w latach 90. na wsi. Mam jednak takie przeczucie, że doświadczenia autorki nie są zbliżone do moich, a to w jakiś sposób mnie zniechęca. Nieposkromienie wewnętrznego dziecka też mnie nie przekonuje, bo nie lubię chaotycznej narracji przepełnionej na dodatek dziecięcym spojrzeniem. Niestety jestem na nie.
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie zawsze uda mi się wcelować w Twój gust - niestety ;). Może to i lepiej, bo nie mogę cały czas Ci podsuwać pod nos książek Książkowych Klimatów :P.
UsuńRacja, co za dużo to niezdrowo :P A co do wydawnictwa to mam na oku kilka książek, niektóre już posiadam, więc kwestia czasu aż się z nimi zapoznam.
UsuńChyba coś dla mnie :) Wydaje mi się, że część wspomnień z pewnością mogę dzielić z autorką, w końcu coś tam z tych lat 90 się pamięta, chociaż bardziej ze mnie millenials niż najntis (każdy inaczej to definiuje, ale chyba jestem kimś pomiędzy). No i wyjazdy do babci na wieś. Zaciekawiła mnie też główna bohaterka.
OdpowiedzUsuńCieszę się :). Myślę, że każdy może znaleźć tam coś z siebie - nawet jeśli nie urodził się w tamtych latach. Poza tym zapach lat 90. jest tam tak wszechobecny, że trudno jest nie ulec nostalgii :).
UsuńPierwszy raz widzę tę książkę i choć to nie moje lata dziecięce, to mogłabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńA to dziwne - o książce jest dość głośno od jakiegoś czasu :). Zachęcam, zachęcam. To naprawdę dobry debiut :).
UsuńLata 90-te to moje dzieciństwo i z czasów wakacji u cioci na wsi pamiętam większość rzeczy, o których autorka wspomina w książce. Chętnie wróciłabym do tego magicznego świata, bo mam wrażenie, że zniknął i pojawia się tylko czasami w ułomkach cudzych wspomnień.
OdpowiedzUsuńMiło czytało mi się wspomnienia Gogoli, ale chyba nie chciałabym do tego wrócić. Świat wydawał się wtedy mniej skomplikowany, bo byłam dzieckiem, ale teraz żyje mi się lepiej. Chociaż nigdzie już nie ma lodów panda!
UsuńPlanuję sobie przeczytać tę książkę. Głównie, żeby porównać z "Gugułami" Grzegorzewskiej. Czytałaś?
OdpowiedzUsuńNie czytałam "Guguł", choć powolutku się do nich przymierzam :). Myślę, że Gogola Cię nie zawiedzie - to książka, w której nietrudno się odnaleźć. Choć ma pewne mankamenty, można przymknąć na nie oko :).
Usuń