Long Live the Queen
Wydawnictwo Kobiece mnie zadziwia. Istnieje od niedawna, na target wybrało sobie kobiety, a każdy, kto choć trochę zna się na marketingu wie, że to target zadziwiająco szeroki. Jednak Kobiece poradziło sobie z tym doskonale, wydając romanse i erotyki, powieści o kobietach silnych i próbujących uporać się z kulturowymi i społecznymi przeciwnościami, o tych i dla tych, które pragną być matkami, ale także o tych, które sobie z tym nie radzą. Niesamowite spektrum książek ukazujących się dzięki wydawnictwu powiększyło się niedawno o pozycje przedstawiające kobiety opiniotwórcze. Pierwsze były wspomnienia Dany Perino, byłej rzeczniczki prasowej Białego Domu. Teraz przyszedł czas na Mary McGrory. Pierwszą królową dziennikarstwa.
Kobieta z klasą. Piekliła się, gdy ktoś
próbował ingerować w jej styl bycia bardziej, niż by sobie tego życzyła. Lepiej
było w ogóle nie próbować. Uwielbiała wykorzystywać to, że jest kobietą –
kokietowała kiedy trzeba, a nawet udawała słabą i roztrzepaną, by tym mocniej
zadać cios nieświadomemu politykowi. Nie nosiła swoich bagaży. Miała od tego
mężczyzn, którzy, czasem niechętnie, musieli poddać się jej woli. Nie była
feministką, choć stała się jedną z kobiet, które umożliwiły dziennikarkom pracę
na równi z mężczyznami. Zaczynała od nic nieznaczących recenzji, jednak
doczekała się swojej szansy, rezygnując z posiadania męża i dzieci. Chciała,
by traktowano ją poważnie, jak profesjonalistkę. I była nią do samego końca.
Mary McGrory była niesamowitą kobietą.
Domagała się tego, co jej się należało – uwagi. I otrzymywała ją: jako jedna z najbardziej
znienawidzonych osób przez prezydenta Nixona (Mary znajdowała się na jego
czarnej liście), jako opiniotwórcza dziennikarka, która dostawała zarówno miłe
jak i niesamowicie zjadliwe listy od czytelników. Całe życie pracowała na
pozycję, która umożliwiła jej zadawanie pytań głowom państwa. A były to pytania
podchwytliwe i inteligentne, przed którymi każdy musiał się strzec. Norris
opowiada o jej bezkompromisowym życiu z pasją, choć nie jest to tylko opowieść
o Mary McGrory. Właściwie jej życie prywatne nierzadko przesuwane jest na
dalszy plan, ustępując wielkim wydarzeniom, które śledziła i komentowała.
Elekcja i śmierć Kennedy’ego, walka z Nixonem, wojna w Wietnamie czy atak
terrorystyczny na World Trade Center – Mary była tam, obserwowała, by później
opisać wszystko swoim czytelnikom. Podczas lektury odnosiłam więc wrażenie, że
to nie tylko książka o słynnej dziennikarce, ale przede wszystkim o dziejach
Ameryki, widzianej jej oczami. A trzeba przyznać, że nie jest to zbyt
szczęśliwy obrazek. Przez lata McGrory spoglądała na swój kraj ze strachem,
widząc niekonsekwencję i głupotę, nienawiść w stosunku do tych, którzy sprzeciwiają
się establishmentowi. Jestem ciekawa, jak zareagowałaby na dzisiejsze
wydarzenia, na kandydaturę Donalda Trumpa… Pewnie nie zostawiłaby na nim suchej
nitki.
Mary
McGrory to pozycja solidna w każdym tego słowa znaczeniu –
dobrze napisana, poparta całą masą tekstów źródłowych, a przede wszystkim
wiarygodna. Autor nie próbuje dosładzać Mary, nie przedstawia jej jako świętej.
Norris niejednokrotnie przywołuje opinie jej bliskich i współpracowników,
którzy szczerze przyznają, że McGrory bywała nieznośna. Trzeba było mieć na nią
sposób, jednak jeśli cię nie polubiła, marne były twoje szanse na wkupienie się
w jej łaski. Była zatwardziałą przeciwniczką aborcji, kusych spódniczek i
głupoty. Zmiana zdania nie wychodziła w grę. Jednak Mary była po trosze świętą,
wolontariuszką z pasją, która oddawała sporą część swojej pensji na
dobroczynność. Zmuszała do tego innych, kolegów po fachu i polityków. Nie jedna
ważna postać musiała przebrać się za Świętego Mikołaja, by osłodzić dzieciakom
czas Bożego Narodzenia. Taka była Mary, nie dało się jej zmienić.
John Norris spisał się doskonale
portretując dla nas nietuzinkową, bezkompromisową i wyszczekaną Mary McGrory.
Żałuję, że nie znałam jej wcześniej, że nie czytałam jej rubryki, że Mary nie
dożyła więcej, niż swoje słuszne 85 lat. Powinna pisać dalej, komentować
wszystko, co dzieje się w Stanach i na świecie. I być tak ostrą zawodniczką, jak
przystało na kobietę o irlandzkiej krwi.
Moja ocena:
Za możliwość poznania królowej dziennikarstwa dziękuję
Autor: John Norris
Tytuł: Mary McGrory. Pierwsza królowa
dziennikarstwa
Data wydania: 1.07.2016
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 304
Z przyjemnością przeczytałabym biografie tak wyjątkowej dziennikarki. Skoro autor szeroko komentuje również czasy w których żyła, lektura jest jeszcze bardziej interesująca. Ciekawe, jaka byłaby jej opinia o obecnych kandydatach, to fakt :)
OdpowiedzUsuńPolecam bardzo mocno. Nietuzinkowa kobieta żyjąca w ciekawych czasach. A lektura przynosi wiedzę nie tylko o niej, ale także o politycznych wydarzeniach, więc to również idzie na plus dla autora :)
UsuńLubię czytać biografię osób, które lubię w jakiejś konkretnej dziedzinie. Nie jestem pewna, czy ta książka przypadłaby mi do gustu, ale może kiedyś dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuńJa też zastanawiałam się czy książka o osobie, której nie znam, może mnie wciągnąć. Udało się :) Mary była cudowną kobietą, a czasy w których żyła... o tym mówić nie trzeba. Zapamiętaj tytuł, bo warto :)
UsuńŻałuję teraz, że nie zgłosiłam się do recenzji tej książki. Tez jestem wielbicielką Wydawnictwa Kobiecego i nie dziwi mnie, że tak szybko zdobyło rynek. Ich książki mają tak różnorodną tematykę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA widzisz! Ale zauważyłam, że u Ciebie gościła pani rzecznik, więc trochę się dopasowały nasze recenzje ;) Właściwie Kobiecemu brakuje jeszcze kryminałów. Ale myślę, że wszystko przed nimi :D
UsuńMasz rację, nie zwróciłam uwagi na kryminały. Ciągle się rozwijają, wiec pewnie i kryminały zaczną niedługo wydawać :)
UsuńWidać, że jest to publikacja dobrze udokumentowana. Z pewnością w najbliższym czasie do niej nie sięgnę, ale kiedyś bardzo bym chciała. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńByć może nie teraz, ale tytuł warto sobie zapamiętać. To jedna z tych książek, które po prostu doskonale się czyta, a dodatkowo treść zostaje w głowie. A treść to nie byle jaka :)
UsuńPozdrowienia, Miłko!
Czytać o kobiecie z pasją, która jest pewna swojej wartości - to może być zdecydowanie cenne. Nie znałam jej wcześniej, a zaszczepiłaś we mnie chęć poznania jej bliżej.
OdpowiedzUsuńOj tak, "cenne" jest odpowiednim słowem :) Ja również poznałam Mary dopiero teraz, ale bardzo tego żałuję. Była kobietą, którą po prostu trzeba znać i z którą trzeba się liczyć.
UsuńKsiążka bardzo mnie wciągnęła, z ogromnym zainteresowaniem się w nią wczytywałam, niezwykłe były, są i będą kobiety na tym świecie. :)
OdpowiedzUsuń