sobota, 10 marca 2018

"Elegia dla bidoków" J.D. Vance - recenzja


 Niezrozumiały fenomen


To miała być nie tylko dobra książka, ale także po części odpowiedź na to, dlaczego Trump wygrał wybory. Oczywiście nie jest ani jednym, ani drugim. Elegia dla bidoków to płytka opowieść o biedzie i sukcesie w najwspanialszym kraju na świecie, bardziej broszura polityczna, niż rzeczywista historia bidoka z Pasa Rdzy.


Historia J.D. Vance’a kręci się wokół toksycznej matki, jej zmieniających się partnerów i dziadków twardych bidoków, którym niewiele potrzeba, by pozabijać siebie nawzajem, sąsiadów czy obcych. Wystarczy obrazić kogoś z rodziny, bo rodzina to przecież rzecz święta. W takim przekonaniu dorasta J.D., dzieciak uwielbiający swoją rodzinę, nie mający pojęcia o tym, że w innych stanach świat wygląda zupełnie inaczej.

Elegia dla bidoków zawodzi na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim jest książką miałką, która zadaje pytania znane od dawna i daje równie znane odpowiedzi
co najgorsze, w formie prawd objawionych. Vance dochodzi do wniosków, z których na pewnym etapie życia zdaje sobie sprawę każdy w miarę inteligentny człowiek: bieda jest piętnem, trudne dzieciństwo odbija się na całym naszym życiu, determinacja i wola walki jest w stanie wyprowadzić człowieka z bagna. Nie są to epokowe odkrycia, a jednak między innymi na nich Vance buduje swoją opowieść. Na nich i na rodzinie, która dla autora jest czymś pomiędzy świętością a przekleństwem. Początkowo to właśnie historia dziadków, bidoków ceniących ciężką pracę i marzących o lepszym życiu dla swoich dzieci, jest jedynym plusem Elegii.... Vance jednak niszczy także to, gdyż nie wie, kiedy skończyć tę przejmującą, wzruszającą narrację o niemal świętych Mamaw i Papaw. Jest w tym coś z taniego melodramatu, choć po części zrzucam to na karb ogromnego przywiązania autora do swojej rodziny. Przywiązania wyuczonego, wpajanego od dzieciństwa, toksycznego wręcz. Niestety nadal niezbyt ciekawego.

Jak można się było spodziewać, Elegia dla bidoków to opowieść mocno skupiona na realiach amerykańskich. Nie sądziłam jednak, że będzie ona tak amerykanocentryczna
chwalenie wniebogłosy najpiękniejszego kraju na świecie, w którym sny o potędze mogą się spełnić, jeśli tylko będzie się wyjątkowo silnym, nijak przystają do obrazu biedoty z zębami zniszczonymi przez słodkie napoje gazowane. Vance, prawnik i były żołnierz, nie krytykuje USA, jedynie lekko muska problemy związane z polityką społeczną, a o samych tytułowych bidokach wyraża się raczej jako o ludziach, którzy przestali przykładać się do spełnienia amerykańskiego snu. Zamiast tego wymagają pomocy od państwa i dobrej pracy, choć nawet nie starają się jej utrzymać. Vance nie zauważa także kastowego systemu, w który udało mu się wejść na studiach prawniczych. Mówi o Ameryce bardzo powierzchownie, nie próbując nawet zagłębić się w jej rzeczywiste problemy, chociażby rasizm, którego w Stanach nie da się nie dostrzec. Z kolei US Army wydaje się idealnym miejscem, do którego można wysłać młodego człowieka, by nauczył się, jak żyć. Momentami aż chce się przetrzeć oczy ze zdumienia.

Równie istotne odkrycia Vance poczynił na polu psychologii, zajmując się własnymi problemami rodzinnymi i dochodząc do wniosku, że szczęśliwe dzieciństwo tworzy szczęśliwych młodych ludzi, gotowych do wejścia w dorosłość. Inaczej sprawy mają się w przypadku traum, które wcale nie muszą być związane z przemocą domową. Jestem pewna, że następna książka tego pana będzie nosiła znamiona literatury naukowej. Może w temacie socjalizacji i tego, jak ważne jest zachowanie rodzica dla rozwoju dziecka? Z pewnością nikt wcześniej na to nie wpadł.

Nie mogę jednak powiedzieć, że ta książka nie ma plusów. Ma. Jeden. Na okładce widnieje imię i nazwisko tłumacza. Może to początek dobrej praktyki, by doceniać tych, którzy przekładają dla nas literaturę? Oby, nawet jeśli literatura będzie tak niskich lotów, jak Elegia dla bidoków.  

Moja ocena: 2/10
Za egzemplarz książki, która może okazać się najgorszą lekturą tego roku, dziękuję

Autor: J.D. Vance
Tytuł: Elegia dla bidoków
Wydawnictwo: Marginesy
Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka
Data wydania: 15.02.2018
Liczba stron: 304

25 komentarzy:

  1. O masakra :)))
    Naprawdę aż tak... można się poczuć potraktowanym jak niepełnosprawny intelektualnie, kiedy autor z takich banałow próbuje robić niezwykle odkrycia. Strasznie szkoda, że zamiast pogłębionej analizy amerykańskiego społeczeństwa dostajemy taką miałką książkę.
    Miałam mimo wszystko próbować ją zdobyć, ale teraz to sobie daruje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Gdybym nie spodziewała się bardziej hmmm przenikliwej lektury, to może przeżyłabym to lepiej. Jednak mocno liczyłam nie tylko na dość nudną rodzinną opowieść, ale także kilka przemyśleń z wewnątrz. A właściwie nie dowiedziałam się niczego.
      Dobrze, szkoda Twojego czasu ;).

      Usuń
  2. No to ładnie :) Będę trzymać się z daleka od tej książki. Zastanawiam się, czy te wszystkie psychologiczne prawdy autor gdzieś wyczytał, czy sam do tego doszedł. Bo ten pan jak przypuszczam, to pewnie jeszcze to pokolenie traktujące psychologię jak pseudonaukę, która ma zwalić odpowiedzialność za nieprzystosowanie społeczne nieudacznika na jego rodziców (ale nie twierdzę wcale, że on również tak o niej myślał). Po prostu jestem ciekawa czy to wynik tego, że autor naczytał się poradników ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś czytał na pewno, bo od czasu do czasu powołuje się na badania. Ale niezbyt często ;). Być może czegoś się naczytał, ale mówi o tym, jakby te myśli były wynikiem długich analiz. Więc nie sądzę, by przyznał się do swoich inspiracji. Jak napisze poradnik, to ja z pewnością go nie przeczytam ;).

      Usuń
  3. No i dolałaś oliwy po mało optymistycznej opinii Kasi z "Kącika z Książką" i cieszy mnie, że obie to czytałyście, bo nie stracę czasu. Napalałem się patrząc w zapowiedzi, ale jak się już pojawiła to kolejne recki mnie odpychały. I ty jesteś ostatnią osobą, od której czytam o tym chociażby reckę, bo szkoda czasu i na to. Tak więc dzięki za ostrzeżenie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia napisała o tej książce bardzo delikatnie, chociaż trafiła w punkt. To po prostu mało uczciwa opowieść ślepo chwaląca Amerykę. Nie czytaj już nic, zapomnij o tym niewypale. Ja też mam taki plan ;).

      Usuń
  4. Miałam zamiar ją przejrzeć, ale uporczywa reklama trochę mnie powstrzymała. Twoja ocena wszystko wyjaśnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuję, że sama tak nie zrobiłam. Zwykle reklama odwodzi mnie od lektury, ale tym razem myślałam, że będzie inaczej. No i mam za swoje ;)

      Usuń
  5. Po recenzji u Kasi z Kącika z książką wiem, że to nie jest książka dla mnie. Twoja opinia dodatkowo utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Dziwne, że autor dorastał w tak trudnym środowisku, ale nie widzi nic złego w patologicznych zachowaniach i chorym przywiązaniu do rodziny. Wychwalanie USA jako najlepszego miejsca do życia też z pewnością nie przypadłoby mi do gustu. Nie mówiąc już o banałach podanych jako przemyślenia poprzedzone długim namysłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuję, że sama nie przeczytałam recenzji Kasi, zanim zamówiłam książkę do recenzji ;). Wiesz, w jego mniemaniu to byli ludzie, którzy po prostu inaczej nie potrafili. Prawdą jest jednak, że gdyby nie babcia, nie udałoby mu się nic. Ona zapewniła mu warunki do nauki. A pomimo to w książce da się wyczuć mocny samozachwyt autora.
      Ogólnie ta historia nie przypadłaby Ci do gustu. wszystko w niej jest przeciętne, tylko całość okazuje się spektakularna... jako klapa.

      Usuń
    2. No niestety nie zawsze uda się ustrzec przed kiepską książką, czasami człowiek i tak się sparzy. Właśnie, autor miał dużo szczęścia, że był w stanie wyrwać się z otoczenia i osiągnąć to, czego innym wychowanym w takich warunkach nigdy się nie uda. Skoro on jednak wierzy głównie w swoją wyjątkowość to tym bardziej będę omijać książkę z daleka. Dzięki za ostrzeżenie :)

      Usuń
    3. A ostatnio coraz rzadziej się zawodzę, więc taka wtopa boli tym bardziej.
      Omijaj, omijaj - nie sądzę, by mogła Ci się spodobać. Chociaż widzę dość dużo pozytywnych recenzji tej książki, więc jednak do kogoś ta historia trafia.

      Usuń
    4. Kochana, nie mogłaś tego zrobić, bo mój tekst ukazał się już po tym, jak przeczytałaś książkę :) Pamiętasz, nawet krótko rozmawiałyśmy o tym na FB zanim obydwie napisałyśmy nasze opinie :)

      Usuń
    5. Wiem, doskonale pamiętam :). Ale to nie zmienia faktu, że gdybym nie była w gorącej wodzie kąpana i najpierw poczekała na zaufanych recenzentów, to by mi się to nie przytrafiło ;).

      Usuń
  6. A taką miałam ochotę na tę książkę! Wydawało się, że będzie jedną z ciekawszych lektur. Lepiej w takim razie obejrzeć The Florida Project. Widziałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytać możesz zawsze - ale na własną odpowiedzialność ;). Nie, nie widziałam jeszcze! Ale mam w planach od czasu, gdy zobaczyłam świetny trailer :).

      Usuń
  7. Słodki Jeżu, szkoda. Liczyłem, że będzie to jakaś porządna krytyka Ameryki, a przynajmniej rzetelna jej analiza, a tu nie dość, że autor nawet drugiego nie robi, to jeszcze bałwochwalczo amerykański sen wielbi. Jak ja się cieszę, że tej książki przypadkiem nie wygrałem w rozdaniu Marty z "Cuddle up with the good book"! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ja liczyłam dokładnie na to samo, co Ty. Stąd tak duże rozczarowanie i gorzka recenzja.
      Hehe no jakbyś wygrał to co najwyżej miałbyś ją w domu. Nikt by Cię przecież do czytania nie zmusił ;).

      Usuń
    2. Hehe, no tak, w sumie racja, zresztą czemu ja się tym przejmuję, przecież mógłbym ją sprzedać lub oddać w dobre ręce :P.

      Usuń
  8. Aż tak kiepska? A czytałam opinię zupełnie przeciwną, która bardzo zachęciła mnie do przeczytania tych "Bidoków..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla mnie ta książka jest aż tak kiepska. Ale ja również czytałam pozytywne opinie na jej temat. I dlatego podchodziłam do lektury pełna nadziei. Nie zniechęcam - może Ty znajdziesz w tej książce coś wartościowego :)

      Usuń
  9. Ja już po przeczytaniu recenzji na blogu Czytanki Anki wiedziałam, że to książka nie dla mnie, Twoja recenzja tylko to potwierdza. To, że urodzenie się w biednej rodzinie pogarsza życiowe szanse, wiedziałam już wtedy, kiedy byłam w podstawówce... Nazwiska tłumaczy rzeczywiście rzadko pojawiają się na okładkach książek, a szkoda. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nawet nie zauważyłam, że Anka też recenzowała tę książkę. Muszę zobaczyć, czy była bardziej surowa ;). Tutaj niestety sporo jest takich wielkich prawd o życiu, o których wiemy już w podstawówce. Nie jest to perełka typu Novea Res, ale i tak szkoda czasu ;)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)