środa, 6 marca 2019

"Rozterki śmierci" José Saramago - recenzja

 Death interrupted


Śmierć ponoć nie zna litości – zabiera każdego, niezależnie od wieku, pochodzenia, koloru skóry czy płci. Jest sprawiedliwa, ale i przecież bezduszna, bo nijak nie da się jej przekonać, że kilka kolejnych latek życia się człowiekowi po prostu należy. O śmierci dywagujemy od wieków. Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią przychodzi mi na myśl jako pierwsza, choćby dlatego, że w zeszłym roku odnaleziono całość tego tekstu i było to nie lada wydarzenie. Obok tego wzniosłego dzieła jest też jednak Pratchett i jego śmierć mówiąca dużymi literami czy filmowa wersja śmierci w wykonaniu gogusiowatego Brada Pitta. Gdzie w tym zacnym gronie znajdzie się miejsce na śmierć z powieści José Saramago?


Nazajutrz nikt nie umarł – tak zaczynają się Rozterki śmierci. Zdanie proste, a jednak niesie ze sobą ciężar egzystencjalny, ale też czysto pragmatyczny. Skoro od teraz nikt nie umiera, to jak się pomieścimy w tym pięknym kraju, w którym życie trwa wiecznie? Co z zakładami pogrzebowymi, które nagle przestały mieć robotę i ze szpitalami i hospicjami, które mają jej aż nadto? Bo przecież nieumieranie nie oznacza „żyli wiecznie i szczęśliwie”, a raczej żyli, choć czasem tylko przecięcie nici dzieliło ich od dostania się na tamten świat.

Wszystko to brzmi jak temat na inteligentną humoreskę i właściwie Saramago pozostaje w tym tonie przez bardzo długi czas. Nie ukrywam również, że to najlepsza część powieści. Kolejne absurdy piętrzą się, człowiek – istota ułomna – sobie z nimi nie radzi – a śmierci po prostu brak. Ten stan „bezkrólewia” jest swojego rodzaju zderzeniem człowieka z jego odwiecznym marzeniem o nieśmiertelności. Jest jednak także postawieniem go przed obliczem nierozwiązywalnej tajemnicy, do której wcześniej nie miał dostępu. Śmierć, tak jak bóg, pilnuje swoich wielkich planów i zazdrośnie broni ich przed oczami człowieka, który, istota omylna, wszystko potrafi zniszczyć. Aż do czasu, przecież ona też może nagle zmienić zdanie. Czy człowiek ma prawo wygrać ze śmiercią? Nie, chociaż kombinuje na wszystkie sposoby, by jednak coś w tej sytuacji dla siebie ugrać. 

Saramago pisze zatem o maphii, która żeruje na ludziach pragnących śmierci (i na rządzie), o politykach, którzy nie wychodzą ze swojej roli i grają nie-umieraniem tak samo dobrze, jak innymi hasłami. Jest także kościół, który przecież ucztuje na koncepcie śmierci i życia wiecznego bądź wiecznego potępienia (po to właśnie istniejemy, żeby ludziom przez całe życie wisiał strach zawieszony u szyi, a gdy nadejdzie ich godzina, przyjęli śmierć jako wybawienie). Wszystkie te frakcje, wszystkie grupy, każdy człowiek z osobna inaczej stara się rozgryźć tajemnicę życia i przede wszystkim śmierci, zbliżając się do niej jako istoty, nie zaś samego konceptu. To ciekawy zabieg, bo sprawia, że śmierć staje się wręcz materialna, choć przecież w ogóle jej nie ma. Absolut staje się absolutem pisanym przez małe ‘a’, tak jak i śmierć nie wywyższa się, by być pisaną wielką literą. 

Przychodzi jednak i druga część powieści, która bardziej skupia się na samej kostusze i jej tytułowych rozterkach. Choć zamysł jest dość klarowny, nietrudno zauważyć, że opowieść Saramago zaczyna się rozjeżdżać, traci na błyskotliwości i przede wszystkim owym zjadliwym humorze, który zachwycał wcześniej. Można odnieść wrażenie, że to dwie zupełnie inne opowieści, gdyż odklejają się od siebie, choć dotyczą jednego tematu. Ale na koniec wszystko zostaje objęte piękną klamrą, aż nie da się nie uśmiechnąć.

Rozterki śmierci to jednak przede wszystkim język. Długie, soczyste zdania, o które momentami można się wręcz potknąć. Saramago nie przynudza jednak, nie przesadza z opisowością, zostawiając nas ze skomplikowanymi formami zdań łączących się z dialogami (brak pauzy dialogowej), a jednak doskonale ułożonymi, zgrabnymi i przemyślanymi. Chociaż widać w tej powieści chaos zapisu, jak najbardziej zresztą zamierzony, język pozostaje pięknie skomplikowany, a jednak doskonale zrozumiały. Piękny w swojej złożoności. 

Moja ocena: 6,5/10

Za poznanie rozterek, wydawałoby się, niefrasobliwej śmierci, dziękuję

Autor: José Saramago
 Tytuł: Rozterki śmierci
Tłumaczenie: Wojciech Charchalis
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 5.02.2019
Liczba stron: 272

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)