poniedziałek, 24 września 2018

"Trwaj przy mnie" Elizabeth Strout - recenzja

W stanie niełaski


Wiara to delikatny przedmiot – jak wydmuszka, dla której jeden nieodpowiedni ruch ręką może być niszczący. Człowiek wierzący może nazywać siebie szczęśliwcem. Ma poczucie, że ktoś nad nim czuwa, nie jest zdany jedynie na własne siły. To wsparcie można mu jednak odebrać. Wiara ma swoje granice, a obecność boga jest tym trudniejsza do wyczucia, gdy przeżywa się osobistą tragedię.



W obliczu takiej właśnie tragedii stanął Tyler Caskey, pastor w małym miasteczku w Nowej Anglii, do niedawna mąż pięknej choć niepasującej do środowiska Lauren, ojciec dwóch dziewczynek. Lauren jednak umarła, jedna córka trafiła pod opiekę swojej babci, a druga, Katherine, zaczyna zachowywać się bardzo niepokojąco. Gdzie w tym wszystkim jest człowiek boga, do niedawna uwielbiany przez swoich wiernych? 

Strout doskonale sprawdza się w tego typu fabułach – skupionych na małych społecznościach i fundamentalnych problemach. Pokazała to chociażby w zbiorze opowiadań To, co możliwe, które nawiązują do głośnej powieści Mam na imię Lucy. Jednak Trwaj przy mnie jest chyba jeszcze bardziej kameralną opowieścią, choć mowa w niej o osobistych rozterkach jednego mężczyzny, roztrząsanych przez całe miasteczko. Strout rozpatruje bowiem małomiasteczkową społeczność jako swojego rodzaju rodzinę, naczynia połączone wpływające na siebie nawzajem. W rodzinie o problemach należy rozmawiać, a jeśli nie da się im ujścia, zostaną potraktowane jako idealne pole do spekulacji. Plotki stanowią dla parafian spoiwo, ich okno na świat – ten najbardziej interesujący, ich własny choć jednak trochę obcy, dotyczący sąsiada czy ukochanego pastora. Strout oczywiście wskazuje na ich niszczącą siłę, choć nie ogranicza się do prostych konkluzji. Stara się raczej ukazać mechanizmy istnienia plotki w zestawieniu z ludzkim charakterem, indywidualnymi potrzebami i oczekiwaniami. I tak nauczycielka, która skrycie fascynuje się pastorem, rozpowiada o jego grubiaństwie i oschłości, gdy nie otrzymuje tego, czego się spodziewała. Inna wierna, pochwalona uprzejmie za pyszną szarlotkę, głośno wątpi w moralność mężczyzny. Dowiedziała się przecież, że Tyler nie lubi jabłek. Nieodpowiednie gesty, niedopowiedzenia, małe tajemnice – to wszystko pulsuje w powieści Strout i prowadzi nas wprost do przekucia tego nadmuchanego balonika. 

Chociaż w Trwaj przy mnie istotna jest cała społeczność, rola spoiwa spoczywa na pastorze. To on ma za zadanie wygłaszać inspirujące kazania, wspierać swoich wiernych. Gdy jednak pasterz staje u progu załamania nerwowego, wali się nie tylko jego życie, ale także życie wspólnoty. W każdym domu znajdują się bowiem problemy, o których najłatwiej zapomnieć rozmawiając o problemach innych bądź zrzucając na nich winę. Winnym jest oczywiście Tyler. Strout doskonale pokazuje dysonans pomiędzy oczekiwaniami wiernych i samego pastora a rzeczywistością i prawdziwymi potrzebami społeczności. Autorka zdaje się mówić, iż prawdziwy człowiek, ze swoimi mankamentami, zawsze jest bardziej wartościowy od osoby, która próbuje doścignąć boga i niemożliwe do spełnienia moralne założenia.  Dzięki temu Trwaj przy mnie staje się opowieścią o bezpodstawnym dążeniu do perfekcji i nieakceptowaniu własnych słabości. 

Strout ciągnie jednak wiele srok za ogon, niektóre z lepszym, inne z gorszym skutkiem. Utrata wiary, choroba i śmierć, niedopasowanie do patriarchalnego społeczeństwa, kryzys małżeński, problemy wychowawcze, teorie freudowskie czy lęk przed nuklearną apokalipsą. Tak, to wszystko znajdziecie w Trwaj przy mnie, lekko zaznaczone, na przykład przez wzgląd na lata w jakich osadzona jest fabuła, czy też mocniej pogłębione. I chociaż miałabym ochotę zarzucić Strout swojego rodzaju niedbalstwo fabularne, to trzeba przyznać, że te tematy raczej dopełniają wykreowaną przez nią rzeczywistość, niż zubażają ją przez nieodpowiednie poprowadzenie. Choć autorka świetnie prowadzi narrację, sama struktura Trwaj przy mnie pozostawia trochę do życzenia. Księga druga, opowiadająca o początkach związku Tylera i Lauren, mimo że jest dość ważna dla samej fabuły, wygląda na wrzuconą do powieści na siłę, najmniej przemyślaną. To raczej niewielki mankament, który pokazuje jednak pewne niedostatki autorki. Można jej to jednak wybaczyć – to przecież druga powieść w twórczości Strout. 

Trwaj przy mnie to proza typowa dla amerykańskiej autorki – wyważona, spokojna, a przy tym bardzo refleksyjna i błyskotliwa. I chociaż temat małych miasteczek i ich mieszkańców wałkowany jest w prozie od dawna, Strout ma do dodania kilka ciekawych spostrzeżeń. Warto. 

Moja ocena 6,5/10

Za ciekawe ploteczki z małego miasta, dziękuję
Autorka: Elizabeth Strout
Tytuł: Trwaj przy mnie
Data wydania: 19.09.2018
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 368

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)