niedziela, 1 lipca 2018

#1 W mgnieniu oka - "Dzisiaj narysujemy śmierć", "Uprawa roślin południowych metodą Miczurina", "Nowy dowód"



Często zdarza mi się, że czytam i czytam, i czytam, a na blogu grają świerszcze, żadna recenzja się nie pojawia. Nie będę tłumaczyć się brakiem czasu - niektórzy jakoś potrafią zagiąć dobę i zawsze znaleźć chwilę, by przygotować wpis (tak, Kasiu, mówię o Tobie). Tym razem postanowiłam więc, że zamiast nie robić nic, zrobię choć trochę i w telegraficznym skrócie opowiem Wam o kilku poznanych lekturach. Może znajdziecie tu coś dla siebie. Aha, jeszcze jedno - pewnie od teraz takie wpisy staną się tradycją ;). 



Dzisiaj narysujemy śmierć Wojciech Tochman

W 1994 roku Rwanda spłynęła krwią. Przez cztery miesiące Hutu wymordowali setki tysięcy Tutsi. Świat milczał i przyglądał się masakrze. Ani drgnął. Dzisiaj narysujemy śmierć wstrząsa, ale przecież można było się tego spodziewać. Bo jak czytać ze spokojem o ludobójstwie, o morderstwach tak brutalnych, że trudno je sobie wyobrazić? Tochman nie próbuje nas wzruszyć, nie próbuje zgorszyć – on po prostu opisuje to, co usłyszał podczas wielu wizyt w Rwandzie. A my czytamy, zahipnotyzowani, przerażeni, że człowiek jest zdolny do takiego okrucieństwa. Że może nienawidzić z tak wielką mocą. Z zazdrości albo zwykłej bezmyślności. O takich książkach się nie pisze. Je się po prostu czyta. 




Uprawa roślin południowych metodą Miczurina Weronika Murek

Dobrze, że nie przeczytałam tego zbioru zaraz po premierze. Dobrze, że nie rzuciłam się na niego tak, jak chciałam, bo skończyłabym głodna, z wywieszonym jęzorem. Wyobraźnia Murek zaskakuje, jednak jej opowieści opierają się przede wszystkim na dziwności, a to stanowczo za mało, bym mogła z czystym sumieniem nazwać jej debiut udanym. Owszem, autorka nie boi się problematyki funeralnej, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna. Najdłuższy tekst zbioru – W tył, w dół, w lewo – jest niemal genialny. O śmierci mówi się w nim jak o schabowym na obiad, niesamowitość wylewa się z niego litrami, jednak tylko poprzez niewielkie rozdarcia w rzeczywistości, pieczołowicie przygotowane przez autorkę. Prawdziwe cudeńko. Szkoda zatem, że kolejne opowiadania rozmywają się, są tylko surrealistyczne, tylko oderwane od znanego nam świata. Spodziewałam się jednak czegoś lepszego.

Moja ocena: 5,5/10



Nowy dowód Jeffrey Eugenides

Na tę książkę czekałam od dawna. Eugenides pisze niewiele, jednak każda jego powieść była dla mnie swojego rodzaju objawieniem – idealna na chwilę, w której ją czytałam. Teraz przyszedł czas na opowiadania i nie jestem już tak zachwycona, nie jestem tak podekscytowana. Czy to dlatego, że twórczość autora kojarzyłam głównie z rozbudowanymi fabułami (nie licząc Przekleństw niewinności, które jednak są mocno skondensowane) i skomplikowanymi portretami psychologicznymi? Być może. Prawdą jest, że Eugenides w Nowym dowodzie podał nam na tacy wszystko, za co czytelnicy go uwielbiają. Mamy zatem i poszukiwanie własnej tożsamości i skomplikowane relacje rodzinne, odrobinę dziwaczności a nawet kwestie przynależności płciowej i dobrze nam znaną mutację na piątym chromosomie. Mamy oszczędny choć plastyczny język, piękne historie, w których dominuje smutek i swojego rodzaju rezygnacja, rozczarowanie życiem w znanej nam formie. Czego jeszcze mogłabym chcieć? Wychodzi więc na to, że jestem po prostu zachłanna – pragnę więcej Eugenidesa w Eugenidesie.

Moja ocena: 6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)