środa, 17 stycznia 2018

"Nad piękną modrą Dřevnicą" Antonín Bajaja - recenzja




Sielsko anielsko za żelazną kurtyną


Chociaż doskonałą literaturę czyta się z przyjemnością o każdej porze dnia i nocy, niezależnie od pory roku, niektóre książki z łatwością możemy przypisać do długich, letnich dni bądź zimowych wieczorów, gdy marzymy jedynie o tym, by zakopać się w kołdrze i skupić na pięknej historii. Taką właśnie książką, idealną na mroźny zimowy czas, jest Nad piękną modrą Dřevnicą – powolną, jakby spisaną z myślą o niespiesznej lekturze, smutną i śmieszną jednocześnie, przepełnioną wielką tęsknotą.



Powieść Bajai to zbiór listów pisanych do siostry, rok starszej Jany, nazywanej jednak konsekwentnie Jeanne, na cześć Joanny d’Arc. Jeanne – powierniczka, współspiskowiec, świadek wszystkich psot (niejednokrotnie ich prowokatorka) – jest jednak tylko niemą odbiorczynią, której dorosłego głosu nie będzie nam dane poznać. Bo i w Nad piękną modrą Dřevnicą liczy się przede wszystkim dziecięca perspektywa, świat na wpół tylko zrozumiały, pełen magii tam, gdzie jej nie ma i tylko pozornie pozbawiony zagrożeń.

Lata 40. i 50. XX wieku, Zlín znany także jako Gottwadov (do 1989 roku) – to nie są czasy ani miejsce, które sprzyjają beztroskiej zabawie, zbieraniu i sprzedawaniu krowich „pączków”, obmyślaniu planu zemsty za bezprawne odgarnięcie śniegu sprzed domu, rzyganiu pod figurą świętego Józefa z Dzieciątkiem po wszystkich atrakcjach jarmarku. A jednak, taki właśnie urok miało dzieciństwo Bajai w powojennej Czechosłowacji, w której wyzwoliciele okazują się ciemiężcami. Autor ukazuje czytelnikom konflikt sielskości i historii, niezauważalny dla dziecka choć jak najbardziej widoczny dla dorosłych, rodziców i dziadków, inteligentów, "wrogów proletariatu" słuchających Chopina i wplatających do wypowiedzi francuskie czy angielskie zdania. Ta rodzina pełna indywiduów, ale także charyzmatyczni sąsiedzi, przyjaciele rodziny doskonale sportretowani przez autora, stanowią ogromną siłę powieści. Dzięki nim ta historia żyje, bawi, wzrusza i pozwala wsiąknąć w te niesamowicie intymne, a jednak doskonale zrozumiałe dla nas opowieści. Bajaja pozwala nam pojąć specyficzność tych ludzi, ich pasje, słabości, nawet niepowtarzalny język (tu trudno nie wspomnieć o madame Zwinger, mieszającą kilka języków w jednej wypowiedzi). Dzięki jego otwartości, żywemu językowi, dygresyjności, aż chce się więcej – nie tylko prześmiesznych sytuacji, jak chociażby wendetta na dorosłych wykonana z okrzykiem ŚMIERĆ REDAKCJI na ustach, ale także tych przygnębiających, łapiących za serce, których w Nad piękną modrą Dřevnicą zabraknąć nie mogło. Pomimo dziecięcej perspektywy, pomimo naiwności tamtych lat.

Bajaja nie boi się tematów strasznych, tych, o których czyta się z trudem. Koszmar komunizmu przemyka gdzieś między uliczkami, dotyczy właściwie tylko dorosłych (choć i oni rzadko o nim wspominają), bo Tonik i Jana żyją pod ochronnym kloszem, nie widząc w czerwonych chustach pionierów niczego złego. Wręcz odwrotnie – oni ich pragną. Wstydzą się swojego burżuazyjnego pochodzenia, recytują z żarem w oczach wiersze ku chwale proletariatu i pragną być bojownikami o sprawiedliwą sprawiedliwość. W listach opowiadających o tym mrocznym czasie czuć wstyd, którego wcześniej nie dało się zauważyć. Wstyd za własną głupotę, za nieumiejętność zrozumienia, za niepopartą logiką żarliwość. Widać to zwłaszcza wtedy, gdy Bajaja opowiada o tym, jak chciał zadenuncjować ciotkę za słuchanie Radia Wolna Europa. To idź. I nie wracaj – słyszy od ojca. Te wspomnienia palą, po latach wracają ze zdwojoną siłą, gdy umierają dziadkowie, rodzice, najbliżsi, których kiedyś nie do końca się rozumiało. 

Doskonale czyta się te bajania, w które tak łatwo jest wejść, rozgościć się, trudno zaś wyjść, gdy zauważamy, iż historia powoli dobiega końca. A przecież autor z pewnością mógłby snuć swoją opowieść dalej, pisać kolejne listy do siostry i wspominać słodkie dzieciństwo, tak w koło Macieju, jak dobrą gawędę, która umila zimny wieczór spędzony przy kominku z ulubionym gorącym napojem. Szkoda, że dobre książki mają ostatnią stronę, a dobre historie trzeba przerwać lub skrócić, gdy słuchacze są głodni bądź zmęczeni. Całe szczęście one nigdy tak naprawdę się nie kończą, zostając z nami, gdzieś z tyłu głowy. 

Moja ocena: 7,5/10

Nad piękną modrą Dřevnicą przeczytacie też tutaj:
Literackie skarby świata całego
Mniej niż 100 słów


Za piękny rejs przez Dřevnice, dziękuję
 Autor: Antonín Bajaja
Tytuł: Nad piękną modrą Dřevnicą
Data wydania: listopad 2017
Tłumaczenie: Dorota Dobrew
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Liczba stron: 556


11 komentarzy:

  1. No właśnie, mnie przy tej lekturze nachodziła refleksja, jak trudne musiało być wychowywanie dzieci w tamtych czasach. Chronić je (i całą rodzinę, bo przecież cała rodzina mogła ponieść konsekwencje "chlapnięcia" czegoś przez dziecko wśród ludzi) przed prawdą, ale z obawą, czy komunistyczna edukacja ich jednak nie wykrzywi. Rodzice Bajai wybrali strategię wycofania, wierząc, że kiedy dzieci podrosną, wszystko zrozumieją i same będą potrafiły rozpoznać, co jest słuszne a co nie - i tak się rzeczywiście stało. Ale jak trudna musiała być taka powściągliwość! A książka piękna, rzeczywiście nie chce się z niej wychodzić, i bardzo ładna puenta Twojego tekstu :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - początkowo dziwiłam się, czemu aż tak chronią dzieci, czemu choćby po cichu nie próbują im wyjaśnić tego podziału sił. Ale przecież dziecko może powiedzieć w szkole czy poza nią coś, co zaszkodzi całej rodzinie. Rodzice Bajai okazali się niezwykle mądrzy i cierpliwi. Zresztą, pięknie się to wpisuje w całą powieść, tworzy rozdźwięk między sielskością i niebezpieczeństwem, które żyją gdzieś koło siebie. Nie spodziewałam się, że ta powieść aż tak mnie poruszy.

      Usuń
  2. Wspomnienia z dzieciństwa mają swój czar :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej książce całe szczęście tkwi coś więcej, niż tylko czar.

      Usuń
  3. No i cóż ja mogę napisać, znów książkowe klimaty i znów jestem zainteresowana :)Ogólnie nie przepadam za opowieściami pisanymi z perspektywy dziecka lub szczegółowo przywołującymi czasy dzieciństwa bohaterów, a jednak dla tego pozycji mam ochotę zrobić wyjątek. Chyba przyciąga mnie kontrast pomiędzy światem dorosłych wiedzących, że wyzwoliciele to tak naprawdę ciemiężyciele, a dzieci, które nie widzą nic złego w powojennej rzeczywistości, bo jej nie pojmują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, tu jednak to dorosły Bajaja wspomina swoje dzieciństwo, więc nie jest to w pełni "dziecięca perspektywa", choć to właśnie w nią autor się wczuwa. Bo dzieciństwo jest w tej powieści kluczowe. Poza tym nie brakuje tu uroczego czeskiego humoru, dziecięcych psot, barwnych postaci i właśnie tego rozdźwięku między światem dorosłych i dzieci. Zresztą, co ja tam będę gadać - czytałaś recenzje :P. Naprawdę mi się podobało.

      Usuń
    2. I chyba w tej subtelnej różnicy tkwi sedno, tzn. jeśli dorosły bohater przywołuje co jakiś czas dzieciństwo to jest w porządku. Gorzej, jeśli cała opowieść toczy się, gdy bohater tym dzieckiem jest. Wtedy już zazwyczaj pojawia się u mnie jakieś "ale". Czytałam, czytałam i przez nią nabrałam ochotę, żeby też poznać tę opowieść. Potrafisz do książki zachęcić :)

      Usuń
  4. Właściwie to od kiedy przeczytałem recenzję Nai już byłem przekonany, ale z każdą recenzją coraz bardziej i bardziej nakręcam się na tę książkę, a właściwie to już nie mogę przestać o niej myśleć; muszę ją zamówić jeszcze dzisiaj, aby po zakończeniu "Przypadku Charlesa Dextera Warda" Lovecrafta wziąć się za jej czytanie :D. Ta dziecięca codzienność, w której tylko w tle przebiega okrucieństwo komunizmu, widziana teraz z perspektywy dorosłego, przypomina mi trochę "Księgę szeptów" Vosganiania. Obawiam się jednak, ze Bajaja pisze zupełnie inaczej, a ja nastawiam się niewłaściwie, ale zobaczymy. Oby mi nie minęła ochota do poniedziałku! (Wtedy książka powinna już dotrzeć ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha no proszę, czyli czar czeskiej literatury zaczął i na Ciebie działać ;). Uuu czytasz "Przypadek..."? Lubię bardzo to opowiadanie - jestem ciekawa, jak Ci się spodobało. Zresztą w ogóle czekam aż skończysz tego Lovcrafta i walniesz meeega wielką recenzję :D.
      Hmm nie czytałam "Księgi szeptów" więc nie mogę się odnieść, ale mam wrażenie, że w tamtym przypadku więcej jest jednak tragizmu (wnioskuję po przeczytanych recenzjach). Więc zobaczymy, jak tam Ci podejdzie Bajaja, który nie ucieka i od humoru, i od nawiązań kulturowych. Trzymam kciuki, żeby ochota Ci nie przeszła ;).

      Usuń
    2. "Spodobało"? :D Haha, jeszcze nie przeczytałem, bo miałem ciężki tydzień i dopiero wczoraj przysiadłem do opowiadania ponownie, ale nadal zostało mi jeszcze sześćdziesiąt stron ;). No i nie wiem, co z tą ochotą, bo w tym momencie czuję się wkręcony w Lovecrafta, więc albo po "Przypadku..." będę czytał go dalej, albo jednak Bajaję :D. Nie wiem, która z obu opcji jest dla ciebie bardziej satysfakcjonująca :D. Ale pewnie masz rację z tym Vosganianem, ja po prostu tak bym chciał znaleźć choć trochę podobną książkę, że czepiam się każdej, nawet najmniejszej nadziei :P.

      Usuń
  5. Książka z pewnością zasługuję na poświęcenie jej czasu, ja do tej pory nigdy się z tym tytułem nie spotkałam, ale jak tylko będę miała możliwość na pewno się z nią zapoznam ;)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)