niedziela, 11 czerwca 2017

"Zwrotnik Raka" Henry Miller - recenzja


Natural born sinner




Oficyna Literacka Noir sur Blanc po raz kolejny wydaje klasykę, która od przeciętnego czytelnika wymaga czegoś więcej, niż uważnej lektury – wymaga wyjścia poza własny światopogląd. Wcześniej Bukowski, znany skandalista i rozpustnik, teraz Miller, którego Zwrotnik Raka miał być swojego rodzaju środkowym palcem wyciągniętym w stronę Boga, Sztuki, Człowieczeństwa, Przeznaczenia, Czasu, Miłości i Piękna. Czy powieść Millera nadal szokuje, czy może czas odrobinę stępił jej pazurki?



 

Fabularnie powieść Millera nie wybiega poza opis życia amerykańskiego pisarza, próbującego przeżyć w stolicy Francji, nie odmawiając sobie przy tym wszelkich uciech, które to miasto przynosi. Czytelnik ma przyjemność przejść się wraz z bohaterem po odrażających spelunkach, podłych burdelach i hotelach na godzinę, szukając rozkoszy, taniego trunku i być może czegoś do jedzenia.

Zresztą miłość Millera do jedzenia jest jedną z rzeczy, które w Zwrotniku Raka się wyróżniają. Bo o ile możemy spodziewać się po wielkim skandaliście, że będzie zachłannie wgryzać się w ciała prostytutek i innych uroczych panienek, zdolnych przespać się z kimś za drinka, o tyle trudno mi było wyobrazić sobie zblazowanego intelektualistę, który modli się o ciepły posiłek. Dla przykładu, Bukowski o jedzeniu nie pisał nigdy – nie był nim zainteresowany ani podczas alkoholowego ciągu, ani po nim. Ale może odpuszczę sobie porównywanie Millera do Bukowskiego, bo to jednak dwa zupełnie inne światy, choć oscylujące wokół podobnych wartości: wolności za wszelką cenę. W Zwrotniku Raka to bumelanctwo, pomieszkiwanie to u jednego, to u drugiego znajomego, jest wyraźną niezgodą na normalne życie. Zresztą norma w przypadku Millera nie wchodzi w grę. Praca, dom, rodzina? To zbyt mocno zakorzenione w nudnej codzienności, w której pisarz nie odnajdzie niczego wartego choćby wzmianki.

Chociaż Miller nie jest skory do zakładania rodziny, często wspomina swoją żonę, Monę, która zostawiła go jeszcze w Stanach. I tak to niespełnione uczucie przekrada się przez historię na paluszkach, od czasu do czasu przypominając czytelnikowi o swojej obecności. Stanowczo za rzadko jednak by stwierdzić, że Zwrotnik Raka jest utworem mówiącym o miłości. Ona występuje tu jedynie jako zwierzątko prowadzone na smyczy, łagodne i delikatne, często chowające się w domu. Prawdziwą bestią jest zaś seksualna żądza, która z miłością nie ma tu oczywiście nic wspólnego. Jest palącym pragnieniem – palącym nierzadko dlatego, że główny zainteresowany cierpi na jedną z wielu chorób wenerycznych. Jest też aktem prawie całkowicie odczłowieczonym. Niejednokrotnie znajomi Henry’ego proponują mu „swoje dupy” tuż po ukończeniu aktu. Niczym smutna jałmużna, kobieta przechodzi z rąk do rąk, a jej ciało nie znaczy więcej niż to, ile ktoś jest w stanie za nie zapłacić. Jednak kobiety w Zwrotniku Raka nie są biednymi, wykorzystywanymi białogłowami. To doświadczone sprzedawczynie – dziwki z zawodu lub zamiłowania, które potrafią nie tylko okręcić sobie mężczyznę wokół palca, ale także zniszczyć go jednym ruchem. Są niebezpieczne, chore, znudzone albo zrozpaczone. Nie można im ufać, jednak są towarem, którego pragnie każdy. To samo tyczy się tych niewielu bogaczek, które mogą jednym pstryknięciem palcami zapewnić mężczyźnie coś więcej, niż seksualne uciechy… trzy posiłki dziennie i dach nad głową. O tak, mężczyźni w Zwrotniku Raka nie żenią się, jednak marzą o opiekunkach, nie chcą zobowiązań, lecz liczą na wikt i opierunek. Role nie są więc tak nierówne, jak mogłoby się wydawać. W tym świecie gnojków i suk, łachmaniarzy, awanturniczek, zboczeńców i dziwek, nic nie jest proste, nic nie jest oczywiste.

Jednak co poza tym? Powieść Millera napisana została z niemal poetycką dbałością, była śmiała i kontrowersyjna w latach 30. XX wieku, później również. Teraz wydaje mi się jednak mało porywającą i przede wszystkim niezbyt ekstremalną historią artysty, który zdobył się na życie na własnych warunkach. Czy jest w tym głębia myśli i przekazu? Tak, nietrudno ją znaleźć, choć Miller skutecznie przynudza. Nie mogę nie zgodzić się ze zdaniem Bukowskiego, który twierdził, że podczas filozoficznych fragmentów powieści Millera, po prostu usypiał. U mnie było bardzo podobnie. Może jestem spaczona, może zaprawiona w bojach. Nie da się jednak ukryć, że proza Millera nie dotknęła mnie tak, jak powinna. 

Moja ocena: 6/10

Za podróż do spaczonego Paryża dziękuję
 
Autor: Henry Miller
Tytuł: Zwrotnik Raka
Data wydania: 27.04.2017
Wydawnictwo: Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Liczba stron: 360 

8 komentarzy:

  1. Generalnie lubię książki w podobnym stylu i bardzo mnie ucieszyło wznowienie Millera w tym roku - mam zamiar przeczytać książkę, bo ciekawi mnie już od dawna, aczkolwiek nie spodziewałam się, że może powodować znudzenie - oczywiście sięgnę mimo tego, ale liczyłam, że mogę oczekiwać samych zachwytów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również świetnie odnajduję się w takich klimatach, ale jednak w tym przypadku coś nie zagrało. Prostota wypowiedzi i głębia przekazu porwała mnie u Bukowskiego. Tu jest odwrotnie - język momentami przytłacza, a sens nie porywa. Sięgnij po nią śmiało - jestem ciekawa co o niej powiesz;)

      Usuń
  2. Lubię książki które wymagają od czytelnika umysłowego zaangażowania. Z tym tytułem miałam styczność jeszcze na studiach i z tego co pamietam nie udało mi sie dobrnąć do końca :(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu spodziewałam się trochę większego zmuszenia mnie do zaangażowania, ale nie jest źle;). Hm wiesz, sporo osób "wymięka" przy tej książce. Jest wulgarna i momentami nudna. Nie dziwię się więc, że nie dobrnęłaś do końca:)

      Usuń
  3. Jeśli idzie o Millera, to jeszcze nie czytałam, choć kusi mnie ten "Zwrotnik Raka" od wielu lat (chociaż był niedostępny, bo nakład się wyczerpał, więc ucieszyłam się, że wznowili). ;) Warto wspomnieć przy postaci autora o jego kochance, również pisarce, Anais Nin - polecam "Kazirodztwo" (jej dzienniki, w których opisuje między innymi romans z Millerem, romans z żoną Millera - June, romans ze swoim terapeutą i romans ze swoim ojcem - ale ostrożnie z pochopnymi ocenami, bo Anais lubiła dużo ubarwiać, a wręcz konfabulować o swoim życiu, niemniej warto, bo świetnie oddaje życie artystyczne Paryża lat 30-tych). :)

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również kusił i w końcu się skusiłam ;) Nie żałuję, choć spodziewałam się trochę czegoś innego. Jestem ciekawa jak Ty ją odbierzesz po latach kuszenia ;) O Anais Nin wspomniano w posłowiu, ja z kolei od dawna czaję się na jej twórczość, więc myślę, że prędzej czy późnij po polecaną przez Ciebie książkę sięgnę :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Chyba nie jestem gotowa na taką dawkę uprzedmiotowienia człowieka. Masz rację, tego typu książka robiła wrażenie w latach 30-tych, ale teraz jest odbierana już zupełnie inaczej. I choć pewnie do Millera kiedyś sięgnę, poszukam jakiejś współcześniejszej powieści niż jego debiut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na taką literaturę trzeba się mentalnie nastawić. Choć Miller mnie nie zszokował, to jednak pewne motywy w jego książce mogą przerazić - chociażby wspomniane w recenzji relacje z kobietami. Zresztą autor był przez całe życie atakowany przez feministki ;)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)