wtorek, 29 listopada 2016

"Niewidzialne życie Iwana Isajenki" Scott Stambach - recenzja




 Smutki i radości umierających


Pierwsza zasada dotycząca podejścia do debiutów brzmi: nie nastawiaj się na nic dobrego. Staram się jej trzymać, choć jak wiadomo nie zawsze się to udaje. Czasem winę za to ponoszą inni recenzenci, którzy zdążyli książkę wychwalić pod niebiosa, częściej jednak jest to sprawka wydawcy pragnącego zachęcić czytelnika sporą ilością pozytywnych opinii innych autorów. W przypadku powieści Stambacha nie mogę narzekać ani na jedno, ani na drugie – podeszłam do lektury z czystym umysłem. I całe szczęście.




Iwan Isajenko nienawidzi swojego życia. Można powiedzieć, że każdy nastolatek przechodzi taki etap, jednak Iwan ma ku temu szczególne powody. Chociażby fakt, że mieszka w Szpitalu dla Ciężko Chorych Dzieci, nie ma matki ani ojca, co gorsza nie ma także nóg, jest tak brzydki, że nie przez całe siedemnastoletnie życie skutecznie omija wszelkie lustra, a jedyną osobą, z którą może normalnie porozmawiać jest siostra Natalia. Jest też jego wybawicielką, gdyż zaopatruje go w literaturę piękną i fachową, dzięki której Iwan rozwija swój umysł i pracuje nad ciętym językiem – utrapieniem wszystkich pielęgniarek pracujących w placówce w Mozyrzu. Jednak nareszcie coś zmienia się w życiu Iwana, a on, jak można się tego spodziewać, nie jest z tego faktu zadowolony.



Nie czytam książek młodzieżowych. Co więcej – unikam ich jak ognia. Kojarzą mi się z prostymi fabularnymi rozwiązaniami, płaską wizją świata i całkowitym brakiem pogłębionej psychologii postaci. Być może całkowicie się mylę, a niektóre młodzieżówki zaskakują pomysłowością i wykonaniem. Nigdy jednak nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Nadal nie mam. Bo choć w którymś momencie przestraszyłam się, że Niewidzialne życie Iwana Isajenki to typowa powieść dla młodzieży, a ja już dawno przestałam zaliczać się do tej grupy wiekowej, autor poradził sobie z tematem na tyle, by książka o nastolatku stała się historią bardziej uniwersalną. A przynajmniej oddziałującą na wyobraźnię człowieka dorosłego (i, bądźmy szczerzy, czepialskiego).



Choć czytelnik już od pierwszych zdań wie, że główny bohater najpierw zyskał odrobinę normalności, a następnie stracił ją w zatrważająco szybkim tempie, z przyjemnością śledzimy poczynania Iwana, jego próbę przedstawienia nam sytuacji w szpitalu, a także chęć opowiedzenia o swoim smutnym życiu. Chęć, która narodziła się dopiero po śmierci Poliny – dziewczyny o lepkich paluszkach i zamiłowaniu do zagranicznej muzyki rockowej. Jednak na całe szczęście powieść Stambacha to nie tylko historia pierwszej miłości skazanej na niepowodzenie. Gdyby tak było, z pewnością książkę rzuciłabym w kąt, a autora zjechała od góry do dołu. Zamiast pójść na łatwiznę i ukazać kwitnące uczucie między chorymi nastolatkami, Stambach postanawia oddać głos Iwanowi, pozwolić mu prowadzić czytelnika po wszystkich zakamarkach Szpitala dla Ciężko Chorych Dzieci w Mozyrzu. Dzięki temu wiemy o małym Maxie wygiętym w łuk, cierpiącym i całkowicie zdanym na łaskę niezbyt czułych pielęgniarek, o rudych bliźniaczkach – milczących, choć najwyraźniej porozumiewających się ze sobą przez cały czas, o tym, że dyrektor placówki przychodzi nocami do swojego gabinetu i długo zajmuje się najbardziej biuściastą pielęgniarką, o niezliczonych butelkach wódki pochowanych w najdziwniejszych miejscach i wstrętnym jedzeniu, które nie zmienia się nigdy. Wszystkie te szczegóły, tworzące monotonne życie Iwana, pozwalają nam na rozgoszczenie się w szpitalu i przyglądaniu się wszystkim przedziwnym wydarzeniom, które dla siedemnastoletniego chłopaka są normą. Przez to tym lepiej widzimy, kiedy egzystencja zamienia się w coś bardziej przypominającego życie – smutne, ale niepozbawione zwariowanego piękna.



Istotnym elementem powieści jest literatura. To ona zajmuje najważniejsze miejsce w życiu Iwana. Bułhakow, Nabokov, Sołżenicyn, Gogol, Czechow – to tylko kilku autorów, których chłopak pochłania każdego dnia. A na literaturze rosyjskiej się nie kończy. Iwan, dla przyjemności i w celach badawczych czyta także Junga, interesuje się psychologią, a następnie wypróbowuje swoje teorie na przychodzących do szpitala psychologach. Przecież trzeba znaleźć sobie jakąś rozrywkę, prawda? Dzięki temu Niewidzialne życie Iwana Isajenki przepełnione jest nawiązaniami literackimi i smaczkami, które każdy mol książkowy będzie czytał z uśmiechem na ustach.



Chociaż powieść Stambacha czytało mi się zaskakująco przyjemnie, zabrakło mi w niej czegoś co sprawiłoby, że Niewidzialne życie Iwana Isajenki stałoby się książką ważną, trudną do zapomnienia. Styl autora jest ciekawy, pełen ironii i humoru, nie wystarczy jednak, bym za miesiąc czy dwa nadal pamiętała o tym debiucie. Podobnie jest z samą tematyką i ostatecznym wydźwiękiem książki (którego oczywiście nie zdradzę). To jak posmak czegoś przyjemnego, gdzieś na początku języka, który jednak jest prawie niemożliwy do sprecyzowania. Niby dobrze, ale jednak czegoś brak. Może jestem mało emocjonalna? A może po prostu oczekuję od literatury czegoś więcej, niż całkiem interesująca historia o życiu z piętnem choroby? W powieści Stambacha tkwi sporo tropów – za przykład niech posłuży sama choroba Iwana, która jest konsekwencją wybuchu reaktora w Czarnobylu – żaden z nich nie wyróżnia się jednak na tyle, bym mogła powiedzieć, że jest to utwór głęboko skupiony na wielu kwestiach dotyczących jednostki i społeczeństwa.



Jednak pomimo to Niewidzialne życie Iwana Isajenki mogę uznać za udany debiut, interesujący i zabawny, ciepły w pewien przedziwny sposób. Zobaczymy co też następnym razem przygotuje dla nas Scott Stambach. Mam nadzieję, że przebije swoją pierwszą powieść, bo potencjału odmówić mu nie można. 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość poznania chłopca z Mozyrza, dziękuję
 
Autor: Scott Stambach
Tytuł: Niewidzialne życie Iwana Isajenki
  Data wydania: 15.11.2016
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 360

18 komentarzy:

  1. Powieści o chorych nastolatkach przeżywających pierwszą miłość? Zdecydowanie nie. Powieści, w których bohater zaczytuje się w klasyce literatury i testuje zdobytą wiedzę na personelu? Brzmi dużo lepiej :) Zastanawiam się tylko na ile widoczny jest wątek choroby? Bo nie ukrywam, że bardzo nie lubię czytać o tym jak bohaterowie cierpią z powodu choroby, umierają, a ich bliscy mierzą się z żałobą. To dla mnie tak depresyjne, że na pewno nie zafunduję sobie takiej lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nawet muszę Ci powiedzieć, że i z tą miłością nie jest tak bajkowo, bo Iwan jest naprawdę odpychający. Nie jest to romans z gatunku: byliby taką piękną parą, gdyby byli zdrowi ;) Jeśli ciężko przeżywasz tematykę chorób, to może jednak sobie odpuść. Wiele Cię nie ominie, to nie jest książka, którą koniecznie trzeba przeczytać. Dla mnie była przyjemna, pomimo samej problematyki. Poza tym chyba aż tak nie odczułam ogromu nieszczęścia bohaterów - głównie dlatego, że podane jest to dość humorystycznie.

      Usuń
    2. Tak, choroby to jest coś, o czym nie jestem w stanie czytać. Pochłaniam kryminały, w których ginie zazwyczaj kilkoro bohaterów i nie mam z tym problemu, ale unikam opowieści o tym jak bohaterowie chorują, cierpią i przygotowują się do odejścia. Dlatego w tym jedynym aspekcie nie będę się katować literaturą. Po przemyśleniu chyba jednak odpuszczę znajomość z tą powieścią, chociaż rozumiem, że obecność humoru łagodzi wydźwięk.

      Usuń
    3. Właściwie nie ma w tym nic dziwnego - kryminały są skonstruowane zupełnie inaczej i raczej nie wywołują w nas uczucia żalu czy smutku. Możemy ewentualnie stwierdzić, że za dużo tych trupów i fabuła jest przez to mniej realistyczna :P A tego typu książki jednak starają się grać na emocjach. Ja nie mam serca, więc mnie to nie rusza, ale rozumiem, że Ty nie lubisz się katować chorobami ;)

      Usuń
    4. Masz serce masz, po prostu jesteś odporniejsza :D Fakt, w kryminale co za duża trupa, to niezdrowo.

      Usuń
  2. Czuję, że ta wędrówka po szpitalnych salach, tak normalna dla bohatera, dla czytelnika może okazać się poruszająca. Dobrze, że autor odbiega od utartych schematów i chociaż kieruje przekaz do młodych ludzi, to spokojnie można wychwycić wspomniany uniwersalizm. Szkoda, że finalnie coś tej pozycji brakuje, ja rzadko sięgam po podobne lektury, wydają mi się zbyt przygnębiające, ale tej może dam kiedyś szansę. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka nie mierzi dorosłego czytelnika infantylnością, więc nie jest źle :) Poza tym może to być naprawdę przyjemna lektura, pomimo nieszczęść, jakie spotkały głównego bohatera. To jedna z pozytywniejszych książek jakie ostatnio czytałam, więc nie bój się, że zbytnio Cię przygnębi ;)

      Usuń
    2. A widzisz, ja po przeczytaniu recenzji wyczułam w lekturze przygnębiający nastrój :) Teraz będę spokojniejsza, gdy pomyślę o przeczytaniu tej pozycji. Pozdrawiam! :)

      Usuń
    3. Jasne, przygnębienia nie da się z niej odsączyć - to w końcu książka o umierających dzieciach ;) ale w ogólnym rozrachunku może mieć w sobie coś... katarktycznego :)

      Usuń
  3. Dla młodzieży na pewno ta książka byłaby idealna,a i ja mam ją na czytniku i najbardziej zaintrygował mnie tytuł bo czuje małą słabość do powieści których akcja rozgrywa się w Rosji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że jako miłe czytadło nadaje się także dla dorosłego i wymagającego czytelnika - to znaczy, że jest całkiem nieźle :) A akcja rozgrywa się na Białorusi, ale mam nadzieję, że to Cię nie zniechęci :)

      Usuń
  4. To testowanie psychologów w ramach walki z nudą wygrywa:p czuję, że to lektura dla mnie. Tematyka szpitala i chorób mnie nie odstrasza, Białoruś jako miejsce akcji przyciąga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, było zabawnie :) Wydaje mi się, że książka naprawdę mogłaby Ci się spodobać. Stanowczo jesteś bardziej uwrażliwiona na takie historie niż ja, więc śmiało - jestem ciekawa Twojej opinii :)

      Usuń
  5. Nietypowe hobby Iwana kusi, ale obawiam się, że na razie nie mam nastroju na historie o chorobach. Jakoś na razie muszę odpocząć od tych klimatów. ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie namawiam - nie jest to lekturą, którą po prostu trzeba przeczytać. Ot, niezła książka na zimowy wieczór. Może poczekać na lepszy nastrój :)

      Usuń
  6. Ale jak na debiut dałaś wysoką ocenę - więc może następna jego książka okaże się strzałem w dziesiątkę albo przynajmniej w ósemkę? :D Bo sam opis książki brzmi dość ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ocena jest ciut zawyżona ze względu na to, że książka jest debiutem. To powieść z gatunku niegłupich czytadełek, przyjemnych, ale przy tym zastanawiających. I z ciekawym pomysłem. Więc w sam raz na miły zimowy wieczór :)

      Usuń
    2. Ach, no to już mniej ciekawie :) W takim razie nie spieszy mi się tak bardzo z poznaniem jego powieści.

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)