piątek, 12 sierpnia 2016

"Joyland" Stephen King - recenzja



 Zabawa na sprzedaż


Choć ta powieść mistrza horroru już na pierwszy rzut oka różni się od jego wielkich objętościowo utworów, Joyland jest niezaprzeczalnie dzieckiem swojego ojca – jednak w odrobinę odmiennym tonie.




Światem rządzi przypadek – o tym właśnie przekonał się Devin Jones, gdy razem z brudnymi naczyniami trafiła do niego gazeta z zakreślonymi ogłoszeniami o pracę. Pracuj blisko nieba głosiło jedno z nich i właśnie ono skusiło tego studenta anglistyki o duszy marzyciela. Tym sposobem Devin znalazł pracę w Joylandzie, parku rozrywki, w którym ludziom sprzedaje się zabawę. Jednak nawet takie miejsca mają swoje mroczne strony.



Jeśli sięgacie po Joyland spodziewając się horroru mrożącego krew w żyłach, radzę wam odłożyć tę książkę na półkę. Tym razem King nie chce nikogo straszyć, lecz zabrać nas w sentymentalną podróż po latach swojej młodości. Nie uświadczymy tu jednak takiej dokładności w opisywaniu Ameryki dwudziestego wieku, jak w przypadku Dallas’63, gdzie autor zagłębiał się w czasy z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Tym razem to tylko kilka popkulturowych sygnałów, jednak wystarczą one w zupełności, by poczuć specyficzny klimat tamtych lat. Joyland to powieść obyczajowa, choć z kryminalnym rysem. Silne wspomnienie lata 1973, które dla głównego bohatera było najwspanialszym i najstraszniejszym latem jednocześnie. King nie próbuje ani straszyć ani zaskakiwać na siłę. Niesamowicie sprawnie buduje swoją całkiem zwyczajną historię, w którą upycha wydarzenia małe i duże, a także te, które zostają w człowieku do samego końca – w ten sposób tworzy piękny, wzruszający, czasem straszny a czasem śmieszny wycinek życia ludzkiego.



Ci, którzy znają Kinga doskonale wiedzą, że nie oddałby on swoim czytelnikom opowieści o mężczyźnie, w którego historię nikt nie uwierzy. Devin sam jest narratorem, a przy okazji pisarzem, dlatego jego przygody opisane są barwnie i ciekawie. Jednak przede wszystkim jest on postacią przekonującą, którą czytelnik pragnie poznać. Choć tym razem mogłam towarzyszyć mu jedynie przez trochę ponad trzysta stron, nie zmienia to faktu, że polubiłam go już od pierwszego zdania. Tak było z całą resztą bohaterów, przyjaciółmi Devina i pracownikami Joylandu. Każdy z nich był jedyny w swoim rodzaju, każdy wywoływał jakieś emocje, nawet najmniejsze. To kolejny dar Kinga – umiejętność tworzenia bohaterów, wobec których nie da się być obojętnym.



Nie muszę nikogo przekonywać do tego, że King jest świetnym pisarzem – o tym wie każdy, kto zetknął się z jego twórczością. No, może nie każdy, ale niewiele znam osób, które były w stanie oprzeć się jego poczuciu humoru i swobodzie, z jaką opowiada on nawet najbłahszą historię. Tym razem, a jakże by inaczej, otrzymujemy ten sam cudnie dygresyjny i zabawny styl, którym od dawien dawna raczy nas Król. I właśnie to przede wszystkim on wciąga nas w historię Devina i niesamowitego parku rozrywki. Bo, choć zabrzmi to dziwnie, to nie fabuła jest tutaj najważniejszym elementem. To właśnie sposób opowiadania sprawia, że czytamy i wsiąkamy w świat Devina Jonesa. Z każdą stroną jesteśmy coraz bliżej zakończenia i z jednej strony cieszy nas to, a z drugiej przygnębia – tak miałam z większością książek tego autora i Joyland nie stanowi wyjątku. Tę powieść po prostu świetnie się czyta.



Ale... przecież nie może być tak, że sam lukier spłynie na autora. Gdy skończyłam Joyland czułam niesprecyzowany zawód. Niesprecyzowany, bo przecież ta książka miała prawie wszystko – dialogi, bohaterów, styl i ten niesamowity klimat. Jednak prawie nie jest w stanie zadowolić, gdy oczekujemy czegoś zupełnie innego. Joyland nie miał jednej rzeczy, a właściwie miał ich za mało. To, czego ostatnio mieliśmy aż w nadmiarze (czy w przypadku Kinga można mówić o nadmiarze?!), tym razem okazało się niewystarczające. Mowa, ni mniej ni więcej, o stronicach nowej książki Kinga. Choć Joyland czytało się bajecznie, po Ręce mistrza, Pod kopułą i Dallas’63 chciałabym trzymać w dłoniach kolejną książkę wielkości żelbetonowego kloca. Otrzymałam 336 stron zapisanych sporą czcionką (w porównaniu z poprzedniczkami), które pobudziły mój apetyt na Kinga, podrapały mnie trochę po żołądku i zostawiły konającą z głodu. Może i lepiej, że jedynym moim zarzutem do autora jest niewielka objętość. Może dłuższa historia zniszczyłaby to, co tym razem wysmażył nam King. Może, a może nie.



Jednak Joyland to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy uważają się za fanów mistrza horroru. Zresztą, po co ja to mówię? Ci prawdopodobnie już dawno przeczytali już wszystkie jego powieści, a teraz czekają na następne. Bo głód na Kinga rośnie w miarę jedzenia. Joyland na pewno go podsyci. 

Moja ocena: 7/10

Autor: Stephen King
Tytuł: Joyland
Data wydania: 6.06.2013
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 336

42 komentarze:

  1. Pomimo, że od kilku lat chce przeczytać jakąś książkę Kinga mi z nią nie po drodze. Czytałam tylko Carrie, ale nie przypadła mi ona aż tak bardzo do gustu. Muszę się zabrać za inną powieść autora i tym razem mam nadzieję że trafię na dobry horror. "Joyland" na razie odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chciałabyś przeczytać dobry horror Kinga, to ja mogę polecić Ci "Rękę mistrza" - fantastyczna historia i doskonały klimat. Z tych klasycznych horrorów nie znam niestety nic, bo ani "Lśnienia" ani "Miasteczka Salem" nie czytałam, ale ich sława mówi sama za siebie :)

      Usuń
  2. Skoro tym razem Król nie chce straszyć czytelnika, to może i ja nieśmiało spróbuję poznać ten styl, którym zachwyca się świat ;) może ta książka jest właśnie dla kogoś takiego jak ja szansą na zachwycenie się Kingiem, kto wie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że możesz śmiało spróbować. King to nie tylko nadprzyrodzone motywy i horror - to także cudowne obyczajówki. "Joyland" jest tego doskonałym przykładem. To dobra książka na rozpoczęcie przygody z tym mniej strasznym Kingiem :)

      Usuń
  3. Lubię "Joyland" za tę nostalgię, to spojrzenie wstecz z perspektywy kilkudziesięciu lat, tęsknotę za tym co pozostawiliśmy za sobą.
    Właśnie takiego Kinga jak w "Joyland" lubię najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też cenię sobie tego Kinga, nostalgicznego i gawędziarskiego. Nie mam nic przeciwko nadprzyrodzonym motywom, ale to chyba właśnie obyczajowość w jego prozie najbardziej mnie urzeka :)

      Usuń
  4. Hehehehe, faktycznie, dość rzadkie zjawisku u niekingowca, że narzeka się na zbyt małą ilość stron. :P Ale dobrze Ci się czytało widzę, i dobrze też oceniasz. To taka całkiem niezła, przyjemna i relaksacyjna książka, idealna na lato - klimat morza, miasteczka i dzieciństwa zachwycają i koją umysł, że można odpłynąć. A cała reszta? Jak to King - dialogi, relacje społeczne itp. itd. Fajnie, że go czytasz. :) Polecam ogromnie "Zieloną milę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam ją już dawno temu (recenzja jest stara), zaraz po premierze, a przed lekturą tej powieści połknęłam "Pod kopułą" i "Rękę mistrza", stąd też mój zawód małą ilością stron :) "Zieloną milę" również czytałam, chyba jako pierwszą, dawno, dawno temu. Teraz mam w planach "Worek kości", bo czeka na półeczce i się kurzy :)

      Usuń
    2. No to świetnie. Cieszy mnie, że czytujesz Kinga, bo gust masz wyszukany, i jak piszesz o książce to nie produkujesz głupot, tylko konkrety, więc jak widzę dobre opinie mistrzunia to jestem zadowolony jak pies, którego się drapie za uchem. :D Polecam Ci w takim razie bardzo mój ulubiony "Wielki marsz", "Dallas 65" i "Cmętarz zwieżąt" - nie przegap tego koniecznie. "Worek kości" też należy do ulubionych, ale to już masz i nie muszę się przekonywać. :P

      Usuń
    3. Hahaha postaram się w takim razie częściej "drapać" Cię za uchem takimi pochlebnymi opiniami o Mistrzuniu. O ile on dam mi do tego powód, oczywiście. "Wielki marsz" czytany, "Dallas '63" czytane, "Cmętarz zwieżąt" (o matko, jak to się okropnie pisze!) jeszcze przede mną, ale zapoznam się z pewnością :)

      Usuń
    4. No i cieszy mnie to. Czekam w takim razie na kolejne drapanko. :D

      Usuń
  5. Osobiście nie potrafię przeczytać książki Kinga. Nie obawiam się mocnych sen, czy też mrocznych opisów. Chyba jest we mnie coś, co sprawia, że ma typowy"odrzut" od twórczości autora. Mam książki Kinga w swojej bibliotece domowej czekają na lepsze czasy...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to właśnie jego ogromna popularność Cię odrzuca? Też tak mam ;) Poczekaj, poczekaj, ale nie skreślaj go - warto dać mu szansę :)

      Usuń
  6. Bardzo podobał mi się Joyland, to chyba najlepsza pozycja, jeśli chodzi o nowe książki Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Ale gdybym miała cofnąć się o kilka lat, to chyba jednak wybrałabym "Rękę mistrza" :)

      Usuń
  7. Ja bardzo lubię i cenię Kinga, ale jeszcze tej pozycji nie przeczytałam, więc koniecznie muszę to nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Nastrojowa, nostalgiczna i czarująca powieść - jeśli cenisz Kinga, to warto poznać go też od tej strony ;)

      Usuń
  8. Zacznę od tego, że uważam się za fankę Kinga, mimo że przeczytałam dopiero 7 powieści :P Po "Doktorze Sen", który mnie zawiódł, obawiam się sięgać po nowsze, niebędące horrorami książki Mistrza. Cieszę się z pozytywnej oceny jaką wystawiłaś tej historii. Dobrze, że uprzedzasz z jakim nastawieniem należy do niej podejść, żeby czerpać z lektury przyjemność. Ale na razie nie będę jej szukać, potrzebuję teraz kingowskiej grozy w czystej postaci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również uważam się za jego fankę, choć nie przeczytałam dużo więcej jego książek od Ciebie ;) "Joyland" zostaw sobie na lepsze dni, takie bez żalu do Kinga za barachło, które wydał :P Z horrorów polecam "Rękę mistrza" - chyba już kiedyś o tym rozmawiałyśmy. Naprawdę świetna powieść, z prawdziwym dreszczykiem, choć do strachliwych nie należę ;)

      Usuń
    2. Tak zrobię, "Joyland" zostanie na inny czas. Tak rozmawiałyśmy o "Ręce mistrza" i mam tę książkę w bliższych planach, jednak najpierw pewnie sięgnę po "Carrie" albo "Przebudzenie", bo te powieści już posiadam. Zostałam też namówiona na poszukanie "Cujo". Pewnie gdzieś koło tych 4 tytułów będę się kręcić :)

      Usuń
    3. "Przebudzenie" jest całkiem niezłe, chociaż strachów tam raczej niewiele. Jednak pamiętam, że lektura była przyjemna. "Carrie" z kolei nie czytałam, więc się nie wypowiadam :) Mam nadzieję, że tym razem King Cię nie zawiedzie :)

      Usuń
    4. Też mam taką nadzieję, bo kolejnego zawodu nie przetrwam:P

      Usuń
  9. Joyland jeszcze przede mną, przyznam szczerze, że trochę boję się po nią sięgać, bo nasłuchałam się wiele albo sceptycznych, albo wręcz mocno negatywnych opinii, które - w nawiązaniu do tego, co napisałaś - mogły być spowodowane błędnym nastawieniem na tę książkę jak na typowy horror. Przeczytam ją jednak na pewno, mam w planach cały dorobek Mistrza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie mnie to nie dziwi - ja też naczytałam się sporo negatywnych recenzji, które jednak mocno opierały się na przekonaniu, że ta powieść powinna być horrorem. Ale nie jest nim i w tym właśnie tkwi jej siła. Dobra, nawet bardzo dobra. Myślę, że się nie zawiedziesz :)

      Usuń
  10. Przekonałaś mnie do książki, chociaż zupełnie dotąd nie miałam na nią ochoty... Przyznaję, że najbardziej lubię Kinga pogrążonego w światach skupionych wokół Mrocznej Wieży. Lubię też te książki "z warstwą obyczajową". Chyba nie powinnam przechodzić obojętnie obok jego najnowszej książki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie taka najnowsza, bo książka jest z 2013 roku, ale z całą pewnością warto się na nią skusić :) Taki nostalgiczny King jest czasem dużo bardziej przekonujący niż ten, który próbuje nas straszyć. Gdybym miała wybrać "Joyland", albo jego ostatni zbiór opowiadań grozy, wybór byłby prosty :)

      Usuń
    2. No tak, parę rzeczy jeszcze od tamtej pory napisał:)

      Usuń
    3. Jak to King - ma taką parę w łapie, że pisze i wydaje jak za dwóch, albo trzech pisarzy ;)

      Usuń
  11. Ostatnio zaczęłam się zagłębiać w twórczości Kinga i powiem Ci, że bardzo go polubiłam. Tę ksiązkę na pewno kiedyś przeczytam. Ale to dopiero za kilka lat, kiedy będę miała dość typowych horrorów mistrza grozy i nabiorę ochoty na coś lżejszego, ale również w jego wydaniu.
    Pozdrawiam cieplutko,
    gabRysiek recenzuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie - fani Kinga rosną w siłę ;) Mam w takim razie nadzieję, że gdzieś po drodze się do niego nie zrazisz, bo facet potrafi być bardzo specyficzny;)
      Również pozdrawiam:)

      Usuń
  12. Mnie z kolei zawsze przerażały i zniechęcały te długaśne książki Kinga :P "To" dalej stoi i czeka (chyba na moją emeryturę). Dlatego czuję się bardzo zachęcona do "Joyland" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, w takim razie "Joyland" jest jak znalazł dla Ciebie - nie musi czekać na Twoją emeryturę ;)

      Usuń
  13. Nareszcie książka, która daje nam szansę na odmiennie opinie! ;-) Pamiętam jak dziś - chociaż czytałam ją kilka lat temu, tuż po premierze - jak bardzo mnie ta powieść wymęczyła... Przegadana, nudnawa, bez dreszczyku, bez napięcia... Wytrwałam do końca, choć było trudno i od tamtej pory nie miałam w ręku żadnej innej książki Kinga. Tęsknię za takim Kingiem jak w "Misery". Bo nawet "Ręka mistrza", o której wspominasz w jednym z komentarzy, choć faktycznie straszy, to jest zarazem jakaś... dziwna. Makabryczny pomysł z tą "ręką" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! a już myślałam, że ten dzień nigdy nie nadejdzie ;) I widzisz, nie dowiedziałabym się tego, gdyby nie naszła mnie ochota na zamieszczenie starej recenzji książki, którą czytałam zaraz po premierze :) Ja uwielbiam przegadanego Kinga, dla mnie to on może snuć i snuć. Sam motyw zbrodni rzeczywiście bez większych napięć, jednak atmosfera miasteczka mi to wynagrodziła. Szkoda, że Cię nie porwało, ale cóż... przynajmniej wiem o Tobie więcej ;)
      "Misery" jeszcze przede mną, teraz cieszę się tym bardziej :) A "Ręka mistrza" istotnie jest dziwna, ale ta dziwność podobała mi się strasznie, chciałabym nowego Kinga w takim właśnie stylu :)

      Usuń
  14. Kinga czytał prawie każdy, wcześniej czy później. Najbardziej lubię taką niepozorną książczynę "Dolores Claiborne", potem "Misery" i "To", a dalej - to już wszystko się miesza, mnie się miesza ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, znalazło by się jeszcze sporo osób, które Kinga nie znają - ale jednak słyszał o nim chyba każdy ;) Żadnej z wymienionych przez Ciebie nie czytałam, chociaż do "Misery" podchodzę już jakiś czas. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przeczytać wszystkie napisane przez niego książki :)

      Usuń
  15. Różnie u mnie z Kingiem, niektóre książki zapewniają mi mocne wrażenia, inne łapię się, że czytam z dużo mniejszym zainteresowaniem. Jednak, zawsze chętnie po nie sięgam, czasem nawet wracam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. King pisze tak dużo, że to prawie niemożliwe, by wszystkie jego powieści były dobre. Jednak udaje mu się trzymać wysoki poziom, a wiele z tych książek to prawdziwe klasyki :)

      Usuń
  16. Jak zawsze na nowego Kinga narzekam, tak to jedna z jego tych ostatnich książek, które bardzo mi się podobały. Może to daltego, że horroru tu tyle, co kot napłakał, a więcej tego, co lubię najbardziej - relacji międzyludzkich i portretowania dojrzewania. Gdyby to ode mnie zależało, to kazałbym Kingowi w ogóle wywalić ten bzdurny wątek z duchami i cały finał, pozostawiając piękną opowieść o tym, jak latem na progu dorosłości, coś się kończy i coś się zaczyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe zawsze możesz napisać do niego i kazać mu ograniczać się z motywami horrorowymi czy nawet kryminalnymi ;) Pewnie nie posłucha, ale przynajmniej będziesz mógł powiedzieć, że zrobiłeś wszystko :P Jeśli miałabym porównać jego ostatni zbiór opowiadań z chociażby "Joylandem", to bez dwóch zdań wybrałabym tę drugą pozycję:)

      Usuń
    2. Mówisz? Ponoć na Twitterze chętnie odpisuje, trzeba by spróbować :)

      Usuń
  17. Do Kinga z chęcią wrócę. Czytałam dwie powieści autora ("Pan Mercedes" oraz "Misery") i moje pierwsze wrażenie jest takie, że King zdecydowanie lepiej czuje się w powieściach grozy. "Joyland" zdaje się odbiegać od wszelkich horrorów, ale może ta niedługa treść, która dla Ciebie była przeszkodą, dla mnie okaże się wabikiem do przeczytania książki. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)